piotrek786
03.01.21, 23:23
Pozwoliłem sobie niejako przedłużyć ten wątek o polityce naukowej Państwa.
Nie jestem jakimś wybitnym naukowcem, ot za wcześnie pokazałem, że szybko liczę i potrafię coś w praktyce wykonać (jak to absolwent technikum starej daty o specjalności Aparatura Kontrolno Pomiarowa i Automatyka;)) i wpadłem w taki wir wiecznego robienia czegoś dla kogoś – symulacji numerycznych, nowych modeli matematycznych procesów, stanowisk badawczych a potem nowych urządzeń i instalacji. Ale dzięki temu obecnie biorę udział w kompletnych, kompleksowych realizacjach instalacji przemysłowych – a przez kontakty naukowe i naukowych prototypów.
Właściwie nie powinienem już udzielać się na forum naukowym, bo już od nauki odszedłem. Aczkolwiek aparat naukowy, modele numeryczne urządzeń, metody optymalizacji, analizy i statystyki oraz analizy przepływów, czy reakcji chemicznych stosuję na poziomie naukowym. Zwykle, to, co policzę „na szybko” w celu zoptymalizowania urządzenia, czy części większej instalacji partnerzy naukowi realizują nie w kilka dni, ale w pół roku w wieloosobowych zespołach. A jako inżynier potrafię jeszcze sobie to urządzenie czy instalację w CADzie czy w programie 3D narysować, armaturę dobrać i sterownik zaprogramować. Dlatego mam doświadczenie z obu placów boju, materiał na kilka habilitacji skopiowano z moich sprawozdań i badań. Jako współautor kilku patentów mogę powiedzieć, ze jakieś pojęcie mam.
Oto tu na początek , żeby nie było, ze nie wiem, o czym piszę - typowy życiorys gościa z ADHD, który nudzi się szybko tematem, jak już dojdzie do rozwiązania i który pracuje po 18 h/dobę.
Udzielam się w tym wątku, bo jestem swoimi doświadczeniami przerażony. Przerażony tym, jak trwonione są państwowe pieniądze, jak Państwo jest oszukiwane, jaka jest skala nierzetelności i niesłowności pracowników naukowych. Jestem przerażony jak różne są grupy interesów. Jak nawet w jednym Zakładzie Badawczym tego samego instytutu potrafią być w 2 pokojach zupełnie sprzeczne grupy interesów. Jak często wyniki lat pracy naukowców, którzy do czegoś doszli są wyrzucane na śmietnik i wyrywane z korzeniami tylko dlatego, bo ktoś był rzetelny, bo nie dopuszczał do przekrętów albo, dlatego, bo młoda kadra chce zaorać stare i buduje nowe, często od zera.
We wcześniejszym wątku użyty został argument o naukowcach i nauce w Polsce w okresie miedzy wojennym i po II WŚ. Moim zdaniem powody różnic pomiędzy tamtymi czasami i dzisiaj to :
1. Znaczna anonimowość (dzisiaj),
2. Niska etyka zawodu.
3. Wszechobecne kłamstwo.
4. Przerost kadr profesorskich.
5. Przerost kadr urzędniczych.
6. Patologie są dla większości pracowników nauki nie naroślą na zdrowym organizmie, ale jego częścią.
7. Punktoza i grantoza (trywialne).
8. Prawo Zamówień Publicznych.
W niemal każdym projekcie z którym miałem do czynienia partner naukowy czy zleceniodawca nie miał zielonego pojęcia na temat metod, sposobu realizacji, strony analitycznej czy optymalizacji (piszę celowo o tym , co dotyczy naukowej części realizacji). Dostęp do wiedzy, jaki daje internet spowodował, że wielu badaczy potrafi napisać wniosek o finansowanie na poziomie abstrakcji, który przeciętny recenzent traktuje, jako wystarczający do udowodnienia, ze dany badacz ma odpowiednią wiedzę, żeby się danym tematem zajmować.
