Dodaj do ulubionych

Rozwód, dzieci, "szkodliwa" terapia

06.11.13, 11:00
Nasze małżeństwo psuje się coraz bardziej. Dwa lata temu zdiagnozowano u mnie depresję, rozpoczęłam terapię, która wciąż trwa. Zaczęłam inaczej patrzeć na siebie, na niego, na nasz związek. Znalazłam pasję. Mąż uważa, że przez terapię staję się coraz bardziej egocentryczna i myślę tylko o sobie. Moje hobby jest dla niego fanaberią, jest niezadowolony z tego, że poświęcam czas czemuś, co jest zupełnie niepraktyczne i niedochodowe. A dochodowe może się stać, ale to wymaga trochę czasu, praktyki, kontaktów i pewnych inwestycji, na które on się nie zgadza. Staram się robić, to co lubię możliwie najniższym kosztem (dzięki czemu wiele się nauczyłam), ale jego denerwują wszelkie wydatki na moje hobby, choćby była to dosłownie głupia taśma klejąca. Wychodzę na zajęcia raz w tygodniu wieczorem, też niedobrze, bo po co mi to i myślę tylko o sobie. Krytykuje mój styl ubierania, moją fryzurę. Twierdzi, że jestem kompletnie nieodpowiedzialna i czuje się jakby miał w domu nastoletnią córkę, a nie żonę. Uczucie dawno wygasło, powiedział mi wprost że mnie nie lubi. Zupełnie nie mam ochoty na seks z kimś, kto jest dla mnie niemiły, dla niego to odrzucenie. Tłumaczenie że trudno czuć pożądanie do kogoś, kto traktuje cię jak wroga odbiera jako "bądź grzeczny to dostaniesz cukierka".
Kiedy się poznaliśmy, byliśmy oboje po studiach, zarabialiśmy podobnie. On szybko zaczął awansować, ja nie - już wtedy cierpiałam na depresję, ale jeszcze o tym nie wiedziałam. Potem pojawiły się dzieci, spędziłam z nimi sporo czasu w domu. Obecnie mąż pracuje na wysokim stanowisku, zarabia duże pieniądze, przy których moja ostatnia pensja wygląda śmiesznie. Kilka miesięcy temu postanowiłam zrezygnować z pracy i zacząć własny biznes, ale... na razie idzie słabo i wygląda na to, że niedługo będę po prostu bezrobotną. Mąż ma pretensje że żyję na jego koszt. Choć pieniądze niby są wspólne, to tak naprawdę on wszystkim rządzi i krzywi się na każdy zakup, którego on nie uważa za potrzebny.
Z jego pracą wiąże się też to, że prawie nie ma go w domu. Wychodzi o 7, wraca po 18. A kiedy jest, to jest zmęczony. To samo w weekendy. Ma pretensje, pyta do czego go w ogóle potrzebuję, a ja rzeczywiście potrzebuję go coraz mniej. Całe dnie bez męża - mam do wyboru czekać i tęsknić, albo zająć się czymś i wybieram to drugie. Dla niego to odrzucenie. Chciałabym, żebyśmy coś robili razem, ale moje propozycje mu się nie podobają, a sam nie potrafi niczego zaproponować.
Mamy dwoje dzieci w wieku przedszkolnym. Mąż ma do nich mało cierpliwości, często podnosi głos, krytykuje, przedrzeźnia, obraża się za rzeczy, które dla mnie są zupełnie normalne u dzieci w tym wieku. Kiedy o tym rozmawiamy, twierdzi że przy mnie nie płaczą, bo na wszystko im pozwalam, a tak poza tym to wcale ich nie wychowuję, tylko utrzymuję przy życiu. To nie jest prawda, wiele razy słyszałam od dzieci, że jestem niedobra, głupia itp., bo czegoś nie chcę dać/kupić/zrobić. Ale ZAWSZE rozmawiamy o tym i ostatecznie z własnej woli przepraszają. Nie uważam, że rodzic ma bezwzględny autorytet, nie każę, tylko tłumaczę, dlaczego trzeba coś zrobić, to też błąd według mojego męża i rozpuszczanie dzieci. To, że czasem potrzebuję chwili dla siebie (mówię wtedy dzieciom: przez chwilę nie chcę z nikim rozmawiać, bo muszę pomyśleć / wysłać maila / wykąpać się), to też przejaw egocentryzmu i tego, że "mam wszystkich w dupie".
Nie mogę tak dłużej żyć. Wczoraj postanowiliśmy się rozstać. Proponowałam terapię, ale mąż nie chce o tym słyszeć, bo to "zrzucanie odpowiedzialności na innych" i w ogóle bez sensu. Jak i moja indywidualna terapia zresztą, która zrobiła ze mnie taką straszną egoistkę i tylko zaszkodziła naszemu związkowi. Chciałabym się rozstać w możliwie bezbolesny sposób, bez orzekania o winie i wywlekania brudów, ale już widzę, że łatwo nie będzie. Mąż chce opieki naprzemiennej, co moim zdaniem jest nieodpowiednie dla dzieci w tym wieku, a poza tym nie wyobrażam sobie, jak przy swoim trybie pracy znajdzie dla nich czas. On z kolei twierdzi, że ja jestem dla nich bardziej starszą siostrą niż matką, jestem nieodpowiedzialna, nie mam własnych dochodów, a on nie będzie płacił alimentów, żeby siedziała sobie w domu. Wiem, że dzieci wybrałyby mieszkanie ze mną, nie chcę ich też pozbawiać kontaktu z ojcem i utrudniać mu spotkań.
Nie wiem co robić. Jak wybrnąć z tego bagna.
Obserwuj wątek
    • pade Re: Rozwód, dzieci, "szkodliwa" terapia 06.11.13, 11:38
      Po pierwsze : gratuluję:) zdrowej postawy, zmian wokół siebie, dużo osiągnęłaś.
      Po drugie radzę: zaufaj sobie, uwierz w siebie, swój osąd tak do końca, bez wątpliwości i rób to, co najlepsze dla Ciebie i dla Twoich dzieci.
      Twój mąż jest niedojrzały emocjonalnie, po prostu. Ty mu tego nie wytłumaczysz, on sam nie zrozumie...pozostaje Ci postawienie granic.
      Jesteś na dobrej drodze, masz wsparcie, poradzisz sobie. Trzymaj się mocno!:)
    • differentview Re: Rozwód, dzieci, "szkodliwa" terapia 06.11.13, 12:16
      zaczelabym nie od rozwodu tylko od znalezienia pracy- w innej kolejnosci zostaniesz na lodzie; terapia spowodowala, ze troche spadly Ci klapki z oczu, przestalas sie poswiecac tylko postanowilac zajac sie tez soba i swoimi potrzebami- oczywiste jest, ze to mezowi sie nie podoba bo wiążac sie z Toba wiazal sie z kobieta, ktora o sobie nie mysli i jest w 100% skoncentrowana na nim; dziwne, ze teraputa nie uprzedzil Cie, ze takie moga byc skutki Twojego "przebudzenia"; bo to jest powiazane- gdy Ty sie zmieniasz to albo maz tez sie zmieni albo bedzie dochodzilo do coraz wiekszych awantur z powodu jego frustracji i w koncu rozstania; moim zdaniem nie powinnas sie zastanawiac jak maz sobie poradzi z opieka naprzeminna- skoro tego chce to sobie poradzi; zajmij sie soba i swoja sytuacja materialna bo jak na razie jestes razem z dziecmi w 100% uzelzniona od niego
    • agnieszka_iwaszkiewicz Re: Rozwód, dzieci, "szkodliwa" terapia 07.11.13, 12:10
      Zdecydować się najpierw czy chce Pani się rozstać czy tkwić w związku takim jakim go Pani opisała, co oznacza tym samym, że tak go Pani przeżywa.
      jeśli Pani nie podejmie decyzji a potem się z nią nie zidentyfikuje wewnętrznie, będzie się Pani miotać cały czas. A wątpliwości osłabią Pani pozycję negocjacyjną, która i tak już jest wątła. Więc najpierw decyzja ( każda będzie miała swoje uzasadnienie ). A potem warunki brzegowe tej decyzji podane mężowi.
      Mąż, z tego co Pani napisała, ma tendencje do odwracania znaczeń tego co się dzieje. Wtedy kontekst sprawy staje się inny. Odmowa seksu jako reakcja na wrogość, jest dla niego odrzuceniem czyli Pani winą. Ale Pani ma prawo być odrzucająca, skoro Pani jest obolała. Można pewnie mnożyć takie przykłady. Chodzi o to aby takim działaniom nie ulegać i nie podlegać. Dlatego potrzebna decyzja i twarde się jej trzymanie. Agnieszka Iwaszkiewicz
      • sebalda Re: Rozwód, dzieci, "szkodliwa" terapia 07.11.13, 12:39
        Jak ta, która w bardzo podobnej sytuacji nie odważyła się na odejście, mogę Ci powiedzieć: nie rób tego, znaczy nie daj się odwieść od decyzji o rozstaniu, bo tylko ono może Cię uratować. Każdy rok pozostawania w takim związku będzie Cię osłabiał, będzie powodował, że zaczniesz wątpić w siebie, w swoje odczucia, zaczniesz się zastanawiać, czy nie przesadzasz, czy może to jednak nie jest też po części Twoja wina (bo w związku zawsze winne są obie strony, bo ofiara jest tak samo winna i inne takie obiegowe tezy) i tak się to będzie dalej toczyć. Nie możesz do tego dopuścić! Twój mąż prezentuje sobą bardzo typową postawę, która, zaręczam, nie zmieni się i nie poprawi.
        Szukaj pomocy i wsparcia wśród bliskich, jeśli nie masz pieniędzy, idź do instytucji pomagającej kobietom w takiej sytuacji, tam mają bezpłatnych prawników, dowiedz się, na czym stoisz. Z jego podejściem do wychowania dzieci starałabym się uniknąć za wszelką cenę opieki naprzemiennej, bo szkoda dzieci. Jeśli on ma udokumentowane dobre zarobki, alimenty też powinny być odpowiednio wyższe, a Ty bezwzględnie musisz szukać pracy.
        Początkowo będzie ciężko, ale warto walczyć od godne życie, trzymam kciuki!
        • paris-texas-warsaw Re: Rozwód, dzieci, "szkodliwa" terapia 07.11.13, 13:11
          Well, może jakaś koluzja przestała działać, bo terapie do tego prowadzą;) (to a propos nowego wątku);)

