Dodaj do ulubionych

Co lubili, jacy byli nasi ukochani...

20.11.09, 14:16
Nieraz tak sie zdaża,ze nie znajdujemy juz obok słuchaczy do naszych
opowieści o tych co odeszli. A mówic czasem bysmy mogli i mogli.
Chce sie nieraz całemu swiatu opowiedziec o tym jaka była moja
córka, co lubiła, czego nie lubiła, co ją denerwowało...Jakie miała
oczy, włosy, jak sie ubierała, po prostu jaka była, jaka nadal
jest...
Moja córka Panna Agata...
Była i jest dla mnie (jak dziecko dla każdej matki) najpiękniejsza i
najmądrzejsza, i najlepsza, i wogóle same naj...
Była wysoka, miała blond włosy... Latem jak mocno swieciło słonce to
robiły jej sie takie naturaalne pasemka, zwlaszcza gdy była młodsza,
bo potem troche jej włosy ściemniały. Nawet raz w ósmej klasie po
wakacjach sprawowanie jej chcieli obniżyć, ze niby włosy farbowane:)
Moja Agatka miała tak jak ja skłonności do nadwagi, więc cały czas
tej wagi pilnowała z dobrym skutkiem. Zawsze mówiła ze
śmiechem: "same złe geny po Was odziedziczyłam".
Moja Agatka miała szare oczy i piekną ciemna oprawę oczu. Brwi miała
tak pięknie regularne, ze każdy myslał ze je depiluje, a one takie
sobie po prostu były. Przy blond włosach wygladało to bardzo
pięknie. Miała malenkie zgrabne uszy. Pamietam jak sie urodziła, to
pilęgniarki mówiły, że to dziecko ma takie sliczne uszka:) Jako
dziecko była bardzo grzeczna, moja mama zawsze mówila, że moje
dzieci są tak grzeczne i tak sie pięknie razem bawią ze moznaby 10-
cioro takich pilnowac.
Moja Agatka była bardzo zdolna, jako 4-latka juz umiała czytac. była
ambitna i chciała wiele osiagnąc. Z łatwościa przychodziła jej nauka
języków obcych i uwielbiala ich się uczyc. Najśmieszniej było jak
mężowi napisała smsa jak ma sie pierwszy raz na lotnisku za granica
zachować. On źle zrozumiał i nie znajac wogóle angielskiego zaczął
odczytywac to co miał w smsie wpisane. Kasjerka miała ubaw, wreszcie
wzięła od niego te komórkę i sama sobie przeczytała:) Jeszcze dzis
mam usmiech na twarzy jak przypominam sobie jak Agatka naśladowała
ojca jak to czyta:)
Albo jak razem się odchudzałyśmy i latałyśmy z wagą po całym domu
szukac miejsca gdzie najniższą wagę wskazuje(bo taka waga była
ruchoma:)
Moja Agatka była umysłem matematycznym, dlatego studiowała ekonomie.
Podziwiałam ją jak ona się rozeznaje w tych wszystkich trudnych ,
dziwnych dla mnie przedmiotach. Była uparta, miała swoje zdanie,
ktorego była gotowa bronic do upadłego. Nie szło jej przekonac , po
jakims czasie sama dochodziła do słusznych wniosków:) i mówiła ze
smiechem: "miałaś mamo rację". Była na mnie zła czesto,ze za duzo
narzekam i miała rację. Teraz nie narzekam prawie wcale.
Miała swietny zmysł oragnizacyjny i pewnie tam u Pana czyms takim
sie zajmuje:) Umiała z niczego zarobić pare groszy. Komputer to był
jej żywioł. Uwielbiala tez latanie po sklepach.. zawsze z takich
wypraw wpadała ze śmeichem i radościa. Miała taki swietny gust, że
ja teraz to nic sobie takiego fajnego nie umiem kupic jak ona mi
wynajdywała za grosze:) Albo coś w mieszkaniu, pewnie patrzy nieraz
i mówi "mamo co Ty znowu za tandetę odstawiłaś:)"
Był okres ze moja Agatka chodziła na aikido, to taka japońska sztuka
samoobrony czy walki. Szło jej super. Raz nawet dzięki temu sie
obroniła i gościowi chyba rękę zwichneła, jak mi o tym opowiadała
powiedzialam ze wiecej sama nie pojedzie, ale ona była tak uparta,
ze ja wlasciwie nie miałam nic do gadania i jezdziła na to aikido.
Stamtad też wracała rozesmiana, szczęśliwa.
Mogłabym tak o swoje córce pisac i pisac i nigdy bym nie
skończyła... Mam nadzieję ze tam tez jest rozesmiana, ze chce abym
taką ją pamietała...
halina-mama Agatki
Obserwuj wątek
    • apapon Re: Co lubili, jacy byli nasi ukochani... 20.11.09, 16:58
      a moja Mamusia ... lubiła ludzi, wytłumaczyła każdego, była kochana,
      była moją najlepszą przyjaciółką (ostatnią już w tym moim życiu, bo
      nigdy już nia znajdę nikogo tak bezinteresownego)

