Dodaj do ulubionych

Beznadzieja kulinarna małego miasta.....

31.07.08, 15:18
Dobija mnie życie w małym mieście - w kwesti kulinarnej. Mieszkam w mieście a zacofanie gorsze tu niż na wsi (nie obrażając tu nikogo). Czy w dobie ekspresowego transportu, chłodziarek, produktów pakowanych w sposób ułatwiający transport i pozwalający długo zachować świeżość nie można zapewnić dostępu do różnych produktów nie tylko w wielkich miastach. I to nie chodzi mi o jakieś wyszukane czy bardzo egzotyczne składniki. Ale np. polską bryndzę (po którą odsyłają mnie do zakopanego) albo baraninę czy jagnięcinę. Albo szerszy wybór ryb a nie tylko śledzie w occie, kostka z mintaja i wędzona makrela. A może by tak jeszcze krewtki, paluszki krabowe - mrożone o świeżych nie marze nawet. Albo w warzywniaku jakiś fenkuł, boczniaki. I żeby nie patrzyli na mnie jak na wariatkę gdy się o to wszystko pytam. I głupio nie komentowali że na tym to człowiek nie pożyje - trzeba zjeść kawał mięcha, ziemniaki i kapuchę. Brak przypraw jeszcze przeżyję bo można zrobić raz na jakiś czas zapas w dużym mieście. A czemu tak trudno w sklepach sprzedawać np. sorbety, ricottę, mrozony groszek cukrowy czy jagody, mąki chlebowe czy pełnoziarniste.
Tu pytanie do innych mieszkańców małych miast: czy u was jest tak samo? A może to mentalność mojego miasteczka?
Szanuje przywiązanie do tradycji ale bez przesady! Ile można jeść rosół z makaronem i schabowy albo rolady z modro kapustą i kluskami co niedziela i czasami jeszcze w tygodniu? I co gorsza innych potraw "nie lubić" bez próbowania ich nawet (bo to niedobre pewno). Albo nie uznawanie że jest niedziela kiedy nie pojawi się na stole zestaw mięso, kluski, kapusta. Bo ryż czy kasza za pospolite, a ziamniaki to wogóle... I tłuką te kotlety non- stop. Czy nie świąteczna jest np. lazania albo tarta? Nawet te mięsne uznawane są za "cienkie" - nie do najedzenia bo nie ma kawałka mięcha. Albo ryba to post i umartwienie (wykwintny łosoś ze szparagami też?). A jak można robale (owoce morza) jeść? Przy czym mówią tak ci co nie próbowali ich nigdy. Warzywa natomiast to trawa - dla królika. Niczego nowego nie spróbują bo z góry zakładają że to jakieś nowomodne paskudztwo i że się tym nie najedzą. A gdy się mówi o tarcie, ragout, flanie, terrinie, tagatelle, penne, bakłażanie, kuminie, papaji to patrzą na ciebie jak na świra....
Uf ale się wypisałam - ulżyło mi. Zapowiadam że wątek nie ma być poważną dyskusją czy kłótnią, ew. humorystyczną wymianą naszych doświadczeń w tym temacie. A założyłam go poprostu po to aby poużalać się nad moim smutnym losem... ;( ;P
Obserwuj wątek
    • nexstartelescope Re: Beznadzieja kulinarna małego miasta..... 31.07.08, 15:36
      Uff, to sobie ulżyłaś... piszesz, że szanujesz inne poglądy
      kulinarne, a za chwilę obrzucasz wszystkich mieszkańców Twojego
      miasteczka epitetami dotyczącymi ich zacofania i braku gustu.
      Twoja "światowośc" i "obycie" niestety kończy się na stosowaniu w
      kochni egzotycznych produktów :/
      Nie wpadło Ci do głowy, ze sklepy w Twojej miejscowości nie
      sprzedaja fenkułów i krewetek dlatego, że zwyczajnie nie ma na nie
      popytu? Sprzedawcy raczej nie będą sprowadzac produktów specjalnie
      dla Ciebie i kilku osób które kupią, albo i nie, i tracic na nich -
      niestety, takie prawo handlu. Rozejrzyj się dokładnie - byc może
      produktów, których szukasz nie ma w Twoim przydomowym warzywniaku,
      ale moga byc w delikatesach na drugim końcu miasta.
      Zupełnie nie rozumiem tez argumentu z bryndzą - dla mnie to też
      oczywiste, ze tylko w górach mozna ją kupic, podobnie jak oscypka.
      Chyba, że mówisz o bryndzo- i oscypko- podobnych serach zapakowanych
      w folię i sprzedawanych w całej Polsce ;)
      Piszesz, ze ten wątek ma byc żartobliwy - sorki, ale chyba jestem
      jakas sztywna, bo ubliżanie zjadaczom kartofli i schabowych mnie nie
      bawi :/
      • Gość: Zouza Re: Beznadzieja kulinarna małego miasta..... IP: 84.77.29.* 31.07.08, 16:28
        ... bo ubliżanie zjadaczom kartofli i schabowych mnie nie
        bawi :/

        A mnie bawi. Co mnie nie bawi, sa zasciankowe poglady i "podcinanie
        skrzydel" tym ktorzy maja wyobraznie.

        Wstecznictwo calkowite. Potem, skarza sie, ze nie ma autostrad w
        Polsce. Maja racje. Po co?
        • nexstartelescope Re: Beznadzieja kulinarna małego miasta..... 31.07.08, 16:58
          ż tym, że autorka niczym nie różni się od tej ciemnej masy, którą
          krytykuje. Jej nie pasuje, ze ludzie jedzą schabowe z kapustą, im,
          że ona szuka w sklepach paluszków krabowych. Troche tolerancji z
          jednej i drugiej strony, a świat przestanie byc taki nieprzyjazny ;)
          Jak napisała Bene - duże miasto wcale nie gwarantuje dostepności do
          wszystkich produktów, a internet to w dzisiejszych czasach idealne
          rozwiązanie. Poza tym - może warto zaprzyjaźnic się z właścicielem
          lokalnego supermarketu czy delikatesów i raz na jakiś czas szepnąc
          mu, żeby przy zamawianiu towaru wziął dla Ciebie cos specjalnego?
          • Gość: miu Re: Beznadzieja kulinarna małego miasta..... IP: *.fbx.proxad.net 31.07.08, 20:49
            Przesadzacie! Ona sie po prostu skarzy i wylewa zale.

            Doskonale ja rozumiem, bo mnie sie czesto chce plakac na dziale z
            zoltymi... wyrobami seropodobnymi. Kocham ser, a w Polsce nie ma
            sera! To cos co sprzedaja to hanba i parodia zarazem.

            PS. Na pocieszenie mam przepyszny twarog ;))) jem go niemal
            codziennie choc nie dostarcza wapnia lecz go wyplukuje go z
            organizmu.
            • Gość: iwona Re: Beznadzieja kulinarna małego miasta..... IP: 62.172.214.* 04.08.08, 16:33
              Przestancie sie jej czepiac. Nie weim jak jest z zaopatrzeniem w
              Polsce, ale wiem, ze ludzie czesciej podrozuja i wiadomo, ze chca
              wykorzystac "przywieziona" wiedze kulibarna z innych krajow.
              • koril1 Re: Beznadzieja kulinarna małego miasta..... 06.08.08, 08:35
                Ja mieszkam od 5 lat zzagranica. Ostatnio mialam odwiedziny znajomych z Polski,
                Ktorzy mieszkaja w malym miescie i jak wszyscy sa tradycjonalistami kulinarnymi.
                Mialam duzy problem z przekonaniem ich do sprobowania CHINSZCZYZNY, ale tej w
                wydaniu europejskim tzn. Ryz z warzywami, sos slodkokwasny z wolowina. Juz nie
                mowie o krewetkach, bo odrazu odmowili sprobowania- odmowa sprobowania, nie
                lubia (ale jeszcze nigdy w zyciu ich niejedli) :))))) wiec caly czas ich pobytu
                byly domowe polskie tradycyjne obiady:(((
                • starucha_izergiel Re: Beznadzieja kulinarna małego miasta..... 06.08.08, 09:19
                  Ja tez mieszkam za granica, jadlam w niejednej "dobrej" = drogiej restaracji z
                  wynalazkami i tez nie tkne owoców morza bo mnie brzydza. A jak czuje ich zapach
                  zbiera mi sie na wymioty. Nie musze probowac, by nie lubic!

                  Tradycyjnego polskiego obiadu nie jadlam od dawna i bardzo mi sie za nim teskni!!!
                • mhr-cs Re: Beznadzieja kulinarna małego miasta..... 06.08.08, 10:10
                  koril1,

                  Mialam duzy problem z przekonaniem ich do sprobowania CHINSZCZYZNY,
                  ale tej w
                  wydaniu europejskim tzn. Ryz z warzywami, sos slodkokwasny z
                  wolowina. Juz nie
                  mowie o krewetkach, bo odrazu odmowili sprobowania- odmowa
                  sprobowania, nie lubia albo nie znaja,

                  jak do mnie polscy goscie przyjada to sprobowalabam
                  podac cos neutralnego i nie pombardowac jakimis krawetkami,
                  niby stara nowosc,
                  ja probuje wszystko
                  co da sie najpierw optycnie sprobowac
                  je juz je znam ponad 30 lat i jak patrze to mi robi zle,

                  moze inaczej sproboj podac polakowi cos polskiego,
                  zapomni o tej kapuscie,bigosie,ogorkach,golabkach
                  (ktore i tak sa w roznych formach robione na calym swiecie,
                  rawioli to lepsze jak polskie dlaczego?
                  robione w tym w tym samym rodzaju nadziewane ciasto wszystkim
                  mozliwym,
                  a podaj polakowi prawdziwy twarozek myslisz ze zje,
                  nie bo nawet nie wie co to jest,





