kiks4
29.12.22, 16:32
W moim najbliższym lesie, pod toporami niezwykle aktywnych leśników, padły ostatnie sosny, poddane przed laty tzw. żywicowaniu. Z siatki ukośnych nacięć kory sosny żywica spływała do metalowych a potem plastikowych puszek, przymocowanych do pnia. Przelana do beczek jechała do destylarni w celu przeróbki na kalafonię i terpentynę. Z kalafonią do czynienia mieli tylko skrzypkowie i elektronicy, lutujący swoje cuda, ale z terpentyną musiało się spotkać chyba każde dziecko urodzone w tamtym tysiącleciu.
Wszystkie choroby wieku dziecięcego leczone była przez wcieranie terpentyny w skórę pleców lub klatki piersiowej.
Kto to pamięta- ręka do góry.
Jednak wszystko kiedyś się kończy, przyszły nowe leki a destylarnia żywicy się spaliła. I dziś już w aptece terpentyny nie kupisz. A w sklepach malarskich pod nazwą terpentyna- sprzedają jakiś śmierdzący rozpuszczalnik. Świat idzie stale ku gorszemu...