      Nigdy nie zapomnę jak Mama .. no właśnie co... miała wiele
      prześwietnych pomysłów. Cudownie przestawiała wyrażenia, potrafiła
      kazać zdmuchnąć światło, albo jak wykrochmaliła tacie chusteczki,
      tak na żyletkę, ubaw był po pachy, albo jak razem ze swoją koleżanką
      holowały rower. Ehhh zostały tylko wspomnienia, tak za Mamą tęsknię.
      A dodatkowy ból rozwinął się, bo wczoraj minął rok od ostatniej
      Mamusi operacji, już nie wróciła do nas. Wczoraj natknęłam się na
      zaczęte skarpetki, moja Mama robiła je pasjami, dla każdego kto
      tylko chciał.
      • maretta111 Re: Co lubili, jacy byli nasi ukochani... 20.11.09, 17:59
        Mój brat kochał taniec jak ja, zawsze kiedy tylko mieliśmy okazję to ruszaliśmy
        w tany, kiedyś tak mocno na parkiecie zawirowaliśmy że ...bach i
        gleba...śmialiśmy się z tego długo,a i widowisko było niezłe. Niedoszły
        piłkarz, bo tak jakoś się w życiu ułożyło, że musiał przerwać. Dusza
        towarzystwa, potrafił i małe dziecko rozbawić i ze starszą osobą życzliwie
        porozmawiać. Tak bardzo mi brakuje jego rozmów, jego sms-ów, jego przytulenia.
        Kocham, tęsknie, czekam...Marta
        • tilia7 Re: Co lubili, jacy byli nasi ukochani... 20.11.09, 18:18
          O ukochanym mężczyźnie mogłabym pisać godzinami,ale to zbyt osobiste dla
          mnie,zbyt intymne,zbyt zazdrosna jestem o to,żeby się Nim dzielić w jakikolwiek
          sposób.Więc powiem tylko tak:różnych ludzi człowiek spotyka na swojej
          drodzy,wszyscy ci ludzie w jakiś sposób na nasze życie oddziałują, jakoś na nas
          wpływają, czasem nawet nie wiemy o tym.Jednych się spotyka i zaraz o nich
          zapomina.O innych pamięta się przez lata.Ale czasem zdarza się,bardzo bardzo
          rzadko,ale się zdarza,że spotykamy kogoś i widzimy Światło, i od pierwszej
          chwili wiemy,że spotkaliśmy Kogoś Wyjątkowego.Przez niecałe 4 lata byłam z
          Aniołem,który pozwolił mi zrozumieć,ale tak naprawdę zrozumieć czym jest
          Miłość,ta prawdziwa,ta przez duże M.Nie wiedziałam tylko,że tak szybko będzie
          musiał odejść tam,skąd przyszedł:(
          • olaopolanka Re: Co lubili, jacy byli nasi ukochani... 20.11.09, 21:53
            Moja Mama kochala dzialke,bratki,chryzantemy-szczegolnie te sloneczne,uwielbiala
            wszystkie psy - kundelki, koty,kochala swoja szkole, uczniow, sklepik
            uczniowski,uwielbiala kryminaly,poranna sobotnia kawe wraz z krzyzowka,pomidory
            i truskawki pelne slonca,czerwone wytrawne wino,spacery po lesie,opadajace
            jesienne liscie, zapach ziemi wiosna,pola,laki,truskawkowe lody,kieliszek
            koniaku,spokoj, cisze,slonce...I tak bardzo kochala nas...
    • annubis74 Re: Co lubili, jacy byli nasi ukochani... 21.11.09, 09:21
      Moja Mama była iskierką, kobietą z temperamentem. Mimo że od kilku
      lat była na emeryturze nikomu słowo "emerytka" nie przychodziło do
      głowy. Ludzie którzy ją wspominają mówią o Jej energii, Jej pogodzie
      ducha, optymizmie. Była elegancką kobietą z dobrym gustem, dbała o
      swój wygląd, potrafiła uszyć coś z niczego. Pamiętam jak w czasach
      kryzysowych robiła dla nas swetry, szyła nam kostiumy na
      przebierańce. Była zadbana, z wyjątkiem jednego szczegółu - Jej ręce
      były spracowane, paznokcie umalowane "od wielkiego dzwonu". BYła
      typem osoby ktora żadnej pracy sie nie boi. POza tym Jej pasją był
      ogród który pielegnowała z miłością, tak że budził zazdrość
      sąsiadów. W ostatnich latach zajmowała się głównie domem, świetnie
      gotowała (każdy obiad u rodziców to była kulinarna niespodzianka)
      ale też zaczęła się uczyć angielskiego - jak mówiła na "stare lata".
      Zawsze dużo czytała, to ona zaraziła nas miłością do książek,
      interesowała sie wieloma rzeczami. Nie była Aniołem bo temperament
      miała czasem wybuchowy, ale jesli ktos potrzebował pomocy na Mame
      mógł liczyc. Była najwspanialsza Mamą, mogła byc cudowną Babcią,
      niestety nasze dzieci nie będą mieć takiej Babci
      • halas1961 Re: Co lubili, jacy byli nasi ukochani... 21.11.09, 19:09
        Może komus sprawia ból pisanie o tym co lubiła jaka była ta bliska osoba, która
        odeszła... A ja może odmieniec jestem:) bo z taką przyjemnością czytam o tych
        ludziach, o których piszecie, ktorzy byli Waszą miłościa. Czytam i sobie
        wyobrażam, ze ten czy ta taki był, taki jest nadal tam gdzie moja Agatka...
        Teraz jak annubis na przykład bedzie pisac cos o swojej tęsknocie będę widziała
        jej mamę w ogrodzie, jak chodzi , przycina, podlewa, pielęgnuje... Juz ją widze
        taką, ładnie uczesana, miła uśmiechnieta Pani:)
        Jeszcze bedę pisac o mojej Agatce:)
        Moja Agatka lubiła lody wisniowe, wszelkie jogurty, serki , sery, słodycze
        uwielbiała:)
        Nie jadła prawie wogóle miesa, jesli już to tylko drobiowe i to rzadko i wybrane
        potrawy przyrządzone z drobiu. Wieprzowina jej zawsze śmierdziała:) Umiala
        świetnie pływac, umiała piec najlepszy pod słoncem orzechowiec. Uwielbiała
        swiece różnego rodzaju, koloru, kształtu, zapachu...Nie lubiła się fotografowac.
        Miała charakterek, potrafiła jadac ze mna autobusem na cały głos wyarazic opinie
        że strasznie śmierdzi i ktos chyba się nie mył, i skarpety cuchna nie zmieniane
        tydzień:):):)Mówiłam , dziecko jeszcze Ci ktos przyłozy, a ona na to:"przeciez
        prawdę mówię":)
        Nie wywyższała się nigdy, choc uczyła sie duzo lepiej od niektórych swoich
        koleżanek. Nie lubiła strojow ala Barbie, strasznie ją to raziło, była skromna
        ale bardzo gustowna jesli chodzi o strój.
        Taką ta moja Agatka była i jest fajną dziewczyną:)

