Dodaj do ulubionych

wątek Magdy, służącej organistów...

03.01.09, 19:50
...przechodzi niezauważony. Nie pamiętam go ani z filmów, ani z omawiania w
szkole.
Magda harowała do ostatniej chwili, będąc w nieślubnej ciąży z pomocnikiem
młynarza (Frankiem?) , a jak przyszło do porodu - została wykopana na śnieg i
mróz przez wielce bogobojną żonę organisty. Dziewczyna urodziła dziecko w
kruchcie - rano Jambroży idąc dzwonić - nadepnął na nią. Dziecko zamarzło.
Nikomu to nie przeszkadzało, a Hanka - będąca świadkiem sceny wyrzucenia Magdy
na śnieg - nawet nie mrugnęła okiem, a jeszcze pocałowała panią organistową w
rękę - co było znakiem pokornego uszanowania.
A czy takie historie nie zdarzają się jeszcze dziś?
Obserwuj wątek
    • jadwiga1350 Re: wątek Magdy, służącej organistów... 03.01.09, 20:08
      Dziś mogłaby pójść do domu samotnej matki.I jeszcze korzystać z
      funduszu alimentacyjnego jako samotna matka.Nie ma co porównywać
      XIXw z naszymi czasami. Magdy zawsze było mi szkoda. Dziwię się, że
      ksiądz nie skarcił organistów za taką podłosć. Przecież krew
      niewinnego dziecka mieli na rękach.
    • cahir4 Re: wątek Magdy, służącej organistów... 03.01.09, 20:09
      Tutaj nie przeszedł niezauważony. Wypowiedziałyśmy się na temat organiściny,
      dyskutowałyśmy też o reakcji (czy raczej braku reakcji) Hanki. Jeśli ten watek
      nie był omawiany w szkole, to już trzeba składać reklamacje do polonistki... To
      istotny wątek - nie przypadkiem dziecko rodzi się i umiera w noc Wigilijną, nie
      przypadkiem w tym samym mniej więcej czasie padają słowa użalania się nad małym
      Jezuskiem, dokładnie w brzmieniu: "DZIW, ŻE NIE ZAMARZŁO".

      A przy okazji ciekawostka. Kodeks karny, obowiązujący do 1847 r. przewidywał
      karę grzywny dla pracodawcy, członka rodziny, osoby wspólnie zamieszkującej z
      niezamężną kobietą ciężarną, jeśli zaniedbała ona obowiązek opiekowania się nią
      w czasie ciąży i połogu.
    • czarna9610 Re: wątek Magdy, służącej organistów... 03.01.09, 20:10
      Hanki nie lubię, ale może powiem na jej obronę że ona wtedy rozpaczliwie sama
      potrzebowała jakiejkolwiek pomocy i ta organiścina wyciągnęła do niej rękę.
      Myślę że w tamtych czasach takie okropne traktowanie kobiet z nieślubnymi
      dziećmi było zemstą ze strony mężatek same były z mężami których nie kochały nie
      miały odwagi żeby coś zmienić to niech taka za to że chciała inaczej albo
      myślała że będzie inaczej ma. Hanka była też rozgoryczona z powodu Antka(
      powinna go kopnąć w .... a nie iść jeszcze potem w jego intencji do
      Częstochowy..) więc chyba Magdę potraktowała jak drugą Jagusię
    • soova Re: wątek Magdy, służącej organistów... 03.01.09, 21:28
      Magdalena Samozwaniec nie żyła wprawdzie w czasach "Chłopów", ale urodziła się w "roku podówczas jeszcze Pańskim" ;) 1894 i duża część jej życia przypadła na okres stosunków społecznych praktycznie od czasu akcji powieści niezmienionych. Jak wiadomo, przez całe życie była wielką admiratorką i propagatorką poezji swojej ukochanej siostry, eterycznej poetki Lilki, Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej. W poświęconej siostrze książce "Zalotnica niebieska" opisuje sytuację, jaka wydarzyła się na początku nieudanego zresztą małżeństwa poetki z wojskowym Bzowskim. Państwo młodzi po ślubie osiedli na własnych śmieciach ze służbą - młodym pucybutem pana bodajże porucznika i Niusią, panną służącą pani. Oczywiście po jakimś czasie okazało się, że Niusia zaliczyła wpadkę z przystojnym pucybutem. Co zrobiła subtelna poetka? Właściwie nic strasznego, po prostu rozwiązała z Niusią stosunek pracy. O ożenku ze strony pucybuta mowy być nie mogło, zresztą sam specjalnie sie do tego nie kwapił. Dziewczyna znalazła następną pracę w domu jakieś strasznej krakowskiej dewotki, która uważając ją po prostu za grzesznicę nie oszczędzała jej roboty, Niusia w zaawansowanej ciąży musiała dźwigać wiadra z wodą itp., oczywiście skończyło się poronieniem. Ta przydługa dygresja z mojej strony służy pokazaniu, jak w ówczesnych stosunkach społecznych traktowano panny z dzieckiem, które dziś nazywalibyśmy samotnymi matkami, jak trudny był ich los, a przede wszystkim, jak bezlitosne i nietolerancyjne było podejście do nich otoczenia. I jak bardzo wszystkim - nawet, wydawałoby się, osobom obdarzonym wielką wrażliwością - wyłączał się w takich sytuacjach zdrowy rozsądek i cień jakiejkolwiek miłości bliźniego, nakazującej pomóc w trudnej sytuacji, a nie rzucać kamieniem.
      • matylda1001 Re: wątek Magdy, służącej organistów... 04.01.09, 01:07
        Nie moge sie powstrzymać przed wtrąceniem moich trzech groszy na
        temat Lilki, której bardzo nie lubie. To tylko bałwochwalczy i
        kompletnie bezkrytyczny, oparty na kompleksach, stosunek Magdaleny
        do siostry sprawił, że Lilka uchodzi w oczach potomnych za
        delikatną, uduchowioną, bezbronna osóbkę. W gruncie rzeczy była to
        rozkapryszona, apodyktyczna, niezrównoważona emocjonalnie kobieta,
        dla której nie liczyło sie nic poza nią samą. Sama bogobojna nie
        była (dwa rozwody i kilku kochanków), wiec nie mogła miec żalu do
        Niusi za panienskie dziecko. Ona w ogóle dzieci nie lubiła,
        obsesyjnie, i każda matka (również mężatka) traciła w jej oczach. Na
        Magdalenę, która urodziła córkę, patrzyła jak na wariatkę (jak mozna
        rodzic śmiertelników?!). Sama dzieci miec nie chciała. Ta niechęć
        była głównym powodem rozwodu z Janem Pawlikowskim, który chcial
        zostać ojcem. To, co wyprawiała z Bzowskim też nie świadczy o niej
        dobrze. Uf... troche mi ulżyło.
        • mmk9 Re: wątek Magdy, służącej organistów... 04.01.09, 09:24
          O matko, dobrze, że ktoś się odważyl. Zawsze odsuwałam takie
          nieżyczliwe myśli i staralam się patrzeć oczami Madziusi, bo te
          wiersze TAKIE cudne. Ale masz racje, masz rację. Zrobię jak z
          Gałczyńskim, oddzielę wreszcie cechy autora od cech dzieła.
          • jadwiga1350 Re: wątek Magdy, służącej organistów... 04.01.09, 09:34
            Już Zygmunt Krasiński pisał o poecie: "Przez ciebie płynie strumień
            piękności, ale ty nie jesteć pięknością"
        • kalina.tatry Re: wątek Magdy, służącej organistów... 04.01.09, 09:33
          Ale wiersze niewątpliwie pisała piękne...ja z tych, co oddzielają
          twórczość od życia twórcy. A poezję Pawlikowskiej bardzo lubię.
          Uwielbiam też niektóre wiersze Broniewskiego, chociaż odsądzają Go
          od czci i wiary...a Pawlikowski z niechęcią Lilki do dzieci,
          poradził sobie świetnie, jeszcze będąc z wyżej wymienioną. Poradził
          sobie iście po męsku, nawiązując romans z inną kobietą i robiąc
          dziecko jej...
      • mmk9 Re: wątek Magdy, służącej organistów... 04.01.09, 09:28
        Oczywiście Madziusia Dulską nazwała tę krakowską dewotkę, jakże
        inaczej. Zajrzałam do źrodla, Samozwaniec opisala to tak, ze Bzowski
        zażądał od ordynansa /to nie to samo co pucybut, jejku,no/ ożenku z
        pannicą, ale ten wolał nawet na front, wiec zostal, a dziewczę
        oddalono.
        • soova Re: wątek Magdy, służącej organistów... 04.01.09, 10:07
          Nie zaglądałam do źródła, pisałam z pamięci, więc mi się ten pucybut jakoś
          automatycznie narzucił.:)