            • Gość: jerzyk Re: Beznadzieja kulinarna małego miasta..... IP: 153.110.182.* 05.08.08, 14:32
              czesc

              a skad Ty wiesz o tym wyplukiwaniu wapnia ? juz gdzes to slyszalem,
              jesli to prawda to musze zmienic sposob odzywiania

              pozdrawiam
              • Gość: ser.. Re: Beznadzieja kulinarna małego miasta..... IP: *.neoplus.adsl.tpnet.pl 05.08.08, 20:04
                ser wypłukuje. bzdura i farmazon. polska wiarą stoi. gdzieś coś wyczytają i od razu wierzą:p
                • Gość: jerzyk Re: Beznadzieja kulinarna małego miasta..... IP: 153.110.182.* 06.08.08, 08:05
                  Ale ja juz naprawde to gdzies czytalem. Tu gdzie mieszkam bardzo
                  malo sie jada tzw bialych serow, twarogow etc, i tez bardzo rzadko
                  sie slyszy o m.in. osteporozie (mysle, ze dobrze napisalem), jesli
                  to ma jakis zwiazek z ta choroba.
                  • Gość: mysz Re: Beznadzieja kulinarna małego miasta..... IP: *.neoplus.adsl.tpnet.pl 06.08.08, 09:39
                    hej,

                    masz dostep do sieci - wiec postaraj sie poszukac czegos nt. szkodliwosci mleka i produktow mlecznych, powinno byc sporo tego, zwlaszcza na stronach o zdrowym odzywianiu lub weganizmie (= dieta polegajaca na wykluczeniu wszelkich produktow odzwierzecych). Z tego co pamietam jest nawet ksiazka o szkodliwosci mleka, ale nie pamietam tytulu...:/
                    Niestety u nas kazdy, kto osmieli sie stwierdzic, ze mleko jest szkodliwe jest wysmiewany jako wariat i oszolom, bo przeciez mleczko takie zdrowe jest, najlepiej to z kartonu ;) Ale coz, lobby mleczne dziala u nas preznie, ciagle sponsoruje rozne kampanie (jak ta 'pij mleko, bedziesz jak Bogus L., Kajah etc., albo danonki ktore sa promowane jako super zrodlo wapnia...). Taki przekaz bombarduje ludzi z kazdej strony, wiec zaczynaja w to wierzyc...Ale co sie dziwic, przeciez juz nasze babcie uwazaly, ze mleko jest zdrowe, z tym ze dzisiejsze produkty mleczne niewiele maja z tym babcinym mlekiem wspolnego. Wystarczy poczytac sklady, we wszystkim pelno cukru (albo gorzej: slodzikow), barwnikow identycznych, a data trwalosci to ze 2 lata ;-)
                    Udowodniono naukowo, ze spozywanie mleka wiaze sie u kobiet z osteoporoza (niestety nie podam zrodla, ale jak poszukasz to na 100% znajdziesz), ze ma tez inne niekorzystne oddzialywania na nasze zdrowie i samopoczucie.
                    To wszystko mowie ja, zjadacz mleka, masla i sera. Tyle ze ja rozumiem i akceptuje to, ze ktos np. ze wzgledu na zdrowie nie je nabialu, a nie od razu wysmiewam za oszolomstwo...
                    • iluminacja256 Re: Beznadzieja kulinarna małego miasta..... 06.08.08, 18:02
                      Ponoć cżłowiek nie przyswaja w ogóle białka z mleka słodkiego, bo
                      nie ma flory bakteryjnej do tego. Inaczej jest po fermentacji, w
                      związku z czym najlepszym zródłem białka byłoby kwasne mleko i zolty
                      ser. I w tym coś moze być , bo cięzko znależć góralkę z osteoporozą.
                      • Gość: Kruszyna Re: Beznadzieja kulinarna małego miasta..... IP: *.ghnet.pl 07.08.08, 09:47
                        Człowiek nie przyswaja laktozy z mleka, dlatego wielu ludzi ma problemy
                        żołądkowe po wypiciu mleka. Najlepsze jest mleko naturalne, które ssiemy jako
                        noworodki, bo ono jest w 100% przyswajalne. Mleko krowie czy kozie, nawet małp
                        nie jest w 100% przyswajalne przez człowieka, bo inne są potrzeby rozwoju w/w
                        zwierząt. Racja, przetworzone mleko nie zawiera laktozy, czyli jest o wiele
                        bezpieczniejsze dla człowieka :-).

                        ----------------------------------------------------------------
                        "Nigdy nie ufaj komputerowi, którego nie możesz wyrzucić przez okno"
                        www.starywisnicz.pl <- Odwiedź nas
                  • e_vvika Re: Beznadzieja kulinarna małego miasta..... 29.08.08, 10:54
                    Pisałam o osteoporozie pracę magisterską i niestety jest tak, że dieta
                    wysokobiałkowa jest jednym z wielu czynników ryzyka. Wszystko trzeba jeść byle z
                    umiarem :]
          • iluminacja256 Re: Beznadzieja kulinarna małego miasta..... 06.08.08, 17:58
            > ż tym, że autorka niczym nie różni się od tej ciemnej masy, którą
            > krytykuje. Jej nie pasuje, ze ludzie jedzą schabowe z kapustą, im,
            > że ona szuka w sklepach paluszków krabowych

            Mieszkam w duzym miescie. Jestem wegatarianka. 10 lat temu w tym
            duzym miescie patrzyli na mnie jak na swira, kiedy chcialam kupić
            ocet jabłkowy , orkisz, olej z pestek winogron, mieszankę curry czy
            sama kurkume . Głupi olej lniany był problemem.
            10 lat pózniej nie ma już z tym zadncyh problemów. To sprawa ludzi w
            tych małych sklepach, ze nei mają pojecia ile tracą . Klient idzie
            tam, gdzie coś dostanie a nie tam, gdzie od lat nic dla niego nie
            ma.
      • Gość: a Re: Beznadzieja kulinarna małego miasta..... IP: *.neoplus.adsl.tpnet.pl 05.08.08, 13:49
        nexstartelescope napisała:

        > Uff, to sobie ulżyłaś... piszesz, że szanujesz inne poglądy
        > kulinarne, a za chwilę obrzucasz wszystkich mieszkańców Twojego
        > miasteczka epitetami dotyczącymi ich zacofania i braku gustu.


        A w którym miejscu ona komuś ubliża? Ja widzę, że po prostu dziwi
        się i krytykuje. Ma zresztą do tego pełne prawo, ponieważ
        reprezentanci "jedynie słusznej drogi", czyli w tym przypadku
        schabowego z kapustą, uznali ją za odszczepieńca, o czym wyraźnie
        pisze. Gdyby byli normalnymi ludźmi, to mogli po prostu powiedzieć,
        że na takie produkty jest tu za mało amatorów, i nie opłaca się
        sprowadzać. I tak dobrze, że nie obrzucili jej kamieniami albo nie
        wywieźli na wozie z gnojem. Z gejem lub buddystą pewnie tak by
        zrobili.
      • basia172 Re: Beznadzieja kulinarna małego miasta..... 05.08.08, 15:45
        W dodatku, te produkty które autorko wymieniłaś są przeważnie drogie, więc wobec
        małego popytu sprzedawca tylko by na nich tracił. W Warszawie również niektóre
        specjały mozna znaleźć tylko w azjatyckich lub kolonialnych delikatesach -
        osiedlowe spożywczaki ich nie prowadzą. MOja teściowa specjalnie prosiła by jej
        przywieźć mascarpone, bo u nich na wsi tego nie ma, za to większośc mieszkańców
        ma własne mleko prosto od krowy, wędliny swojej roboty i warzywa z przydomowej
        grządki - takich pyszności mieszczuchy mogą tylko pozazdrościc.
        • maqr Pyszności??!! 06.08.08, 09:58
          basia172 napisała:

          > większośc mieszkańców
          > ma własne mleko prosto od krowy, wędliny swojej roboty i warzywa z
          przydomowej
          > grządki - takich pyszności mieszczuchy mogą tylko pozazdrościc.

          Mleko prosto od krowy - ciekawe, czy od tej krowy co ma gruźlicę,
          czy od tej co białaczkę? Pomijając absolutnie zapach obory, od
          którego zbiera mi się na wymioty.
          Wędliny swojej roboty - he, he, ciekawe czy mięso przebadane przez
          weterynarza...Sam kiedyś słyszałem od mieszkańca wsi, że w jego
          gospodarstwie jest czysto to on mięsa na włąsne potrzeby nie bada.

          Tak więc - niczego mieszkańcom wsi nie zazdroszczę. Oczywiście, jak
          komuś się taki pseudoekologiczny styl życia podoba to jego sprawa,
          ale denerwuje mnie ostatnio ta "chłopomania" ;-)
          • Gość: aamg Re: Pyszności??!! IP: *.neoplus.adsl.tpnet.pl 11.08.08, 10:31
            maqr napisał:

            > Mleko prosto od krowy - ciekawe, czy od tej krowy co ma gruźlicę,
            > czy od tej co białaczkę?

            No tak, wam, w mieście, od razu mleko w kartonikach rośnie. Uch!
    • bene_gesserit Re: Beznadzieja kulinarna małego miasta..... 31.07.08, 15:57

      Mieszkam w najwiekszym miescie w Polsce, ale i tak, gromadzac
      skladniki do potraw na wieksze przyjecie, musze objechac pol
      miasta. Niestety, Wawa to nie jest Londyn, gdzie w kazdym glupim
      Safewayu mozna kupic i kapuste kiszona, i tandoori masala, i swieza
      rukole. W przecietnym wawskim supermakecie z tych trzech produktow
      jest tylko kapusta. Czasem trafia sie rukola, ale ona tylko udaje
      swieza. To moze cie pocieszy :)

      Jest tez kwestia piekielnych marzy - mnostwo produktow jest po
      prostu potwornie drogich. Tak drogich, ze oplaca sie je kupowac w
      internecie, placac za wysylke kwote rowna wysokosci ceny.

      Oraz, kiedy jestem na swojej wakacyjno-weekendowej wsi, skrecam sie
      z zawisci, widzac na rynku w pobliskim miasteczku prawdziwe
      pomidory, przeswieze ogorki, jablka niepopularnych, zapomnianych
      odmian itd, nie mowiac juz o prawdziwych jajkach. Cos, czego w
      Wawie nie uswiadczysz, bo tu 80% warzyw pochodzi z podwawskich
      smetnych przemyslowych hodowli, w ktorych warzywa rosna w wacie
      szklanej i wodzie, a nie ziemi, a odzywia sie je kroplowka z
      tajemnicza chemia, jak smiertelnie chorego.

      Slowem - bez fenkula da sie zyc, bez prawdziwego pomidora - imo
      trudniej, a egzotyczne przyprawy i skladniki i tak lepiej sciagac z
      Internetu.
      • Gość: miu Re: Beznadzieja kulinarna małego miasta..... IP: *.fbx.proxad.net 31.07.08, 20:35
        Rany, gdzie ty mieszkasz Bene_Gesserit??? Jestes pewna ze w
        Warszawie?!! Moze jednak w Otwocku albo w Pultusku?

        Wszystko o wymienilas jest na moim bazarku. Zawsze! Oprocz tego np.
        papaje, groszek cukrowy w trzech wielkosciach strakow, tunczyk,
        kaczki, itp.

        prawdziwe pomidory tez sa wszedzie na miescie. Skad ty sie droga
        Bene_Gesserit urwalas? Pozdrawiam naprawde serdecznie!
        • bene_gesserit Re: Beznadzieja kulinarna małego miasta..... 31.07.08, 20:43

          Mieszkam na Mokotowie, jesli to jest odpowiedz na twoje uprzejme
          pytanie, skad sie urwalam. Bazarek byl, ale go zamykaja, bo miasto
          woli dewelopera. Pare razy w zyciu udalo mi sie tam dotrzec przed
          zamknieciem (o 18 sie zwijaja), hinduskich przypraw tam nie
          widzialam, kaczek 'z budy' nie smialabym kupic.