        Halina-mama Agatki
        • olaopolanka Re: halas1961 21.11.09, 20:52
          Nie jestes odmiencem Halinko,ja tez z wielka przyjemnoscia slucham Twojej
          opowiesci o Twojej Agatce, pisze slucham - bo tez wyobrazam sobie Ciebie jak mi
          o Niej opowiadasz, jak zapalaja sie wtedy Twoje oczy,jak Agatka zyje dzieki
          Tobie...Nie znalam nigdy Twojej Agatki ale wlasnie dzieki Tobie jest mi Ona
          bliska.Dlatego opowiadaj o Agatce...
          Ja tez moge opowiadac o mojej Mamie, choc zawsze wtedy placze.Jestem taka z Niej
          dumna.
          • jucha32 Re: halas1961 21.11.09, 21:08
            Mój mąż Adam był prawdziwym człowiekiem. Takim, który zawsze chętnie
            pomagał, źle nigdy o nikim się nie wyrażał, umiał z każdym
            rozmawiać, umiał słuchać. Kochał mnie i naszych synów. A ja Go nie
            doceniałam, aż do chwili gdy Go bezpowrotnie straciłam.
            Wszystko co złe mogę o Nim powiedzieć to efekt tego co robiłam, jak
            się zachowywałam, co mówiłam.
            Moja babcia zawsze wpatrywała się w niego jak w obrazek. Potrafił,
            chciał i zawsze miał czas, żeby z nią porozmawiać.
            To On chodził do urzędów, bo uśmiechem potrafił załatwić wszystko.
            Miał wady jak każdy człowiek, ale swoimi zaletami zdecydowanie je
            przebijał. Ze mną też umiał postępować. Zwłaszcza wtedy kiedy się
            wściekałam.
            A teraz mam za swoje. To kara za to, że nie potrafiłam być dobrą
            żoną. Cóż, należy mi się.
            Teraz wiem, że bardzo Go kochałam i teraz dopiero doceniłam to co
            dla nas robił. Tylko, że na żale jest zdecydowanie za późno.
            • tilia7 Re: halas1961 21.11.09, 23:06
              Ja też czytam z zainteresowaniem, co o swoich bliskich piszecie.O miłości do
              mężczyzny po prostu trudno pisać na forum, bo to jednak specyficzna
              więź,wyjątkowo intymna.Nie napisanie pewnych rzeczy powoduje,że obraz jest
              niepełny.Napisanie ich byłoby już przekraczaniem moich własnych granic i
              odsłanianiem tego, co tylko moje i prywatne.
              Ale chciałam napisać,że bardzo kochał przyrodę,to była jedna z wielkich rzeczy,
              które nas łączyły.Ile tylko się dało,tyle czasu spędzaliśmy w lesie albo parku
              podglądając i tropiąc zwierzęta,fotografując ptaki, dokarmiając bezpańskie
              koty,kaczki i łabędzie.Uwielbiał kwiaty i bardzo często je od Niego
              dostawałam:czasem bukiety róż,czasem zwykłe polne groszki,ale wszystkie z
              jednakowym sercem.Powtarzał zawsze,że zobaczyć radość w moich oczach to dla
              Niego największe szczęście.
              Był bardzo dużym facetem,bardzo silnym, bardzo męskim.A jednocześnie bardzo
              kruchym,delikatnym.Utkwiło mi w pamięci takie zdarzenie,jedno chyba z
              najważniejszych i określające Jego wrażliwość.Byliśmy na spacerze na ogródkach
              działkowych i znaleźliśmy nieżywą młodą sroczkę.Wyglądała tak
              biednie,mały,nieszczęśliwy ptaszek, który nie zdążył dorosnąć.I On się wtedy
              wrócił na ogródek po łopatę,specjalnie po to,żeby tego ptaszka pochować,bo nie
              mógł patrzeć,jak tak leży bez sensu w tej trawie.Mogłabym Go kochać tylko za
              to.A były miliony powodów.Były też wady,oczywiście.Ale dla mnie to był
              zaszczyt,że mogłam z Nim być.
            • annubis74 Re: jucha32 23.11.09, 14:38
              rozumiem dlaczego się obwiniasz
              myślę że każdy z nas to ma
              ja często też myślę że może śmierć mojej Mamy jest karą dla mnie
              ale... nie wyobrażam sobie by ktoś mógł karać ans w ten sposób
              uśmiercając inną osobę
              Ja doceniałam fakt ze mam wspaniała Mamę, często mówilam Jej że ją
              kocham, że jest wspaniała, co ne znaczy ze nigdy nie było między
              nami kłótni czy ostrzejszych słów
              Straciłś męża przez zły los, przez niesczesliwy zbieg okoliczności a
              nie za karę
        • annubis74 Re: Co lubili, jacy byli nasi ukochani... 23.11.09, 09:37
          Ja bardzo Ci dziękuję Halinko, za założenie tego wątku
          pewnie jeszcze 2-3 miesiące temu nie byłabym w stanie napisać tego
          co napisałam ale powoli kiedy wspominam Mamę skupiam się na tym jak
          wspaniałym człowiekiem była, ile miała zalet i talentów. Pewnie
          kilka miesięcy temu rozpacz i ból całkowicie przykrywała ten obraz.
          A moja Mama była człowiekiem pełnym optymizmu, radości i humoru.
          iała wspaniałe poczucie humoru. Moje bycie z Mamą nie było oparte na
          takiej konwencjonalnej relacji mama-córka, ja, majac swoją rodzinę
          wciąż bardzo lubiłam spotkania z rodzicami, u rodziców, nigdy nie
          mogliśmy się nagadać, mnóstwo było takich rozmów niedokończonych.
          Mogłabym wiele jeszcze rzeczy o mojej Mamie napisać i jeszcze długo
          nie byłby to portret skończony. Dziekuję Halinko, dziękuję wszystkim
          tym którzy o swoich ukochanych zdecydowali się napisać, bo mam
          świadomość że, jak pisze Tilia, te wspomnienia o bliskich są bardzo
          intymne.
          Pozdrawiam ciepło
          • tilia7 Re: Co lubili, jacy byli nasi ukochani... 23.11.09, 16:13
            Tak to prawda,dobrze,że ten wątek się pojawił.Zrobiło się tak
            jakoś...cieplej:)Tak jakby twarze naszych ukochanych bliskich
            wychyliły się uśmiechnięte pogodnie zza chmurek naszego bólu.
    • grazyna1965 Re: Co lubili, jacy byli nasi ukochani... 22.11.09, 00:52
      Halinko, to dobrze, że założyłas taki wątek. Chociaż ja dzisiaj
      czytając te wszystkie wspomnienia pomyslałam sobie, że może Patra
      też nie jest zadowolona, że tyle o Niej piszę. Pewnie o niektorych
      sprawach w ogóle nie powinnam pisać a ja nie mam umiaru w
      opowiadaniu o Patryni. Bo tak jak Halinka napisala, mogłybyśmy
      opowiadac i opowiadać o naszych dzieciach. W ogole o naszych
      blikich, ktorych kochamy. Jak Patrynia żyła to też bez przerwy
      gadałam o Niej, często pewnie zanudzając słuchaczy. Ale tak to z
      matkami jest..
      Jaka była moja Patra? Znów zacytuję Halinkę..najpiękniejsza,
      najcudowniejsza najmądrzejsza dla mnie.Wysoka, wyższa o wiele ode
      mnie. Podobna do męża.Ale duszę miała taką jak ja. Byłyśmy
      identyczne, tak samo wrażliwe, czasami zbyt asertywne. Uwielbiałyśmy
      te same filmy. Jedna stała murem za drugą. Nie byla idealna.Miala
      wady, jak każdy czlowiek. Ale było coś takiego wokół Niej, jakiś
      klimat pozytywny.Kipiała energią, taką pozytywną. Zarażała
      wszystkich optymizmem. Ktoś podczas mowy pożegnalnej okręslił Ją w
      ten sposób ,,miała wiele talentów". To prawda. Umiała pięknie
      rysować, świetnie pisała, kochała filozofię. Nauczyłam Ją pływać jak
      miała chyba z 5 lat. Mistrzyni miasta w pływaniu, 4 stylami. Była w
      klasie sportowej lekkoatletycznej, trenowałam Ją ale nie wybrała
      sportu,mimo, że była utalentowana.W liceum wybrała zamiast lekkiej
      siatkę, ale trenowała tylko dwa lata. Jej pasja to muzyka, ktora
      zawładnęła Jej życiem. Akceptowalam to bo wiedziałam jak bardzo to
      kocha. Marzyła o tym,żeby w tym kierunku rozwijac się.Wyjechała do
      Londynu żeby się sprawdzić. Chciała coś udowodnić? Jak pojechałam do
      Niej i zobaczyłam Patrę jak sobie radzi w tym wielkim mieście to
      byłam w szoku.Zaimponowała nam, mnie i męzowi. Ale tęsknota byla
      silniejsza,wróciła, z bagażem nowych doświadczeń, z lepszym
      angielskim. Wrociła na studia. Kiedy założyla swoją firmę eventową
      to była taka szczęsliwa.Widziałam jak siedzi po nocach nad swoimi
      projektami, jak pisze oferty. Przesłuchiwała płyty, pisała rcenzje.
      To była Jej pasja, Jej miłość. Mowiłam Jej tyle razy, że za szybko
      żyje, że za duże tempo..studia, firma.Mowiła, że im więcej ma
      obowiązkow tym bardziej ,,ogarnia" wszystko. Nie ogarnęła. Teraz
      myslę sobie, że musiała tak szybko żyć, że chciała wszystkiego
      doświadczyć, tak jakby czuła, że ma tak mało czasu. Kilka tygodni
      przed wypadkiem namalowała obraz, składający się z dwoch części. Na
      jednym jest jeden ptak, na drugim dwa ptaki. Wszystkie lecą w jednym
      kierunku..pytałam Patrę dlaczego ten jeden ptak jest osobno?
      Odpowiedziala mi ,,mami, tak ma być". Nie podobało mi się to, nie
      wiedzieć czemu. CZułam, że te ptaki powinny być na jednym obrazie.
      Powiesiłam tylko jeden obraz, ten mniejszy z jednym ptakiem
      odłożyłam. Po śmierci Patryni wiszą już dwa,codziennie patrzę na nie
      i już wiem co one oznaczają...
      Grażyna,mama Patryni
      • 198-3mk Re: Co lubili, jacy byli nasi ukochani... 22.11.09, 20:28