Niestety w praktyce poza grafomanią badacz nie jest w stanie uczestniczyć w toku realizacji, optymalizacji czy symulacji nowego urządzenia. Zwykle jakiś anonimowy doradca pisał rękami autorów widmo wnioski, budował się zespół i partnerzy naukowi przede wszystkim naginali swoje możliwości do realizacji badań. Zawsze były to badania realizowane rękami doktorantów lub doktorów, którzy dopiero zaczynali się danym tematem zajmować. Paradoksalne kilka razy już jako ten wykonawca – inżynier w odróżnieniu od oficjalnych – naukowych realizatorów miałem gruntowne przygotowanie naukowe i wiem, że jako badacz nie dostałbym grantu.
Ale – żeby nie tylko narzekać - jakieś określenie celów – poniżej
Nie wierzę, ze pracownicy ministerstwa nie analizują realnych efektów finansowania badań w Polsce. Oczywiście dotyczy to nauk technicznych. Przecież nawet prostymi metodami brzegowymi widać, ze to są synekury, które nie wytwarzają żadnej wartości dodanej. Zwykle duże państwowe koncerny, lub korporacje z siedzibami w Polsce realizują swoje potrzeby inwestycyjne i inwestują w urządzenia, które są i tak sprowadzane z zagranicy z tą różnicą, że koszt jest np. 2 krotnie większy. Nie wierzę w to, że urzędnicy tego nie widzą i, że Państwo ma zamiar nadal w to inwestować. Jeżeli nawet to było wcześniej działanie na pokaz i pudrowanie trupa to obecnie krucho z budżetem i jakieś działania optymalizacyjne i efektywnościowe powinny być prowadzone.
Mało tego, przy obecnych środkach wystarczyłoby wzmocnić kontrolę wydawanych środków i nagle okazałoby się, że rzetelny pracownik nauki ma dostęp do finasowania, bo wtedy obecnie funkcjonujący wieniec wzajemnej adoracji się rozpadnie i coś tam na dół skapnie.
Dlatego moim zdaniem wystarczy wdrożyć prosty i klarowny system szacowania kosztów realizacji wdrożenia danej technologii i rozliczać wykonawców grantów z efektów nakierowanych na konkretne osiągnięcia. Konkretnym osiągnięciem nie jest przegląd literatury, czy skopiowana instalacja, która została już przetestowana w podobnych warunkach na „zachodzie”. Konkretnym osiągnięciem nie może być zlecenie całości realizacji instalacji do podwykonawcy.
Włączanie w gremia nadzorcze instytucji naukowych ludzi z tzw. przemysłu w założeniu miało jakiś sens, ale nie mogą to być wieloletni prezesi firm. Wiedzę adekwatną w danej dziedzinie ma dyrektor techniczny czy inżynier ruchu zakładu a nie prezes. W moim własnym doświadczeniu były prezes dużej państwowej firmy jest zatrudniony w kilku instytucjach naukowych. Prace naukowe piszą mu sekretarki a jego rola w praktyce sprowadziła się do zniszczenia kilku jednostek naukowych – realizował własne polityczne interesiki.
Profesor powinien mieć prawo i obowiązek do zatrudnienia ludzi i wytworzenia własnej szkoły naukowej. Prosty system powinien oceniać profesora z jego wyników. A profesor powinien oceniać pracowników merytorycznych. Brak wyników powinien skutkować zmniejszeniem finasowania. Słaby profesor nie będzie miał środków na prowadzenie szkoły naukowej / jednostki naukowej. W chwili objęcia posady zarządzającej profesor z automatu powinien być menagerem nauki i sprawować pieczę nad badaczami. Taki profesor nie może być głównym autorem publikacji, bo te publikacje siłą rzeczy nie powinny być pisane przez niego (już swoje w tym zakresie pokazał). Taki schemat IMHO spowoduje, że cenne staną się prace dla przemysłu i z przemysłem.
Jednostki naukowe, w których zatrudnionych jest 500 osób z czego 90 to osoby z tytułem naukowym powinny zostać poważnie zredukowane. Bo to są właśnie miejsca synekur.
Jeszcze raz zwrócę uwagę na konieczność weryfikacji tego na co idą państwowe środki. JA np na swoje oczy widziałem 8 "innowacyjnych" instalacji pirolizy opon. Wiem, że wciąż budowane są nowe. Każdy z grantobiorców uważa, ze jego są superduper nowoczesne. W praktyce tam są graty importowane z zagranicy a naszemu urzędnikowi wmawia się, ze to jest krajowa innowacja.