wstrzasniete.niemieszane86
19.04.17, 22:50
Od paru miesięcy szukam z mężem mieszkania w Warszawie. Na początku czułam entuzjazm i dużo sił do szukania (to będzie nasze pierwsze mieszkanie). Teraz wydaje mi się, że niedługo oszaleję.
Nasze oczekiwania, wydawałoby się, niewygórowane, raczej standardowe (wiadomo, balkon, sensowny widok, dobry układ pomieszczeń itd.). Tyle, że raczej z wtórnego, bo dość nam się spieszy.
Pierwsze mieszkanie, które nam się spodobało, znaleźliśmy bardzo szybko. Cena była atrakcyjna, bardzo blisko metra, dzielnica zgodna z preferencjami. Gdy się już zdecydowaliśmy (a ja w wyobraźni zaczęłam przestawiać ściany i wybierać kafelki), właściciele mieszkania się rozmyślili. Trudno - przełknęłam gorzką lekcję i szukaliśmy dalej. Parę tygodni później trafiło się mieszkanie bliskie ideału. Już po pierwszej wizycie chciałam tam mieszkać :) Pośrednik przekonywał nas, że na razie nikt nie jest zainteresowany, więc możemy się zastanawiać. Daliśmy sobie parę dni (oczywiście w międzyczasie z kontaktem do pośrednika, nie żebyśmy olali sprawę). I co? Ni z gruchy ni pietruchy okazało się, że sprzedała je inna agencja. Nasz pośrednik miał je zaklepać, ale najwyraźniej dał ciała.
Od tego czasu pustka. Wszystkie mieszkania porównuję do tamtego, wszystkie są gorsze (dużo droższe, słabsza lokalizacja, widok na wieżowiec lub głośną ulicę i te klimaty). Jestem już bliska desperacji, nawet ogłoszenia na dzielni wieszam. Czy ktoś kiedyś miał tak jak ja? Bo mam wrażenie że normalnie ludzie szukają, wybierają i kupują. A my kurna szukamy i nic. Codziennie wieczór spędzam na przeglądaniu dziesiątek ogłoszeń. Każde odwiedzane mieszkanie to rozczarowanie. HELP. Nikt z moich znajomych i rodziny nie chce już o tym słuchać, włącznie z mężem ;((