        Mój syn Marcin....

        Nie był piękny... Ale nie był brzydki...
        Nie był najmadrzejszy pod słońcem... Ale też, nie był głupi...
        Był cholerykiem.... Ale miał dobre serduszko...
        Uwielbiał grać w koszykówke... Miał do tego warunki-186 wzrostu -)
        Kochał muzyke... Sąsiadom przeszkadzało to, że czasem głośno
        słuchał... Teraz już nie zakłuca ich spokoju...-(
        Bardzo Kochał swojego najmłodszego braciszka,Piotrusia...
        Był od niego starszy o 15-lat...
        Był bardzo dzielny, w zmaganiu sie ze swoja choroba...

        Był... A dla mnie jest... Nikt i nic, mi Go niezastapi...

        Kocham Cie synu...
        Dziękuję Ci za 22-lata, które dane mi było spedzic razem z Tobą...
        Dziękuję za to, że mogłam Cię urodzić... Wychowywać... Kochać...
        Dziękuję,że byłeś... A teraz nadal Jesteś...

        Twoja Mama...
    • atojaxxl Nasz Mały... 23.11.09, 12:20
      W urzędzie mąż nadał Mu imię, ale nigdy go nie używamy. Zawsze mówimy "Mały".
      Gdy się urodził, lekarze walczyli o Jego i moje życie. Nie udało się, Mały
      odszedł. Nigdy Go nie widziałam... Tak sobie Go wyobrażam...

