antyka
17.11.09, 10:52
Na poczatku, gdy dowiedzialam sie, ze rodzina zostala zarazona lambliami,
pomyslalam, ze nareszcie mam winowacje.
Wszystko tlumaczylam lambliami - i w wiekszosci przypadkow, rzezywiscie tak bylo.
Potem zaczelam na lewo i prawo opowiadac o pasozytach,
namawiac znajomych do badania kalu w Felixie
i... okazywalo sie, ze u nikogo nie wyszlo.
Zaczelam weryfikowac swoje poglady.
Wczesniej myslalam, ze faktycznie, polowa populacji ma robale, tylko o tym nie
wie.
A juz najbardziej zdziwilam sie, ze mojej mamie nie wyszly w badaniach, mimo,
ze wielokrotnie u nas nocowala, opiekowala sie moja corka, korzystala ze
wspolnej toalety itp.
I doszlam do smutnego wniosku, ze to moja rodzine jednak tak trafilo.
No, ale oczywiscie mam szczescie, bo wytepilam te gowno.
Dzisiaj juz wiem, ze nie wytepilam. One sie przyczaily na ok. pol roku i juz.
Poczekaly sobie, az znow zaczniemy powoli jesc cukier (mam tutaj na mysli
takze biale pieczywo).
I znow kuracja i chemia. Wydawalo sie, ze wybilismy.
A jednak moje dziecko po podaniu raphacholinu znow ma wysypki na rekach,
objawy alergiczne na twarzy.
I doszlam do etapu, w ktorym mowie chemii stop.
Przestawiam sie cala rodzina na ziola.
Gada trzeba tluc systematycznie, kompleksowo.
Zamierzam robic ziolowe nalewki, podawac balsam kapucynski, tran, olej z
pestek dyni. Ziola bede zmieniac, bede robic przerwy,
bede podawac surowy sok z marchwii, pestki dyni, az sie bydlaki wyniosa daleko.
Dodam jeszcze, ze moja mama od lat wcina rozne nalewki - od ziol szewdzkich po
aloes, nalewki z rzepy, z czosnku
i robale sie jej nie tykaja...
Kiedys sie z tego smialam, a teraz sobie mysle, ze miala racje.
Do ziol najbardziej przekonuja dwie rzeczy
- ziola mozna stosowac bardzo dlugo, chemii nie, bo niszczy organizm i robale
sie na nia uodparniaja,
- w kazdej szerokosci geograficznej natura obdarzyla nas ziolami, ktore
odstraszaja wystepujace w okolicy pasozyty.
Natura stworzyla robale, wiec musi mi pomoc je wytepic.
Z lambliowym pozdrowieniem