          W pobliskich sklepach rozne rzeczy _bywaja_. Co nie oznacza, ze
          kiedy zaplanuje ciasto ze slodkich ziemniakow, to - kiedy udam sie
          w miejsce, gdzie je miesiac temu widzialam - zastane je tam.
          Zazwyczaj to ruletka.
          • Gość: miu Re: Beznadzieja kulinarna małego miasta..... IP: *.fbx.proxad.net 31.07.08, 20:53
            Kaczki sa mrozone, sklep (vel buda) z klimatyzacja, osiem
            sprzedawczyn w piatki i soboty, kasa obslugiwana przez inna
            pania. "Buda" wystepuje regularnie w programach o przedsiebiorczosci
            jako wzorzec.
            • bene_gesserit Re: Beznadzieja kulinarna małego miasta..... 31.07.08, 20:57

              Do bazaru z klimatyzacja mam jakies 40 minut w jedna strone. Przy
              sprzyjajacych autobusach. Budy z dwoma paniami jako zywo nie
              widzialam. A prawie gwarantowane 'wszystko' moge dostac jedynie w
              jakis Almach czy innych PiotrachiPawlach, ale tam z kolei sobie
              odpowiednio za to licza.

              Z szacunkiem,
              Urwana
              • pinos Re: Beznadzieja kulinarna małego miasta..... 01.08.08, 10:12
                Mokotów - dziwny wybór, w tym herbat i sosów - Deli na Żaryna, Sklep Farmera na
                Chodkiewicza
                Bomi w "kinie Moskwa"
                Polecam rozejrzeć się za marcpolami - mają sporo "różnych różności"
                • bene_gesserit Re: Beznadzieja kulinarna małego miasta..... 01.08.08, 16:10
                  Dziekuje za rady. Kiedy jestem w poblizu takich miejsc, to wpadam.

                  Znam swoja dzielnice, naprawde, mieszkam w niej od kilkudziesieciu
                  lat. Nie zmienia to faktu, ze w zasiegu paru przystankow autobusem
                  mam jedynie nedznej jakosci supermarket, dwa bazarki w likwidacji i
                  egzotyczny sklepik w meczecie, otwarty do 17tej tylko w dni
                  powszednie.
                  • Gość: cefek Re: Beznadzieja kulinarna małego miasta..... IP: *.neoplus.adsl.tpnet.pl 06.08.08, 00:10
                    Przestań narzekać, tylko otwórz oczy. Jeśli mieszkasz przy maczecie, to pewnie
                    to dolny mokotów, tak zwana sadyba. Masz i bazarek i rewelacyjne delikatesy w
                    Panoramie, jedyne w Warszawie, w których jest wszystko. Nawet beef jerky.
                    • bene_gesserit Re: Beznadzieja kulinarna małego miasta..... 06.08.08, 19:59

                      Bazarek zwija sie przed osiemnasta, czyli dla mnie jest niedostepny.
                      Delikatesy w Panoramie to maly, smetny sklepik z doprawdy
                      zagadkowym kluczem w doborze towaru i paniami typu 'nie rozumię'.
                • Gość: relok Re: Beznadzieja kulinarna małego miasta..... IP: *.aster.pl 18.08.08, 23:16
                  Nie zgadzam sie z Twoja opinia, akurat sklep Deli jak na swoja powierzchnie
                  oferuje naprawde szeroki asortyment. Fakt, ze czasmi jest jakis produkt a
                  pozniej niestety nie ma go juz na polce, ale jest to chyba spowodowane kiepska
                  rotacja produktu i pragmatyka.
                  • pinos Re: Beznadzieja kulinarna małego miasta..... 19.08.08, 14:01
                    Pisząc "dziwny wybór" miałam na myśli raczej pewną jego przypadkowość;
                    Sam fakt że mają "rumkokosy" sprawia, że lubię Deli programowo.
          • dominikjandomin Re: Beznadzieja kulinarna małego miasta..... 31.07.08, 22:28
            bene_gesserit napisała:

            >
            > Bazarek byl, ale go zamykaja, bo miasto
            > woli dewelopera. Pare razy w zyciu udalo mi sie tam dotrzec przed
            > zamknieciem (o 18 sie zwijaja),

            O 18? Jak długo!

            U nas zwijają się o 16, ale towar sensowny kończy się o 14. Rynek służy zatem
            tylko matkom niemowlaków, emerytkom i bezrobotnym. Dobrze, że jest sobota czasem
            wolna...
            • Gość: miu Re: Beznadzieja kulinarna małego miasta..... IP: *.fbx.proxad.net 05.08.08, 16:25
              Sa jeszcze wolne zawody, ludze pracujacy na zmiany, nauczyciele,
              studenci itp ;))) Widac... wlascicielom kramow sie oplaca i nie
              muszasie przepracowwywac!
            • Gość: krolikzkapelusza Re: Beznadzieja kulinarna małego miasta..... IP: *.chello.pl 05.08.08, 19:05
              dominikjandomin napisał:

              > bene_gesserit napisała:
              >
              > >
              > > Bazarek byl, ale go zamykaja, bo miasto
              > > woli dewelopera. Pare razy w zyciu udalo mi sie tam dotrzec przed
              > > zamknieciem (o 18 sie zwijaja),
              >
              > O 18? Jak długo!
              >
              > U nas zwijają się o 16, ale towar sensowny kończy się o 14. Rynek służy zatem
              > tylko matkom niemowlaków, emerytkom i bezrobotnym. Dobrze, że jest sobota czase
              > m
              > wolna...

              naprawdę cię to dziwi?
              ludzie na "rynki" chodzą kupowac świeże warzywa, przywiędnięte można dostać w
              każdym zieleniaku i hipermarkecie
              żeby były świeże muszą być wcześnie zerwane
              i świeże są tylko kilka godzin
              jak rozumiem, ze pracujecie do późna, ale niech was nie dziwi, ze na bazarkach
              na was nie czekają
              • Gość: mała24 Re: Beznadzieja kulinarna małego miasta..... IP: *.neoplus.adsl.tpnet.pl 06.08.08, 07:52
                Krolikzkapelusza wybacz ale opowiadasz bzdury!Ja mieszkam na Pradze
                płn. pobliski bazarek zamykają o 14 i jak cudem uda mi się wpaść w
                tym czasie po zakupy wiecznie wysłuchuję skarg jak to im się nie
                opłaca.I nic w tym dziwnego emeryci i bezrobotni nie mają dużo
                pieniędzy.Wszyscy,którzy chcą zarobić muszą pracować dłużej niż 6-8
                godzin,dlaczego na bazarach miało by być inaczej?????????
        • hania55 Re: Beznadzieja kulinarna małego miasta..... 31.07.08, 21:15
          Właśnie zjadam kanapkę z prawdziwym pomidorem, kupionym w Warszawie. A
          na śniadanie zjadłam wspaniałe jajka z chowu ściółkowego. Kupione w
          Warszawie.

          Cuda, panie, cuda.
          • bene_gesserit Re: Beznadzieja kulinarna małego miasta..... 31.07.08, 21:35
            O zesz jak rany, po co ten sarkazm?

            Wszystko, co chcialam napisac, i za co mi sie dostalo - nie wiem
            czemu, bo nikomu krzywdy zrobic nie mialam intencji - to to, ze w
            mieszkanie w duzym miescie nie stanowi gwarancji znalezienia sie w
            centrum raju kulinarnego.

            Tak, wiem, ze np pod Hala Mirowska stoi pan z prawdziwymi jajami.
            Ze bywaja tam o roznych porach roku prawdziwe pomidory. Ale mi
            dotluczenie sie do Hali zajmuje ponad godzine - wiecej, niz trasa
            do mojej wioski.
            • Gość: miu Re: Beznadzieja kulinarna małego miasta..... IP: *.fbx.proxad.net 31.07.08, 23:17
              Kochana, rozejrzyj sie gdzies obok ciebie napewno jest fajny bazarek
              z prawdziwymi pomidorami! Nie musisz po nie jezdzic na wies.

              PS. Teraz sie zastanawiam z jakiego-to Mokotowa jest tak strasznie
              daleko pod Hale Mirowska? ;))) Piechota tam chodzisz?! ;)))
              ZARTEM PYTAM, bo przeciez Mokotowie roi sie od bazarkow i straganow
              z pomidorami dobrej jakosci.
              • bene_gesserit Re: Beznadzieja kulinarna małego miasta..... 01.08.08, 01:02

                KOchana, mieszkam tu cale zycie, wiec sie rozejrzalam juz dosc
                konkretnie. I _naprawde_ nie wymyslam sobie problemow. Pod HM mam
                jeden autobus z kreta trasa i rzadkim okresem kursowania. Na
                rowerze tam nie dojade, blachosmrodu nie posiadam, moglabym
                ewentualne taksowka, ale wole tych 35 zl wydac na co innego.
                • jszafranski Re: Beznadzieja kulinarna małego miasta..... 05.08.08, 14:15
                  przeciez pod Mirowska z z mokotowa jezdzi chocby 17 czy 10, do tego Metro
                  (swietokrzyska). A bazarkow jest naprawde od groma. Nie wiej ktory ten
                  "mokotow", jak kolega napisze rejon ulic to cos sie moze poradzi :) a W Gal Mok
                  nie ma "kuchnie swiata" ? A "Samira" przy polu MOkotowskim ?
            • roseanne :))))))))))))) 01.08.08, 01:05
              cyt:

              ...pan z prawdziwymi jajami...



              czy to na pewno tekst na to forum? :)))))))))
            • hania55 Re: Beznadzieja kulinarna małego miasta..... 01.08.08, 07:31
              Anienienie, jajka w Bomi kupuję, nie pod Halą Mirowską. Pomidory na
              osiedlowym mini-targu. Owoce sezonowe w sklepiku, który mam 3 minuty
              od domu. Podobnie jak wędliny i pieczywo. Nie mam czasu na jeżdżenie
              po całym mieście w poszukiwaniu podstawowych produktów spożywczych.
              • bene_gesserit Re: Beznadzieja kulinarna małego miasta..... 01.08.08, 11:19

                To cudownie, zazdraszczam okolicy, ale - jak widac - nie kazdy ma
                Bomi pod nosem i nie kazdy lubi akurat w drogim Bomi kupowac
                podstawowe produkty spozywcze.
                • hania55 Re: Beznadzieja kulinarna małego miasta..... 01.08.08, 12:11
                  Ach, jak to miło szpilę wcisnąć i coś zamanipulować... W "drogim
                  Bomi" kupuję wybrane produkty, których jakości jestem pewna. Wiele
                  rzeczy kupuję w tej samej dzielnicy, w której Ty nie możesz znaleźć
                  dobrych pomidorów. Zamiejskiej działki nie mam, więc staram się
                  sobie radzić bez specjalnego biadolenia nad katastrofalnym
                  zaopatrzeniem.
                  • bene_gesserit Re: Beznadzieja kulinarna małego miasta..... 01.08.08, 15:51

