edico
20.01.23, 22:19
Bez stronniczości czy braku życzliwości. Ot tak po prostu w postaci luźnyxh przemyśleń o faktach.
Poska i jej panująca religia, to dziwny kraj. Otóż Polska jest krajem katolickim, chociaż jej mieszkańcy na ogół nie uważają, aby była państwem wyznaniowym.
Poza zapisami o wartościach chrześcijańskich z okresu judaistycznego o tysiąc lat od chrześcijaństwa starszego, trudno jest usłysześć trudno, by Polacy nazywali swój matecznik „wartościami żydowskimi”. Również w niewielu ustawach znajdzie się formalnoprawne potwierdzenia wyznaniowego charakteru tego państwa.
Mówiąc czy pisząc o „państwie wyznaniowym”, mamy na myśli nie tyle istnienie takiego zapisu w konstytucji, lecz takie fakty, jak:
– uprzywilejowana pozycja prawna i fiskalna pewnej organizacji religijnej,
- finansowanie praktyk religijnych i nauki religii ze środków publicznych,
- stałą obecność symboliki religijnej w ceremoniale państwowym i w budynkach publicznych,
- obecność doktryn religijnych w oficjalnym dyskursie władz państwowych,
- daleko posuniętą niezależność dominującej instytucji religijnej od państwa do tego stopnia, że nie ma ono możliwości kontrolowania jej działalności i finansów, tak jak kontroluje ono działalność i finanse wszystkich innych organizacji. Jeśli jakieś państwo spełnia wszystkie lub prawie wszystkie te warunki, jest „państwem wyznaniowym”.
Polska spełnia wszystkie te warunki, a nawet znacznie więcej. Oprócz wszechobecności religii katolickiej w oficjalnym życiu państwa polskiego, obfitego finansowania przez państwo Kościoła i nauczania religii w szkołach, oprócz przywilejów a:fiskalnych i ubezpieczeniowych, mamy do czynienie z:
- radykalnym uprzywilejowaniem w reprywatyzacji, a także
– Kościół nie może być w Polsce przedmiotem bezpośredniej krytyki, wyjąwszy jedynie media niszowe.
Wynika to - spolegliwie nazwijmy - "autocenzury". Nie ma tu mowy o jakiejś krytyce nie tylko doktryn katolickich (zwanych szumnie Nauczaniem), lecz także biskupów (wyjątkiem są sprawy o pedofilię), nie mówiąc już o papieżu. Postać papieża, a nawet biskupa nie pojawia się nawet w programach satyrycznych, co uznać można za szkodę nawet dla samej religii. Skręt w kierunku kłamstw czy fałszu można nazwać za Marią Ossowską wprost "kastową moralnością".
Natomiast jak najbardziej odwrotnie zaś poglądy sprzeczne z samym z katolicyzmem lub wręcz mu niechętne – publicznie potępiane są w jak najostrzejszych słowach ocierających się o język nienawiści, jak np. znaną inwektywę „cywilizacji śmierci”, z grubsza obejmującą współczesną kulturę życia publicznego i kulturę prawną społeczeństw liberalnych.
Polska jest więc bezspornie takim państwem. Nie próbuje się nawet tego maskować. Krzyże wiszą w sejmie, w pałacach władzy znajdują się katolickie kaplice, religia jest jednym z głównych przedmiotów nauczania w szkołach (dwie lekcje w tygodniu od przedszkola do matury dla ok. 80–90% uczniów), Kościół hojnie obdarzany jest nie tylko gruntami i budynkami.
Programy katolickie i propagujące katolicyzm (łącznie z krzewieniem wieści o cudach) w ogromnej liczbie nadawane są przez media publiczne a księża obecni są na wszelkiego rodzaju uroczystościach publicznych i proszeni o opinie we wszystkich sprawach.
Jeśli w tym miejscu dodamy, że skrajnym przejawem ustroju państwa wyznaniowego jest istotny udział instytucji religijnej w ciskany na siłęstanowieniu prawa oraz w codziennym życiu politycznym, co w Polsce stało się rutyną, jawi się nam wx obraz czarnego średniowiecza.
Wrcz zadziwia zadziwia występowanie Kościoła w roli autorytetu moralnego. Przecież Kościół katolicki nie tylko nie brał udziału, ale często gwałtownie przeszkadzał w rewolucji moralnej, która w ciągu ostatnich 250 lat nauczyła nas, że złem jest przemoc fizyczna, a dobrem są: równość, wolność i swobody polityczne, demokracja i jawność życia publicznego. Jeśli bycie tzw. "katolikiem” ma oznaczać przestrzeganie nakazów moralności katolickiej, to z pewnością katolickość Polski pozostawia jeszcze bardzo wiele do życzenia.
W Polsce jest wielu katolików, ale zapewne nie jest to większość społeczeństwa, a na pewno nie jest to większość wśród młodzieży. Wprawdzie aleko nam do tego stopnia katolickości, którym poszczycić się mogą niektóre kraje Ameryki Łacińskiej, a w Europie Malta czy niedawna Irlandia, ale etyczno-moralne przegrzanie polskiego katolicyzmu coraz wyraźniej daje o sobie znać.
Od czasów Oświecenia wiadomo, że często podnoszona ściema tzw. „prawa naturalng” nie jest niczym więcej niż strategią retoryczną, za której pomocą perswadowano już najróżniejsze już rzeczy.