          Nie chcę tu bronić Pawlikowskiej, zresztą nawet przy czytaniu hagiografii
          siostry spomiędzy słów wyziera istotnie trudna i egocentryczna osobowość poetki.
          Niemniej nie godzę się z opinią, że rozwody i kochankowie (żaden z nich w czasie
          małżeństw, o ile pamiętam) mają stanowić o bogobojności kobiety. W swojej
          dygresji chciałam jedynie zwrócić uwagę na przyjęty w tamtych czasach stosunek
          społeczeństwa i normy postępowania w relacji do panien z dziećmi i samych
          nieślubnych dzieci. Podejrzewam, że nawet gdyby sama Pawlikowska dzieci lubiła,
          tez pewnie nie przejęłaby się zbytnio losem służącej, podobnie byłoby pewnie w
          przypadku Madzi, która spisała swoje wspomnienia po latach, jednak w zupełnie
          innej epoce. Natomiast gdyby stanęła w obliczu takiej sytuacji jako młoda
          mężatka krótko po I wojnie w mieszczańsko - arystokratycznym Krakowie, kto wie,
          czy przypadkiem nie postąpiłaby tak samo jak siostra, to znaczy służącą na bruk
          i po kłopocie.
          • jadwiga1350 Re: wątek Magdy, służącej organistów... 04.01.09, 12:13
            > Niemniej nie godzę się z opinią, że rozwody i kochankowie (żaden z
            nich w czasi
            > e
            > małżeństw, o ile pamiętam) mają stanowić o bogobojności kobiety.

            A co stanowi o bogobojności kobiety?

            Nie ma co wszystkiego zwalać na stosunki społeczne. Wiele zależało
            od charakteru samego człowieka. Wyspiański żyjący w w tym
            mieszczańsko-arystokratycznym Krakowie związał się ze służącą, która
            miała nieślubnego syna. I sam miał z nią dwoje dzieci jeszcze przed
            ślubem.
            Nie wierzę, że Pawlikowska musiała się tak ślepo liczyć ze zdaniem
            opinii publicznej i zważać na to co ludzie powiedzą. Wszak różnym
            artystom społeczeństwo zawsze na więcej pozwalało. A Kraków po I
            wojnie światowej nie był taki skostniały.Przeszedł już nad nim wiatr
            cyganerii młodopolskiej.
            • soova Re: wątek Magdy, służącej organistów... 04.01.09, 13:16
              jadwiga1350 napisała:

              > A co stanowi o bogobojności kobiety?

              Przecież nie życie seksualne. Inaczej dojdziemy do wniosku, że rozwódka lub
              kobieta żyjąca z kimś bez ślubu = grzesznica.

              > Nie ma co wszystkiego zwalać na stosunki społeczne. Wiele zależało
              > od charakteru samego człowieka. Wyspiański żyjący w w tym
              > mieszczańsko-arystokratycznym Krakowie związał się ze służącą, która
              > miała nieślubnego syna. I sam miał z nią dwoje dzieci jeszcze przed
              > ślubem.
              > Nie wierzę, że Pawlikowska musiała się tak ślepo liczyć ze zdaniem
              > opinii publicznej i zważać na to co ludzie powiedzą. Wszak różnym
              > artystom społeczeństwo zawsze na więcej pozwalało. A Kraków po I
              > wojnie światowej nie był taki skostniały.Przeszedł już nad nim wiatr
              > cyganerii młodopolskiej.