          To ciężka sytuacja, Ty w pewien sposób nowo narodzona, a mąż m.in. zwyczajnie przepracowany. Piszesz z pewnego rodzaju pretensją, że zmęczony po pracy, że ma Ci za złe, że pewnie jeszcze wieczorem po pracy sam dziećmi bedzie musiał się zająć, że w weekend też zmęczony. Życie z osobą w depresji tez do najfajniejszych nie należy. Ciekawy problem poruszasz, ale ja nie wiem, jaka jest odpowiedź. Czy lepiej być wypoczętym i mieć swoją pasję, czy zmeczonym, ale pracować na cztery osoby w rodzinie i zapewniać tym czterem osobom byt.
          A co byś Ty zrobiła, jesli dziś po pracy mąż by Ci powiedział, że teraz on bedzie się leczył z nerwicy i pracoholizmu, do pracy już nie wraca. Najpierw terapia, potem rozwijanie duchowości, Ty masz jakiś decoupage, on niech ma figurki origami. A od jutra Ty zadbaj o te marne 10-15-20 ? tys. zł. Żeby to on był wypoczety, miał siłę wieczorem i w weekendy. I na pewno przy takim komforcie życia (bo rozumiem dzieci w ciągu dnia w przedszkolu?) pewnie i cierpliwość do dzieci wzrośnie. Teraz wzmocniona terapią mogłabyś tak zaopiekować się mężem?
          • sebalda Re: Rozwód, dzieci, "szkodliwa" terapia 07.11.13, 13:38
            Nie no, jasne, pan pracuje, pan odpoczywa, panu wolno wszystko. Poniżać żonę, wydzielac każdą złotówkę, mieć za złe, że leczy depresję, że ma swoją pasję, że raz w tygodniu chce wyjść, że to egoizm i postawa roszczeniowa.
            Facet nie pracuje do nocy, tylko wraca po 18, weekendy ma wolne, jak zrozumiałam, ale też zmęczony, do dzieci nie ma cierpliwości, bo zmęczony, żona, która ma do dzieci cierpliwość i liczy się z ich uczuciami, rozpuszcza męczące, rozwydrzone dzieciaki. I on ma się może jeszcze nimi zająć, jak ona idzie raz w tygodniu na godzinę na zajęcia?!?! W doopie się babie przewraca.
            Dziewczyna nie pisze agresywnie i roszczeniowo, widać, że doszła do ściany, ja ją świetnie rozumiem, ale takim gadaniem, jaki to łaskawca ten mąż i jak ona mu musi być za to wdzięczna, nie mieć prawa do swojego życia, robisz jej wielką krzywdę.
            I ja czasami tak myślałam, że może przesadzam, że przecież mąż BYWA dobry, nie odeszłam, a teraz wszyscy na mnie psy wieszają, że jestem sama sobie winna i ponoszę taką samą winę, jak mój mąż, za to, co się dzieje w moim domu. Czyli źle. Jak dziewczyna pod wpływem terapii rozpoznała sytuację w swoim domu i chce się uwolnić - też źle, bo "zycie z osoba w depresji też do najfajnieszych nie należy"??? Rozumiem, że ona powinna mu być wdzięczna, że on jeszcze z nią wytrzymuje???
            • paris-texas-warsaw Re: Rozwód, dzieci, "szkodliwa" terapia 07.11.13, 13:46
              Sebaldo, wiedziałam, że Ty mi odpiszesz:) A jestem ciekawa, co o tym myśli Autorka wątku???

              • paris-texas-warsaw Re: Rozwód, dzieci, "szkodliwa" terapia 07.11.13, 13:54
                ale takim gadaniem, jaki to łaskawca ten mąż i jak ona mu musi być za to wdzięczna, nie mieć prawa do swojego życia, robisz jej wielką krzywdę. - przeciez tego niegdzie nie piszę.

                Jestem ciekawa natomiast, czy umiałaby przejąć jego rolę i ją wypełnić lepiej niż on. Nie sztuka mieć cierpliwość jak się jest wypoczętym, sztuka mieć ją jak się ma cztery osoby na utrzymaniu i leczącego się psychicznie współmałżonka.
                • roza660 Re: Rozwód, dzieci, "szkodliwa" terapia 07.11.13, 14:09
                  Miło się czyta tak rzeczową argumentację,podpisuję się pod tym co napisałaś
                • sebalda Re: Rozwód, dzieci, "szkodliwa" terapia 07.11.13, 14:30
                  Paris, ale dziewczyna niedawno dopiero rzuciła pracę, wcześniej pracowała.
                  Myślisz, że gdyby ona też pracowała, to mąż miałby do niej inny stosunek? Lepiej by ją rozumiał i wtedy lepiej traktował? Jakoś mi się nie wydaje, bo facet bardzo przypomina mojego męża, a jak ja wróciłam do pracy, to on nadal uważał, że dom to sprawa kobieca, że kobieta ma się zajmować dziećmi, ale od rządzenia nią i nimi to jest facet, ja jakoś mimo późnych powrotów do domu (3 autobusami, on samochodem) nadal tę cierpliwość miałam, jakoż siły, by w sobotę sprzątać, on już niestety nie. No ale on ZAWSZE miał cięższą pracę i gorszych szefów niż ja:P
                  I ta sama śpiewka, jak się ocknęłam, jak się oczytałam i byłam na terapii - egoistka, myśli tylko o sobie! Bo oglądam ulubione programy w sobotni wieczór i nie liczę się z jego krytycznymi uwagami na ten temat! Albo siedzę na tym przeklętym forum!!! Jak ja to dobrze znam:P
                • danaide Re: Rozwód, dzieci, "szkodliwa" terapia 07.11.13, 14:59
                  > Jestem ciekawa natomiast, czy umiałaby przejąć jego rolę i ją wypełnić lepiej n
                  > iż on.

                  Lepiej? To znaczy więcej kasy przynieść czy tyle samo, pozostając na koniec dnia oazą spokoju?
                  Czy musi lepiej? Czy nie może po prostu dobrze żyć, w zgodzie z sobą? To co stosuje szanowny małżonek to klasyczna przemoc ekonomiczna. Po rozwodzie, sam na sam w chałupie, z alimentami i dziećmi od czasu do czasu pożałuje, że papierniczego żonie nie kupił.
                  Albo nie. Kto to wie?
                  • molly_wither Re: Rozwód, dzieci, "szkodliwa" terapia 07.11.13, 18:02
                    To malo wiesz o mezczyznach:) (o zyciu tez malo)
                    danaide napisała:

                    > > Jestem ciekawa natomiast, czy umiałaby przejąć jego rolę i ją wypełnić le
                    > piej n
                    > > iż on.
                    >
                    > Lepiej? To znaczy więcej kasy przynieść czy tyle samo, pozostając na koniec dni
                    > a oazą spokoju?
                    > Czy musi lepiej? Czy nie może po prostu dobrze żyć, w zgodzie z sobą? To co sto
                    > suje szanowny małżonek to klasyczna przemoc ekonomiczna. Po rozwodzie, sam na s
                    > am w chałupie, z alimentami i dziećmi od czasu do czasu pożałuje, że papiernicz
                    > ego żonie nie kupił.
                    > Albo nie. Kto to wie?
                    >
                    • danaide Re: Rozwód, dzieci, "szkodliwa" terapia 08.11.13, 19:43
                      Jakby powiedział prof. Kołakowski: Może. Może tak. Może nie.
          • danaide Re: Rozwód, dzieci, "szkodliwa" terapia 07.11.13, 14:54
            > A co byś Ty zrobiła, jesli dziś po pracy mąż by Ci powiedział, że teraz on bedz
            > ie się leczył z nerwicy i pracoholizmu, do pracy już nie wraca. Najpierw terapi
            > a, potem rozwijanie duchowości, Ty masz jakiś decoupage, on niech ma figurki or
            > igami.

