clean1
14.07.11, 16:18
Nie wiem dlaczego, ale cały czas wierzyłem w to, że mimo baaaardzo długiego okresu wzwc (około 28 lat nim wyszło na jaw co i jak) nie jest z moją wątroba aż tak źle. Cały czas wydaje mi się, że przed terapią (rybka + inter) Pani doktor mówiła mi, że zwłóknienie mam 1 (fibrotest - firma farmaceutyczna - program - dodatkowo przyjmowałem eltrombopak na podwyższenie ilości płytek krwi). Nie wiem czy sie wtdedy przesłyszałem czy rozmowa była o czymś innym. Wierzyłem, że jest oki. Terapia się nie powiodła. Teraz, mniej więcej po 1,5 roku od zakończenia, doszedłem do siebie. Wyniki mam raczej kiepskie: aspaty, alaty okolo 200 jednostek (ale od kiedy pamiętam zawsze był bardzo podwyższony), pozostae sprawy w normie. Ba... nawet ostatnio na usg pokazało, że wątroba się "pomniejszyła" (znaczy, że juz nie jest powiekszona a wcześniej była). Czuję się fantastycznie. Śilny, "zdrowy", żadnych dolegliwości. Staram sie dobrze odżywiać (bez tłuszczu, cukru itd... - zasady zdrowego jedzenia przy wzwc), alkochol raczej sporadycznie. Leki: esselive forte, hepatil, livenorm, liv52, cynk, wapno, selen, mbe...
...i dzisiaj zrobiłem fibroscan... O ZGROZO!!! PO CO????
Wyszlo mi 69,1 czyli F4 czyli marskośc dokonana...
JESTEM ZAŁAMANY, RYCZĘ I NIE MOGĘ SIE POZBIERAĆ.
Mimo czytania od 3 lat postów na tym forum + rozmowy z lekarzem + internet moja wiedza o marskości i konsekwencjach jest raczej niewielka.
STARSZLIWIE SIĘ BOJĘ(!). MARSKOŚĆ, to dla mnie stwierdzenie OSTAECZNOŚCI, jeszcze rok, dwa, pięć... Q ile mi jeszcze zostało?
PROSZĘ, BŁAGAM dajcie mi jakąś nadzieję, cos czego mogę się chwycić... PROSZĘ!
Taki paskudny dzisiaj dzień, że po takiej wiadomości nawet nie mam z kim o tym pogadać...