              Przecież nie twierdzę, że wszystko absolutnie należy zwalać na stosunki
              społeczne, co zresztą przykład Wyspiańskiego potwierdza. W tej dyskusji padło
              pytanie: dlaczego niemalże w przeddzień Bozego Narodzenia obchodzonego w Lipcach
              z podkreśleniem okoliczności, w jakich narodziny Jezusa nastąpiły (nieprzyjęcie
              Maryi i Józefa na nocleg, stajenka, żłóbek itp.) nikt absolutnie nie zlitował
              się nad Magdą będącą w podobnej sytuacji? Nawet Hanka, w tamtym czasie też w
              ciąży. Podałam odpowiedź: ówczesny układ stosunków społecznych pozwalał, aby
              nieślubne macierzyństwo oceniać negatywnie, nie udzielić matce pomocy i w
              zasadzie pozbyć się problemu, tak, jak zrobiła to zarówno fikcyjna organiścina,
              jak i prawdziwa Pawlikowska. Dziecko zamarzło w kruchcie jako kara za grzech,
              którego dopuściła się Magda, czyli seks bez ślubu, yyy...brak bogobojności?
              Postawy Wyspiańskiego czy Piłsudskiego (też dwie córki przed sformalizowaniem
              związku) to wyjątki od powszechnie przyjętej reguły, chlubne, ale jednak wyjątki.
              • matylda1001 Re: wątek Magdy, służącej organistów... 04.01.09, 14:28
                soova napisała:

                > A co stanowi o bogobojności kobiety?

                >Przecież nie życie seksualne. Inaczej dojdziemy do wniosku, że
                rozwódka lub kobieta żyjąca z kimś bez ślubu = grzesznica.<

                Właśnie tak! Przecież i obecnie rozwód, czy życie z kimś bez ślubu
                jest grzechem. Kościół nie zmienił swojego stanowiska w tej sprawie.
                Teraz też, w pewnych środowiskach pannę z dzieckiem odsądza się od
                czci i wiary. Tyle, że dziś nie przywiązuje się takiej wagi do tych
                spraw, a Kościół ma coraz mniejszy wpływ na nasze poczynania. W
                tamtych czasach na większość problemów patrzono przez pryzmat
                grzechu, dziś wyznaje się trochę "zmodyfikowane" wartości. Skoro tak
                było sto lat temu w Krakowie, to jak musiało byc jeszcze
                kilkadziesiąt lat wcześniej na wsi? Magda nie mogła liczyć na
                przychylność społeczności (grzesznica), ani na pomoc z ich strony
                (sama sobie winna). Patrząc na całą sytuację oczami współczesnego
                człowieka wściekłość bierze na znieczulicę i zakłamanie, ale my juz
                zawsze będziemy patrzeć przez pryzmat Domów Samotnej Matki, zasiłków
                dla samotnych matek i wydłużonego urlopu macierzyńskiego dla panny z
                dzieckiem.

              • cahir4 Re: wątek Magdy, służącej organistów... 04.01.09, 14:36
                soova napisała:

                > jadwiga1350 napisała:
                >
                > > A co stanowi o bogobojności kobiety?
                >
                > Przecież nie życie seksualne. Inaczej dojdziemy do wniosku, że rozwódka lub
                > kobieta żyjąca z kimś bez ślubu = grzesznica.

                Chmm... Większość znanych mi wyznań reguluje w taki czy inny sposób życie
                seksualne. Nie mówisz wszak o szlachetności, zdolności do uczuć wyższych,
                empatii, miłosierdziu etc., tylko dosłownie o bogobojności. I odwołujesz się do
                pojęcia grzechu. Więc w większości przypadków życie seksualne kobiety stanowi o
                tej bogobojości, oj, stanowi.

                Bo, bój się Boga ;), kobieto nie oczekujesz chyba, że mamy tu wszystkie jak
                jeden mąż (żona?) zgłosić akces do jakiejś jednej (w domyśle: uniwersalnej)
                religii, przyjąć jedną obowiązkową wykładnię moralności, bogobojności, grzechu
                itd. ???

                Chlubnym, choć nie wiem, czy wyjątkiem, to była Barbara Niechcicowa, która
                ochrzaniła służącą, że zamiast przyznać się do ciąży odeszła po cichu z posady,
                a przecież "dziecko jakoś by się wychowało". A jak tam z matką Justyny Bogutówny
                było, bo nie pamiętam?

                W "Chłopach" powalające jest to, że sprawa mija bez żadnego absolutnie echa: nie
                wracają do tego ani ksiądz, ani Rocho, ani nikt. Choć już przy wygnaniu Magdy
                wszyscy mają świadomość, że "całkiem po chrześcijańsku to nie jest". Może to
                rodzaj takiego milczenia, jakie zapadło po linczu na Jagusi? Udajemy, że nic się
                nie stało, bo z tym, co się stało, nie jesteśmy w stanie się zmierzyć?
                • soova Re: wątek Magdy, służącej organistów... 04.01.09, 14:58
                  cahir4 napisała:

                  > soova napisała:
                  >
                  > > jadwiga1350 napisała:
                  > >
                  > > > A co stanowi o bogobojności kobiety?
                  > >
                  > > Przecież nie życie seksualne. Inaczej dojdziemy do wniosku, że rozwódka l
                  > ub
                  > > kobieta żyjąca z kimś bez ślubu = grzesznica.
                  >
                  > Chmm... Większość znanych mi wyznań reguluje w taki czy inny sposób życie
                  > seksualne.

                  > Bo, bój się Boga ;), kobieto nie oczekujesz chyba, że mamy tu wszystkie jak
                  > jeden mąż (żona?) zgłosić akces do jakiejś jednej (w domyśle: uniwersalnej)
                  > religii, przyjąć jedną obowiązkową wykładnię moralności, bogobojności, grzechu
                  > itd. ???