            Może by wtedy rozważyła decyzję o pozostaniu w związku. Bo decyzja męża o leczeniu się była decyzją człowieka dojrzałego, który widzi swój kawałek winy i odpowiedzialność za zawalanie się związku i rodziny. Ale ten model zdaje się do nijakiej odpowiedzialności się nie poczuwa. Wszystko pod hasłem: płacę i wymagam.

            > igami. A od jutra Ty zadbaj o te marne 10-15-20 ? tys. zł.
            Aż tyle konieczne by przeżyć?
            Pomijając uwarunkowania systemowe, wielu kobietom nie udaje się nawet jedna dziesiąta tego z prostej przyczyny - wierzą w to, że nie dadzą rady. Bo nie dość, że słyszą od męża to jeszcze na forum poddaje się w wątpliwość ich zdolności.
          • sanciasancia Re: Rozwód, dzieci, "szkodliwa" terapia 07.11.13, 20:57
            a) Dzieci ma się od tego, żeby się nimi zajmować. Też jestem przepracowana, mój mąż też, a jakoś się naszym dzieckiem zajmujemy bez specjalnych fochów. Zresztą jest jeszcze jeden aspekt, jak się człowiek dzieckiem nie zajmuje, to potem nie ma więzi, a na starość jest płacz, że dziecko niewdzięczne.
            b) Depresja, jak zawsze pisze tully_maker, to choroba śmiertelna. Był na forum ostatnio wątek o tym, co się może stać z kimś, kto jej nie leczy. Na pewno mąż będzie zachwycony, jak żona sobie zrobi krzywdę i cała opieka nad dziećmi na niego spadnie.
            c) Aha, czyli, jak ktoś nie pracuje, nie ma prawa do swojego życia, hobby i samostanowienia? I im więcej zarabiasz, tym więcej masz praw?

            A co do autorki wątku, poszłabym do pracy, bo wygląda na to, że zaraz zostaniesz rozwódką. Podejrzewam, że wyjdzie Ci to na dobre, bo mąż niespecjalnie rokuje.
    • triss_merigold6 Re: Rozwód, dzieci, "szkodliwa" terapia 07.11.13, 13:49
      Najpierw miej jakieś konkretne źródło dochodów, a potem myśl o rozwodzie.
      • molly_wither Re: Rozwód, dzieci, "szkodliwa" terapia 07.11.13, 17:27
        W jakim wieku są dzieci? Dlaczego nie pracujesz? Najpierw trzeba od siebie wymagac potem od innych. Ja ,podobnie jak Twoj maz , uwazam, ze nie powinien placic alimentow na Ciebie, na dzieci tak,ale na Ciebie nie. Masz wyzsze wyksztalcenie. Po co ci one,jesli nie pracujesz?
        Mysle,ze zyskalabys w jego oczach gdybys podjela prace, liczylby sie bardziej z Twoim zdaniem.
    • mantis_after_dinner Troche z drugiej strony barykady 07.11.13, 14:26
      Poniewaz jestem w zwiazku lustrzanym, wiec moze cos Ci pomoze, jak opisze jak taki uklad moze wygladac z punktu widzenia osoby utrzymujacej 4-osobowa rodzine.

      Od dluzszego czasu to ja jestem osoba w 80% utrzymujaca rodzine, bo tak sie bardziej oplaca, bo maz to akceptuje i tak jest wygodniej.
      Uklad funkcjonuje dobrze i mam nadzieje ze tak pozostanie. I zeby bylo ciekawiej nie ma w nim takich tarcm jak w Twoim ukladzie, a to chyba dzieki temu, ze obydwoje zdajemy sobie sprawe, co mogloby druga strone nieco 'kluc' i dlatego nie wypominamy sobie pewnych rzeczy.

      Co do logstyki:
      Rzeczywiscie w pracy spedzam min. 8h dziennie. Maz chyba doskonale zdaje sobie sprawe, ze abym mogla miec choc odrobine czasu na wlasne hobby (odliczajac z doby moj czas na prace, bo chce + musze oraz moj czas dla dzieci, bo chce), on musi sie zajac cala reszta, czyli ogarnac logistyke typu dzieci, wywiadowki, zajecia pozalekcyjne, zakupy, samochod i co tam jeszcze. bardzo to doceniam, bo rzeczywiscie cala reszte mam podana 'pod nos' i martwic sie nie musze. dzieki temu znajduje tez nieco czasu dla siebie na lekture czy sport oraz dla nas na kolacje przy winie.
      Maz za to znajduje czas na swoje hobby ALE stara sie mnie nie kluc tym w oczy, bo doskonale wie, ze ja az tyle czasu na tego typu rzeczy nie mam, wiec mogloby byc mi przykro.

      BTW cierpliwosci do dzieci rowniez mam zdecydowanie mniej niz on. Czesciowo to kwestia naszych charakterow, czesciowo pewnie tez tego, ze o tej 19h00 moge juz miec mniejsza wytrzymalosc na harce 2latki.

      Wlasciwie nasze zwiazki roznia chyba trzy rzeczy:
      - w naszym nikt nie przechodzil depresji (ale moze to po prostu wynik odmiennej nieco organizacji)
      - mamy wspolne zainteresowania
      - i lubimy razem spedzac czas (co byc moze rowniez jest wynikiem tego, ze po prostu jestesmy w stanie - po odjeci czasu na prace, dzieci, hobby etc. - nadal go znalezc).


      Natomiast byc moze Twoj maz to po prostu typ takiego troche Piotrusia Pana, ktory lubi byc na wysokim stanowisku i uwaza, ze zona jest wtedy do ozdoby tudziez do ogarniecia calej reszty. Wtedy nic nie zrobisz, bo jakiekolwiek Twoje wykroczenie poza te granice bedzie odbierane jako zamach na jego porzadek swiata.
    • tully.makker Taka garstka przemyslen 07.11.13, 14:27
      Watkodajko, czy ty jestes pod opieka psychiatry? Depresja to choroba, smiertelna (potencjalnie) choroba, ktora bezwglednie trzeba leczyc - u lekarza, nie u psychologa. Tak jak u psychologa nie leczylabys nowotworu, choc wspacie psychologiczne bardzo pomaga.

      Mysle ze terapia ktore powoduje, ze czlowiek traci zrodlo utrzymania w imie realizacji "pasji" nie jest terapia dobra. Zwlaszczze pojawia sie pytanie, czy w ogole diagnoza jest prawidlowa. Pytanie, czy ty masz depresje, czy ChAD? Bo takie decyzje jak porzucenie pracy dla pie-in-the-sky do ChAD bardziej pasuja.
      Zanim zaczniesz sie zajmowac rozwodem, zanim podejmiesz (kolejne) nieodwracalne decyzje zyciowe byc moze w stanie niepelnej poczytalnosci ( tak, choruje na depresje od ponad 20 lat i wiem, jak ma sie wtedy zaburzony oglad rzeczywistosci, a ja mam "tylko" depresje, nie ChAD), moze jednak ogarnij swoje zdrowie psychiczne u kompetennych specjalistow?
      • tully.makker Dodam jeszcze 07.11.13, 14:33
        Ze pianie, ze mieza nie ma calymi dniami w domu, gdy nie ma do od 7.00 do 18.00 to jakies przegiecie dla mnie. Hellou, dzisiaj tak ludzie pracuja, ba, nawet dluzej, duzo dluzej.
        • sebalda Re: Dodam jeszcze 07.11.13, 15:03
          No mnie to też zdziwiło, ale bardziej w kontekście jego ciężkiego przemęczenia i tego, że przez to nie ma cierpliwości do dzieci.
          Ja tu zresztą widzę nie tyle brak cierpliwości (znaczy nie tylko), ale inny model wychowawczy. Dzieci mają być ciche, bezkonfliktowe, posłuszne, a jak nie są, to wina rozpuszczającej je nieodpowiedzialnej matki. Też to znam.
          • tully.makker Re: Dodam jeszcze 07.11.13, 15:11
            Ja akurat, jako sowa, doskonale rozumiem, ze ktos, kto wychodzi z domu o 7 rano, moze sie czuc jak zombie. Ja wychodze o 7.45 iprzez kolejne 3 godziny nie wiem, jak sie nazywam.

