splean
21.02.11, 14:35
Umiera moja Babcia. Jedna z najbliższych mi osób. Razem z Dziadkiem byli moim drugim rodzicem. Dziadek odszedł nagle, prawie 4 lata temu, wrócił do domu, usiadł na kanapie i umarł... Świat mi się zawalił, ból i otępienie były niewyobrażalne. Czas nie wyleczył wcale ran, trochę je tylko zabliźnił.
Teraz odchodzi Babcia. Od 1 stycznia w szpitalu. Walczy heroicznie, lekarze sami to przyznają, ale walka jest nierówna i coraz wyraźniej widać, że jej nie wygra.
Serce mi pęka za każdym razem kiedy na nią patrzę - na pokłute żyły, na spuchnięte coraz bardziej sine ciało, na monitor, który pokazuje każdego dnia słabsze serce...
A jak otwiera oczy i spogląda na mnie najbardziej niebieskimi na świecie oczami albo z wysiłkiem się do mnie uśmiecha, mam wrażenie że moje serce już pękło.
Dziękuję za każdy kolejny dzień - za to że mogę Ją pogłaskać po ręce, pocałować, przytulić, ale jednocześnie wiem, że upływ czasu coraz bardziej oddala Ją od wyzdrowienia, a przybliża czas rozstania...
Jak z tym żyć, pytam??? Nie wiem ile czasu nam jeszcze zostało, czy w ogóle został nam jeszcze jakiś czas w tej chwili, której to piszę...
Pomóżcie, bardzo proszę...