                    Wiec jeszcze raz: zazdraszczam nie tylko okolicy w okolicy Bomi i
                    innych sklepow, ale i nieustannie swietnego humoru. Ktorego wcale
                    nie musisz sobie polepszac, dokopujac bogu ducha winnej
                    forumowiczce, ktora najwyrazniej i bog, i los mniej hojnie
                    obdarzyl.
                    • hania55 Re: Beznadzieja kulinarna małego miasta..... 01.08.08, 16:00
                      To umówmy się, że ja będę sobie miała dobry humor, Ty sobie będziesz
                      narzekała, a tylko poproszę, żebyś mi wytłumaczyła, o co chodzi z
                      tym dokopywaniem, dobra? Chodzi o to, że dokopałam Ci tym, że nie
                      narzekam na zaopatrzenie, tylko próbuję sobie jakoś radzić?
                      • bene_gesserit Re: Beznadzieja kulinarna małego miasta..... 01.08.08, 16:07
                        Szczerze mowiac, ta urocza salonowa konwersacja troche mi sie
                        przejadla, wobec czego pasuje. Adieu.
                        • hania55 Re: Beznadzieja kulinarna małego miasta..... 01.08.08, 20:40
                          Ach, jak za starych dobrych czasów...
                • pinos Re: Beznadzieja kulinarna małego miasta..... 01.08.08, 13:31
                  W "drogiej" Almie (bliżej z Gocławia, choć nie pod nosem, ale raz w tygodniu po
                  fenkuła, sos czy coś tam innego można się pofatygwać) podstawowe produkty
                  spożywcze - olej, ryż, pieczywo, dobre sery, kurczak itp. są tańsze niż w
                  przydomowym Marcpolu, a i 5 razy lepsze.
                • pinos Re: Beznadzieja kulinarna małego miasta..... 01.08.08, 13:35
                  Z Mokotowa pod Halę Mirowską autobusem z krętą trasą... jak rozumiem - 107? To
                  bardzo przepraszam, ale z "mokotowskiej" trasy 107 jest blisko na Puławską do
                  Silver Screena. A pod "halę" lepiej pojechać Banacha lub Kopińską. Jest także
                  bazarek na Wołoskiej róg Odyńca, gdzie są przynajmniej 2 sklepy z tradycyjnymi
                  wędlinami. Sklep z egzotycznymi przyprawami - Samira w Al. Niepodległości...
                  Biorąc pod uwagę godziny pracy, wszystkie egzotyczne zakupy spożywcze w tygodniu
                  robię na Mokotowie (albo w Szczecinie, ale to już z zupełnie innej bajki...)
                  • hania55 Re: Beznadzieja kulinarna małego miasta..... 01.08.08, 14:59
                    Ja bym jeszcze dodała targowisko przy ul. Wąwozowej i Indiry Ghandi
                    (Ursynów). W ursynowskim Realu jest naprawdę przyzwoity wybór ryb (w
                    tym wędzonych), a sery te same, co w "drogim" Bomi, tylko tańsze.
                  • bene_gesserit Re: Beznadzieja kulinarna małego miasta..... 01.08.08, 15:56

                    Istotnie, moglabym poswiecic pare godzin tygodniowo na objezdzanie
                    Mokotowa w celu nabycia. _Nigdzie_ nie napisalam, ze w Wawie nie
                    mozna kupic niczego, jedynie - ze trzeba sie najezdzic, jesli sie
                    musi i ma parcie na nieskazitelna jakosc i cene do zaakceptowania.
                    Nadal - rezerwuje sobie prawo do narzekania/marudzenia/zzymania
                    sie/wewnetrznej niezgody/bezradnego buntu, ze w celu zdobycia
                    wszystkiego, co mi jest do absolutnego szczescia w kuchni
                    potrzebne, musialabym miec tydzien dluzszy o jakies piec godzin.
        • Gość: Franek Re: Beznadzieja kulinarna małego miasta..... IP: *.srv.volvo.com 05.08.08, 14:36
          Prawdziwa Warszawianka z Ciebie, skoro pomidory z warszawskiego
          targowiska uważasz za prawdziwe.
      • Gość: carmela Re: Beznadzieja kulinarna małego miasta..... IP: *.neoplus.adsl.tpnet.pl 01.08.08, 14:32
        Zgadzam się z bene_,żeby dostac w Warszawie dobry towar trzeba się najezdzic.Ja
        np.w każdy piątek jadę na Wolumen, by u jednej "baby" kupic prawdziwe jajka,u
        drugiej prawdziwe mleko, śmietanę i ser biały, jeszcze u innej świeże jarzyny,
        wędzonki i pyszną kaszankę.Mam też metę na mąkę i rybę z Mazur.Nie wiem jak
        dalej będzie, bo kończą już tam stację metra i chodzą słuchy, że bazar ma ulec
        likwidacji, dając plac pod setny w okolicy supermarket.
        Prawdziwych rolników poznaję po wysłużonych żukach i spracowanych rękach,
        natomiast handlarki zaopatrujące się w towar na Broniszach po tipsach na
        upierścienionych paluchach i samochodach dostawczych.Handlarze sprzedają
        codziennie i wszędzie, natomiast rolnicy z własną produkcją bywają na Wolumen
        tylko w dni targowe.
      • basia172 Re: Beznadzieja kulinarna małego miasta..... 05.08.08, 15:50
        Za to Anglicy nie wiedzą co począć z korzeniem selera i burakami. Kaszy
        gryczanej tez nie uświadczą.
        • iluminacja256 Re: Beznadzieja kulinarna małego miasta..... 06.08.08, 18:09
          Wrećz przeciwnie, kaszy jest od zarąbania.
    • pani.serwusowa Re: Beznadzieja kulinarna małego miasta..... 31.07.08, 16:57
      Mam nadzieje, ze Ci troche ulzylo po takim wywodzie. ;)

      A ja staram sie nie narzekac, choc mieszkam na wsi, gdzie jest jeden
      sklepik, a 90% jego klienteli stanowia mlodociani pracownicy 13
      stajni wycigowych - czytaj: kupuja tylko gotowce, slodycze, alkohol
      i papierosy. Na swieze warzywa, czy owoce nie ma za bardzo popytu,
      nie mowiac juz o przyprawach. Sklep jest zaopatzrony w bardzo
      podstawowe produkty i jest dobry jak zaraknie mi maki, czy mleka,
      ale juz np. niesolonego masla nie uracze. Do pobliskiego miasteczka
      i wiekszego sklepu, nie jakos genialnie, ale w miare dobrze
      zaopatrzonego mam 10 minut samochodem, ale jak mi sie zamarza jakies
      specyficzne przyprawy, to zostaje mi tylko internet.

      Jakies 25 minut drogi samochodem mam Tesco i to jest o dziwo, chyba
      najlepiej zaopatrzony sklep w okolicy, tak wiec nie mam wcale az tak
      zle. ;) Najblizsze sredniej wielkosci miasto mam godzine drogi ode
      mnie i tam pewnie sa sklepiki specjalistyczne, ale jak mam wolny
      czas, to po prostu mi sie nie chce tam jechac tylko z powodu kilku
      wymarzonych produktow.

      W Polsce natomiast mieszkalam w 140tys. miescie i tam to dopiero
      mialam lipe. ;) Wieksza niz mam teraz, mieszkajac in the middle of
      nowhere. ;) Zdecydowanie.

      Ale co tam - musze sie hartowac, bo najprawdopodobniej wyprowadze
      sie za miesiac na jeszcze wieksze zadupie. Tam nie ma juz kompletnie
      nic (tzn. kilka domow jest ;) )i jak zapomne czegos ze sklepu, to
      moge o tym zapomniec do czasu, kiedy bede jechac np. do pracy. :)

      P.S. Jedno jest pewne mieszkajac w Yorkshire - jagnieciny nie
      zabraknie w zadnym sklepie. ;)
      • dominikjandomin Re: Beznadzieja kulinarna małego miasta..... 31.07.08, 22:36
        Ty mi o jagnięcinie nie pisz, bo zostanę kolejnym emigrantem z przyczyn
        gospodarczych - ale nie z powodu zarobków, tylko braku na rynku jagnięciny, ba,
        najbardziej starej baraniny nawet!
        • pani.serwusowa Re: Beznadzieja kulinarna małego miasta..... 01.08.08, 12:19
          Zastanawialam sie, czy po powrocie do Polski nie zajac sie
          hodowla. ;) Z czego wynika brak krajowej jagnieciny na polskim
          rynku? Z braku popytu? Ktos mi kiedys wspomnial, ze w Polsce jak ma
          sie ochote na jagniecine, to trzeba sie nagimnastykowac i
          wykosztowac. Jaka jest najczescie dostepna w polskich sklepach -
          nowozelandzka? Ile kosztuje kg?
          • dominikjandomin Re: Beznadzieja kulinarna małego miasta..... 01.08.08, 14:21
            pani.serwusowa napisała:

            > Jaka jest najczescie dostepna w polskich sklepach -
            > nowozelandzka? Ile kosztuje kg?

            Najczęściej dostępna - żadna. Kilogram nie kosztuje, bo go nie ma.

            Czasem na rynku (czynnym w godzinach dla emerytów i bezrobotnych) w jednej
            budzie się pojawia z prywatnej hodowli - tj. jak baba zarżnie zwierzaka, to ma
            mięso w sprzedaży aż się skończy.
            • pani.serwusowa Re: Beznadzieja kulinarna małego miasta..... 01.08.08, 14:25
              Nie sadzilam, ze az tak zle. Piszesz o Warszawie? No i z czego to
              wynika? Nie ma popytu? Ludzie nie kupuja, bo nie ma, czy nie ma bo
              nikt nie kupuje?
              • dominikjandomin Re: Beznadzieja kulinarna małego miasta..... 01.08.08, 15:10
                pani.serwusowa napisała:

                > Nie sadzilam, ze az tak zle. Piszesz o Warszawie? No i z czego to
                > wynika? Nie ma popytu? Ludzie nie kupuja, bo nie ma, czy nie ma bo
                > nikt nie kupuje?

                Piszę o Toruniu. Faktycznie, powinienem zaznaczyć, że nie jest to "default city"

                A z czego wynika - nie wiem. Może rzeczywiście "nadmiar kotleciarzy". Choć T. do
                małych miast się nie zalicza, jest wielkości 10 małych miast.

                A może ja nie umiem szukać i gdzieś się ukrywa sklep mięsny dobrze zaopatrzony?

