Dodaj do ulubionych

Dla Poraja55 i inksych tyz

12.11.09, 21:36
Kto poznaje?
https://fotoforum.gazeta.pl/photo/7/dh/ra/wrav/l4nvNb1MzrQyb0NY4B.jpg
Obserwuj wątek
    • poraj55 Re: Dla Poraja55 i inksych tyz 13.11.09, 07:19
      Poraj na Zamoyskiego. Byłem tam ze trzy razy. Niby tak samo, ale to już nie to
      co stary Poraj. Nie te rydze, nie to winko, nie to miejsce.
    • dunajec1 Re: Dla Poraja55 i inksych tyz 13.11.09, 15:36
      Fces powiedziec ze ta izba to goralsko??????? Te skole(kamien)i
      cegla??
      Nie uwierzym.
      • poraj55 Re: Dla Poraja55 i inksych tyz 14.11.09, 00:32
        Raczej cepersko-zakopiańska, ale przecież prawdziwy Poraj też góralski nie
        jesthttps://zakopane.z-ne.pl/images/Zak_Krupowki_50_Willa_Poraj_AR_05098018-_1.jpg.
    • morfeusz_1 Re: Dla Poraja55 i inksych tyz 15.11.09, 18:56

      Nie będę się wogóle wypowiadał w tym wątku,inksy to mozes być
      ty,znalazł sie...
      Pochwalony jesce nie powiedzioł a juz w gumofilcach sie tu nam
      pakuje i bratać sie kce z syćkimi,eh..kutlury za grosz ni ma winc ni
      ma o cym gadać
      • tojajurek Re: Dla Poraja55 i inksych tyz 15.11.09, 19:07
        morfeusz_1 napisał:

        >
        > Nie będę się wogóle wypowiadał w tym wątku,inksy to mozes być
        > ty,znalazł sie...
        > Pochwalony jesce nie powiedzioł a juz w gumofilcach sie tu nam
        > pakuje i bratać sie kce z syćkimi,eh..kutlury za grosz ni ma winc
        ni
        > ma o cym gadać

        Krucafuks, cosik mi sie widzi, Morfuś, co w kufe fces?
        A łogólnie, to Pokfalony syćkim.
        :D
        • poraj55 Re: Dla Poraja55 i inksych tyz 15.11.09, 19:48
          No dobra Panowie, pogadaliście sobie o gumofilcach i kufach, a teraz ja poproszę
          o nagrodę za rozwiązanie fotozagadki. Chyba żeś Jurek z gołymi rękami tu nie
          przyszedł, co?
          • tojajurek Re: Dla Poraja55 i inksych tyz 15.11.09, 20:15
            Oczywiście, że - jak rozpoznaliście - zdjęcie jest zrobione w
            Poraju, niestety nowym przy Zamojskiego, ale dobrze i tak, że jest i
            podtrzymuje tradycję. Niewiele już jej zostało, bo od dawna Zakopane
            jest zalewane tandetą i obrzydliwym bylejakim budownictwem.
            Do Poraja na Krupówkach chadzałem przed laty dość często i miałem
            przyjemność poznać pana Olbrychta. Ale nie będę nikogo zamęczał
            wspominkami starych Polaków (ze schroniskiem Polaka włącznie), bo
            czasy, w których mieszkałem w Zakopanem znane są już wyłącznie
            specjalistom od wykopalisk.
            Nawet ostatnio dla innych odbiorców spisałem zabawne wspomnienia ze
            starych Kalatówek. Jakby się ktoś uparł to mogę je tu wkleić.
            A na razie - jak mówią - Ponie Boze prowodź, a diable popychoj.
            • morfeusz_1 Re: Dla Poraja55 i inksych tyz 15.11.09, 21:01

              ale flaski nie ostawił...
              • billy.the.kid Re: Dla Poraja55 i inksych tyz 15.11.09, 21:19
                porajku-jest nagroda. za to że rozwiązałóeś ja se naleją piwo
                którego w zasadzie nie pijam-wzmocnione w połowie nalewką wiśniową.

                spróbowałem- łokrutnie mi zasmakowało.
                • poraj55 Re: Dla Poraja55 i inksych tyz 15.11.09, 21:59
                  No to Billecku, jak to gadają, w ręce nasze i w gardło wasze;))
                  Jurek, wklejaj (jakeś nie polał) co tam masz o starych Krupówkach, chętnie
                  poczytamy (skoro nie popijemy)!
                  • tojajurek Re: Dla Poraja55 i inksych tyz 15.11.09, 22:12
                    Hej! Krupówki mi się śnią z czasów, gdy z Kuźnic aż pod Gubałowkę
                    można było jednym ślizgiem na nartach zjechać.
                    Ale że mam pod ręką świeżo spisane wspomnienie (z morałem) o starych
                    czasach na Kalatówkach - to proszę.

