wawrzanka
11.11.22, 09:43
Odnoszę wrażenie, że ludzie, którzy nie mają wiary w cokolwiek poza ślepym trafem i przypadkiem nie doceniają i nie kochają samych siebie. Wierząc tylko w to, co nam się przytrafia, a nie w to, co robimy - negujemy zasadę, że to my jesteśmy kowalami własnego losu.
"MY", czyli nie nasze emocje, ani instynkty. "MY", czyli ta siła, która kieruje emocjami i instynktami. Jakimś cudem potrafimy je okiełznać i kierować się czymś więcej. Wziąć pod rozwagę wiele czynników i dokonać wyboru, nierzadko pomimo krwawiącego serca.
Nieraz się mylimy, ale jednak próbujemy. Wyciągamy lekcje z porażek i dalej idziemy naprzód. Robi to każdy na własną miarę, nawet osoba psychicznie chora. Jej sposób działania można porównać do biegu z przeszkodami z przyczepionymi ciężarami do stóp: przewróci przeszkody, będzie ostatnia, ale w miejscu nie stoi. Bo żyje. Nic co żyje nie stoi w miejscu, ale porusza machinę życia za pomocą własnej wewnętrznej siły. Suma tych wszystkich sił to właśnie jest Bóg.