                  Ponownie zwracam uwagę na użyty przeze mnie czas teraźniejszy. A odnosiłam się konkretnie do wypowiedzi o tym, że Pawlikowska nie była bogobojna, bo się rozwodziła i miała kochanków. Zrozumiałam(może błędnie?), że postępowanie poetki jest dalekie od bogobojności w teraźniejszej opinii Matyldy. W mojej ocenie o wartości człowieka stanowią jego uczynki, a nie życie seksualne. Nikogo nie namawiam też do przyjmowania jakiejkolwiek religii :). Kościół zrobił z seksu trochę narzędzie szatana - stąd automatyczne przekonanie, że swoboda życia seksualnego tożasama jest z grzechem, zatem warta potępienia. Padło też w tej dyskusji stwierdzenie, że katoliczka powinna uważać rozwódkę czy kobietę uprawiającą seks przemałżeński (obie rzeczy niedozwolone przez Kościół) za grzesznicę. Jako katoliczka nie uważam, osobiście kieruję się tu biblijnym: "Kto jest bez grzechu, niech rzuci w nią kamieniem."
                  • matylda1001 Re: wątek Magdy, służącej organistów... 04.01.09, 15:30
                    Jako, że spod moich palców padło to o bogobojności, czuję sie w
                    obowiązku uzupełnić.
                    Rzeczywiście, nie chodziło mi o czasy współczesne nam, ale
                    Pawlikowskiej. Przeciez omawiamy tamte czasy, nie współczesność,
                    więc punkt odniesienia z współczesności nie ma znaczenia. My na te
                    sprawy patrzymy troche inaczej niż patrzono 100 lat temu. Uważam
                    (współcześnie), że życie seksualne człowieka i jego religia (lub jej
                    brak) to sprawa osobista. Bardzo się cieszę, że żyję w czasach,
                    kiedy coraz częściej społeczeństwo pozwala na taka intymność. Nigdy
                    nie stwierdzę, że panna z dzieckiem, rozwódka, czy konkubina jest
                    czymś gorszym ode mnie, jednak mam wątpliwości, czy jako katoliczka
                    nie powinnam uznawać jej za grzesznicę;), co i tak dla mnie nie ma
                    znaczenia ponieważ uznaję, że każdy przed Bogiem będzie odpowiadał
                    za swoje czyny. Z dwoja... wole być człowiekiem małej wiary, niż
                    nawet bez złych intencji skrzywdzić drugiego człowieka.
                    • woman-in-love Re: wątek Magdy, służącej organistów... 04.01.09, 15:53
                      Na ulicy Nowogrodzkiej w warszawie siostry zakonne urządziły tzw. "okienko
                      zycia" czy cos w tym stylu. Dziewczyna, matka dziecka - z którym nie jest sobie
                      w stanie poradzić - może je tam zostawic. Poczułam jak serce mi się ściska,
                      kiedy usłyszałam w audycji radiowej, że własnie został tam pozostawiony pierwszy
                      podrzutek, mały chłopczyk. Dla mnie coś takiego - to wielkie oskarżenie dla
                      współczesnych. Czy mozna się dziwić, że dziewczyny bronia się przed
                      macierzyństwem rękami i nogami?
                      A ich ukochani - postępują według słów Boryny (to był komentarz do magdy)
                      "przysięgał jak sięgał, jak dostał - zaprzestał". I włos z głowy szczęśliwemu
                      tatusiowi nie spada. "To nie moje" brzmi klasyczna odpowiedż.
                      • jadwiga1350 Re: wątek Magdy, służącej organistów... 04.01.09, 16:09
                        > A ich ukochani - postępują według słów Boryny (to był komentarz do
                        magdy)
                        > "przysięgał jak sięgał, jak dostał - zaprzestał". I włos z głowy
                        szczęśliwemu
                        > tatusiowi nie spada. "To nie moje" brzmi klasyczna odpowiedż.

                        No ale testy DNA mogą pokazać, że to jednak ich.
                        • woman-in-love Re: wątek Magdy, służącej organistów... 04.01.09, 16:35
                          Jednak sporo wody upłynie zanim dziewczyny podniosą głowę. Znam taką wieś, gdzie
                          jeszcze 50 lat temu ksiądz narzucał imiona dzieciom - a te nieślubne "piętnował"
                          imionami - Weronika i Wincenty. Wiadomo było, że osoby o tych imionach to dzieci
                          nieślubne, zwane uroczo bękartami.
                • pi.asia Re: wątek Magdy, służącej organistów... 28.01.21, 12:28
                  cahir4 napisała:

                  >
                  > W "Chłopach" powalające jest to, że sprawa mija bez żadnego absolutnie echa: ni
                  > e
                  > wracają do tego ani ksiądz, ani Rocho, ani nikt. Choć już przy wygnaniu Magdy
                  > wszyscy mają świadomość, że "całkiem po chrześcijańsku to nie jest". Może to
                  > rodzaj takiego milczenia, jakie zapadło po linczu na Jagusi? Udajemy, że nic si
                  > ę
                  > nie stało, bo z tym, co się stało, nie jesteśmy w stanie się zmierzyć?

                  Doskonałe spostrzeżenie!
          • matylda1001 Re: wątek Magdy, służącej organistów... 04.01.09, 13:59
            >Niemniej nie godzę się z opinią, że rozwody i kochankowie (żaden z
            nich w czasie małżeństw, o ile pamiętam) mają stanowić o
            bogobojności kobiety. <

            O ile pamietam, to romans z Pawlikowskim kwitł w najlepsze, w
            czasie, gdy Lilka była legalną żoną Bzowskiego. Żeby uzsadnić jego
            częstą obecność w domu Kossaków udawano, że Pawlikowski stara się o
            rękę Madzi. Czyli mieli coś do ukrycia tak przed mężem, jak i opinią
            społeczną. Bzowski przyjeżdzał do żony, Pawlikowski znikał. Bzowski
            wyjeżdzał, Pawlikowski wracał. Owszem, w tamtych czasach rozwody (a
            raczej unieważnienia ślubów kościelnych) bywały od czasu, do czasu,
            ale na rozwódki patrzono podobnie jak na panny z dziecmi. Przez
            pryzmat bogobojności właśnie. W kontekście tamtej moralności ani
            jedna, ani druga nie zasługiwała na szacunek społeczny. Bogobojna
            kobieta miala byc wierna mężowi i nie seksić sie przed ślubem.
            Kropka. Lilka, jako ta, która potrafiła walczyć o swoją miłość i
            szczęście, która miała odwagę przełamać konwenanse, mogła znależć
            odrobinę zrozumienia dla inne kobiety, a nie znalazła. Zakłamana
            była? Z Madzią masz rację, chyba też by zrobiła podobnie.
            Szczególnie, gdyby takie rozwiązanie zasugerowała jej siostra -
            wyrocznia.
            • czarna9610 Re: wątek Magdy, służącej organistów... 04.01.09, 14:10
              bo Lilka to była artystka i miała prawo a służąca to była tylko służąca i nie
              miała prawa. Podejrzewam że takie było rozumowanie, zresztą trochę tak jest do
              dnia dzisiejszego. Ludzie czytają z zachwytem a nawet podziwem o rozwodach i
              romansach u artystów, a potępiają rozwód sąsiadki która zostawiła męża
              • soova Re: wątek Magdy, służącej organistów... 04.01.09, 14:18
                czarna9610 napisała:

                >Ludzie czytają z zachwytem a nawet podziwem o rozwodach i romansach u artystów, a potępiają rozwód sąsiadki która zostawiła męża

                Tak, to prawda. Pamiętam, jak raz się ścięłam z moją mamą, gdy na jej opowieść o tym, jak to jakaś smarkula uwiodła męża i ojca dzieciom, zasugerowałam, że jednakowoż ów mąż i ojciec nie był misiem siedzącym w sklepie na półce i czekającym, aż ktoś go kupi i zabierze. :)
            • soova Re: wątek Magdy, służącej organistów... 04.01.09, 14:15
              matylda1001 napisała:

              > >Niemniej nie godzę się z opinią, że rozwody i kochankowie (żaden z nich w czasie małżeństw, o ile pamiętam) mają stanowić o bogobojności kobiety. <

              >Bogobojna kobieta miala byc wierna mężowi i nie seksić sie przed ślubem. Kropka.

              Ale ja użyłam czasu teraźniejszego ("mają stanowić") celowo, bo nie uważam ani rozwódek ani kobiet żyjących z kimś bez ślubu za grzesznice. W tamtych czasach, to co innego. O tym mówiłam, tłumacząc podejście organiściny i Hanki do Magdy, czy Pawlikowskiej do służącej ówczesnym układem stosunków społecznych. (Nawiasem mówiąc: właśnie zajrzałam do "Zalotnicy.." - służąca miała na imię Niesia, nie Niusia, a ordynansowi Janowi postawiono wprawdzie alternatywę: ożenek albo front, ale gdy oświadczył, że woli śmierć, ostatecznie jakoś pozostawiono go przy osobie pana porucznika :( ).
              • matylda1001 Re: wątek Magdy, służącej organistów... 04.01.09, 14:42
                >nie uważam ani rozwódek ani kobiet żyjących z kimś bez ślubu za
                grzesznice. <

                Ja też nie uważam, chociaż jako katoliczka powinnam uważać.
                Widocznie jestem człowiekiem małej wiary;)
                ---------------------------------------------------------------
                "Kości zostały rzucone" - powiedział mąż, rzuciwszy chudą żonę.
            • pi.asia Re: wątek Magdy, służącej organistów... 28.01.21, 12:26
              matylda1001 napisała:

              . Lilka, jako ta, która potrafiła walczyć o swoją miłość i
              > szczęście, która miała odwagę przełamać konwenanse, mogła znależć
              > odrobinę zrozumienia dla inne kobiety, a nie znalazła. Zakłamana
              > była?

              Tak, była zakłamana do dziesiątej potęgi. Własnymi ręcami napisała "Topielice" - wstrząsający wiersz o dziewczynie, która rzuciła się z mostu, bo była w nieślubnej ciąży. Ale dla brzemiennej służącej nie zrobiła nic.
    • stara_dominikowa Re: wątek Magdy, służącej organistów... 04.01.09, 18:48
      Powieść ma sporo tego typu smaczków ukazujących jak wyglądały u biedoty i
      bogaczy sytuacje z którymi wiążą się rytuały przejścia. Śmierć Kuby, a śmierć
      Boryny. Ślub Jagusi - ślub Nastki. Tak samo z narodzinami. Magda zległa w
      wigilijną noc, tak jak wójtowa. Do tej drugiej zleciało się pół wsi, Dominikowa
      nie wychodziła prawie od niej. Magda, zostawiona sama sobie ledwie przeżyła,
      dziecko o którym sama pewnie długo nie pamiętała - zmarło. Nad nieślubnymi
      dziećmi litowała się jedynie kobieta Grzeli (tak, z krzywą gębą:), wyśmiewana
      zresztą za to.
      Chyba naprawdę niewiele wiemy o codzienności w tych czasach i warstwie
      społecznej. Skąd brały się wszystkie mamki po dworach i w miastach? Czy ktoś
      pytał o ich dzieci? Wydaje mi się, że rzadkością było przyjmowanie do służby
      mamki razem z dzieckiem. Jeśli macie źródła - czekam! Wydaje mi się, że "mleczne
      rodzeństwo" zdarzało się w przypadku kiedy służąca wcześniej zatrudniona rodziła
      dziecko i przez to "awansowała" na mamkę. Młodzi ludzie byli przecież tacy sami
      jak dziś - o krwie gorącej. Ciąże niechciane wśród nastolatek zdarzają się nawet
      teraz, kiedy nie ma analfabetyzmu, jest dostęp do antykoncepcji, internet,
      opieka lekarska. Co dopiero na dziewiętnastowiecznej wsi? Tam, gdzie wiara nie
      była prywatną sprawą, ale narzędziem kontroli stosunków społecznych. Czytam
      akurat "Bożą podszewkę" i zacytuję fragment świadczący o tym, że same młode
      matki nie próbowały nawet zawalczyć o swoje nieślubne dzieci:
      " - Biedna Olesia - litowała się nad nią Maryśka. - To straszne, tak stracić
      dziecko.
      - Pani, mileńka, to bajstruczek był. Bóg dał, Bóg wzioł, nie miałby on tu życia,
      nie. Lekcej aniołkiem w niebie być niźli bajstrukiem na ziemi - mówiła Olesia,
      wyjmując z bluzki pełną pierś."
      Smutne.
      • kalina.tatry Re: wątek Magdy, służącej organistów... 04.01.09, 20:46
        A w tym wszystkim najbardziejjest wkurzaące, że, chociaż wiele się
        zmieniło od czasów opisywanych w "Chłopach", to jednakowoż całe
        odium sytuacji nieślubnej ciąży nadal istnieje w wielu środowiskach
        i w tychże środowiskach nadal skupia się na kobiecie - "tej
        wywłoce", choć przecież i wtedy wiedziano i teraz, że chłop do
        zrobienia "bachora"jest niezbędnie potrzebny. Która hardziejsza,
        teraz zrobi badania i dowiedzie swego, ale jeszcze usłyszy, że
        facetowi życie zmarnowała, a żonaty był, to, że rodzinę rozbija. A
        chłop, jak to któraś trafnie skomentowała, jako ten misio siedzący
        na kanapie - "nie winowaty".
        • stara_dominikowa Re: wątek Magdy, służącej organistów... 04.01.09, 21:29
          no, niestety. kobieta więcej ma do stracenia w przypadku wspólnego
          narozrabiania. to ona zostaje z konsekwencjami, czy tego chce czy nie. tego nie
          zmienimy. biologia dała nam, kobietom, dłuższe życie i lepsze zdrowie ale
          obarczyła koniecznością ponoszenia trudów ciąży, porodu, karmienia. lekkomyślny
          krok mniej kosztuje faceta, co tu kryć. kobieta od ciała i tego co się z nim
          dzieje nie ucieknie. niesprawiedliwe? pewnie tak. ale w przyrodzie nie ma
          takiego pojęcia. jest tylko to, co opłaca się gatunkowi do przetrwania. te babie
          wyrzekania na "wywłoki" to też biologia. samica ma dobrze wybrać do rozrodu
          samca - takiego co jej pomoże wychować młode, ma być ostrożna w rozdawaniu
          wdzięków bo może przypłacić to samotnym macierzyństwem. i samicę nierozsądną te
          baby na ozory biorą. a jak jeszcze bałamuci ojców rodzin - niewinowatych przecie
          - to już za tę ostatnią mają. a że samcowi wolno więcej? ten z kolei ma rolę
          rozpłodową i biologiczna moralność szybko mu wybacza za zasługi dla gatunku. to
          wszystko jest strasznie brutalne ale jest. jest w "Chłopach", ale też jest za
          ścianą.
          • woman-in-love "samiec, samica" 05.01.09, 21:54
            jakoś mnie to razi w odniesieniu do ludzi.
            • stara_dominikowa Re: "samiec, samica" 06.01.09, 09:03
              woman-in-love napisała:
              > jakoś mnie to razi w odniesieniu do ludzi.