            Ja sie staram w swoich odpowiedziah skupic na watkodajce, a nie jej mezu. Dlatego, ze uwazam, ze depresja zaburza oglad rzeczywistosci. Uwazam? Sorry, ja to wiem.
            • sebalda Re: Dodam jeszcze 07.11.13, 15:25
              tully.makker napisała:

              > Ja akurat, jako sowa, doskonale rozumiem, ze ktos, kto wychodzi z domu o 7 rano
              > , moze sie czuc jak zombie. Ja wychodze o 7.45 iprzez kolejne 3 godziny nie wie
              > m, jak sie nazywam.
              To możemy sobie rączki podać, mam podobnie. Tylko jak wracam do domu po 8 h pracy i spędzeniu w zatłoczonym autobusie 1,5 h, to zjadam obiadokolację (ugotowaną przez męża, nie powiem), siadam na chwilę i oglądam Wiadomości, a potem ogarniam kuchnię (po gotowaniu męża trochę tego jest), ogarniam inne rzeczy po młodym psiaku, który strasznie rozrabia, jak nas nie ma w domu, wstawię pranie, posegreguję poprzednie, pogadam z młodymi, wyjdę na spacer z psem, nie umieram ze zmęczenia, nie przesadzajmy.
        • molly_wither Re: Dodam jeszcze 07.11.13, 17:29
          Otoz to. Albo kasa, albo maz. Osobiscie wole to pierwsze.

          tully.makker napisała:

          > Ze pianie, ze mieza nie ma calymi dniami w domu, gdy nie ma do od 7.00 do 18.00
          > to jakies przegiecie dla mnie. Hellou, dzisiaj tak ludzie pracuja, ba, nawet d
          > luzej, duzo dluzej.
          • paris-texas-warsaw Re: Dodam jeszcze 07.11.13, 18:36
            Mam takie pytanie do specjalistów od przemocy.... Czy kiedyś, raz jeden jedyny, gdzies na świecie, była ofiara przemocy ekonomicznej, która chodziła do pracy jak jej oprawca?

            A że dziś tak jak może i Autorka watku tez jestem w fazie maniakalnej taką piosenkę zaśpiewam:

            lalala lalala
            lecę bo chcę
            lecę bo wiem
            klej i nożyczki prowadzą mnie
            lalala lalala
            • pade Re: Dodam jeszcze 07.11.13, 19:07
              Paris, nie znasz autorki, a piszesz, że jest w fazie maniakalnej, jak tak można???
              Pohamuj czasem swoje palce, bo jak coś palniesz, to aż w pięty idzie.
              Kiedyś sądziłam, że masz po prostu specyficzne poczucie humoru. Zmieniłam zdanie.

              Czas poświęcony opiece nad dziećmi, domem, to tez jest praca. Poza tym autorka pisze wyraźnie, że próbuje rozkręcić wlasną działalność. Nie jest darmozjadem.
              • triss_merigold6 Re: Dodam jeszcze 07.11.13, 19:13
                Pliz, na forach baby opisują takich mężów co to bezskutecznie i bezkdochodowo własną działalność rozkręcają po parę lat i jakoś ci panowie nie spotykają się z aplauzem.
                Krótka piłka, jak laska chce się rozwieść, to niech sobie znajdzie normalne regulanrne źródło dochodów.
                • pade Re: Dodam jeszcze 07.11.13, 19:17
                  Gdzie Ty wyczytałaś, że autorka rozwija własną dzialalność kilka lat?
                  Mąż nie chce pomóc autorce, zainwestować, co skutecznie obniża jest wiarę w siebie. Dodatkowo krytykuje każdą jej decyzję.
                  Nic dziwnego, że kobieta ma dosyć.
                • pade Re: Dodam jeszcze 07.11.13, 19:20
                  Jeszcze jedno. Fora forami a życie sobie.
                  Różnie się układa, mąz może zachorować, potrzebować jej pomocy. Co wtedy powinna zrobić?
                  wg Ciebie kopnąć w d..ę?
                  Przecież ona się leczy! Czy Ty Triss masz chociaż odrobinę empatii?
                  • triss_merigold6 Re: Dodam jeszcze 07.11.13, 19:32
                    Na co się leczy, na depresję się leczy. Bez przesady, ma dzieci, tic taki i niech się ogarnie.
                    Nie twierdzę, że jej pretensje do męża są niesłuszne ale jak chce się rozwodzić to musi myśleć realistycznie.
                  • tully.makker Re: Dodam jeszcze 08.11.13, 09:06
                    Ja mam watpliwosci, czy watkodajka sie leczy. Pisze o terapii a nie o leczeniu, a depresji sie nie leczy terapia wylacznie. mam tez duze watpliwosci, czy zostala profesjonalnie zdiagnozowana przez lekarza, a nie przez terapeute, ktory, przypominam, w tym kraju poki co moze zostac kazdy, nawet pan po technologii zywienia.
              • tully.makker Re: Dodam jeszcze 08.11.13, 09:04
                Byc moze forma nie byla stosowna, ale ja tez mysle, ze watkodajka jest w fazie maniakalnej. Porzucenie pracy na rzecz realizacji "pasji" to dosc wyrazny wskaznik.
            • sanciasancia Re: Dodam jeszcze 07.11.13, 20:51
              > Mam takie pytanie do specjalistów od przemocy.... Czy kiedyś, raz jeden jedyny,
              > gdzies na świecie, była ofiara przemocy ekonomicznej, która chodziła do pracy
              > jak jej oprawca?
              Odśwież sobie KRIO dotyczące dochodów w małżeństwie.
            • tully.makker Re: Dodam jeszcze 08.11.13, 09:00
              Mam takie pytanie do specjalistów od przemocy.... Czy kiedyś, raz jeden jedyny,
              > gdzies na świecie, była ofiara przemocy ekonomicznej, która chodziła do pracy
              > jak jej oprawca?

              Cale stada. Wataek miedzy innymi wlasnie o tym toczy sie na macochach, przeczytaj. Przemco ekonomiczna to nie tylko wtedy, kiedy jedna strona jest biedna. takze wtedy, gdy jedna strona nie poczuwa sie do obowiakzow lozenia na rodzine, pasozytuje na 2 stronie albo ja wrecz okrada. Znajdziesz cale tony takich przypadkow i w realu i opisanych na forum.
          • tully.makker Re: Dodam jeszcze 08.11.13, 09:03
            Nie chodzi o to, ze albo kasa albo maz. jelsi mieszkasz daleko od miejsca pracy, dojezdzasz w korkach, to nieobecnosc w domu od 7 do 18 oznacza prace 8 godzin na dobe, trudno to nazwac przemeczaniem sie, prawda?
            Sama wychodze z domu o7.45 i wrcam o 17 - 17.30 - tylko dzieki temu, ze zainwestowalam ciezkie pieniadze w zakup mieszkania porzy lini metra i do pracy docieram w 25 minut.
            • paris-texas-warsaw Re: Dodam jeszcze 08.11.13, 09:31
              Jeśli kogoś uraziłam, to przepraszam.

