igge
01.04.13, 16:48
jeszcze święta, a już dziś zaliczyłam kłótnię z małżem i kłótnię telefoniczną z mamą (rozmowa z mamą miała mi poprawić nastrój po kłótni z mężem :)) Potem, przy obiedzie kochany synek przytomnie mi przypomniał, że jeszcze mogę sobie pogadać na forum :) więc czemu nie ? Mam nadzieję, że się już dziś z nikim nie pokłócę (na forum). Powodem kłótni z mężem było moje uporczywe żebranie u dziecka o drugi kawalek czekolady, ale to nieistotne. Do rzeczy: małż stwierdził dzisiaj że jest zmęczony 20letnim malżeństwem ze mną. Nie ma już siły, cierpliwość mu się wyczerpala (choć przyznał, że mogłam mieć nadzieję, że starczy jeszcze na kolejne 30 lat.) Zdarza mu się nakrzyczeć na mnie, a nawet dwa dni temu użył słowa " spieprzaj"(twierdzi, że raz na 24 lata może tak powiedzieć choć nie powinien i że ja podobno bywałam, delikatnie mówiąc, niemiła dla niego przez te 24lata, czego ja nie pamiętam bo mam wybiórczą pamięć a on zawsze był dla mnie milutki). Co ważne, powiedział też, żebym się zdecydowala czy jestem jego trzecim dzieckiem czy partnerką. On wolałby oczywiście partnerkę, która nie oczekuje, że każdym drobiazgiem i koniecznym telefonem itp będzie się zajmował on. I jak wyjścia z domu to też z nim. że on nie chce być służącym i kierowcą. Rzeczywiście przez te 24 lata był dla mnie jak ojciec i matka razem wzięci, bardzo kochający,ekstremalnie czuły i cierpliwy i tego mi teraz trochę brakuje, a on mówi, że mam wzorzec relacji nieobecnego ojca, za ktorym zawsze strasznie tęskniłam i superprzedsiębiorczego bogatego wujka i z tych dwóch wzorów męskich stworzyłam jakąś hybrydę, którą oczekuję, że on się stanie, a on już pada na pysk ze zmęczenia (od listopada nie ma pracy i siedzi w domu ze mną, w maju zacznie wyjeżdżać i nie będzie go wcale jakieś pół roku, będzie pracował).
Mam uznać, że 1kostka czekolady od córki i dwie od syna to wystarczy, on zjadł dwie od córki i 1 od syna i że tak jest sprawiedliwie, resztę czekolady dzieci zostawiają dla siebie i dosyć tego mojego skomlenia o jeszcze jedną od córki.
Jak ja mam zmienić się diametralnie po 24latach razem ? Próbuję, pracuję wytrwale nad sobą, staram się dawać mu "przestrzeń", w sumie też padam na pysk ze zmęczenia choć chyba zmęczenia stresem nie pracą, bo on rzeczywiście dużo rzeczy w domu robi dla mnie i dla dzieci. czy to jest w ogole możliwe zmienić się i nie umrzeć ze zmęczenia psychicznego i fizycznego w takim wieku (jestem po 40), i czy jeśli mam infantylną osobowość i jest mi z nią dobrze to taka zmiana jest możliwa. On mówi, że jeśli zmieniać się i coś robić to DLA SIEBIE NIE DLA NIEGO bo on ma dosyć, że ja ciągle coś robię dla innych. Aha, i nie doceniam tego co mam i wydaje pewnie mi się (wcale mi się tak nie wydaje), że jestem najbiedniejsza na całym świecie(jeśli chodzi o zdrowie, choroby, sprawność, zamożność, wyjazdy wakacyjne, zakup książek, kawiarnie etc)
Dziewczyny, pani Agnieszko, partnerzy wymagających kobiet o ile tacy są na forum: co jest możliwe a co nie jest w tej sytuacji, żebym zrobiła dla swojego nadal ukochanego małża ?????? I czy dam radę?