podworkowy
30.12.12, 21:17
W wielu wątkach pojawia się narzekanie na wrednych i miernych profesorów utrudniających karierę uzdolnionej młodzieży. Chciałem się zapytać, czy Państwa osobiste doświadczenie potwierdza taki ogląd polskiego środowiska naukowego. Nie chodzi mi jednak o "urban legends", ale o historie albo dotyczące osobiście Państwa albo ludzi, których osobiście dobrze znacie i wiecie, że mówią prawdę - innymi słowy o wiedzę z pierwszej ręki. Czy rzeczywiście znacie przypadki uwalania doktorantów i habilitantów wychodzących spod ręki nielubianego promotora? Czy rzeczywiście znacie przypadki utrudniania publikacji czy zdobywania grantów? Czy rzeczywiście znacie przypadki szefów z piekła rodem?
Post nie jest prowokacją:) W ciągu mojej przygody z nauką, trwającej kilkanaście lat, od doktoranta do podwórkowego, znany jest mi tylko jeden taki przypadek (negatywna recenzja habilitacji z idiotycznymi argumentami, motywowana ewidentnie osobistą niechęcią). I tak się zastanawiam, czy to ja miałem szczęście, czy prawnicy znowu są wyjątkowi (u nas większość samodzielnych zarabia forsę gdzie indziej, więc może i motywacja do wyżywania się jest mniejsza...), czy może te częste narzekania są przejawem myślenia spiskowego?
P.S. Podkreślam, że nie pytam o jakość refleksji naukowej uprawianej przez profesurę, jeno o charakter mistrzów/gerontów/pierdzieli (niepotrzebne-wg. preferencji-skreślić) i ich stosunek do młodzieży.