              Osobiście myślę, że to świetna sprawa własna firma, wiadomo początki trudne, czasem faktycznie trzeba zrezygnować z etatu, żeby to rozkrecić. Myślę jednak, że jeśli Autorka wątku piszę, że mąż nie chciał się zgodzić na inwestycje w biznes, ktore są w tym wypadku warunkiem wejścia na rynek, to cała idea odejścia z pracy i rozkrecania tego biznesu mogła z nim nie być uzgodniona. Nie twierdzę nawet, że powinna być uzgodniona, ale jeśli to mąż miałby finansować inwestycje, to raczej warunkiem tego podstawowym jest dogadanie się z nim w tej kwestii.
              Teraz rozumiem, że została podjeta decyzja co do rozwodu. Trudno w takiej sytuacji oczekiwać, że mąż będzie dawał pieniądze na cokolwiek oprócz podstawowych potrzeb Autorki. Trudno - w znaczeniu podejrzewam, że współmałżonków rozwodzących się mało obchodzą źródła finansowania hobby partnera. Ja bym nie dała złotówki.
              Myślę, że oby stronom może ten rozwód wyjść na dobre (dzieci pomijam, bo nie wiem), Ale na pewno jakaś tam wojenka finansowa może się szykować, czego dowodem może być propozycja opieki naprzemiennej (nie musi tak być, ale może to gwarantować ojcu brak konieczności płacenia alimentów).
              Autorka pewnie na różne rzeczy musi być przygotowana. Ja np. na miejscu jej męża, jesli faktycznie uważa ją za nieodpowiedzialną, wystosowałabym razem z wnioskiem rozwodowym wniosek o tzw. zabezpieczenie potrzeb rodziny. Zazwyczaj robia to chyba niepracujące matki, ale w takim przypadku facet może czuć sie jak idiota, który płaci na życie, a żona z pracy rezygnuje. Jak Autorka będzie postawiona przed koniecznością zapłacenia miesiąc w miesiąc iluś tysięcy na własne dzieci, to może inaczej na sprawe spojrzeć. Nie wiem tylko, czy seksistowski sąd by coś takiego orzekł.
              Ale powodzenia w biznesie, brawa za odwagę jak by nie było:)
              • sebalda Re: Dodam jeszcze 08.11.13, 10:19
                Dziewczyna zrezygnowała z pracy kilka miesięcy temu, nie jest pasożytem, wcześniej pracowała. A rozmowę o rozwodzie przeprowadzili kilka dni temu, więc to też nie jest tak, że mąż od tego momentu zaczął ją gorzej traktować i przestał jej pomagać w biznesie, bo skoro i tak się rozwodzą....
                Facet zarabia bardzo dobrze, nie pracuje po 12-14 h dziennie, ma dwoje dzieci i żonę, która, jak rozumiem, do niedawna pracowała i zajmowała się domem. Żona ma problemy, ma pasję, ma pomysł na biznes, bo w pracy na etacie słabo zarabiała (jak większość Polek, nie musi to być tylko jej wina), czy czymś kompletnie nienormalnym byłoby wsparcie żony na początek? Czy kochający człowiek nie cieszyłby się, że żona sobie radzi z problemem zdrowotnym, że wychodzi na prostą, że ma jakieś marzenia i plany, w których można jej pomóc? Gdyby on słabo zarabiał, ledwo by wiązali koniec z koncem, a ona nagle rzuciła pracę i wypięła na jakąkolwiek działalność, mąż mógłby mieć pretensje, ale tutaj ja tego nie widzę. Depresja jest chorobą, ona stara się ją wyleczyć, nie leży w łóżku, choć by mogła, znalazła na to sposób w realizacji pasji (na którą ich de facto stać, tym bardziej, że nie jest kosztowna), czy to aż tak źle o niej świadczy? A gdyby potrącił ją samochód i wylądowała na wózku, też byłyby pretensje, że żeruje na mężu? Jeszcze raz: depresja to choroba. Poważna.
                • paris-texas-warsaw Re: Dodam jeszcze 08.11.13, 10:56
                  Sebaldo, ja nigdzie nie piszę, że ona żeruje. Nie pisze dziewczyna, czy mąż był za rozkrecaniem interesu, to jedno (podejrzewam po jego obecnej reakcji, że średnio albo wcale - jakby był za i widzial kasę na horyzoncie, to jesli to nie jest wydatek ponad stan, to pewnie by w to wchodził). Ale bylo miedzy nimi źle, rozumiem, że nie od dziś, zresztą sama dziewczyna pisze, że on już jej nie potrzebny. Więc sie rozwodzą. Może teraz będzie jej lepiej? Może jemu też? Czego życzę:)
                  Trzeba jednak zachować realizm w ocenianiu na co można faktycznie liczyć od drugiej osoby w danej sytuacji. Nie ma co uderzać w Tony "ona nie żeruje". On tez nie żeruje. Widzę, że Sebaldo lubisz takie dramatyzmy. Gdzies powyżej pisalaś, że "teraz wszyscy na mnie psy wieszają, że nie odeszłam". Bądźmy realistami - jacy wszyscy? Może dzieci obchodzi, czy rodzice razem. Innych raczej mało, bo swoim życiem żyć muszą. I tak samo tu - ja w tony oceniania nie idę, raczej zastanawiam się na podstawie strzępków info, jak to sie dzieje, że trudno sie dogadać obu stronom. Zresztą nawet jak ktos postronny ocenia, to takie oceny można sobie wsadzic do szuflady.
                  • sebalda Re: Dodam jeszcze 08.11.13, 11:28
                    Paris, ja jednak oceniam Twoje wypowiedzi w tym wątku jako krytyczne wobec autorki. Ma depresję, więc życie z nią jest trudne, nie docenia tego, że mąż pracuje na 4 osoby (od niedawna samodzielnie) i ma do niego pretensje, ale gdyby sama to miała robić, to juz miałaby inne zdanie, nie powinna mieć pretensji do męża, że nie ma cierpliwości do dzieci, bo sama ma kupę wolnego czasu, więc nie ma co porównywać, jakby sama pracowała, to by inaczej na to patrzyła (a przecież do niedawna pracowała).
                    Ja też nie lubię oceniać jednostronnie, ale tutaj widzę kilka analogii do mojej sytuacji i na tej podstawie łatwiej mi to ocenić i mogę powiedzieć ze swojego punktu widzenia, że życie z mężem tak negatywnie nastawionym, mającym skrajnie różne podejście do wychowania dzieci, krytycznym i niechętnym, będzie dla osoby szczególnie wrażliwej wyniszczające i złe.
                    I wybacz, ale ciągle na tym forum czytam uwagi krytyczne na swój temat (wieszanie psów to takie literackie określenie) i choć Tobie one się może nie rzucają w oczy, mam prawo tak odbierać te postawy wobec mnie. Mnie, która nie umie wyjść z toksycznego związku, a ciągle narzeka. Narzeka na forum, by przestrzec inne kobiety, by nie powieliły mojego błędu, jakim było branie na siebie części winy, słuchanie obiegowych opinii, że w związku zawsze winne sa obie strony, nabieraniu się na dobre okresy u przemocowca itd, itp. Nie dramatyzuję, tak odczuwam i na pewno wiesz, że a. mam do tego prawo, b. nie powinno się tego podważać.
                    • differentview Re: Dodam jeszcze 08.11.13, 11:40
                      sebalda napisała:
                      > I wybacz, ale ciągle na tym forum czytam uwagi krytyczne na swój temat (wieszan
                      > ie psów to takie literackie określenie) i choć Tobie one się może nie rzucają w
                      > oczy, mam prawo tak odbierać te postawy wobec mnie. Mnie, która nie umie wyjść
                      > z toksycznego związku, a ciągle narzeka. Narzeka na forum, by przestrzec inne
                      > kobiety, by nie powieliły mojego błędu, jakim było branie na siebie części winy
                      > , słuchanie obiegowych opinii, że w związku zawsze winne sa obie strony, nabier
                      > aniu się na dobre okresy u przemocowca itd, itp.

                      sebaldo, jesli nie umiesz wyjsc z toksycznego zwiazku to na nic Twoje przestrzegania innych osob bo pomadrzyc sie na forum to kazdy potrafi a Twoj przekaz jest taki- co innego gadam a co innego robie- taki dajesz przyklad; poza tym juz tyle razy bylo to tlumaczone na czym polega "wspolwina ofiary" w przemocowym zwiazku ale jak widac grochem o sciane- nic do Ciebie nie dociera i powtarzasz frazesy jak zacieta plyta
                      • filetta Re: Dodam jeszcze 08.11.13, 11:57
                        Z własnego doświadczenia wiem, że łatwiej jest ponarzekać niż wyjść z toksycznego związku. Ale da się przez to przejść.
                        • sebalda Re: Dodam jeszcze 08.11.13, 12:04
                          W moim przypadku działa recydywa, przedłużony okres trwania w toksycznym związku (właśnie z tych powodów, jakie wymieniłam) i wyuczona przez to bezradność. Ja przed tym przestrzegam. Żeby nie czekać w nieskończoność, a może coś się poprawi. Żeby umieć szybko rozpoznać i reagować, żeby nie dać się wpędzić w poczucie winy/współwiny, nie dać sobie wmówić, że przesadzam, tylko jak najszybciej, póki jeszcze mam siły - uciekać jak najdalej. Tutaj tak jest, moim zdaniem, a pisze się dziewczynie, że to może jednak jej wina. Nie rozumiem tego. Jednym ma się za złe, że nie wychodzą z takich związków, innym się pisze, że to one są winne i powinny się zmienić, by zadowolić męża, bo przecież ciężko pracuje na 4 osoby:P
                          • differentview Re: Dodam jeszcze 08.11.13, 12:25
                            sebalda napisała:

                            > W moim przypadku działa recydywa, przedłużony okres trwania w toksycznym związk
                            > u (właśnie z tych powodów, jakie wymieniłam) i wyuczona przez to bezradność. Ja
                            > przed tym przestrzegam. Żeby nie czekać w nieskończoność, a może coś się popra
                            > wi. Żeby umieć szybko rozpoznać i reagować, żeby nie dać się wpędzić w poczucie
                            > winy/współwiny, nie dać sobie wmówić, że przesadzam, tylko jak najszybciej, pó
                            > ki jeszcze mam siły - uciekać jak najdalej. Tutaj tak jest, moim zdaniem, a pis
                            > ze się dziewczynie, że to może jednak jej wina. Nie rozumiem tego. Jednym ma si
                            > ę za złe, że nie wychodzą z takich związków, innym się pisze, że to one są winn
                            > e i powinny się zmienić, by zadowolić męża, bo przecież ciężko pracuje na 4 oso
                            > by:P

                            nikt Ci za zle nie ma, za tkwisz w takim zwiazku- bo kogo to wlasciwie obchodzi? Twoje zycie, Twoje wybory; odkad zaczelam czytac to forum ciagle w Twoich postach napotykam ta zyciowa mantre o byciu ofiara i widze tez jak na podstawie jednego posta anonimowej osoby potrafisz sobie dopowiedziec reszte, postrzegajac sytuacje czarno bialo, kompletnie nie widzac roznych niuansow; i nie ma co ironizowac z pracy kogos kto utrzymuje czteroosowowa rodzine jak rowniez nie ma co piac nad kims kto rzuca prace zeby realizowac niedochodowe hobby; gdyby sytuacja byla odwrotna i maz porzucil prace na rzecz hobby, ktore moze kiedys w nieokreslonej przyszlosci zacznie przynosic zyski albo i nie a zona utrzymywala 4-osobowa rodzine i byla zmeczona po pracy to pewnie tez zobaczylabys przemocowca w mezu, ktory egoistycznie poswieca sie hobby podczac gdy zona ciezko haruje
                            • sebalda Re: Dodam jeszcze 08.11.13, 12:41
                              i nie ma co iro
                              > nizowac z pracy kogos kto utrzymuje czteroosowowa rodzine jak rowniez nie ma co
                              > piac nad kims kto rzuca prace zeby realizowac niedochodowe hobby;

                              Ani nie ironizuję na temat pracy tego faceta, ani nie pieję nad kobietą, która rzuciła pracę, skąd taki wniosek? Nie podoba mi się jedynie podejście, w ktorym pisze się, że życie z kimś, kto ma depresję jest ciężkie, więc można tego kogoś gorzej traktować, że pracujący pan ma prawo nie mieć cierpliwości do dzieci, a żona, ktora się leczy i miała nadzieję na zmianę pracy, nie ma do tego prawa, jako nie ma prawa nie czuć się dobrze, będąc stale poniżaną, niedocenianą i wyliczaną z każdego wydatku, bo przecież mąż pracuje na 4-osobową rodzinę.
                              Mam duże doświadczenie forumowe, duże też doświadczenie, jeśli chodzi o rozpoznawanie różnych form przemocy w związku, czasami mam za mało danych, więc zadaję dodatkowe pytania, czasami z tonu postu, z konkretnych faktów umiem już wylowić istotne informacje, które pozwalają spojrzeć w miarę wnikliwie na opisaną sytuację. Co ciekawe, Pani Agnieszka w sumie w swojej odpowiedzi pokazała podobny punkt widzenia do mojego, a jej chyba praktyki raczej nie brakuje.
                              Autorka więcej nie pisze i mam wrażenie, że właśnie ze względu na te sugerujące jej winę komentarze, nie umie się od nich zdystansować, co w jej przypadku jest zrozumiałe, ale co nas to obchodzi? Co nas obchodzi cudze życie???:P
                              Mam wrażenie, że prawo do życia mają tutaj tylko pracujące, zdrowe, silne i samodzielne osobniki, a jak nie są, to niech siedzą cicho i nie narzekają, bo same sobie są winne. Nowy wspaniały świat:P
                              • differentview Re: Dodam jeszcze 08.11.13, 12:54
                                sebalda napisała:
                                > Mam duże doświadczenie forumowe

                                w to nie watpie

                                > duże też doświadczenie, jeśli chodzi o rozpozn
                                > awanie różnych form przemocy w związku,

                                no tu juz bym polemizowala bo moim zdaniem Ty dobrze nie rozpoznalas jeszcze swojej aktywnej roli w tym, ze masz taki a nie inny zwiazek; dlatego przypadki innych osob postrzegasz rownie stereotypowo jak swoj wlasny- jest ofiara jest przemocowiec- prosta sprawa;

                                > Mam wrażenie, że prawo do życia mają tutaj tylko pracujące, zdrowe, silne i sam
                                > odzielne osobniki, a jak nie są, to niech siedzą cicho i nie narzekają, bo same
                                > sobie są winne. Nowy wspaniały świat:P

                                jak zwykle masz zle wrazenie
                • tully.makker Re: Dodam jeszcze 08.11.13, 11:05
                  Mnie tu co innego zastanwiam. Mamy nieudane malzenstwo, z problemami, zagrozeniem rozwodem.

                  Osoba, ktora w takiej sytuacji rezygnuje z pracy zawodowej celem podazana za pasja, ma IMHO zachwiana wladze sadzenia. Takie sytuacje sa zagrozeniem nawet dla stanbilnego zwiazku, bo zmienia sie w nim rozklad sil. Take decyuzje wymagaja starannego wzajemnego uzgodnienia, wrecz biznes planu - przez jaki czas jeden ze wspolmalzonkow bedzie rozkrecal biznes zanim zacznie wychodzic na swoje lub zrezygnuje? Ile jestesmy w stanie w to wlozyc / zainwestowac ze wspolnych rodzinnych srodkow? Czy mamy oszczednosci na inwestycje i zycia z jednej pensji do czasu rozkrecenia interesu? A moze trzeba wziac kredyt?
                  To wszyskto ttrezba dogadac, uzgodnic. Jak sie nie da dogadac, to trzeba rozwazyc rezygnacje z planow, rozdzielnosc majatkowa albo wrecz rozstanie, jelsi aspiracje sa tak wazne.

                  Jest taka ksiazka: too good to leave, too bad to stay, ktora w jasno opisanych krokach pozwalal ocenic, czy nad zwiazkiem warto pracowac ( i jak to robic mniej wiecej) czy tez sobie darowac. Podejmowanie powaznych decyzji unilateralnie jest waznym porgnostykiem rozpadu zwiazku, bo w takiej sytuacji o zwiazku trudno mowic.

                  Ja nie neguje, ze maz watkodajki byc moze uuujem. Ale to poza jej kontrola - ona musi pilnowac tego, czy sama zachowuje sie ok.
                  • paris-texas-warsaw Re: Dodam jeszcze 08.11.13, 12:34
                    To co jeszcze dodam (nie chce mi się juz wypowiadać nt. przekłamań w interpretacji Sebaldy co do wypowiedzi innych;)), to:
                    1. Może jest tak, że tarapia daje pewne efekty pozytywne, ale jednocześnie destabilizuje stary układ i trzeba się w nim obu stronom (i dzieciom odnaleźć).
                    2. Terapia nie jest jeszcze zakonczona, a nawet ja juz bedzie po, to Autorka tez będzie "neofitą" w swoim życiu. Dopiero będzie musiała się okreslić niejako wobec róznych kwestii, bo sama bedzie inna. Terapia zakończona może też dopiero pokazać jej nad czym już sama może chcieć pracować - np. komunikacją z ludźmi, swoimi pasjami, innym wychowywaniem dzieci.
                    Stąd tez moga wynikać pewne problemy, ale to tylko sygnalizuję, bo to jacyś praktycy/psychoterapeuci pewnie mogliby się wypowiedzieć.
                    • paris-texas-warsaw Re: Dodam jeszcze 08.11.13, 12:51
                      Dziewczyno, teraz po/w trakcie terapii chcesz wyjść ze związku, który już Ci nie pasuje. Może Ty mogłabyś się wypowiedzieć, jak to widzisz w wątku o koluzji? Widzisz coś takiego? To by mogło być ciekawe, też dla Ciebie:)
                      • filetta Re: Dodam jeszcze 08.11.13, 13:26
                        Myślę, że to nie tak. Autorka wątku twierdzi, że nie chce już tak żyć, dlatego jej propozycją była wspólna terapia. Nie sądzę, że od początku była nastawiona na jedną opcję: rozwód. Do tej wspólnej decyzji przyczynił się mąż, bo jeżeli w trakcie pierwszej poważnej rozmowy na temat rozstania, jasno określił, czego chce: opieki naprzemiennej nad dziećmi, to już wcześniej rozważał takie zakończenie sprawy i jest bardziej niż żona do tego przygotowany. Żona jest raczej "zaskoczona" takim rozwojem sytuacji.
                    • sebalda Re: Dodam jeszcze 08.11.13, 13:21
                      > To co jeszcze dodam (nie chce mi się juz wypowiadać nt. przekłamań w interpreta
                      > cji Sebaldy co do wypowiedzi innych;)), to:

                      "To ciężka sytuacja, Ty w pewien sposób nowo narodzona, a mąż m.in. zwyczajnie przepracowany. Piszesz z pewnego rodzaju pretensją, że zmęczony po pracy, że ma Ci za złe, że pewnie jeszcze wieczorem po pracy sam dziećmi bedzie musiał się zająć, że w weekend też zmęczony. Życie z osobą w depresji tez do najfajniejszych nie należy. Ciekawy problem poruszasz, ale ja nie wiem, jaka jest odpowiedź. Czy lepiej być wypoczętym i mieć swoją pasję, czy zmeczonym, ale pracować na cztery osoby w rodzinie i zapewniać tym czterem osobom byt.
                      A co byś Ty zrobiła, jesli dziś po pracy mąż by Ci powiedział, że teraz on bedzie się leczył z nerwicy i pracoholizmu, do pracy już nie wraca. Najpierw terapia, potem rozwijanie duchowości, Ty masz jakiś decoupage, on niech ma figurki origami. A od jutra Ty zadbaj o te marne 10-15-20 ? tys. zł. Żeby to on był wypoczety, miał siłę wieczorem i w weekendy. I na pewno przy takim komforcie życia (bo rozumiem dzieci w ciągu dnia w przedszkolu?) pewnie i cierpliwość do dzieci wzrośnie. Teraz wzmocniona terapią mogłabyś tak zaopiekować się mężem?"

                      To nie jest wypowiedź oceniająca, a do tego wyjątkowo złośliwa???
                      • paris-texas-warsaw Re: Dodam jeszcze 08.11.13, 13:49
                        To nie jest wypowiedź oceniająca, tylko w poczatkowej części przedstawiająca sytuację. W drugiej części jest pytanie do Autorki, jak ona to widzi. Rodzaj mentalnego ćwiczenia. W związkach ludzie zazwyczaj pelnią funkcje komplementarne, jeden może zarabiać, inny opiekowac się dziećmi. Ale tu funkcje też czasem musza być płynne. Jeśli dotychczasowy układ nie odpowiada malżenstwu to zawsze przed rozwodem można zastanowić się nad zmianą. Jednym z głównych zarzutów wobec meża Autorki jest to, że jest on zmęczony. No innego sposobu na wypoczynek nie znaleziono niż mniej pracy. Autorka sama pisze, że ona mniej pracuje (w zasadzie to nie wiem, czy w ogóle jeszcze jakoś ten biznes prowadzi czynnie). I pytam, czy może by chciała zamienić się z mężem? Może mu to zaproponować, zastanowić się nad tym. Czy wtedy pracując i utzrymując rodzinę umiałaby być na tyle "responsywna wobec potrzeb dzieci" na przykład jak ona teraz? Czy padałaby może zmęczona po pracy? Może Autorka nam odpowie:)
                        • sebalda Re: Dodam jeszcze 08.11.13, 14:05
                          Jednym z głównych zarzutów wobec meż
                          > a Autorki jest to, że jest on zmęczony
                          To nie jest prawda, że to był zarzut, tylko stwierdzenie faktu, ale to inna sprawa.
                          Pracuję codziennie po 8 h. Wstaję o 6:30, jadę do pracy 1,5 h autobusami, wracam drugie 1,5 h, w domu jestem o 18:15, jesli po drodze nie muszę jeszcze zrobić jakichś zakupów. Jestem zmęczona, ale nie aż tak, żeby dzieci czy psa przeganiać, bo mi przeszkadzają, żeby nie zająć się ogarnięciem kuchni czy wyjściem z psem. W sobotę od rana sprzątam, bo w tygodniu nie mam na to czasu, jestem trochę zmęczona, ale nie ma wyjścia, nie robię z tego wielkiej sprawy. A jak nie zdążę czegoś zrobić w sobotę, w niedzielę jeszcze wrzucam dodatkowe pranie, prasuję, kończę inne rzeczy.
                          Miliony kobiet pracują zawodowo, prowadzą domy, zajmują się dziećmi i nikt nie robi z tego sprawy. Są zmęczone, ale nie epatują tym, nie obwiniają mężów o to, takie życie, czemu tutaj musimy aż tak doceniać faceta, który źle traktuje żonę i dzieci, bo ma do tego prawo, skoro pracuje?
                          Paris, nie ja jedna widzę w Twoich postach złośliwość. Masz taki styl, tylko najwyraźniej tego nie widzisz. Ja oceniam przez pryzmat swoich doświadczeń, Ty swoich. Z tego, co pamiętam, miałaś w domu problemy ze złą matką i pokrzywdzonym ojcem, dlatego teraz zdecydowanie krytyczniej oceniasz kobiety, już wiele razy to zauważyłam. Możesz w tym być krzywdząca.
                          Pisałaś kiedyś, że zastanawiasz się nad tym, czy nie jesteś przemocowcem. Uznałam to za rodzaj kokieterii z Twojej strony, ale Twoja złośliwość (i nie chodzi o mnie) przybiera na sile i teraz zaczynam się zastanawiać.....
                          • paris-texas-warsaw Re: Dodam jeszcze 08.11.13, 15:34
                            Nie lubię odnoszenia się do osób wypowiadajacych się na forum poprzez analizę ich fragmentów z życia, bo to nie są żadne argumenty. To czy jestem przemocowcem czy nie, tez tu nie ma nic do rzeczy, bo tylko omawiamy jakiś problem. Dla mnie ciekawy, bo sama mam dwoje dzieci i rózne to stawia wymogi przed małżenstwem.
                            Nie pisze nic złego pod adresem męża, bo go tu nie ma i nic to nie da. Pisze jedynie, że może być zmęczony, bo ja pracując - a był to mniejszy wymiar godzin - zawsze byłam. Tez praca pracy nierówna. Jesli miałabym pisac przez pryzmat swojego życia, to faktycznie napisałabym, że facet do kitu. Dla mnie jak kogos nie ma od 7 do 18 h to jest fantomem dla dzieci w wieku przedszkolnym. Jak bym miała pisac przez pryzmat swojego życia, to bym napisała, że wierzę, że ja bym nie dała mężowi złotówki przy rozwodzie, ale on mi pewnie tak. I dodam, że dziś mój mąż wyszedł przed dziewiątą, ok. 14 h przyniósł mi obiad, bo się zaziębiłam i siedze w domu, a teraz już poszedł z dzieckiem starszym na basen. Ale to tez moja zasługa poniekąd, bo trzeba wyważyć, ile trzeba zarabiać, a ile czasu poświęcić dzieciom. No i dbać o własny dobrostan:) Ale każdy ma inną pracę, każdy inne potrzeby finansowe, inne mozliwości, etc. Takie pisanie "przez pryzmat" mało daje. Staram się jakos wyjść ponad "co u mnie w domu". Dodam, że to, że Autorka długo siedziała w domu z dziećmi tez jest mi bliskie, ale nikomu tego nie bedę polecać, bo też są różne możliwości.
                            Jak napisze tu jakiś mąż to też go zjadę:)))) Mój mąż obiecał mi, że kiedyś napisze tu jako "Sancho Pansa":) Czekam na ten moment, chyba, że wyjdę z uzależnienia forumowego, a chyba zamierzam narzucić sobie taki rygor:))))
                            • sebalda Re: Dodam jeszcze 08.11.13, 16:05
                              Pisze je
                              > dynie, że może być zmęczony

