mz_100
20.11.07, 03:45
W podobnej sytuacji nie ochrzciłbym swojego dziecka. Odmówiłbym.
Oczywiście, z miłością i wraźliwością wobec jego uczuć, ale mimo
wszystko bym odmówił. Wytłumaczyłbym synu, na czym polega chrzest.
Że jest to zdarzenie, podczas którego Pani jako rodzić zobowiązuje
się wobec kościoła, że będzie Pani wychowała syna we wiarze
Katolickiej. A Pani nie może ani tak obiecać, ani tak go wychować.
Inaczej, okłamałaby Pani siebie i syna. Nie może Pani "wspierać"
syna w "jego wyborze". Porównanie księdza tego z nauką angielskiego
jest absurdem. Bo za każdym razem jak będzie go Pani odprowadzać do
szkółki niedzielnej, będzie Pani myślała, że piorą jemu tam mózg.
Jeśli temu Pani się nie przeciwstawi, chociażby swoją odmową w
sprawie chrztu, to właśnie dopiero w tym Pani zniszczy zaufanie, o
którym mówił ksiądz. Bo się ksiądz myli. Niszczymy zaufanie nie
wtedy, gdy nie dajemy dziecku tego, co on chce. Niszczymy gdy nie
rozmawiamy ze sobą. Gdy nie wie, dlaczego nie możemy z nim się
zgadzać. Gdy nie dbamy o to, żeby to, co my wierzymy stanowiło
podstawę naszych działań. Gdy mówimy jedno a robimy drugie. Nie może
Pani postępować inaczej, niż mówi Pani serce. Jak dziecko będzie
duże, to sam wsiądzi do tramwaju i pojedzie na oazę. Trochę później
sam da się ochrzcić. Lub nie. Będzie to jego decyzją. Dzisiaj,
chrzest to decyzją Pani. A Pani ma prawo nie wierzyć, i nie udawać,
że jest inaczej. Jeśli Pani to zrobi pod presją innych, to w jaki
sposób Pani nauczy swojego dziecka, że może być prawdziwy wobec
samego siebie? Za 20 lat, gdy jako dorosły będzie potrzebowało
skorzystać ze swojego prawa do odmiennego zdania, do życia w zgodzie
ze swoim sumieniem, to Pani dziecko będzie umiało to robić tylko pod
warunkiem, że Pani pokaże mu jak to się robi.
A jeśli chodzi o przekonanie dziecka, że chrzest "zbliży go do
Boga", to moim zdaniem jest to doskonałą okazją do nauki krytycznego
myślenia. Może warto poprosić go, żeby wyjaśniło, co on rozumie
przez "bliższy Bogu". Jak można być bliski lub daleki Bogu, który
jest wszechobecny? Nie chodzi o rozmowę, by Pani na siłę przekonała
swojego syna, jak on ma myśleć. Ale może Pani wskazać drogę do
samego myślenia.