      "Przez moje życie przechodzisz cieniem
      - nie dreptały Twoje nóżki,
      pewnie były słabe,
      Patrzysz na mnie okiem żeniszkowym
      - nie widziałam Twoich oczu,
      pewnie były jasne,
      Chwytasz mnie źdźbłami sinej trawy
      - nie chwytałeś światła paluszkami,
      pewnie były miękkie,
      Śmiejesz się wróblim świergotem
      - nie słyszałam Twego śmiechu,
      pewnie był radosny,
      Płaczesz w szeleście suchej wstążki
      - nie koiłam Twego płaczu,
      pewnie cierpiałeś.
      Idziesz za mną Synku,
      Garstko nadziei
      w prochu "
      Małemu - mama Bożena
    • kopciuszek125 Re: Co lubili, jacy byli nasi ukochani... 24.11.09, 00:18
      Mamy tą wspólną cechę że możemy o naszych bliskich opowiadać i opowiadać i
      ciągle czujemy niedosyt że tylu rzeczy jeszcze nie napisałyśmy. Moja mama miała
      bardzo trudne dzieciństwo jej rodzice zmarli bardzo młodo i biedna tułała się po
      sierocińcach, w jednym z nich pracowała kobieta która miała zamężnego lecz
      bezdzietnego brata i tym sposobem została przez nich wychowana nie była
      adoptowana i miała nazwisko swoich rodziców. Byli to wspaniali ludzie dla mnie i
      brata kochani dziadkowie. Spotkała na drodze młodzieńca zakochali się w sobie i
      pobrali. Bywało różnie ale w tym roku co odeszła obchodzili by 60 lecie pożycia
      małżeńskiego brakło tylko 3 miesiące. Była osobą tak wrażliwą na krzywdy innych
      ludzi, zwierząt. Kochała kwiaty dostawała ich naręcza w dniu imienin Alicji.Była
      zawsze uśmiechnięta, pogodna, wyrozumiała i bezinteresowna, zawsze chętna do
      pomocy. Przychodziły do niej znajome aby zaczerpnąć od niej energię do życia.
      Potrafiła się bez granic poświęcić swoim najbliższym, a przede wszystkim wnukom
      . Uwielbiała organizować przyjęcia imieninowe, święta wtedy była taka szczęśliwa
      że może wymyślać różne pyszności. Nawet jak miała dolegliwości to nikt o tym nie
      wiedział. Zawsze w naszym domu była jakaś znajda piesek lub kotek bo nigdy nie
      mogła przejść obojętnie. I jeszcze posiadała tak zwany 7 zmysł. Wszystko o czym
      mówiła sprawdzało się co do joty. Pewnego razu powiedziała mi "wiesz boję się
      nieraz coś powiedzieć bo to się potem sprawdza". Ufałam jej bezgranicznie.
      Nieraz pytałam się jej mamuś powiedź jak ty to widzisz i wtedy doradzała mi jak
      postąpić i zawsze było dobrze......
      • halas1961 Re: Co lubili, jacy byli nasi ukochani... 24.11.09, 16:28
        Moja Agatka kochała koty.
        Odkad zaczęła chodzic kochała te swoje koty:)
        Było to bardzo zabawne gdy szłam z nia do sklepu lub gdy babcia z nia się gdzieś
        wybrała. Mała dziewczynka pchała przed soba wózeczek dla lalek, ale z wózeczka
        wygladał kotek. Nie uciekał, spokojnie siedział, przykryty kocykiem, wygladał
        spod budki...albo miała takie nosidełko, to malutkie kotki tam wkładała i szła
        tak z nami na zakupy z tymi kociętami.Dziwne to ale koty , wszystkie koty
        odwzajemniały te miłość. Kiedy była juz panna zawsze miała kota. Koty u nas
        często gina tragicznie bo mieszkamy przy ruchliwej, międzynarodoowej drodze. Ale
        zawsze były i są w domu. Był kiedys kot co na grzyby i do lasu na spacery z nami
        chodził, skakał przez trawę jak zając:) ale najbardziej zapamiętany kot to ten,
        ktorego Agatka nazwała "mama", bo miała ta kocica wciąz małe dzieci i bardzo o
        nie dbała. "Mama" była wyszkolona przez Agatkę jak cyrkowiec. Pzrychodziła do
        domu przez okienko w dachu gdy tylko Agtka ja zawołała, i spała u niej w nogach.
        Gdy chciała wyłudzić jakieś smakołyki Agatka kazała jej się kulac na prawy
        boczek i na lewy i "mama" zawsze to robiła, reagowła też na"pokaz teraz biały
        brzuszek", ale tylko polecenia Agatki były wykonywane:) "mama" odprowadzała
        Agatke do koleżanki i na przystanek. Czekała na nia prawie zawsze gdy wracała ze
        szkoły. Skąd kot wiedział kiedy przyjedzie autobusem jego Pani z drugiego końca
        miasta. Kot czekał na przystanku. Często było tak ,ze Aagtka nawet nie
        wiedziała, ze "mama" idzie gdzieś za nia, nagle patrzy a ona siedzi np. obok na
        ławce:)
        Juz kiedys o tych kotach pisałam, ale dzis Agatka mi się przysniła i miała ze
        soba kota(bardzo dawno mi się nie sniła) i była taka szczęsliwa i mówiła, mowila
        i tak sie wciaz usmiechała. W nocy wszystko pamietałam, to było takie wazne,
        takie radosne, a rano dziura ...nic,, tylko wciąz to uczucie ze była taka bardzo
        szczęsliwa i spokojna, taka radosna...
        Halina-mama Agatki
        • maretta111 Re: Co lubili, jacy byli nasi ukochani... 24.11.09, 18:23
          Halinko Agatka pewnie tak szczęśliwa bo ma taka mamusię, pewnie jej tam dobrze,
          może poznała mojego brata, on taki samotny był ostatnio..
          Marta
          • halas1961 Re: Co lubili, jacy byli nasi ukochani- do Marty 24.11.09, 20:58
            droga Martusiu
            osobiście nie wierzę w przypadkowe spotkania ludzi. Mam swoja, moze śmieszna
            teorie, ze poznajemy konkretnego człowieka bo tak nam dane, bo ten czy tamten
            człowiek cos ma wnieśc do naszego zycia. Nawet jesli to są niemiłe dla nas
            wspomnienia. Nawet jesli ten człowiek zrobi nam krzywde. Dlatego tez uważam, ze
            ludzi których poznalam na tym forum los...Bóg nie postawił na mojej drodze
            przypadkowo. Miałam poznac Ciebie, Tilię, Anusie, Iwonkę, Marzenkę....i
            wszystkich, których poznałam... z Radkiem na czele:)Miałam poznać tych dla Was
            najważniejszych, ktorzy odeszli...
            Sadzę tez, ze nie tylko my sie odnalazłysmy, ze nasi bliscy tez jakis kontakt ze
            soba dzięki nam mają. A zreszta pewnie jest na odwrót, że to my mamy kontakt ze
            soba dzięki NIM:)
            Darek na pewno nie jest juz samotny:) Nie martw się o Niego.
            Pozdrawiam ciepło
            Halina-mama Agatki
            • maretta111 Re: Co lubili, jacy byli nasi ukochani-do Halinki 25.11.09, 09:18
              Dziękuję Halinko, mam nadzieję że mój braciszek nie jest sam . Ze 2 razy miałam
              taki sen że on mnie zapewniał że ma tam dziewczynę.O jego żonie nie będę pisać,
              nie widziałam u niej jednej łzy, bratanek nawet nie zarywając szkoły nie może na
              msze przyjechać, ale taki jad w niej... Przepraszam nie powinnam o tym na forum
              pisać, to osobiste sprawy, ale bolą, bo mój brat miał ogromne serce bardzo
              kochał, ale zawsze był dla niej tylko podnóżkiem. Nie miał chęci do życia
              dlatego nic nie wiedzieliśmy o jego chorobie, dlatego tak bardzo chciał umrzeć,
              i to bóg wysłuchał jego a nie nas. Ale dzięki Bogu za 13 dni kiedy mogłam być mu
              i matką i siostra w tym czasie, dla innych to była nad podziw, a dla mnie
              naturalne. Marta
        • annubis74 zdjęcie i filiżanka 24.11.09, 21:27
          Halino, piszesz że Agatka kochała koty. I pewnie jak patrzysz teraz
          na jakiegoś kotka to wspominasz Agatkę. Chociaż myślę, ze niewiele
          jest chwil kiedy nie wspominamy naszych ukochanych bliskich.
          Właściwie większość tego co robię naznaczona jest wspomnieniami -
          sporo zabawek którymi bawi się moja córka, kupiła Mama, bawiła się z
          nią, w szufladach jeszcze leżą niektóre ubranka które dla Malucha
          kupowała. Wzrusza mnie i boli kiedy moja córeczka wyciąga rączki do
          zdjęcia i mówi Baba, albo chce to zdjęcie ucałować.
          A dziś jeszcze ta filiżanka, przykurzona, bo dawno nie uzywana. Z
          kawowego serwisu po babci zostały resztki, miejscami wyszczerbione,
          ale lubilyśmy z Mamą pić z nich kawę w takiej "odświętnej"
          atmosferze. KOjarzyły nam się z Babcią. Teaz nikt ich nie uzywa. Bo
          są zarezerwowane dla wspomnień.
          • annmaria Czapeczka z daszkiem i Herling Grudzinski 24.11.09, 23:07
            Czapeczki z daszkiem nosil zawsze bo slonce w oczy mniej swiecilo. A
            oczy mial marne. Na jedno nie widzial wcale operacja sie nie udala
            drugie z jaskra i zacma bylo. I lupke ze zlamana raczka zawsze mial
            w kieszeni zeby czytac bo to cale zycie jego bylo. Ksiazki pod sufit
            na regalach na podlodze za drzwiami. Glaskane przekladane klejone.
            Nawet kiedy juz pol Go bylo wstawal w nocy i tematycznie je ukladal.
            Tysiace ksiazek. Zadnej nie wyrzucil bo to dobro najwieksze. Mial
            taka specjalna polke za dzwiami gdzie gwiazdy staly Herlingi
            Grudzinskie wszystko o Marszalku potem o rodzinnych stronach wiersze
            Norwida Pawlikowskiej. Dalej mapy stare z okolic Wilenki. Latwy nie
            byl uparty jak osiol do bolu honorowy obrazal sie jak dziecko.
            Potrafil sie nie odzywac tydzien dwa tylko dlatego ze w wyborach
            inaczej glosujemy. Uwielbial gdy wszyscy sie schodzili i razem
            siadalismy przy stole. Marudzil i narzekal ale szczescie w oczach
            mial. A jak grom w kogos uderzal jak zycie dawalo w kosc jak pomoc
            potrzebna byla On zjawial sie zawsze. Czy to piata nad ranem czy
            snieg i zawieja byl. Byl jak opoka jak ostoja. W tej swojej
            czapeczce z daszkiem z drwiacy usmiechem. Jak ktos upadal zawsze
            reke podal. Nie bardzo umial mowic kocham. Nie musial wystarczylo w
            oczy popatrzec. Konwenanse i co wypada mial za nic. Mial swoj swiat
            swoj dekalog i tego pilnowal. I kochal zycie strasznie bal sie
            smierci. Strasznie nie chcial odchodzic. Ale coz odzszedl moj
            ukochany Ojciec a ja smierci nie potrafilam powstrzymac.