                Choć i tak coraz częściej myślę o ucieczce na zabitą dechami wieś. Też ze
                względów kulinarnych.
              • Gość: szadoka Re: Beznadzieja kulinarna małego miasta..... IP: *.cst.tpsa.pl 05.08.08, 15:02
                Kilogram jagnieciny kosztuje niemal tyle co kilogram zlota. Ja
                osobiscie nie kupuje bo jakos mam opory przed jedzeniem dzieci. Za
                to chetnie kupowalabym baranine . Moze jestem nienormalna ale lubie
                ten charakterystyczny smak. Ale o ile jagniecine jeszcze czasem
                idzie upolowac jesli ktos chce to baraniny nie widzialam od lat...
                • pinos Re: Beznadzieja kulinarna małego miasta..... 05.08.08, 23:21
                  Szadoka - co najwyżej GRAM złota...
                  polecam
                  www.nbp.pl
                  ;o)
            • Gość: gość Re: Beznadzieja kulinarna małego miasta..... IP: *.adsl.inetia.pl 05.08.08, 15:37
              A w Poznaniu bez problemu baraninę dostaniesz w sklepie przy rynku jeżyckim. Bez
              gimnastykowania i bez wydawania fortuny (cena uzależniona od tego, którą część
              barana chcesz kupić). I parę innych ciekawych rodzajów mięsa również.
              • dominikjandomin Re: Beznadzieja kulinarna małego miasta..... 05.08.08, 19:55
                Gość portalu: gość napisał(a):

                > A w Poznaniu bez problemu baraninę dostaniesz w sklepie przy rynku jeżyckim. Be
                > z
                > gimnastykowania i bez wydawania fortuny (cena uzależniona od tego, którą część
                > barana chcesz kupić).

                Jak tam dotrzeć, biorąc pod uwagę, ze znam tylko trasę z Dworca Głównego do Św.
                Marcina? I czy mają czynne w soboty?

                Drugie pytanie w sumie ważniejsze, na pierwsze udzieli mi odp. Mr Gógiel Maps.
                • Gość: sroka Re: Beznadzieja kulinarna małego miasta..... IP: *.ssp.dialog.net.pl 05.08.08, 20:19
                  Od Marcina do Jeżyckiego 10 minut wolnym krokiem.
                • Gość: gość Re: Beznadzieja kulinarna małego miasta..... IP: *.adsl.inetia.pl 06.08.08, 11:07
                  Mają czynne w soboty chyba do 14:00. Z tego co wiem dostawy mają w tygodniu,
                  więc w soboty już czasem trochę przebrane.
                  To jest taki mały sklep, właściwie pawilon na tyłach kamienic Rynku Jeżyckiego
                  (ta strona wzdłuż ulicy Dąbrowskiego), ale można wejść od ulicy Kościelnej i
                  potem skręcić w prawo w Poznańską (adres też chyba mają na Kościelnej). O ile
                  dobrze pamiętam są tam dwa sklepy mięsne, jeden zwykły, a drugi "niezwykły".
                  Nazw niestety nie pamiętam.
                  A na Rynek dojedziesz tramwajem nr 2, z Ronda Kaponiera (przystanek od strony
                  Sw. Marcina) albo 17 z Mostu Teatralnego (jak pojedziesz tym tramwajem to
                  wysiadasz na Rynku, zaraz przy przystanku w prawo w bramę i tam po prawej taki
                  pawilon).
                  Mam nadzieję, że pomogłam :)
          • bene_gesserit Re: Beznadzieja kulinarna małego miasta..... 01.08.08, 16:06
            pani.serwusowa napisała:

            > Zastanawialam sie, czy po powrocie do Polski nie zajac sie
            > hodowla. ;) Z czego wynika brak krajowej jagnieciny na polskim
            > rynku? Z braku popytu? Ktos mi kiedys wspomnial, ze w Polsce jak
            ma
            > sie ochote na jagniecine, to trzeba sie nagimnastykowac i
            > wykosztowac. Jaka jest najczescie dostepna w polskich sklepach -
            > nowozelandzka? Ile kosztuje kg?

            Hodowla owiec w Polsce byla zwiazana z produkcja welny. Na polska
            welne jednak (nieporownanie gorszej jakosci, niz zagraniczne i
            nieporownanie drozsza w produkcji niz np wlokna syntetyczne) popytu
            w zasadzie juz nie ma. Wiec w zasadzie nikt juz nie trzyma owiec.

            Z tego powodu w zasadzie nie ma tez polskiej jagnieciny. O ile cos
            kiedys trafialo na polski rynek, to mieso ze starych zwierzat
            (jagnieta rzezne eksportowano np do Francji), ktore - i slusznie -
            nie wbudzalo zachwytu i nie tworzylo rynku konsumentow. Dlatego
            ludzie - przynajmniej na razie - nie ryzykuja z hodowla stad
            miesnych, chociaz warunki przeciez by sie znalazly. Pewnie gorale
            policzyli, ze latwiej hodowac turystow ;)

            Jesli bys, pani s., jednak nosila sie z powaznym zamiarem zostania
            gazdzina ;), a wczesniej nawiazala kontakty handlowe za granica,
            moze moglabys w Polsce hodowac szczesliwe, ekologiczne owce i
            zaczac od eksportu, a potem zwiekszac produkcje na polski rynek,
            zaczynajac od lepszych knajp np.

            Brak polskiej jagnieciny to jedna z tych rzeczy, ktora, zaraz po
            braku polskiego cydru, najbardziej mnie dziwi, jesli chodzi o rynek
            rolny w naszym kraju.
            • dominikjandomin Re: Beznadzieja kulinarna małego miasta..... 01.08.08, 22:07
              Mnie, po braku cydru, dziwi brak kóz i koźlęciny. No, ale koza to bieda, więc
              lepiej zdychać z głodu, niż kozy mieć.

              A baraninę to nawet ze starego capa (czy jak inaczej się stary baran zwie) bym
              brał. Do dań irlandzkich czy arabskich akurat, wszak oni nie zajadali się na co
              dzień najdelikatniejszą jagnięcinką.
              • bene_gesserit Re: Beznadzieja kulinarna małego miasta..... 01.08.08, 22:12

                No wlasnie, koza to bieda, wielu ludzi po wojnie mleko kozie
                ratowalo przed smiercia albo chorobami, zwiazanymi z awitaminoza -
                moze dlatego kozie mleko, sery i masla powoli zajmuja sklepowe
                polki.

                Ty bys baranine bral, bo bys wiedzial co z nia zrobic, zeby
                smakowala jak nalezy. A ile przecietny Polak wie o irlandzkiej albo
                arabskiej kuchni? Mniej wiecej tyle, ile baraniny jest w kebabie 'z
                baraniny'.

                A cydrem to ja sie na emeryturze zajme, jesli wczesniej nikt na to
                nie wpadnie.
                • dominikjandomin Re: Beznadzieja kulinarna małego miasta..... 02.08.08, 23:11
                  Podobno jest jedna polska firma robiąca cydr, alem go jeszcze w sklepie nie widział.

                  I nie chcę być wredny, ale skoro chcesz się tym zająć na emeryturze - to kiedy
                  na nią przechodzisz - w sierpniu czy dopiero we wrześniu?
                  • bene_gesserit Re: Beznadzieja kulinarna małego miasta..... 03.08.08, 00:11

                    Jesli ci sie spieszy do polskiego cydru, to bedziesz musial sam go
                    zrobic, bo ja na emeryture przechodze za kilkadziesiat lat. Ale w
                    koncu przejde i wtedy zobaczycie :P
                    • pinos Re: Beznadzieja kulinarna małego miasta..... 03.08.08, 11:06
                      Gdybyś chciała przetestować konkurencję, polecam sprawdzić w sklepie "z piwem"
                      na Koszykowej - tuż koło architektów. Maja polski cydr - jabłkowy, a do tego
                      gruszkowy i aroniowy.
                      No i fajne niepasteryzowane piwa.
                      • bene_gesserit Re: Beznadzieja kulinarna małego miasta..... 03.08.08, 11:30

                        Za piwo dziekuje, ale po cydr na pewno sie udam. Dzieki!
                      • dominikjandomin Re: Beznadzieja kulinarna małego miasta..... 03.08.08, 21:54
                        pinos napisała:

                        > Gdybyś chciała przetestować konkurencję, polecam sprawdzić w sklepie "z piwem"
                        > na Koszykowej - tuż koło architektów. Maja polski cydr - jabłkowy, a do tego
                        > gruszkowy i aroniowy.

                        Cydr gruszkowy? Czy to się aby "poire" nie nazywa, a nie cydr? A aroniowy...

                        Czemu mi się to kojarzy z tanim winem i nowomodnymi ściekami, a nie zwykłym,
                        prostym, odwiecznym napojem?
                        • pinos Re: Beznadzieja kulinarna małego miasta..... 04.08.08, 22:45
                          Czemu Ci się tak źle kojarzy? Nie wiem, dla mnie aronia od zawsze oznacza coś
                          dobrego do picia...

                          Co do "poire" - być może tak się nazywa. Ja tam za gruszkami nie przepadam,
                          francuskiego nie znam, więc nie uważałam i wrzuciłam mentalnie do worka "cydr".
                          • dominikjandomin Re: Beznadzieja kulinarna małego miasta..... 05.08.08, 19:57
                            A mi aronia z sokiem i dżemem - dobrymi domowymi - oraz z zapchaj dziurą wyrobów
                            przemysłowych.

                            Ale to taki "mało tradycyjny" owoc.
                  • Gość: ewa Re: Beznadzieja kulinarna małego miasta..... IP: *.adsl.szeptel.net.pl 05.08.08, 13:38
                    www.sajsad.pl/
                    • dominikjandomin Re: Beznadzieja kulinarna małego miasta..... 05.08.08, 20:04
                      Wg strony to oni tylko drzewka robią, nie cydr. I to drzewka z owocami o "smaku
                      przypominającym bufor", "doskonałymi na kremogeny i czipsy".

