maja_musia
09.10.11, 14:46
Jestem mamą 7 letniej córki i 17 miesięcznego synka. Mieszkam z moją Mamą na jednym podwórku, dom obok domu. Po urodzeniu córki Mama mi pomagała. Gdy Maja miała 2 lata i nadarzyła się okazja, bym poszła do pracy Mama zaproponowała że zajmie się Mają. I tak było przez rok, aż Maja poszła do przedszkola. Potem Mama pomagała nam odbierając ją z przedszkola i opiekując się nią do czasu naszego powrotu z pracy. Za opiekę nad dzieckiem dawałam Mamie co miesiąc znaczną kwotę (połowę mojej pensji). Po dwóch latach tej pomocy moja siostra zaczęła mi opowiadać że Mama skarży się jej na to że musi się zajmować naszą córką. Podjęliśmy z mężem decyzję, że od tej pory sami sobie będziemy radzić i tak też się stało. Powiedziałam Mamie, że będziemy sami odbierać Maję z przedszkola i w związku z tym również nie będę jej dawać pieniędzy (wszystko odbyło się kulturalnie). Po jakimś czasie zaczęliśmy z mężem myśleć o drugim dziecku. Mama odradzała nam ten krok (nie mam pojęcia dlaczego). W końcu urodził nam się synek. Liczyłam (błędnie), że tak jak w przypadku córki Mama pomoże mi, gdy będę chciała wrócić do pracy. W międzyczasie różne nieszczęśliwe zdarzenia spowodowały, że znacznie uległ zmniejszeniu nasz dochód i mój powrót do pracy byłby bardzo wskazany. Niestety, Mama powiedziała że nie zajmie się synkiem, że nie ma czasu, że ma Babcię pod opieką. Mama jest rencistką (odkąd pamiętam), obecnie nastawiona jest na siebie (chodzi na gimnastykę, basen, jeździ na rowerze, uprawia nordic walking i....ciągle jest zajęta sprzątaniem, gotowaniem itp. Babcię owszem ma pod opieką, ale Babcia jest w bardzo dobrej formie, chodząca i sprawna. Gdy Mama opiekowała się Mają, też miała Babcię pod opieką. Wnukowi nie poświęca wcale czasu, chyba że muszę wyjść do sklepu czy na pocztę i ją poproszę, to owszem posiedzi. Nigdy sama nie zaproponowała, że weźmie go na spacer, albo do siebie, żebym mogła np. posprzątać czy ugotować. Nasza sytuacja finansowa jest na tyle kiepska, że musimy z mężem planować czy w tym miesiącu kupić buty córce czy synowi czy pójść do okulisty czy do dentysty. praktycznie nie stacza nam do pierwszego i wciąż pożyczamy. Mama wie o tym (celowo jej opowiadam), ale nie zmienia to jej postawy. Ostatnio Tata mi się skarżył że im też ciężko ( Tata pracuje dorywczo i raz ma pracę raz nie). Powiedziałam mu że gdybym mogła wrócić do pracy, a Mama zajęła się moim synkiem, to bym im połowę pensji oddała, ale poprosiłam żeby nie mówił Mamie, bo ja już chyba tego nie chcę. Jeśli ona nie chce mi pomóc, to nie mogę naciskać, bo byłoby to niekorzystne dla mojego dziecka. Tylko jestem strasznie rozgoryczona, rozżalona całą tą sytuacją. Uważałam że zawsze mogę na nią liczyć, że pomoże. Tak bardzo się rozczarowałam, że unikam kontaktów (co jest trudne mieszkając obok siebie). Czuję, że ta sytuacja zepsuła nasze wzajemne relacje. Czasem chciałabym jej wszystko wygarnąć co mi leży na sercu, ale nie chcę się kłócić. Rozmawiamy o tym z mężem i się wzajemnie nakręcamy przeciw niej, jak tak nagadamy się to przynosi ulgę. Szkoda mi że osoba na pomoc której wydawałoby się najbardziej mogę liczyć, wystawiła mnie w potrzebie, chociaż 1000 razy mówiła mi jak jej było ciężko wychowywać samej (Tata daleko pracował) mnie i siostrę.
Cóż synek zacznie chodzić do przedszkola za rok, wtedy pójdę do pracy. A tymczasem mąż stara się znaleźć drugi etat. A relacje z Mamą już nie wrócą do normy, nie mogę jej wybaczyć, choć może niesłusznie.