            Dni za dniami mijają przyspieszając wciaz biegu...aż się urwą...Za
            marzeniem nadąrzyć nie mogą...A pytanie odwieczne CO na tamtym jest
            brzegu? Pali usta i ludziom i Bogom...
            • jucha32 do annubis74 25.11.09, 21:06
              Dzięki, za słowa pocieszenia.
              • 198-3mk Re: do Halinki... 26.11.09, 21:18

                Halinko,bardzo dziękuję Ci za piękny wierszyk dla Marcinka...
                Jak twoje zdrowie? Jest już lepiej? Jeśli nie, to życzę
                szybkiego powrotu do zdrowia...

                Pozdrawiam.Beata-mama Marcina.
                • halas1961 Mój Anioł osobisty 02.12.09, 20:23
                  Wczoraj i wlasciwie dzis tez mialam, mam gorszy dzień...
                  I kiedy te gorsze dni się pojawiają wtedy Moj Anioł osobisty, moja Agatka
                  podsyła mi listy od kogos kto jest tez w potrzebie. Dzis tez list taki dostałam,
                  wtedy trzeba zapomniec o swoim bólu, o swoim zalu i łzach, wtedy trzeba się
                  pochylic nad drugim człowiekiem, wtedy trzeba zacząć pisac i w taki oto sposób
                  na trochę chociaz zapomina się o sobie, a potem ciut inaczej już się czuje, juz
                  nadzieja zaczyna znów powracać powolnymi jak slimacze kroczkami. Dziekuje Tym
                  wszystkim co takie listy do mnie piszą... Ktos moze powie, że ja nadinterpretuje
                  to co sie dzieje, że dopatruję sie w sytuacjach przypadkowych pomocy stamtąd, że
                  w zbyt wielu sytuacjach widze reke Boga, jego wsparcie. Ale tak właśnie widze i
                  mi z tym dobrze. I wiem, ze Bóg nie pozwoli mi zginąć mimo ze wciąz kłopoty
                  naprawdę powazne mnie nie omijają, ja mam nadzieje, mimo że się wczoraj zaliłam,
                  mimo ze dzis w tramwaju płakałam do szyby...ja wciąz mam nadzieję...nawet mimo,
                  że świeta tez bym najchętniej przespała...mam nadzieję...
                  Czytałam dzis w Wyborczej wywiad z Irkiem Dudkiem(moze ktos tez czytał), nie
                  wiedziłam ze jemu tez zmarła córeczka, dawno to było, była młodsza od mojej,
                  miała 8 lat. Nie mówił o niej duzo, raczej o sobie, zyciu ogólnie, muzyce, ale
                  pięknie mówił, rzadko spotykane w dzisiejszym swiecie tych znaych słowa o
                  ukojeniu, wierze w Boga, o pogodzeniu, o nabieraniu z wiekiem delikatnosci w
                  obcowaniu z ludzmi. Niektóre słowa jakbym o sobie czytała, tez bez wiary tak jak
                  On rady bym nie dała po odejsciu Agatki...
                  Ale wracając do tego jacy byli nasi ukochani...w tym watku napisałam to wszystko
                  bo moja Agatka taka była własnie, ze nie lubiła jak ktos za wiele nad soba sie
                  użalał, i zawsze mi powtarzała:"nie narzekaj, jest tylu ludzi co maja gorsze
                  kłopoty, zycie, problemy, choroby, a nie narzekaja, nie narzekaj mamo" i kiedy
                  dostaję smutny list, a sama płaczę w tym czasie to jakby od niej znów te słowa
                  były, ze w garść sie mam brac, do roboty mamo, pisz, pomysl co napisac, do
                  roboty mamo:) Tak chaotycznie dzis pisze, ale mam potrzebe pisania wiec pisze co
                  mi tam w głowie, może sie połapiecie:)
                  I jeszcze bardzo bym chciała aby kazdy z nas, z naszej smutnej forumowej
                  rodziny, i Ci co piszą i Ci co tylko czytają miał w sobie choć iskierke tej
                  nadziei, bardzo bym chciała żeby nam wszystkim udało sie w te Święta powspominac
                  swoich bliskich nie tylko we łzach ale i z usmiechem, żeby kazdy z nas miał
                  piekny sen w którym bedzie ta nasza najukochańsza osoba najszczęsliwsza jak
                  tylko możemy sobie wyobrazic, żeby kazdy z nas poczuł sie uspokojony, pewny
                  spotkania, żeby kazdy z nas poczuł, ze Ci co obok pozostali nas kochaja, zebysmy
                  nie czuli sie samotni, zebysmy nie czuli sie jak z innej planety, zebyśmy czuli
                  wciaz milosc i bliskosc naszych ukochanych, choc ich dotknac nie mozemy. To
                  takie przed świąteczne moje chcenie dla nas wszystkich.
                  Pozdrawiam naj,naj najcieplej
                  Halina-mama Agatki
                  • tilia7 Re: Mój Anioł osobisty 02.12.09, 22:18
                    Halinko,Ty zawsze tak piszesz,że łzy płyną,ale serce się jakoś uspokaja:)Ja też
                    bym chciała,żeby wszyscy mieli w sercach tą iskierkę nadziei.Sama bardzo
                    chciałabym ją mieć.Ale nie mam.I nie chodzi o to,co będzie "potem",po tamtej
                    stronie,bo wierzę,że tam jest Światło i Miłość i każdy tam swoje miejsce
                    znajdzie.Ja nie umiem znaleźć nadziei na moje życie tutaj.Nie umiem poradzić
                    sobie z lękiem,z wrażeniem,że już nigdy nie będę sobą,że jestem już tak bardzo
                    inna po tym,co przeszłam,że zupełnie nie umiem się w tym wszystkim odnaleźć.Nie
                    umiem pozbyć się strachu,że jednak zwariuję od nadmiaru emocji i przeżyć,od
                    poczucia,że normalna - cokolwiek to znaczy-po takich przejściach już być nie
                    mogę. Kłopotów zwykłych,codziennych jak piszesz niestety nie ubywa,trzeba sobie
                    z tym radzić jakoś a skąd brać siłę?Skąd brać nawet zwykłą cierpliwość do
                    nich,do tych przyziemnych rzeczy,kiedy rozpraszają,złoszczą,odciągają od myśli o
                    tym, co najważniejsze?A już o nadziei nie mówię.Pogubił mi się sens,zupełnie mi
                    się pogubił i nie umiem go znaleźć:(((
                    • annubis74 Re: Mój Anioł osobisty 04.12.09, 12:29
                      Tilio, ja mam nadzieję, że w przyszłości pojawi się w moim sercu ta
                      iskierka nadziei na dalsze życie, ktre nie jest naznaczone tak
                      strasznym bolem, jak to co teraz czuję. Mam nadzieję że kiedyś
                      jeszcze w moim domu wszyscy zasiądziemy do Wigilii i spedzimy piekne
                      magiczne świeta. Chciałaby tego dla mojej córeczki, dla mojej
                      bratanicy. Dla mojego Taty. Wiem że już nigdy nic nie będze takie
                      samo, już zawsze będzie smutek i tęsknota...
                      Pisałam już kiedyś że czym innymjest t co wiemy, co rozumiemy, co
                      mozemy ogarnąć rozumem, a czym innym to co jest w naszych sercach.
                      Trzymam kciuki by wszystkim pogubionym wyprostowały się ścieżki, by
                      zaświtał promyk nadziei, by choć trochę zabliźniły się rany... I
                      życzę Tobie i wszystki tutaj by znaleźli siłę by przetrwać ten czas
                      świąteczny, czas na który "inni" czekają z niecierpliwością, a my
                      czekamy aby już minął, skończył się
    • margolka-and-more Re: Co lubili, jacy byli nasi ukochani... 22.02.10, 00:48
      Była Aniołem moja K. Roześmianym Aniołem. Który nie wiedzieć czemu miał jak Hiob. Odnalazłyśmy się późno, ale wygląda na to, że nie mogłybyśmy się nie spotkać. Chciałam być jak Rut przy Noemi, a byłam dzieckiem prowadzonym przez Anioła. Moja K. Jak Mama.
    • amfaber99 Re: Co lubili, jacy byli nasi ukochani... 15.03.10, 08:33
      halas1961 napisała:

      > Nieraz tak sie zdaża,ze nie znajdujemy juz obok słuchaczy do
      naszych
      > opowieści o tych co odeszli. A mówic czasem bysmy mogli i mogli.
      > Chce sie nieraz całemu swiatu opowiedziec o tym jaka była moja
      > córka, co lubiła, czego nie lubiła, co ją denerwowało...Jakie
      miała
      > oczy, włosy, jak sie ubierała, po prostu jaka była, jaka nadal
      > jest...
      > Moja córka Panna Agata...
      > Była i jest dla mnie (jak dziecko dla każdej matki) najpiękniejsza
      i
      > najmądrzejsza, i najlepsza, i wogóle same naj...
      > Była wysoka, miała blond włosy... Latem jak mocno swieciło słonce
      to
      > robiły jej sie takie naturaalne pasemka, zwlaszcza gdy była
      młodsza,
      > bo potem troche jej włosy ściemniały. Nawet raz w ósmej klasie po
      > wakacjach sprawowanie jej chcieli obniżyć, ze niby włosy
      farbowane:)
      > Moja Agatka miała tak jak ja skłonności do nadwagi, więc cały czas
      > tej wagi pilnowała z dobrym skutkiem. Zawsze mówiła ze
      > śmiechem: "same złe geny po Was odziedziczyłam".
      > Moja Agatka miała szare oczy i piekną ciemna oprawę oczu. Brwi
      miała
      > tak pięknie regularne, ze każdy myslał ze je depiluje, a one takie
      > sobie po prostu były. Przy blond włosach wygladało to bardzo
      > pięknie. Miała malenkie zgrabne uszy. Pamietam jak sie urodziła,
      to
      > pilęgniarki mówiły, że to dziecko ma takie sliczne uszka:) Jako
      > dziecko była bardzo grzeczna, moja mama zawsze mówila, że moje
      > dzieci są tak grzeczne i tak sie pięknie razem bawią ze moznaby 10-
      > cioro takich pilnowac.
      > Moja Agatka była bardzo zdolna, jako 4-latka juz umiała czytac.
      była
      > ambitna i chciała wiele osiagnąc. Z łatwościa przychodziła jej
      nauka
      > języków obcych i uwielbiala ich się uczyc. Najśmieszniej było jak
      > mężowi napisała smsa jak ma sie pierwszy raz na lotnisku za
      granica
      > zachować. On źle zrozumiał i nie znajac wogóle angielskiego zaczął
      > odczytywac to co miał w smsie wpisane. Kasjerka miała ubaw,
      wreszcie
      > wzięła od niego te komórkę i sama sobie przeczytała:) Jeszcze dzis
      > mam usmiech na twarzy jak przypominam sobie jak Agatka naśladowała
      > ojca jak to czyta:)
      > Albo jak razem się odchudzałyśmy i latałyśmy z wagą po całym domu
      > szukac miejsca gdzie najniższą wagę wskazuje(bo taka waga była
      > ruchoma:)
      > Moja Agatka była umysłem matematycznym, dlatego studiowała
      ekonomie.
      > Podziwiałam ją jak ona się rozeznaje w tych wszystkich trudnych ,
      > dziwnych dla mnie przedmiotach. Była uparta, miała swoje zdanie,
      > ktorego była gotowa bronic do upadłego. Nie szło jej przekonac ,
      po
      > jakims czasie sama dochodziła do słusznych wniosków:) i mówiła ze
      > smiechem: "miałaś mamo rację". Była na mnie zła czesto,ze za duzo
      > narzekam i miała rację. Teraz nie narzekam prawie wcale.
      > Miała swietny zmysł oragnizacyjny i pewnie tam u Pana czyms takim
      > sie zajmuje:) Umiała z niczego zarobić pare groszy. Komputer to
      był
      > jej żywioł. Uwielbiala tez latanie po sklepach.. zawsze z takich
      > wypraw wpadała ze śmeichem i radościa. Miała taki swietny gust, że
      > ja teraz to nic sobie takiego fajnego nie umiem kupic jak ona mi
      > wynajdywała za grosze:) Albo coś w mieszkaniu, pewnie patrzy
      nieraz
      > i mówi "mamo co Ty znowu za tandetę odstawiłaś:)"
      > Był okres ze moja Agatka chodziła na aikido, to taka japońska
      sztuka
      > samoobrony czy walki. Szło jej super. Raz nawet dzięki temu sie
      > obroniła i gościowi chyba rękę zwichneła, jak mi o tym opowiadała
      > powiedzialam ze wiecej sama nie pojedzie, ale ona była tak uparta,
      > ze ja wlasciwie nie miałam nic do gadania i jezdziła na to aikido.
      > Stamtad też wracała rozesmiana, szczęśliwa.
      > Mogłabym tak o swoje córce pisac i pisac i nigdy bym nie
      > skończyła... Mam nadzieję ze tam tez jest rozesmiana, ze chce abym
      > taką ją pamietała...
      > halina-mama Agatki