              celowo użyłam takich określeń, bo chciałam zwrócić uwagę na biologiczną
              podbudowę człowieka i to co na nią ma wpływ.
              samica zwierzęcia poddaje się prawom narzuconym przez biologię - kobieta może i
              chyba jednak powinna kierować się rozumem korzystając z wolnej woli:)
          • pi.asia Re: wątek Magdy, służącej organistów... 28.01.21, 12:34
            stara_dominikowa napisała:
            >. a że samcowi wolno więcej? ten z kolei ma rolę
            > rozpłodową i biologiczna moralność szybko mu wybacza za zasługi dla gatunku.

            Otwartym tekstem jest to napisane w "Szczenięcych latach" Wańkowicza - tam pada takie zdanie, że wręcz OBOWIĄZKIEM panicza jest zapładnianie dziewek wiejskich.

            Cytuję z pamięci, więc wybaczcie, jeśli niedokładnie.

            I jeszcze gdzieś (może też w "Szczenięcych latach" jest wzmianka, że w okolicy pełno było młodych mających takie oczy lub nos jak dziedzic. I to od pokoleń. Czyli musiało tam być bardziej liberalne podejście do nieślubnych ciąż. Może nawet zaciążenie z paniczem ze dworu było powodem do dumy?
      • matylda1001 Re: wątek Magdy, służącej organistów... 04.01.09, 21:16
        >Skąd brały się wszystkie mamki po dworach i w miastach?<

        Była mamka u Połanieckich. Mieszkała w Krzemieniu, a obok w
        Jałbrzykowie Gontowski mieszkał, a on żadnej dziewce nie przepuścił.
        Chociaz w książce nie ma nic o jej dziecku, to jednak, znając
        Połanieckich napewno przyjęli ją z dzieckiem i skrzywdzić go nie
        dali. Był też przedwojenny film (tytułu ne pamietam), w którym mamka
        zamieniła po urodzeniu swojego synka z paniczem. Chłopcy wychowali
        sie razem, pan obu posłał do szkół. Potem wszystko się wydało.Więcej
        mamek nie pamietam.
        • jadwiga1350 Re: wątek Magdy, służącej organistów... 04.01.09, 21:26
          Był też przedwojenny film (tytułu ne pamietam), w którym mamka
          > zamieniła po urodzeniu swojego synka z paniczem. Chłopcy wychowali
          > sie razem, pan obu posłał do szkół. Potem wszystko się
          wydało.Więcej
          > mamek nie pamietam.

          Też ten film pamietam. To zdaje się były "Trzy serca" na podstawie
          powieści Dołegi-Mostowicza

          Dziwne,że potem Magda godziła się na nocne wizyty Franka u niej w
          karczmie. Zawiódł ją przecież w tak okrutny sposób i jeszcze pobił
          wtedy na grobli. Czy tak bardzo go kochała? Czy była tak bardzo
          bezmyślna?
          • jadwiga1350 Re: wątek Magdy, służącej organistów... 13.01.09, 22:44
            Wątek Magdy sprawia, że należy trochę innymi oczami spojrzeć na
            Borynę. Maciej przez wiele osób na forum jest odsądzany od czci i
            wiary, ale spójrzmy jak on się zachowuje w takiej samej sytuacji jak
            organistowie. Ewka służąc u niego zaszła w ciążę, a on jej nie
            wygnał. Na pewno urodziła w jego domu, skoro Boryna mówi,że dał
            worek owsa za chrzest jej dziecka.Więc takie zachowanie, które
            prezentuje organiścina wobec Magdy wcale nie musiało być normą. Kto
            chciał to potrafił okazać serce i pomóc. Nawet taki kwardy i
            niesprawiedliwy chłop jak Maciej.
      • tt-tka Re: wątek Magdy, służącej organistów... 04.04.16, 03:13
        stara_dominikowa napisała:


        > Chyba naprawdę niewiele wiemy o codzienności w tych czasach i warstwie
        > społecznej. Skąd brały się wszystkie mamki po dworach i w miastach? Czy ktoś
        > pytał o ich dzieci? Wydaje mi się, że rzadkością było przyjmowanie do służby
        > mamki razem z dzieckiem. Jeśli macie źródła - czekam!