                      Żebym jeszcze wiedział, o co w tym chodzi...
    • Gość: Nobullshit Re: Beznadzieja kulinarna małego miasta..... IP: *.spray.net.pl 31.07.08, 17:22
      Nextstarcośtam (sorry, masz cholernie trudny nick, na razie nie zapamiętałam)
      chyba przesadzasz. Imho założycielka wątku tylko się
      żali, żeby sobie ulżyć (ludzka, a zwłaszcza kobieca rzecz)i nikogo nie obraża.
      Owszem, z prawem podaży i popytu masz rację, ale to racja smutna.
      Metalowa Rybo - Przytulam :) Pociesz się tym, co napisała Bene.G: w Warszawie po
      czarodziejskie składniki do dań orientalnych muszę jechać na drugi koniec
      miasta, i to bez gwarancji, że wszystko dostanę. A Ty za to masz pewnie
      nieplastikowe pomidory itd.
      C'est la vie - nie można mieć wszystkiego :(( Nie na tym najlepszym ze światów.
    • bene_gesserit Re: Beznadzieja kulinarna małego miasta..... 31.07.08, 18:37

      A, bo jeszcze mi cos przyszlo do glowy: mozesz mieszkancom swojego
      niewielkiego łez padolu rozszerzyc kulinarna perspektywe. Tzn
      zrobic im pare 'uczt Babette'.
      Niekoniecznie to musi byc na poczatku skomplikowane i wymyslne -
      wystarczy prawidlowo ugotowany ryz basmati zamiast normalnego,
      ktory - jak spora ilosc Polakow - pewnie gotuja 'z odcedzaniem'.
      Wystarczy odrobina swiezo utluczonej kolendry w tej nieszczesnej
      modrej kapuscie, krem z groszku z mieta i cytryna zamiast groszku z
      marchewka, dosyp do plackow ziemniaczanych sezamu itd. Stworz mode,
      nakrec rynek, obudz w nich kulinarnego snoba. Moze sie uda :)
      • dominikjandomin Re: Beznadzieja kulinarna małego miasta..... 31.07.08, 22:37
        bene_gesserit napisała:


        > wystarczy prawidlowo ugotowany ryz basmati zamiast normalnego,
        > ktory - jak spora ilosc Polakow - pewnie gotuja 'z odcedzaniem'.

        Yyy... jak to się robi? To znaczy gotuje ryż z odcedzaniem?
        • bene_gesserit Re: Beznadzieja kulinarna małego miasta..... 01.08.08, 01:00


          'Normalnie'. Tzn jak np makaron.
      • Gość: titta Re: Beznadzieja kulinarna małego miasta..... IP: *.botany.gu.se 05.08.08, 17:21
        Cos ty, beda pluc dalej niz widza...
    • Gość: Baba Jaga Re: Beznadzieja kulinarna małego miasta..... IP: *.chello.pl 31.07.08, 18:49
      Droga Metal_fish, przez kilkanaście lat mieszkałam w takim miasteczku (do
      najbliższego miasta wojewódzkiego 60km), zero delikatesów, marketów, jedyny
      sklep samoobsługowy to Biedronka :) i moje doświadczenia są następujące: 1)
      ludzkich przyzwyczajeń nie zmienisz; 2) produkty codzienne masz w cenach
      baaardzo przyjaznych plus jajka i mleko które można kupować u jakiejś
      sprawdzonej i zaprzyjaźnionej "baby"; 3) mniej tracisz czasu na dojazdy więc
      więcej masz go na życie; 4) jeśli pogadasz z panem warzywniakiem to
      niewykluczone, że na twoje zamówienie przywiezie ci z giełdy rukolę, koper
      włoski albo boczniaki; 5) przyprawy i większość egzotyczności plus dobrą kawę i
      herbatę (dla mnie to był największy ból - zamiast bylejakiej herbaty wolę już
      gorącą wodę albo miętę) kupisz przez Internet. I w ten prosty sposób masz to co
      chcesz w spokojnym miasteczku :)) Żyć nie umierać :)))
      • Gość: miu Re: Beznadzieja kulinarna małego miasta..... IP: *.fbx.proxad.net 31.07.08, 20:36
        Zmienisz, zmienisz przyzwyczajenia. Tylko czasu potrzeba.
    • Gość: miu Re: Beznadzieja kulinarna małego miasta..... IP: *.fbx.proxad.net 31.07.08, 20:44
      A ja sie zgadzam z Metal Fish i jej zalem, ze tak powoli zmieniaja
      sie przyzwyczajenia ludzi i po cos dobrego trzeba jechac daleko. Ma
      dziewczyna racje.

      Jedyne czym moge Cie pocieszyc Metal Fish, to fakt, ze kazde
      miasteczko gdzies na koncu swiata jest podobne do Twojego. Tam
      zostaja ludzie ktorzy sa wolniejsi, boja sie nowego, wola swoj
      spokojny zapiecek. Nie ma roznicy czy to glebokie Wlochy czy
      Szwecja. Ludzie, kotrzy lubia wyzwania i nowosci, zwykle uciekaja z
      takich miejsc. Od razu chce podkreslic, ze wcale tych miejsc nie
      uwazam za gorsze, tylko taka jest ich specyfika, a zarazem URODA.
      • fettinia Miu:) 01.08.08, 09:19
        Gość portalu: miu napisał(a):

        >
        >
        > Jedyne czym moge Cie pocieszyc Metal Fish, to fakt, ze kazde
        > miasteczko gdzies na koncu swiata jest podobne do Twojego.
        A tu ja sie nie zgodze:)Moze nie mieszkam na koncu swiata,ale rowniez w malym
        miasteczku gdzie mozesz kupic i swieze o swicie zebrane szparagi i pomiodry
        hodowane "za miedza" jak i krewetki,szynke serano czy parmenska,owoce
        morza(mrozone ale sa),egzotyczne warzywa i owoce itd:)
        Moze mam po prostu szczescie?:)
        ps-za to nie mam twarogu i musze sama robic:P
        • Gość: miu Re: Miu:) IP: *.fbx.proxad.net 07.08.08, 13:35
          Chce dziewczyne pocieszyc, Ty pewno masz szczescie ;))

          A tak serio: bardzo duzo zalezy od kraju w ktorym sie mieszka,
          lokalnej spolecznosci, etc.
    • salsadura Re: Beznadzieja kulinarna małego miasta..... 31.07.08, 20:54
      Ja tez mieszkam na wsi (w Polsce,bo praca to inna historia;-)i
      zasadniczo sie nie skarze...Jakis czas temu nie moglam w wiejskich
      sklepikach(2 obok siebie)kupic np.jogurtu naturalnego,a teraz juz
      moge i sie ciesze,bo nie musze kupowac go w pobliskim miasteczku i
      walczyc z busami,torbami i tym podobnymi rzeczami,o ktorych pewnie
      niektorzy nie maja pojecia;-).A z malymi,wiejskimi sklepami jest
      dokladnie tak jak ktos napisal:maja to,co ludzie kupuja.W maju w
      zaprzyjaznionym sklepie mieli mloda kapuste,a np.kalafiora nie
      bylo...A ja pytalam o niego prawie co dzien...Jak juz sie pojawil,to
      pani "na dzien dobry"zawolala:Mamy kalafiora dla pani!I byla
      naprawde zadowolona,ze ja w koncu tego nieszczesnego kalafiora u
      niej kupilam;-).Wg mnie najgorzej jest z rybami...W malych miastach
      o to chyba najtrudniej,niestety,ale to rowniez swiadczy o tym,co
      ludzie kupuja,tzn.na co jest popyt.Jesli ryba kosztuje tyle,ile
      kawal miesa,a nawyki kulinarne sa takie jakie sa,to nic dziwnego,ze
      w najlepiej zaopatrzonym sklepie moge kupic tylko pange lub
      mintaja...Pozdrawiam sfrustrowanych;-)!
      • Gość: miu Re: Beznadzieja kulinarna małego miasta..... IP: *.fbx.proxad.net 31.07.08, 21:14
        Uuuuu... dobra ryba kosztuje OD kilkudziesieciu zlotych w gore za
        kg. Powniewaz te najswiezsze sa wazone z glowami, pletwami, to
        porcja kosztuje realnie znacznie wiecej niz poledwica wolowa. Towar
        tak kosztowny, ze do Polski zupelnie nie dociera. Nawet w Warszawie
        nie ma dobrych ryb, sa tylko tanie (sledzie, makrele, hodowlane
        lososie) i - z rzadka - przyzwoite (tunczyki, maslane).

        Widzieliscie gdzies do rybe swietego Piotra, skrzydla re czy chociaz
        dorade? Retorycznie pytam ;)
        • figgin1 Re: Beznadzieja kulinarna małego miasta..... 31.07.08, 21:23
          Gość portalu: miu napisał(a):

          > - z rzadka - przyzwoite (tunczyki, maslane).

          Maslanej bym przyzwoitą nie nazwała. Sledzie natomiast owszem.
          >
          > Widzieliscie gdzies do rybe swietego Piotra, skrzydla re czy chociaz
          > dorade? Retorycznie pytam ;)

          Doradę we Wrocławiu da się kupić bez żadnego problemu.
          • hania55 Re: Beznadzieja kulinarna małego miasta..... 31.07.08, 21:28
            W Warszawie doradę można kupić np. w Auchanie czy w Realu.
            • Gość: miu Re: Beznadzieja kulinarna małego miasta..... IP: *.fbx.proxad.net 31.07.08, 23:25
              Dziekuje za info. :))
        • joanna-olga Re: Beznadzieja kulinarna małego miasta..... 31.07.08, 22:01
          Mam wrażenie, że czym dalej na południe tym trudniej kupić przyzwoitą rybę,
          problemy zaczynają się już za rogatkami Starogardu. Z przyczyn trudnych do
          wykrycia i zrozumienia, komuna skutecznie tępiła w narodzie zwyczaj jedzenia
          ryb, ograniczając je do dorsza postponowanego w stołówkach, śledzi sprowadzonych
          do rzędu zakąsek i obrzędowego wigilijnego karpia. A gdzie szczupaki, sandacze,
          stynki, jesiotry???
          Dzięki Ci Boże za halę rybną w Gdyni, Krewetkę na Dmowskiego i Rafę we
          Władysławowie. I za flądry, dorsze, świeże śledzie, bałtyckiego łososia,
          wędzonego trewala i jeszcze ciepłe tłuściutkie makrelki. Mniaaam.
          • turzyca Re: Beznadzieja kulinarna małego miasta..... 04.08.08, 19:16
            Przyczyny sa proste jasne i logiczne. Z ryba jest trudniej niz z taka krowa,
            taka pojedyncza sztuka to sie w ogole z cala krowa nie moze mierzyc, a do tego
            ryba morska ma taki glupi zwyczaj, ze wystepuje tylko w morzu, trzeba ja na tym
            morzu zlowic i w odpowiednich warunkach przewiezc w glab ladu. Zorganizowanie
            sieci przewozowej przekraczalo sily najlepszego systemu gospodarczego. Czyli
            ryby morskie niedostepne z przyczyn technicznych. A jak sie jednoczesnie
            zniszczylo hodowle ryb slodkowodnych, bo to zadanie wymagajace fachowcow, a tych
            w owym systemie brakowalo, to masz efekty.
            Tak na marginesie w "pustych polkach" Jastrzab cytuje dane o zaopatrzeniu w
            mieso - w najlepszych okolicach siegalo 80%, zazwyczaj bylo na poziomie rzedu
            40%, czasem ponizej 20. To jak najpodlejszego miesa brakowalo, to co mowic o rybach?