      [b]:) :) :) :) :) :) :) :) :) :)
      PRZESYŁAM WAM DZIESIĘĆ SŁONECZEK
      PIĘĆ SŁONECZEK JEST DLA CIEBIE I PIĘC SŁONECZEK JEST DLA AGATY
      TWOJEJ CÓRKI WSPANIAŁEJ POD KAŻDYM WZGLĘDEM

      [i]Anna Maria Faber







      [
      i]Dnia 15 marca 2010 r.[/b][/i][/i]
      • gwiazdec_zka Re: Co lubili, jacy byli nasi ukochani... 16.03.10, 16:10
        Tyle mogłabym pisac o Moim Ukochanym...
        Wszak znaliśmy sie prawie na wylot...

        Ale tyle jest tych wspomnien, że nie sposób ich spisac...
        Ale przerażona jestem tym, że ludzka pamięc jest dziurawa i boje sie ze kiedys bede probowala sobie cos przypomniec, malutka sprawe, jak chocby nazwe klubu w ktorym bylismy na wakacjach... Trzymam sie tych wspomnien kurczowo. Boje sie ich stracic...

        Uwielbiał KAJMAK, przepadał za słodyczami:-) Potrafił zjesc kilka tabliczek czekolady jedna po drugiej:-) I zajadalismy sie tak słodyczami...

        Pewnie dlatego od Jego śmierci nie jem słodyczy. Kiedys sprobowalam... Juz nie smakowaly tak samo...
        Nadawał smak nawet słodyczom...

        Nadawal sens wszystkiemu...
    • kasiaw0 Re: Co lubili, jacy byli nasi ukochani... 30.05.10, 01:45
      A najukochańszy człowiek na Ziemi, Mama mojego chłopaka, dla mnie jak Matka,
      była cudowna, z każdym żyła w zgodzie, była niezwykle religijną osobą, i nade
      wszystko prostolinijną.
      Uwielbiała pomagać innym, we wszystkim, była takim naszym skarbem, zawsze
      uśmiechnięta, pomimo tak poważnej choroby, która Ją dotknęła.
      Nigdy nie traciła nadziei, z uporem wierzyła, że wszystko się ułoży, kochała
      ludzi, zawsze pełno u Niej było koleżanek, nigdy nie panowała cisza, była wesołą
      kobietą, pełną życia i energii dźwigającą na swoich barkach ciężar całego domu,
      była taka kochana, nawet młodzież - my, miała z Nią bardzo dobry kontakt.
      Słynęła ze swojej pracowitości, pomimo choroby w każdą nie dziele na stole było
      ciasto, które sama piekła, uwielbiała porządek, zawsze wiedziała gdzie wszystko
      jest, gdzie są Jej igły i nici i inne materiały, była znakomitą krawcową, której
      gust i umiejętności cieszyły sie wielkim uznaniem, sama mam większość ubrań
      szytą przez Nią, piękne suknie, jak i zarówno drobne przeróbki za dużej bluzki.
      Zawsze wiedziała co jest na miejscu, tzn. jak należy się zachować, żeby było
      dobrze, była Aniołem jeszcze za życia.
      Co ważne, była cudowną matką, wychowała syna, którego kocham, z któremu chcę
      towarzyszyć, w tej trudnej podroży, do 'normalności' po Jej stracie.
      Podsumowując była najcudowniejszym człowiekiem jakiego poznałam.
      • kasiaw0 Re: Co lubili, jacy byli nasi ukochani... 30.05.10, 01:52
        A i właśnie, była ciemną blondynką, miała dosyć krótkie włosy, bo chemia nie
        pozwalała jej na inną długość, co urosły, to wypadały kolejne, uwielbiała
        malowac oczy na zielono, nosiła okulary, miała miliony piegów, które dodawały
        jej uroku i zgrabny nosek, ładne, ksztaltne usta, malowane zazwyczaj na różowo,
        kochała róż i turkus, to przewodniekolory w jej garderobie, uwielbiala szerokie
        spodnie,nigdy nie chodziła w spodnicy, nie lubiła biżuterii, na szyi nosiła
        tylko medalik, była dosyć wysoka, miała ponad 170 cm wzrostu, była bardzo
        zadbaną kobietą.
        Pozdrawiam.
        • anna.wasil Re: Co lubili, jacy byli nasi ukochani... 19.06.10, 18:48
          Jaki był mój Tatuś..Był najlepszym najukochańszym i najcierpliwszym człowiekiem
          na świecie.Był ze mna kiedy dowiedziałam się że jestem w ciąży,kiedy rodziłam
          jego jedyną wnuczkę-mimo to że rano musiał iśc do pracy.Był ze mną zawsze,w
          radości i smutku.Był ostoją spokoju,nigdy się nie denerwował nie krzyczał(mimo
          że miał mnóstwo powodów).W ostatnich dniach swojego życia nie skarżył się na
          nic.Nie mówił że Go coś boli,coś przeszkadza.Kiedy pielęgniarki robiły mu
          zastrzyki tylko zaciskał pięści..tak abym nie widziała że cierpi.Boże jak mi Go
          brakuje..jego cierpliwości ..
    • fiolinka33 Re: Co lubili, jacy byli nasi ukochani... 11.07.10, 21:27
      Zazdroszczę Wam...
      Zazdroszczę kazdego dnia jaki dany był Wam spędzic z waszymi dziećmi...
      Zazdroszczę tego, ze wiecie co wasze dzieci lubily, czego nie,,,
      zazdroszcze,ze wiecie jakie byly, jakie mialy pasje, marzenia...

      mi nie dane to bylo...
      Wiem tylko, ze moja Kruszynka mimo cięzkiej choroby byla bardzo DZIELNA i
      odwazna dziewczynka...

      czesto sobie wyobrazam, jaka by byla - czy uparta jak jej mama, czy kochala by
      podroze, czy udaloby mi sie zaszczepic w niej milosc do sportu, czy kiedys
      pojechalabym z nia w gory by nauczyc ja wspinaczki, czy wolalbym siedziec ze
      swoim tata i "uprawiac sport" z kanapy przed telewizorem...

      nie wiem i nigdy sie nie dowiem :(

      To BOLI

Nie pamiętasz hasła

lub ?

 

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się

Nakarm Pajacyka