zu_zanna8
06.03.12, 15:28
Sprawa jest delikatnie, i nie będę ukrywała: trudna i wstydliwa.
Od jakiegoś czasu zaczęły znikać mi pieniądze. Trzymam je w domu w jednym stałym miejscu, i każdy z domowników o tym wie. Nie miałam powodu, aby to ukrywać, bo i po co? Ale już jakiś czas temu zaczęły mi ,,znikać'' stamtąd pieniądze. Na początku raczej kwoty niewielkie, bo 30 czy 40 złotych, więc nawet nie zawsze to zauważałam, po prostu myślałam, że kiedyś wzięłam i wydałam, i po prostu zapomniałam o tym. Jednak teraz znikają już kwoty większe, i to znacznie. Nie chce pisać co i jak, ale to raczej już nie są kwoty, których braku nie da się nie zauważyć. Podejrzewam, że te pieniądze'' zabiera stamtąd moje starsze dziecko (mam dwójkę, w wieku 6 i 14 lat). Wiem, że zaraz być może polecą na mnie gromy i wyrzuty, że oskarżam własne dziecko, nie będąc pewną niczego, ale prawda jest taka, że pieniądze raczej same nie znikają. Owszem, nie rozmawiałam na ten temat, bo zwyczajnie w świecie nie wiem, jak w ogóle zacząć rozmowę w takiej sprawie. Nie chcę wyjść na matkę, która za wszelką cenę chce oskarżyć o najgorsze tylko dlatego, że jest najstarsze. Dzieci dostają kieszonkowe, moim zdaniem raczej niemałe (ale może się mylę). Starsze dziecko dostaje miesięcznie 200 złotych. Przy czym rzeczy typu książki, buty, ciuchy, telefon, hobby opłacam ja. Młodsze nawet za bardzo nie jest pieniędzmi zainteresowane, a jak coś chce kupić/dostać, i tak dostaje to z moich. Wiem, że ta sprawa jest delikatna. Że może jestem troche nie w porządku, podejrzewając od razu starsze.
Tylko po prostu nie wiem, jak rozmawiać na ten temat. Jak zacząć rozmowę, o co zapytać? Cóż, wolałabym nie wprost: słuchaj, kradniesz mi pieniądze?
Tak wiem, temat jest delikatny, i to ja powinnam podjąć słuszną rozmowe.
Ale może ktoś coś podpowie. Cokolwiek.