Gość: Jola
IP: 77.87.160.*
22.11.12, 10:57
Witam,
Właśnie na Facebooku wyczytałam takie motto: "Nie wszyscy bici biją, ale każdy bijący był bity". Otóż nie. Nie daje mi to spokoju, bo ja nie byłam bita, mój tata nie pozwolil mnie tknąć (a uważam obiektywnie, że czasami wręcz się prosiłam). Nie wyrosłam na osobę pewną siebie, nie ominęły mnie problemy wieku nastoletniego, nie patrzyłam w rodziców z pełnym zaufaniem i poczuciem bezpieczeństwa. Jestem i byłam osobą nerwową, upartą jak osioł i jak coś sobie ubzdurałam to nie było siły, żeby mi tego nie dać, żeby było nie po mojej myśli: rzucałam się na ziemię, kopałam, biłam, rzucałam czym popadnie. W takich momentach wyobraźnia mojej mamy i taty mi imponuje: zamęczali mnie rozmowami, potem krzykiem, potem karą, i cała "impreza" trwała nieraz 2 godziny, ja w końcu zasmarkana, uplakana, rodzice wykończeni, ale klapsa nie dali. A gdyby dali to bym wrócila na swoje tory w 5 minut i byłoby ok. Naprawdę, dałam im nieraz popalic.
Teraz sama jestem mamą. Mamą, która nigdy nie dostała klapsa. Mam takiego uparciucha i złośnika jakim sama byłam. Ale, niestety, ja w sytuacji kiedy widzę że jest apogeum - daję klapsa. Nie dla wystraszenia, patologicznego lęku, po to że ten klaps go otrząsa, jak już nic nie pomaga. Pamiętam to udręczenie godzinami walki z rodzicami o przysłowiową marchewkę, te nerwy, płacz, rzucanie itp, i bardziej mnie boli, ze mój syn miałby przeżywać to samo, niż dostać klapsa i usiąść spokojnie. Potem go przytulić i wytłumaczyć. Zaznaczam: klapsów takich były może w sumie ze 3 w całym jego 3-letnim życiu.
Skąd to przeświadczenie, że dzieci niebite-nie biją? Czy ja kocham moje dziecko mniej, bo zamiast go czołgać godzinami, wolę zastosować terapię szokową?
Nie zrozumcie mnie źle, dla mnie klapsy to nie jest metoda wychowawcza, nie popieram tego, ale pamiętam, po prostu pamiętam, jak widziałam mojego brata, który jak coś odstawił tata przylał (jako dziecku, u starszego chłopca pozostawały rozmowy itp), potem porozmawiali, brat był bardzo zdyscyplinowanym chłopakiem. Nieraz myślałam "chciałabym dostać tego klapsa i mieć spokój". Bo chodziło o to, że wtedy nie radziłam sobie z emocjami, choć nieraz chcialam się uspokoić to nie potrafiłam.
Nie wiem czy zostanę tu zrozumiana, piszę to dlatego, że nie wszystko jest czarno-białe, klaps klapsowi nierówny, i nieraz dzieci, te bardziej uparte przypadki, mają gdzieś paplaninę, tulenie czy karę. Chcą poczuć, że ktoś jest silniejszy od nich samych. Ja w moim domu byłam najsilniejsza, i to było okropne uczucie. Nieraz jak dziecko chciałam wiedziec, ze jak zbroję to będzie kara, a nie brak zrozumienia, emocjonalne czolganie. Dlatego nie funduje tego mojemu dziecku, i wsytuacji naprawdę ekstremalnej, gdy jest synek w emocjonalnej rozsypce, reaguję klapsem, ale nie pozwalam mu się zagłębiac tej otchłani.