viki1976
29.01.05, 01:48
Witam! Dzisiaj spędzilam miło dzień - wybrałam się na spacer na cypel na
Barankach i...z daleka zauważyłam coś blisko brzegu...Wszędzie dużo białego
śniegu i piękne słońce. Pomyślałam, że ktoś zgubił kurtkę...dopiero jak
podeszłam zobaczyłam martwego łabędzia...około 8 metrów od brzegu, przymarzły
mu nogi i zamarzł na śmierć! Miał rozpostarte skrzydła na lodzie i pewnie
bardzo walczył o swoje życie jednak mróz był silny i przegrał. Tak mi się
smutno zrobiło, że łzy płynęły same...Był w większości szary i miał już
trochę białych pięknych piór. Pewnie nie miał roku i była to jego pierwsza i
ostatnia zima. Nagle nad nami przeleciał klucz łabędzi, około 12.
Żle mi się bardzo zrobiła ale cóż, zawsze jest tak, że słabsi giną.
Miałam aparat i zrobiłam zdjęcia. Są wstrząsające. Dzisiaj bardzo dużo pada w
nocy śniegu, pewnie otuli go białym puchem. Jak weszłam na lód było na nim
mało śniegu i tylko ślady psa wokól niego. Bylam przy nim pierwsza. Nie był
pokryty śniegiem więc myślę, że zamarzł poprzedniej nocy. Była bardzo mroźna.
Ile czasu może trwać taka śmierć? to nie daje mi spokoju, ile mógł umierać...
że pomoc nie nadeszła na czas...
Przeszłam trochę dalej i w oddali pomiędzy dwoma brzegami jeziora (na
przesmyku) widzę drugiego zamarzniętego łabędzia...Jak weszłam na lód
to ...zaczął pękać więc wycofałam się. Ten też był pewnie martwy. Wydawał mi
się większy od tego przy którym byłam. Bardzo kocham i cenię te ptaki, więc
żal mam ogromy, i czuję ból, że nie mogłam mu pomóc.
Jak wracałam do domu w oddali słyszałam krzyki łabędzi - tak jakby ze środka
jeziora. Ale śnieg sypał i było biało a lód pękał i pojawiała się woda - w
stronę plaży miejskiej i miasta. Do tej pory słyszę te łabędzie krzyki - może
to było właśnie wołanie o pomoc?
Obiecałam sobie, że nigdy o nim nie zapomnę.