3nd
27.05.21, 11:05
Nie jestem pisarzem wiec kopiuje bardzo celny artykul .
Bardzo interesujący artykuł
Tekst jest porażający. Zawiera jak w pigułce wszystko to, co chciałoby się wykrzyczeć. Prawdę i rozpacz, bezsilność i poczucie ogromnej niesprawiedliwości, brak zrozumienia. Prosto, z serca i przystępnie opisany konflikt bliskowschodni.
"Można śmiało powiedzieć, że gdyby nie Żydzi, nie byłoby problemu palestyńskiego, ani Palestyńczyków, ani Palestyny. Piachy, kamienie i bagna zostałyby rozszarpane przez Egipt, Syrię (która połknęłaby Liban) oraz Irak (który połknąłby Jordanię), i nikt by się tym nie przejmował, włącznie z Arabami z Zachodniego Brzegu i Gazy, którzy byliby – jak przed Mandatem Brytyjskim – Syryjczykami, Egipcjanami, Beduinami. Zamiast zabijać Żydów zabijaliby – z dużo większym powodzeniem – jedni drugich. Zamiast sporadycznych, nerwowych ataków i odwetów media miałyby regularne, nieskrępowane rzezie ludności cywilnej, jak w Algierii (gdzie co miesiąc ginie tysiąc osób), Sudanie (gdzie ginie 100 tysięcy rocznie) czy w Kurdystanie, Kaszmirze i Afganistanie (przed amerykańską interwencją). Otwarte wojny wybuchałyby nie co dziesięć lat, tylko co rok, w coraz to innej konfiguracji, a cena nafty szybowałaby na wysokości płomieni z pól naftowych. Tak, tak, Izrael w nieustającym konflikcie z Arabami jest jedynym skutecznym moderatorem i stabilizatorem na tym dzikim, zapalnym zadupiu, jedyną gaśnicą. O czym dobrze wie Ameryka, kiedy opowiada się po jego stronie.
Nieprawda, że chodzi o „okupację” i granice sprzed 1967. Już w marcu 1920 w osiedlu Tel Chaj (przy granicy libańskiej) zginęło 8 Żydów; w maju 1921 w Jaffie i Petach-Tikwie 47, a 146 zostało rannych; w sierpniu 1929 w Jerozolimie, Hebronie i Safedzie 133, a 339 zostało rannych, w kwietniu 1936 zginęło 18 w Jaffie, a w ciągu następnych sześciu miesięcy 80 w innych częściach kraju. Zabijano ludzi na ulicach i drogach jak dziś, tylko na ówczesną skalę. Rabowano żydowskie mieszkania, warsztaty i sklepy, burzono synagogi i palono zwoje Tory jak w Europie.
W Palestynie Żydzi nie byli jednak tak bezbronni jak w Europie, więc Arabowie płacili za to cenę, którą dziś by nazwano „proporcjonalną”: w maju 1921 zginęło 48, a 73 zostało rannych; w sierpniu 1929 zginęło 116, a 232 zostało rannych, choć głównie z rąk brytyjskiej policji (chiefly from police action), jak podkreśliła brytyjska Commission of Inquiry. Do stłumienia pierwszej arabskiej intifady (tak to wówczas nazwano) w latach 1936–1939 Brytyjczycy użyli wojska, tankietek i samolotów. Kolejne komisje jednoznacznie orzekały, że podstawową przyczyną (fundamental cause) zajść była animozja rasowa Arabów (racial animosity on the part of the Arabs) i że to oni byli napastnikami (the racial strife was begun by Arabs).