        Watek prastary i troche obok tematu, ale co pamietam, to napisze
        - u Dabrowskiej w cyklu wiejskich opowiadan wystepuje "bardzo piekna wdowa Elzbieta, ktorej choc zdarzylo sie miec dziecko gdzie po smierci chlopa, byla kobieta stateczna", zarowno w opinii panstwa, jak i sluzby folwarcznej. Elzbieta zostaje mamka najmlodszego dziecka panstwa, a potem nianka calej gromadki i jest nia az do ponownego zamazpojscia. O jej wlasnym dziecku nic nie wiadomo
        - u Zapolskiej w "Malaszce" zona dworskiego stangreta zostaje zwerbowana na mamke do hrabiostwa przez rzadce i za posrednictwem karczmarza i radosnie rzuca meza i dziecko jadac na te posade; dzieckiem zajmuje sie maz i dobrze to sie dla malucha nie konczy; Malaszka prezentujac hrabiowskie dziecko gosciom w salonie zostaje nawet zapytana o to, czy nie teskni za wlasnym i hrabina osobiscie odpowiada "z pewnoscie teskni, ale nie mowmy o tym, bo kazda jej troska to trucizna dla mego Maniusia", zatem by nie troskac mamki i nie truc hrabicza Maniusia damy robia sciepe "na pieluszki" dla jej synka, za ktora to sciepe mamka kupuje sobie wymarzona jedwabna spodnice (panstwo kupowali jej skromniejsze)
        - u Kossak-Szczuckiej w "Dziedzictwie" matka radzi ciezarnej Zofii, by zawczasu rozejrzala sie za zdrowa kobieta w odpowiednim stanie, bo "mozna zostac oszukanym przez chytra babe, ktora swoje juz odkarmila i stare mleko podaje za nowe"

        Nie pamietam z literatury i publicystyki ani jednego przypadku, by mamka zostala przyjeta na sluzbe ze swoim dzieckiem, chyba nawet u otwartych i telerancyjnych Niechcicow mamka Tomaszka nie ma dziecka przy sobie ? W "Emancypantkach" pamietam za to zdziwienie Madzi ogladajacej szpital czy przytulek prowadzony przez szarytki na widok kobiety z dwojka przy piersi "dwoje karmi ?" - "czasem troje" odpowiada z westchnieniem zakonnica; mozliwe, ze to drugie lub trzecie bylo dzieckiem matki, ktora musiala swoje porzucic, by dostac sie na sluzbe
        -
        • stara_dominikowa Re: wątek Magdy, służącej organistów... 04.04.16, 11:14
          Dziękuję, kumo :) I smutne to wszystko. Możliwe, że ciężko nam zrozumieć ich sytuację, bo przykładamy standardy dzisiejsze. Mam wrażenie, że tam, gdzie dzieci rodziły się i umierały co roku, nie traktowano ich podmiotowo. Gdyby też kobiety miały środki do życia i utrzymania, nie godziłyby się na porzucanie swojej rodziny.
          • matylda1001 Re: wątek Magdy, służącej organistów... 04.04.16, 13:04
            Skąd w takim razie "mleczne rodzeństwo"? Rola mamki ograniczała się do karmienia dziecka państwa, bezpośrednią opiekę nad nim sprawowała niania. Na mamki wybierano kobiety zdrowe, silne, które były w stanie wykarmić nawet kilkoro dzieci. Jeżeli praca matki wiązała się z wyjazdem do miasta to być może swoje dziecko zostawiała pod płatną opieką jakiejś innej młodej mamy we wsi, ale jeżeli pracowała w dworze u "swoich" państwa, to przecież nie stało nic na przeszkodzie, żeby i swoje dziecko karmiła. Dla takiego "mlecznego dziecka", mamka była kimś więcej niż tylko służbą, a jej rodzone dziecko często na tym zyskiwało. Najczęściej było w dzieciństwie towarzyszem zabaw panicza, potem miało możliwość uczestniczenia się razem z nim. Jeśli dziecko okazało się zdolne i chętne, to nierzadko mogło liczyć na pomoc finansową państwa w dalszej nauce. Jeśli nie, to jako jednostka "oszlifowana" poprzez bliskie kontakty z bardziej światłą warstwą zajmowało eksponowane stanowisko w majątku (gajowy, ekonom, rządca).
            • tt-tka Re: wątek Magdy, służącej organistów... 04.04.16, 14:11
              Nie spotkalam w literaturze XIX-wiecznej postaci mlecznego rodzenstwa, szczerze mowiac. Wczesniej owszem, na dworach krolewskich /magnackich, gdzie z reguly mleczna siostra czy brat glownej bohaterki staje sie zaufana sluzaca/oddanym lokajem (Dumas, Laclos)
              Ale Malaszka, w bogatym hrabiowskim dworze jest jednoczesnie mamka i nianka, dwa w jednym. I wszystkie inne tez sluza nie tylko do karmienia, ale do calodobowej opieki nad dzieckiem. Naprawde w literaturze, nawet/zwlaszcza pamietnikarskiej nie zetknelam sie ze wzmianka o mamce z wlasnym dzieckiem. Jesliscie, kumo, czytali co takiego, to poprosimy o przyklady
            • jadwiga1350 Re: wątek Magdy, służącej organistów... 27.01.21, 23:03
              matylda1001 napisała:

              > Skąd w takim razie "mleczne rodzeństwo"?

              I wątek zamiany dzieci w kołysce przez podłą mamkę? Więc niekoniecznie mamki musiały oddawać swoje dzieci fabrykantkom aniołków. Pewnie część mamek miała je przy sobie i nadal karmiła. Część dzieci mogła umrzeć z przyczyn naturalnych, kiedyś to było coś powszedniego. Było różnie.

              A francuski zwyczaj oddawania dzieci do mamki? Toż rodzice maleństw nie ingerowali w to co mamka robi we własnym domu i kogo jeszcze karmi.
              • pi.asia Re: wątek Magdy, służącej organistów... 28.01.21, 12:40
                jadwiga1350 napisała:

                > A francuski zwyczaj oddawania dzieci do mamki? Toż rodzice maleństw nie ingero
                > wali w to co mamka robi we własnym domu i kogo jeszcze karmi.