                    W dawnych czasach wyjeżdżaliśmy z Kiciusiem co roku w marcu na
                    Kalatówki, poużywać na wiosennych śniegach i opalić tatrzańskim
                    słońcem blade pyski. Zamawialiśmy zawsze niebieski pokój.
                    Niewtajemniczonym wyjaśniam, że zbudowane przed wojną schronisko na
                    Kalatówkach miało status hotelu górskiego i miało pokoiki
                    dwuosobowe, co było luksusem w owych czasach. Pokoje utrzymane były
                    w dwóch kolorach – różowym i niebieskim. W tych pastelowych barwach
                    były zarówno drzwi, jak też meble i elementy wyposażenia. W tamtych
                    latach nie było też jeszcze zimą w górach takiego tłoku jak później,
                    gdy zmuszeni zostaliśmy do przesuwania naszych wyjazdów co roku na
                    odleglejszy termin, aż do końca kwietnia włącznie.
                    Pewnej zimy wybraliśmy się na Kalatówki z moim przyjacielem i kolegą
                    szkolnym Krzysiem, który wrócił do Polski po dłuższym pobycie w
                    Paryżu, przywożąc świeżo poślubioną francuską żonę Jacqueline oraz –
                    luksus w owych czasach – nowiutkiego Fiata 124. Pojechaliśmy więc
                    wspólnie jego samochodem z nartami, żonami i całym wytwornym
                    wyposażeniem narciarskim. W tamtych latach można było wjechać na
                    Kalatówki samochodem, pod warunkiem oczywiście, że ktoś potrafił
                    tego dokonać na stromej miejscami i ośnieżonej drodze. Krzyś tego
                    naturalnie spróbował i już po chwili utknęliśmy w najstromszym
                    miejscu. Mokry śnieg był nie tylko maksymalnie wyślizgany, ale co
                    gorsza niewiarygodnie usiany końskim łajnem z całej zimy, które pod
                    wpływem słońca radośnie wypłynęło na wierzch. Jacqueline zasiadła za
                    kierownicą, a reszta pchała z pomocą przechodniów, aż wyjechaliśmy
                    na równiejszy teren. Tylko Krzyś był niezbyt szczęśliwy, gdyż – jako
                    człowiek chętnie bujający w obłokach – pchał samochód z tyłu, nie
                    myśląc o tym co się dzieje za pojazdem, którego koła buksują w
                    zwałach końskiego łajna.
                    Po zainstalowaniu się w schronisku odkryliśmy, że w sąsiednim pokoju
                    mieszka nasz wspólny znajomy i starszy kolega szkolny Jacek,
                    ożeniony – żeby było zabawniej – z koleżanką szkolną mojego
                    Kiciusia. Nie można tu pominąć istotnego faktu, że Jacek był synem
                    jednego z najbardziej znanych i najbogatszych cukierników
                    warszawskich. Łatwo to było jednak dostrzec, gdyż w pobliżu zajmował
                    kolejny pokój trzyletni syn Jacka wraz ze specjalną osobistą
                    opiekunką, a stojący przed budynkiem samochód budził respekt nie
                    tylko marką, ale też stale wyjącym autoalarmem, co było wtedy
                    jeszcze rzadkością.
                    Wieczory spędzaliśmy wspólnie na pogwarkach w barze oraz na grze w
                    bilard, aż pewnego dnia Jacek zaproponował dla rozrywki partyjkę
                    pokera. Krzyś nigdy w życiu w pokera nie grał, co było jedną jego
                    licznych osobliwości, ale zaradziliśmy temu tłumacząc zasady i
                    spisując mu na kartce kolejność karcianych układów. Oczywiście
                    istotą gry w pokera jest granie na pieniądze, więc ustaliliśmy dla
                    porządku jakieś groszowe stawki, przyjmując dla ułatwienia – z braku
                    żetonów - ich równowartość w zapałkach. Panie nie grały, a my
                    zabawialiśmy się kartami do późnego wieczora. Skończyło się to
                    zgodnie ze znaną reguła – nowicjusz Krzyś wygrał ze wszystkimi.
                    Kwoty były raczej symboliczne – ja przegrałem około 15 złotych, a
                    Jacek około 35 – razem nic wielkiego. Ja uiściłem wniebowziętemu
                    Krzysiowi swój dług natychmiast, a Jacek wymamrotał, że odda
                    później, bo żona z portmonetką poszła właśnie na górę. I na tym się
                    tego wieczoru rozstaliśmy.
                    Przez następne dwa dni Jacek był absolutnie nieuchwytny, ale na
                    trzeci dzień przypadkiem spotkaliśmy się we trzech na schodach, a ja
                    z delikatną ironia zapytałem jak się mają długi honorowe. Jacek z
                    lekka zsiniał jakby, a potem spytał z wysiłkiem ile tego było? No to
                    wyjaśniłem, że 35 złotych, a on bez słowa wyjął portfel i zapłacił,
                    choć wyraźnie bez entuzjazmu. Gdy następnego dnia spotkaliśmy się
                    przy bilardzie, zapytałem czy może powtórzymy pokerka? Jacek się
                    otrząsnął i oświadczył że dziękuje, ale to dosyć głupia i nudna gra.
                    Pomyślałem wtedy, że zamożni ludzie mają cechy, bez których by się
                    nie wzbogacili, ale niekoniecznie ich za to akurat szanujemy.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się

Nie pamiętasz hasła lub ?

Nakarm Pajacyka