Po podziale Palestyny, którego Arabowie nie uznali, i krwawej wojnie 1948, którą wywołali, większość ułamka Palestyny przeznaczonego na jeszcze jedno państwo arabskie znalazła się po stronie Egiptu i Jordanii, której dodatkowo udało się zagarnąć starą część Jerozolimy, przewidzianej przez ONZ jako miasto międzynarodowe. Przez długie, kręte granice, skąd blisko było do niemal każdego żydowskiego domu, przenikali zabójcy zwani z tego powodu infiltrantami i samobójcy zwani już wtedy fedainami. Z wysokości Golanu syryjskie armaty i czołgi strzelały do rybaków na Jeziorze Galilejskim i rolników na polach. Nieustannie ginęli izraelscy żołnierze na granicach i mieszkańcy przygranicznych osiedli. Rolnicy pracowali na polach w nocy, z bronią. Bez uzbrojonej eskorty nie można było pojechać do Ejlatu, a nawet nad Morze Martwe. Na starą Jerozolimę patrzyło się z dachów, ukradkiem, bo po tamtej stronie czekali na okazję dobrze wyćwiczeni przez Brytyjczyków strzelcy Legionu Arabskiego. Izraelscy komandosi i ochotnicy z pogranicznych kibuców wypadali na terytorium wroga i niszczyli bazy terrorystów. W latach 1951–1956 było trzy tysiące napadów terrorystycznych i starć. Zginęło w nich 400 Izraelczyków, a 900 odniosło rany. Prasa zamieszczała tylko drobne notatki, telewizji jeszcze nie było. Niedawno zapytano przywódcę największej organizacji terrorystycznej, czy się zgodzi na pokój, kiedy Izrael wycofa się za granice sprzed 1967. „O tym porozmawiamy później”, odpowiedział.
Sporo się jednak zmieniło od czasu Mandatu Brytyjskiego. Arabowie nie są już rasistami. Nawet kiedy otwarcie nawołują do zabijania Żydów. Nie Izraelczyków, nie „syjonistów” – wszystkich. Nie tylko w Izraelu czy Palestynie – wszędzie. Natomiast rasizmem stało się wszystko, co robią Żydzi. Nawet mur, którym chcą się zasłonić przed barbarzyńcami jak ongiś Chińczycy. W 30 lat po Holokauście narody zjednoczone pod przewodnictwem byłego hitlerowca nazwały rasizmem żydowski ruch narodowowyzwoleńczy, pierwszy od upadku Betaru. W 50 lat po Holokauście światowa konferencja przeciwko rasizmowi okazała się światową hecą przeciwko Żydom. I raz jeszcze się okazało, kim i czym jest większość na tym świecie. Izrael stał się brzydkim słowem, jak dawniej Żyd. Jedyna oaza demokracji i cywilizacji, jaka jest i jakiej w ogóle się można spodziewać na arabskiej pustyni. Wysepka na morzu nienawiści, gdzie pół miliona ofiar rasizmu uniknęło największego w dziejach mordu rasistowskiego, gdzie schroniła się większość ocalałych i gdzie wciąż uchodźcy znajdują schronienie od antysemitów. Azyl, dzięki któremu mamy jeszcze odwagę być Żydami. Najlepsze, co nam się zdarzyło w ciągu ostatnich dwóch tysięcy lat. Cud, który naprawdę się zdarzył. Holokaust wykazał, że Tora nie jest wystarczającą osłoną, ale jak długo może bronić się świecka twierdza? Przed barbarzyńcami nienawidzącymi przykazań i świadków, którzy tyle razy widzieli ich na gorącym uczynku. Przed pogromem, który się nigdy nie kończy. Przed mediami, które są groźniejsze od ambon.
(...) Arabskie ofiary należą do głównych wiadomości, a żydowskie do dalszych, jeśli nie żadnych. O arabskich się donosi od razu, a z żydowskimi się czeka na reakcję Izraela, ażeby pokazać nowe arabskie ofiary, a wspominając o krwawych skutkach wcześniejszego arabskiego ataku, stwierdzić, że reakcja była „nieproporcjonalna”.
Można dojść do przekonania, że bez izraelskich kontrakcji o zabitych Żydach wcale by nie donoszono – jak podczas Holokaustu. Izraelczycy powinni używać proc, noży, butelek z benzyną i osobistych ładunków wybuchowych i za każdego Izraelczyka powinien zginąć tylko jeden Arab, aż do ostatniego Żyda w Palestynie, i w ten sposób problem zostanie rozwiązany. Jeszcze od nikogo w historii nie wymagano „proporcjonalnych” strat. Nawet od Amerykanów w Zatoce Perskiej, na Bałkanach i Afganistanie, choć też nie są ulubieńcami mediów. A już w ogóle niczego się nie wymaga od Arabów. Nawet kiedy radośnie mordują przechodniów na ulicach, biesiadników przy świątecznych stołach, studentów w kafeteriach, a schwytanych Izraelczyków żywcem rozszarpują.
CZESC PIERWSZA
CD NASTAPI