                Patrick Suskind "Pachnidlo" :
                W tym czasie dziecko juz po raz trzeci zmieniło mamkę. Zanadto jest żarty, powiadały, ssie za dwoje, zabiera mleko innym, a tym samym mamki pozbawia środków utrzymania, ponieważ przy jednym tylko osesku karmienie nie może się opłacać

                Czyli mamka oprócz własnego dziecka, karmi też co najmniej dwoje innych! Te maluchy musiały być ciągle głodne...
        • pi.asia Re: wątek Magdy, służącej organistów... 28.01.21, 12:46
          tt-tka napisała:

          > - u Kossak-Szczuckiej w "Dziedzictwie" matka radzi ciezarnej Zofii, by zawczas
          > u rozejrzala sie za zdrowa kobieta w odpowiednim stanie, bo "mozna zostac oszuk
          > anym przez chytra babe, ktora swoje juz odkarmila i stare mleko podaje za nowe"
          >

          I może dlatego tak mało jest w literaturze mamek z własnymi dziećmi, bo większość to właśnie "chytre baby", które najmują się na mamkę po odkarmieniu swojego dziecka? Szukając posady mamki nadal "dają cyca" swojemu małemu, żeby laktacja nie ustała, a po znalezieniu tej posady bez obaw zostawiają dzieciaka, bo jest już spory i bez matczynego mleka też przeżyje.
          • pi.asia Re: wątek Magdy, służącej organistów... 29.01.21, 14:36
            A pamiętacie "I nie było już nikogo" Agaty Christie?
            Sędzia Wargrave wydaje tam wyrok na pannę Brent za to, że wydaliła ze służby ciężarną Beatrice, która - nie mając środków do życia - popełniła samobójstwo.
            Nawet Vera Claythorne, mająca na sumieniu znacznie gorszą zbrodnię, jest wstrząśnięta czynem panny Brent.
    • tt-tka Re: wątek Magdy, służącej organistów... 04.04.16, 15:56
      Jeszcze u Prusa, przypomnialo mi sie, w "Klopotach babuni" babunia opowiada obszernie, jak to najela wnukowi mamke, "corke kaprala Szczypajly i Praksedy markietanki, pamietasz ja, pulkowniku". "Phi, baba jak tur" odpowiada pulkownik. Babunia ciagnie "karmilam ja, skarz mnie Bog, lepiej niz wlasna corke, ryz, mieso, wino...a jak zaczal ssac (wnuk), to zasuszyl babe do pol roku, szczapa z niej zostala". Wnuk, jeden, znowu ani slowa, ze mamka karmila tez swoje.

      Wzmianki o sluzacej z wlasnym nieslubnym dzieckiem przy sobie trafiaja sie. U Gojawiczynskiej w "Maryjce", ale to juz pozniejsze lata, miedzywojenne. Maryjka szuka poslug we wlasnej osadzie na Slasku i ciagle slyszy "nie mam nic dla cie", w koncu dociera do niej, ze tu jej zamrzec spokojnie dadza, wiecej nic i rusza do Sosnowca. I tam "po raz pierwszy doznaje litosci ludzkiej, gdy zaszmelcowana kupcowa podsuwa jej, nim sie wziela do roboty, kubek mleka ze slowami - macie tu, posilcie sie. Czy to ja wlasnych dzieci nie mam, czy ja nie rozumiem ? Matka, co ma takie male dziecko, to una nie zginie. Una zginac nie moze". Bogutowa w "Granicy", Romanowa u Orzeszkowej ... ale zadna z nich nie jest mamka. Kucharka lub sluzaca do wszystkiego.
      • bupu Re: wątek Magdy, służącej organistów... 04.04.16, 18:00
        tt-tka napisała:

        > Jeszcze u Prusa, przypomnialo mi sie, w "Klopotach babuni" babunia opowiada obs
        > zernie, jak to najela wnukowi mamke, "corke kaprala Szczypajly i Praksedy marki
        > etanki, pamietasz ja, pulkowniku". "Phi, baba jak tur" odpowiada pulkownik. Bab
        > unia ciagnie "karmilam ja, skarz mnie Bog, lepiej niz wlasna corke, ryz, mieso,
        > wino...a jak zaczal ssac (wnuk), to zasuszyl babe do pol roku, szczapa z niej
        > zostala". Wnuk, jeden, znowu ani slowa, ze mamka karmila tez swoje.

        Bo przeważnie nie karmiła. O fabrykantkach aniołków żeśta kumy słyszały? Poczytajcie, ino że nie na noc, bo się wam będą straszne rzeczy śniły. Te fabrykantki częstokroć oficjalnie rajeniem mamek się zatrudniały, a dzieciaki tych mamek, że to jaśnie państwo krzywo patrzyło na karmienie innego dziecka równocześnie z ich, zostawały u fabrykantek. I z reguły umierały, z głodu, chorób, złego traktowania, albo i wręcz były przez one fabrykantki mordowane. Tak to się strasznie działo.
        • tt-tka Re: wątek Magdy, służącej organistów... 04.04.16, 19:02
          bupu napisała:

          > Bo przeważnie nie karmiła. O fabrykantkach aniołków żeśta kumy słyszały? Poczyt
          > ajcie, ino że nie na noc, bo się wam będą straszne rzeczy śniły. Te fabrykantki
          > częstokroć oficjalnie rajeniem mamek się zatrudniały, a dzieciaki tych mamek,
          > że to jaśnie państwo krzywo patrzyło na karmienie innego dziecka równocześnie
          > z ich, zostawały u fabrykantek. I z reguły umierały, z głodu, chorób, złego tra
          > ktowania, albo i wręcz były przez one fabrykantki mordowane. Tak to się straszn
          > ie działo.

          Slyszalak, Kumo, a i czytac sie zdarzylo... Nie szukajac daleko, "Kaska kariatyda" - jest okropna scena, gdy ona trafia do takiej fabrykantki i widzi tam, tudziez slyszy opowiesci o tych dzieciach... Jedno, tez zreszta zamorzone, ma wyjatkowe szczescie, bo jego matka jest nauczycielka i gros swojej placy przeznacza na dziecko, wiec male wyladowalo gdzies "na wychow", ale przynajmniej zyje i od czasu do czasu (przed przyjsciem matki) jest karmione. O innych szkoda gadac...

Nie pamiętasz hasła

lub ?

 

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się

Nakarm Pajacyka