            Ale ze w ciagu 20 lat, nie przezwyciezylismy wplywu 40 to jednak smutne. Trzeba
            nakrecic popyt.
        • pinos Re: Beznadzieja kulinarna małego miasta..... 01.08.08, 10:16
          Tak, i karmazyna, i leszcza, i sandacza, i pstrąga... świeże i mrożone...
    • dominikjandomin Re: Beznadzieja kulinarna małego miasta..... 31.07.08, 22:09
      Załóż sklep i sprzedawaj. Zobaczymy, kiedy zbankrutujesz. Takie są prawa rynku :(

      Ja też chciałbym mieć wielki wybór i to zaraz pod domem...
      • lotoss Re: Beznadzieja kulinarna małego miasta..... 31.07.08, 23:04
        Pozal sie pozal, ja chetnie wyslucham:). Chociaz ostatnio juz
        przewalkowalismy wspolnie temat 'tradycjonalistow' i nie ma co
        wracac do kwestii przyzwyczajen kulinarnych.
        Wszedzie znajdziesz plusy i minusy. Popyt ksztaltuje podaz i takie
        wlasnie sa prawa rynku (nic nowego).
        Ja na przyklad chcialabym w koncu zjesc prawdziwa pachnaca fasolke
        szparagowa, kalafiora z prawdziwego zdarzenia, o bobie to nawet nie
        zamarze. Jajka to nawet u Amiszow nie sa tak pyszne jak kiedys
        mialam spod Hali Marymonckiej;).
        Rozwiazaniem jest podrozowanie:).
        • salsadura Re: Beznadzieja kulinarna małego miasta..... 31.07.08, 23:20
          Nie ma problemu:-)!Jajka od "szczesliwych" kur i ekologiczne warzywa
          z wlasnego ogrodu!Zapraszam!Wszystko pachnie i smakuje
          przepysznie,swieze i dopiero co zerwane(wykopane:-).Tylko ryb u nas
          nie ma:-(
          • lotoss Re: Beznadzieja kulinarna małego miasta..... 02.08.08, 17:43
            Dzisiaj odkrylam bazarek gdzie zakupilam roznego rodzaju sliwki, bob
            (!) i... wisnie, o ktorych tutaj malo kto wie i jada. Przy okazji
            skusilam sie na ogorki i beda malosolne. Czyli szukajcie az
            znajdziecie;). Odleglosc ode mnie okolo 15 kilometrow, ale tutaj
            wszedzie jest daleko.
            Tak sie podniecilam tymi wisniami, ze teraz mam caly ich wor i nie
            wiem co ja z nimi bede robic. Zaraz wrzuce 'wisne' w wyszukiwarke,
            moze cos mnie zainspiruje.
            Pozdrawiam:).
            • Gość: ania_m Re: Beznadzieja kulinarna małego miasta..... IP: *.pools.arcor-ip.net 02.08.08, 17:53
              ja daje flambirowane w koniaku jako dodatek do smazonej na rozowo piersi z
              kaczki z pure z selera.
              poza tym dobrze wydrylowac i zamrozic.
              z rzeczy na bierzaco proponuje placek z wisniami z kruszonka i pierogi.
              • lotoss Re: Beznadzieja kulinarna małego miasta..... 02.08.08, 18:11
                Ania, masz jakis sprawdzony przepis na placek z kruszonka? Wlasnie
                przeszukuje strony w internecie, ale jeszcze zadna receptura nie
                wpadla mi w oko:).
                • Gość: ania_m Re: Beznadzieja kulinarna małego miasta..... IP: *.pools.arcor-ip.net 02.08.08, 18:16
                  w galerii potraw obok znajdziesz swietne, sprawdzone i ze zdjeciem :)
                  • Gość: ania_m o, np to IP: *.pools.arcor-ip.net 02.08.08, 18:33
                    tinyurl.com/62dxra
                    przepisy tej autorki nigdy nie zawodza :)
                • bene_gesserit Re: Beznadzieja kulinarna małego miasta..... 02.08.08, 21:45

                  Plesniak z wisniami (dzem sliwkowy/porzeczkowy i wisnie) jest
                  bardzo pyszny. To cos w rodzaju oberplacka z kruszonka, w dodatku z
                  czekoladowym zakalcem :)
    • figgin1 Biedni warszawiacy... 03.08.08, 09:20
      Ja mieszkam we Wrocławiu i to w takiej okolicy, że mam wszystko pod nosem. 1oo
      metrów od domu mam sklepik "spożywczy" w którym kupuję pyszny chleb, jest niezły
      wybór masła, śmietany i sprzedają pyszną sól "do kiszenia ogórków" Wiecie, taką
      szarą, grubo mieloną. Obok jest warzywniak, w którym kupuję wspaniałe owoce i
      warzywa w niezłym wyborze. Można bez ryzyka kupić gotowe małosolne. Kawałek
      dalej jest sklepik mięsny, bardzo dobre mięso tam sprzedają. Jest wyjątkowo
      smaczne, chociaż nie z eko hodowli.Kiedy mam czas idę cztery przexznice dalej i
      mam warzywniak z pysznymi wędzonymi śliwkami, orzechami na wagę, różnymi
      rodzajami fasoli... Obok jest piekarenka pysznymi kwadratowymi bułkami. Uwaga
      uwaga, to wszystko w takiej odległości, ze spokojnie można ciężkie siaty nieść w
      rękach!
      Nie tak daleko, ale już na poważniejszy spacerek(pół godziny piechotą) mam Halę
      Targową gdzie wybór DOBRYCH warzyw DOBREGO mięsa i GENIALNYCH ryb jest
      oszałamiający. Zwłaszcza te ryby. Wybór niesamowity. Przeważnie mrożone, ale
      czuję, ze ta ryba była w zamrażarce trzy dni, nie trzy miesiące. No i bez strat
      w postaci wyciekającej dużej ilości wody...
      • thiessa Re: Biedni warszawiacy... 03.08.08, 10:38
        Ja tez mieszlkam we Wroclawiu i mysle, ze nie ma sie czym podniecac. Wszak
        zalozycielka watku nie o takich zwyczajnych rzeczach jak swieze warzywa i owoce
        pisze, bo do tego w co nie watpie ma doskonaly dostep, chyba, ze warzywa mniej
        znane. Co sie zas tyczy warszawiakow to mysle, ze jednak maja lepiej, bo nawet o
        takiego bardziej "wioskowego" pomidora latwiej. Czasem odnosze wrazenie, ze we
        Wroclawiu to juz od rolnikow kupic niczego nie mozna, bo wszystko pochodzi z
        hurtowni. Czy ktos widzial np. ziemniaki, sprzedawane jako konkretna odmiana tak
        jak w moim rodzinnym miescie, gdzie kazdy rolnik sprzedajac ze swojego zuka ma
        napisane co sprzedaje? We wroclawiu wszystkie ziemniaki sa "noname" i ja je w
        zwiazku z tym kupuje od wielkiego dzwonu, bo nie posiadaja smaku. Pieczywo na
        drugi dzien jest obrzydliwe w smaku. U moich rodzicow owszem czerstwe, bo to
        chyba normalne, ale przynajmniej smaczne. Ryby mrozone to owszem, ale problem
        jest przeciez ze swiezymi, zeby byly w wiekszym wyborze. Ser bialy na wage jest
        niemal nieosiagalny, wszystkie zaczynaja pakowac w folie i po rozpakowaniu sa
        zwyczajnie kwasne i krusza sie. U moich rodzicow mozna kupic ser z lokalnej
        mleczarni krojony z duzego bloku, pyszny, smietankowy i o zwartej konsystencji.

        Bardzo dobrze, ze mamy globalizacje i docieraja do nas produkty z calego swiata
        z czego ja akurat jestem zadowolona, bo lupie kuchnie egzotyczna, ale na litosc
        boska, niech takie produkty jak mleko, ser, chleb sa sprzedawane tam skad
        pochodza a nie wozone po calej Polsce, co dobija sie na ich jakosci, bo zeby
        przetrwac trudy podrozy faszeruje sie je roznymi polepszaczami i konserwantami.
        Rozwiazaniem idealnym byloby chyba mieszkanie za miastem i posiadanie tam
        wlasnej dzialki przy rownoczesnej pracy w duzym miescie z mozliwoscia
        codziennego zaopatrzenia tamze.
        • Gość: miu Re: Biedni warszawiacy... IP: *.fbx.proxad.net 03.08.08, 11:35
          Maly watek poboczny: wczoraj oniemialam w sklepie (poza Polska),
          gdzie chcialam kupic swieza miete. Byla. Kraj pochodzenia?
          Korea!!!!!!

          Swieza zielona mieta przyleciala samolotem z Korei... Jak sie
          domyslam z tamtejsza flora bakteryjna.
          • Gość: senin korea??? hihi IP: *.for.connect.net.au 03.08.08, 12:14
            ja kupowalam wmango w supermakecie w Darwin (Australia), ktore jak
            sie okazalo bylo drogie, poniewaz sprowadzano je z Brisbane (4tys km)
            od Darwin
            ale byt sie znalezc w owym Brisbane musialo przebyc 3.7 tys km ...z
            miejsca uprawy czyli samego Darwin (sic) lub Katherine - 300 km na
            poludnie od Darwin...skad wiem? z nalepek na owocach, tych
            maciupkich upierdliwych z nazwa firmy i miekscem pochodzenia

            absurdy sa wszedzie ;)))
            • bene_gesserit Re: korea??? hihi 03.08.08, 12:30

              Nie chodzi o absurd, ale o to, ze z powodu gonienia handlowcow za
              kilkoma groszami, decyduja sie na oferte z drugiego konca swiata.
              Firma te forse schowa do kieszeni, ale zanieczyszczenia, ktore
              powstana na skutek transportu, bedziemy wdychac wszyscy. Na
              zachodzie ruch 'jem glownie to, co rosnie w promieniu 150km' to
              jeden z trendow wspolczesnego swiadomego zielonego konsumenctwa.
              • Gość: Nobullshit Re: korea??? hihi IP: *.spray.net.pl 03.08.08, 22:37
                To, co napisała Senin, przypomina "Paragraf 22" i handel Mila jajami.
                • bene_gesserit Re: korea??? hihi 03.08.08, 23:03

                  Mi wspolczesne realia coraz bardziej przypominaja 'Paragraf 22'.
                  • Gość: miu Re: korea??? hihi IP: *.fbx.proxad.net 07.08.08, 13:43
                    Swieza mieta w peczkach przeleciala... 11 tysiecy(!!!) kilometrow
                    (slownie: jedynascie tys).
            • Gość: Nobullshit Ciąg dalszy absurdów IP: *.spray.net.pl 03.08.08, 22:36
              Czy ktoś mi może wytłumaczyć, dlaczego bez problemu można kupić przeróżne bardzo
              egzotyczne owoce, z którymi niewiele można zrobić,
              jak kumkwaty, kaki (vel persymona vel sharon), orzechy kokosowe (zwykle bez
              płynu w środku i wysuszone na wiór), czy te takie żółte wieloboczne, zapomniałam
              nazwy,
              a np. bakłażanów w sklepach jeden gatunek. Nie ma nawet tych okrągłych
              jasnofioletowych w włoskich. O małych biąłych tajskich już nie wspomnę itd.

