smutna76
21.09.21, 00:10
Ostatnio przyszła do mnie tak wielka, potężna fala bólu, że myślałam że tego nie przeżyje..
a wydawało mi się, że już jest lepiej, że jakoś sobie radze...guzik prawda...zagluszalam tylko
swoje uczucia nadmiarem obowiązków byle nie myśleć, nie czuć.
..i tama
pękła, zalała mnie fala cierpienia, żalu, tęsknoty, rozpaczy..myślałam że utone, że już tego nie
zniose..łzy płynęły bez przerwy, samoistnie nie miałam nad nimi kontroli i to wszech ogarnia jace uczucie pustki, beznadziei..chciałam nie istnieć, zniknąć, zrobic coś żeby już tak nie bolało..Naprawdę przerazilam się tym co się ze mną dzieje..czy to jest normalne...?
Dodam że niedługo będzie 2 lata od śmierci Mamy a ból jest nadal intensywny..na początku
był tępy, nieustanny...teraz czasami daje odetchnąć, zapomnieć na chwile ale potem wraca
potężnymi falami..
Czy to żałoba przedłużona, patologiczna, czy mój ból trwa za długo..? Podobno po roku powinnam się pozbierać..a nie potrafię, nie umiem pogodzić się z tą nagłą śmiercią...
A jak jest u Was..jak wy przeżywacie żałobę..czy ktoś mi odpisze...?