Gość: tuszeani
IP: *.neoplus.adsl.tpnet.pl
16.01.12, 12:46
Witajcie :)
Obiecałam że wrócę z tematem rozpoczętym przy okazji innego wątku. Do rzeczy zatem :)
Nasz Młody (1,5 roku) jest ekstremalnie żywym i wszędobylskim dzieckiem, co z jednej strony nas cieszy (bo zdrowy i inteligentny) a z drugiej wykańcza, dodatkowo wpędzając w wątpliwości, szczególnie że coraz częściej pojawiają się głosy starszego (i nie tylko) pokolenia że rozpuściliśmy go jak dziadowski bicz.
To nasze pierwsze dziecko, od początku brak doświadczenia nadrabiamy zaufaniem do intuicji i jak dotychczas, nie przejechaliśmy się na tym nigdy. Ta intuicja podpowiada nam rozwiązania zbliżone do koncepcji rodzicielstwa bliskości, a zatem Młody śpi z nami, był karmiony piersią sporo ponad rok, dużo noszony i przytulany (w chuście i nie tylko), nie zna kojca, pozwalamy mu zasadniczo na wiele rzeczy o których jego rówieśnicy mogą sobie tylko pomarzyć, jeśli tylko nie są niebezpieczne ew. destrukcyjne dla niego lub dla innych (typu że nie pozwalamy również na bezcelowe niszczenie czegoś co nie jest niebezpieczne ale czasem pozwalamy na zniszczenie czegoś nie nadmiernie cennego jeśli ma to uzasadnienie "badawcze").
Młody się pięknie rozwija, jest towarzyski, inteligentny, empatyczny, bardzo sprawny fizycznie, ale są pewne rzeczy z którymi mamy kłopot np. gryzienie, szarpanie nas i innych dzieci, awantury o byle co (jest straszny raptus), myszkowanie po szafkach w domach gdzie jesteśmy w gościach. Plus cała seria spraw które dla nas nie są problemem ale otoczenie je tak postrzega, generalnie chodzi o to że Młody jest jak żywioł, ba, nawet pięć żywiołów i jego obsługa wymaga nie lada kondycji i cierpliwości ;)
Nie mamy wsparcia w naszym najbliższym otoczeniu dla naszych metod wychowawczych, zarówno rodzina młodsza i starsza jak i nasi znajomi uważają że daliśmy sobie wejść na głowę.
To wszystko powoduje że mam w tej chwili dysonans pomiędzy własną intuicją która podpowiada, że nasz kierunek jest dobry, choć trudniejszy i niepopularny a rozumem, który każe zadawać pytania czy faktycznie naszego egzemplarza nie należałoby nieco zdyscyplinować i utemperować, czy nie hodujemy egoisty który w przyszłości będzie dbać tylko o własne potrzeby. Każe zadawać pytania, dlaczego ten "łagodny" kierunek jest lepszy niż dyscyplina, w której były wychowywane wcześniejsze pokolenia, które pod wieloma względami są dla nas teraz wzorcem. Czy nie jest tak, że widząc negatywne konsekwencje tej dyscypliny (bo i takie są oczywiście), współczesna psychologia "przegięła pałę" w drugą stronę i eksperymentuje, nie wiedząc czy w efekcie nie pojawią się konsekwencje dużo gorsze, choć inne?
Pomóżcie proszę mi to uporządkować, myślę że innym się też to przyda. Tak naprawdę czasami jest mi to tez potrzebne do rozmów z oponentami, których nie satysfakcjonuje argument że coś robimy dlatego że tak nam podpowiada nasza intuicja i wydaje się nam, że nasze dziecko tego potrzebuje. Ci oponenci są nam w większości na tyle życzliwi że nie chcę ich zbywać argumentem "tak bo tak i nie wtrącajcie się", zresztą po prostu zależy mi na tym, żeby oni też zrozumieli nasze intencje, bo może i ich dzieciom to w czymś pomoże ;)