              Kompletny absurd - w Piotrze i Pawle sprzedają tamarynd w strąkach. Na paczki.
              Co przeciętny Kowalski z nim zrobi? I nie tylko Kowalski.
              Nawet forowicze uwielbiający kuchnie egzotyczne rozłożyliby ręce,
              bo używają gotowej pulpy.
              • dominikjandomin Re: Ciąg dalszy absurdów 03.08.08, 22:51
                Gość portalu: Nobullshit napisał(a):

                > Czy ktoś mi może wytłumaczyć, dlaczego bez problemu można kupić przeróżne bardz
                > o
                > egzotyczne owoce, orzechy kokosowe (zwykle bez
                > płynu w środku i wysuszone na wiór),

                Z kokosa są świetne rzeczy, ale ze świeżych.

                A moze sprzedają na łupiny do prac ręcznych?


                > Kompletny absurd - w Piotrze i Pawle sprzedają tamarynd w strąkach. Na paczki.
                > Co przeciętny Kowalski z nim zrobi? I nie tylko Kowalski.
                > Nawet forowicze uwielbiający kuchnie egzotyczne rozłożyliby ręce,
                > bo używają gotowej pulpy.

                Muszę w trybie pilnym pojechać, moze w T. też będzie. Pulpy nie używam - nie ma
                jej w handlu u nas...
              • bene_gesserit Re: Ciąg dalszy absurdów 03.08.08, 23:02
                Pamietasz, kiedy pojawila sie w obrocie rukola? Niemal dokladnie
                wtedy, kiedy o niej napisano w WO i wszyscy sie napalili, ze taka
                swietna. Media musza nakrecic rynek, imo - bo mniejszosci
                kulturowych jest za malo, zeby szybko powstaly u nas prawdziwe
                arabskie czy azjatyckie deli.
                • Gość: Nobullshit Re: Ciąg dalszy absurdów IP: *.spray.net.pl 03.08.08, 23:18
                  Masz rację, Bene, ale właśnie nie rozumiem tym bardziej.
                  Po co ktoś sprowadza np. rambutan? (Małe, czerwone, z wypustkami.)
                  Trudno mi się oprzeć wrażeniu, że te wszystkie owoce sklepy w końcu wyrzucają.
                  • bene_gesserit Re: Ciąg dalszy absurdów 04.08.08, 02:34

                    Mysle, ze dla nielicznej garstki cudzoziemcow moze?
                    Ktorzy ocieraja lzy, bo przeciez oferowane wymeczone transportem,
                    zerwane jako niedojrzale warzywo/owoc nijak sie ma do tego, ktore
                    pamietaja z ojczyzny, ale na bezrybiu i kiepskie mango to mango.

                    Albo zwyczajnie - centrala ma ambicje, zeby byla 'szeroka oferta',
                    wiec tych piec sztuk na krzyz pitaji i persymon ma za zadanie
                    rozszerzac asortyment - w sensie statystowac. Dawno temu sluchalam
                    wywiadu z jednym z szefow Bomi, ktorzy powiedzial, ze pewna czesc
                    ich towarow z gory skazana jest na zywot glownie polkowy - ze
                    sprzeda sie ich bardzo niewiele, reszta przeterminuje i skonczy w
                    smieciach, ale dla prestizu sklepu wazne jest, zeby byly.
                    • Gość: miu Re: Ciąg dalszy absurdów IP: *.fbx.proxad.net 07.08.08, 13:46
                      Ja jestem dziwakiem, ktory kupuje te cuda i nawet probuje je jesc ;)
                      np. liczi uwielbiam, pitaje sa cudne, ale drogie :((
                  • mwookash A co niesmacznego jest w liczi i rambutanie? 04.08.08, 17:36
                    To bardzo smaczne owoce i z doświadczenia wiem, że dużo osób je kupuje. Świeże
                    są dużo smaczniejsze niż te z syropu.
                    • Gość: titta Re: A co niesmacznego jest w liczi i rambutanie? IP: *.botany.gu.se 05.08.08, 17:20
                      A no sa pyszne (ja uwielbiam, i wole rambutan od liczi) ale
                      niezmiernie rzadko to co sie kupuje w supermarketach (poza krajami
                      upray) jest swierze... To niezwykle delikatne owoce.
                  • Gość: titta Re: Ciąg dalszy absurdów IP: *.botany.gu.se 05.08.08, 17:18
                    ale właśnie nie rozumiem tym bardziej.
                    > Po co ktoś sprowadza np. rambutan?

                    Dla Kowalskiego, zeby sie podniecil ze kupuje? Zrszta zamiast
                    Kowalskiego mozna wpisac Schmidta czy jakiegos Johansona.
                    Z pewnych przyczyn zawodowych zdaza mi sie kupowac kilka razy w roku
                    wszystkie dostepne owoce tropikalne (po kilka sztuk, poza Polska).
                    2/3 z nich wlasciwie nie nadaje sie do sporzycia (sa splesniale,
                    niedojrzale lub wysuszone). Na dobry rambutan trafilam tylko raz.
                    Takie sa niestety "zalety" "czasu polkowego".
                • iluminacja256 Re: Ciąg dalszy absurdów 06.08.08, 18:25
                  > Pamietasz, kiedy pojawila sie w obrocie rukola? Niemal dokladnie
                  > wtedy, kiedy o niej napisano w WO i wszyscy sie napalili, ze taka
                  > swietna.

                  E, u mnie rukola jest w Tesco od jakichś 3-4 lat. Ale moze dlatego,
                  z eto w sumei angielskie i rukolę zawsze mozna było z drugiej
                  strony kanału tez dostać zawsze, czego nei powiedziaalbym o
                  kapuście;/
              • pani.serwusowa Re: Ciąg dalszy absurdów 04.08.08, 14:50
                Nobull, wiem do czego sa te lupiny orzechow kokosowych. Bierzesz
                dwie polowki, stukasz nimi, jedna o druga i udajesz, ze na koniu
                jedziesz. :)))))
                • bene_gesserit Re: Ciąg dalszy absurdów 04.08.08, 15:51

                  Przez wiele lat rezyserzy dzwieku w Polsce skorupami
                  orzechow 'robili' konia na bruku. Jesli skorupy uderzaly o worek z
                  maka ziemniaczana - 'kon' chodzil po sniegu.
                  ;)
                  • pani.serwusowa Re: Ciąg dalszy absurdów 04.08.08, 16:00
                    Wiele lat przed polskimi dzwiekowcami uzywal ich przeciez Krol Artur
                    wraz ze swa swita. ;)
                    • bene_gesserit Re: Ciąg dalszy absurdów 04.08.08, 16:06

                      Noi wszystko jasne - orzechy kokosowe w sklepach to tradycja
                      jeszcze ze sredniowiecza ;)
                    • Gość: brave sir robin Re: Ciąg dalszy absurdów IP: 77.223.200.* 05.08.08, 12:31
                      > Wiele lat przed polskimi dzwiekowcami uzywal ich przeciez Krol Artur
                      > wraz ze swa swita. ;)

                      None shall pass!
                      • bene_gesserit Re: Ciąg dalszy absurdów 05.08.08, 16:10
                        O zesz, dopiero teraz zajarzylam.
                    • Gość: Minerwa Re: Ciąg dalszy absurdów IP: *.internetdsl.tpnet.pl 05.08.08, 14:01
                      Zgadza się, tylko taki orzech muszą przynieść dwie jaskółki
                      eurpoejskie lub jedna afrykańska :)
              • mwookash Gorzej się przechowują i są sezonowe??? nt 04.08.08, 17:41

              • figgin1 Re: Ciąg dalszy absurdów 04.08.08, 22:45
                Gość portalu: Nobullshit napisał(a):
                nazwy,
                > a np. bakłażanów w sklepach jeden gatunek. Nie ma nawet tych okrągłych
                > jasnofioletowych w włoskich.

                Kurczę, jestem większą szczęściarą niż myślałam...
              • amaroola Re: Ciąg dalszy absurdów 05.08.08, 11:57
                ja pulpy nie uzywam - to kiepski wybor :(

                Zdecydoeanie lepsze sa sprasowane kostki tamaryndowca - bez skorupek
                oczywiscie, ale z pestkami. Namoczyc w goracej wodzie i wyplukac
                swoja wlasna pulpe. O wieeele lepsze niz pulpa ze sklepu.

                To zupelnie to samo, so tamarynd z orzechow z tym, ze luskanie
                orzechow odpada.
                • Gość: Nobullshit Senin Nieprzelogowana :) IP: *.spray.net.pl 05.08.08, 15:07
                  Miałam na myśli te kostki z pestkami, tylko nie wiedziałam, jak nazwać.
                  Ale co można zrobić z paczką strąków?
                  • Gość: bulakula Re: Senin Nieprzelogowana :) IP: *.83-228-150-095.dsl.vtx.ch 05.08.08, 23:40
                    straki luskasz i masz cos do podgryzania, lub wcinasz zawartosc straka lub dwa w
                    razie zaparc. Dzialaja przeczyszczajaco, a nie wszyscy lubia suszone sliwki czy
                    herbatki figura
              • Gość: fghf Re: Ciąg dalszy absurdów IP: *.krak.tke.pl 05.08.08, 23:44
                Najpierw narzekanie, że tego tamtego nie można w sklepach kupić, ale jak kumkwat można kupić to też źle. Jakby nie było to zaraz by ktoś napisał: "a u mnie w tej zapyziałej dziurze to nawet kumkwatu nie można kupić". I pod spodem byłaby litania współczujących postów. Eeeeh. Nie dogodzisz ...
                • Gość: ttt Re: Ciąg dalszy absurdów IP: *.neoplus.adsl.tpnet.pl 06.08.08, 09:22
                  no przecież Polakowi nigdy się nie dogodzi, wiadomo
                • Gość: miu Re: Ciąg dalszy absurdów IP: *.fbx.proxad.net 07.08.08, 13:48
                  O kumkwaty! Pycha jako dodatek do pewnych dan! I pieknie wygladaja!
              • Gość: Somebobby Re: Ciąg dalszy absurdów IP: *.eranet.pl 07.08.08, 23:43
                > a np. bakłażanów w sklepach jeden gatunek. Nie ma nawet tych
                okrągłych
                > jasnofioletowych w włoskich. O małych biąłych tajskich już nie
                wspomnę itd.

                Na własne oczy dziś widziałam w Realu w Jankach bakłażany różowe-
                plamiste, białe i zwykłe czarne(czarne były w rewelacyjnej cenie
                3,99/kg)