                              Ale nikt mu nie odmawia prawa do tego zmęczenia. Tyle że ani to zmęczenie, ani fakt, że od niedawna sam pracuje na 4-osobową rodzinę, nie upoważnia go do poniżania i gnębienia mniej może zaradnej życiowo żony. Ona o tym nie pisze, ale nie wydaje mi się, żeby zaraz po powrocie ona zmuszała go do pomocy w domu i przy dzieciach. Raczej ona to wszystko obrabia, zatem on po pracy jednak ma szansę na odpoczynek. Z jej słów wynika, że on ma jej za złe to, że chodzi na terapię i raz w tygodniu na jakieś zajęcia i to jest wyraz jej egoizmu. Twoim zdaniem jest?
                              Mam bliską koleżankę, która pracuje na 3, w porywach na 4 etatach i utrzymuje 5-osobową rodzinę, łącznie z niepracującym od wielu lat mężem, który do tego urządzał jej karczemne awantury, ale po jej czasowej wyprowadzce i interwencji policji na szczęście odpuścił. Oprócz tych etatów ona niemal samodzielnie wychowała 3 fajnych dzieciaków, obsługiwała dom, organizowała wyjazdy wakacyjne, ogólnie robiła wszystko. Zatem pan, który pracuje do 18 i oprócz tego nie ma żadnych obowiązków nie jest znowu takim wielkim bohaterem, jak cały czas próbujesz wykazać.
                              • paris-texas-warsaw Re: Dodam jeszcze 08.11.13, 16:12
                                Myślę, że źle facet robi, ale myslę, że się w tej rzeczywistosci "po terapii" nie odnajduje i trudno mu na szybko wytłumaczyć, że "źle robi". Jest sknerą, ale też myślę, że to forma dziecinnego odwetu za rzucenie pracy i "robienie" biznesu z tego hobby i czucie się pomijanym przez niego (też dziecinne). Dlatego przeciez ze dwa razy pisałam, że lepiej im pewnie rozwód zrobi, tym bardziej, że taką podjęli decyzję, on mówi "że jej nie lubi", a ona "że już jej nie potrzebny". Ale cienko widzę życie po rozwodzie bez kasy i cienko ze względu, że nie mogą sie jakoś dogadać, a przy dzieciach ta kwestia i przy rozowdzie jest kluczowa. A trochę myślę, że jakby się razem spróbowali dogadać, to by mogli byc razem. No, może naiwna jestem i zawsze no jednak patrze przez pryzmat swojego męża;).
                                • sebalda Re: Dodam jeszcze 08.11.13, 16:25
                                  >zawsze no jednak patrze przez pryzmat swojego męża;).

                                  No a ja patrzę przez pryzmat swojego i tu leży problem;)
                                  Ja to wszystko zupełnie inaczej widzę, dlatego uważam, że jeśli autorka będzie jeszcze próbowała to ratować, to może skończyć tak jak ja i stąd moje rady. Najgorszemu wrogowi nie życzę. Mąż jej nie szanuje, to widać na kilometr, a bez szacunku, bez chęci poprawy także ze swojej strony (on jej nie ma, on niewinny), jak to można jeszcze poskładać?
                                  • sebalda Re: Depresja 08.11.13, 16:31
                                    I jeszcze jedna moja uwaga, Paris, jak już tak sobie szczerze rozmawiamy.
                                    Błagam, waż słowa. Czy pomyślałaś, co czuje autorka (i inne osoby cierpiące z powodu depresji), gdy piszesz, że dla dzieci taka matka to najgorsza rzecz???
                                    Nie miałam, nawet nie znam nikogo, kto by miał kliniczną depresję, ale wiem, że to poważny i bolesny problem i nie powinno się takich rzeczy pisać. Nie rób tego w przyszłości, jeśli mogę Cię prosić.
                                    • paris-texas-warsaw Re: Depresja 08.11.13, 16:48
                                      Masz rację, mąż też mi coś w ten deseń powiedział.
    • alpepe Re: Rozwód, dzieci, "szkodliwa" terapia 08.11.13, 13:00
      a ja na twoim miejscu zgodziłabym się na opiekę naprzemienną, mąż wycofałby się z tego pomysłu wcześniej niż ci się wydaje, on to powiedział, bo chce ci dopiec. Przy jego trybie życia po miesiącu przyniesie ci dzieci w zębach z powrotem. No i to, co opisałaś, zachowanie dzieci do ciebie, cóż, nikt tu chyba tego nie poruszył, ale jak już siedzisz z dziećmi w domu, to powinnaś je wychowywać, a nie unieszczęśliwiać traktowaniem jak dorosłych, to też forma znęcania się nad dzieckiem, traktowanie go jak dorosłego, wymaganie dorosłych postaw, te dyskusje i tłumaczenia. Dziecko powinno mieć w rodzicu bezpieczną przystań, a nie partnera intelektualnego.
      • paris-texas-warsaw Re: Rozwód, dzieci, "szkodliwa" terapia 08.11.13, 13:09
        Ja w ogóle pomijam temat stylu wychowania. Jakiś czas temu zobaczyłam gdzies, co znaczy czyjś opis stylu wychowania, a co jest w praktyce. Zreszta nikt siebie w tej materii nie zdoła zdiagnozować. Napisze tylko tyle, że dzieci pewnie maja koszmarnie - matka z depresją to jedna z najgorszych opcji w jakich może się znaleźć małe dziecko, nie dogadujący sie rodzice to druga.
        • differentview Re: Rozwód, dzieci, "szkodliwa" terapia 08.11.13, 13:23
          > Napisze tylko tyle, że dzieci pewnie maj
          > a koszmarnie - matka z depresją to jedna z najgorszych opcji w jakich może się
          > znaleźć małe dziecko, nie dogadujący sie rodzice to druga.

          wiesz, depresja depresji nie rowna; ostatnio jakis psychiatra twierdzil, ze kazdy obnizony nastroj trwajacy dluzej niz 2 tygodnie to juz przeslanka zeby rozpoznac depresje; osoba, ktora ma ciezka depresje nie jest w stanie wstac z lozka i umyc zebow a tutaj kobieta pisze, ze realizuje swoje hobby, doksztalce sie, zalozyla biznes itd; wiec nie pisz, ze dzieci maja koszmarnie na podstawie jednego dosc ogolnego postu bo to niemadre; zreszta chyba w ogole madre nie jest zeby tworzyc tysiac piecset teorii na temat zycia zalozycielki watku jesli ona nie czuje potrzeby brania udzialu w dyskusji;)
        • sebalda Re: Rozwód, dzieci, "szkodliwa" terapia 08.11.13, 13:53
          > Napisze tylko tyle, że dzieci pewnie maj
          > a koszmarnie - matka z depresją to jedna z najgorszych opcji w jakich może się
          > znaleźć małe dziecko

          Zabrać dzieci matce! Ubezwłasnowolnić i odizolować od społeczeństwa! Ojcu postawić pomnik, że tyle lat wytrwał w związku z kobietą z depresją i pracował na 4-osobową rodzinę, codziennie do 18! (ona też pracowała co prawda, ale miała niskie zarobki). A to, że o byle co wrzeszczał na małe dzieci, to taki szczegół, wszak był zmęczony, miał prawo!

          Jeszcze dygresja. Małym dzieciom nie nalezy tłumaczyć, gdy się źle zachowują? Jeśli nie tłumaczyć, to co? Lepsze są krzyki? A może jeszcze coś bardziej radykalnego? Tłumaczenie jest przejawem partnerskiego stosunku do dzieci? A co w ogóle jest złego w partnerskim (czyli z poszanowaniem godności) traktowaniu dzieci (nie mylić z wychowaniem bezstresowym, bo to zupełnie inne rzeczy). Tak się składa, że właśnie tak wychowywałam swoje dzieci, dziś dorosłe, i nigdy nie sprawiały mi żadnych poważnych problemów wychowawczych, wręcz przeciwnie, są wyjątkowo ok pod każdym względem.
        • pade Re: Rozwód, dzieci, "szkodliwa" terapia 08.11.13, 19:52
          Napisze tylko tyle, że dzieci pewnie maj
          > a koszmarnie - matka z depresją to jedna z najgorszych opcji w jakich może się
          > znaleźć małe dziecko, nie dogadujący sie rodzice to druga.

          Twoje wypowiedzi są bezmyślne i okrutne.
          • paris-texas-warsaw Re: Rozwód, dzieci, "szkodliwa" terapia 08.11.13, 22:34
            www.psychiatria.pl/txt/a,3339,0,rodzice-zarazaja-swoje-dzieci-zaburzeniami-lekowymi-i-depresja,box-art
            Taki mały pierwszy lepszy link na temat. Myślę Pade, że to Ty jesteś bezmyślna i zupełnie nie masz pojęcia w temacie. Ja ten temat akurat znam, bo moja mama wiele lat leczyła się, a sądząc po jej lekach - nadal się leczy, choć ten temat woli omijać. Propozycja ojca, by dzieci objąć opieką naprzemienną nie jest zła w przypadku depresyjnej matki. Zresztą nawet w linku powyżej podkreślone jest, by ojciec spędzał z dziećmi jak najwięcej czasu w przypadku matki depresyjnej. W tym kontekście nawet moja propozycja by zastanowić się nad zamianą ról w takim związku nie jest chyba aż tak głupia. Rozumiem jednak, że została podjęta decyzja o rozwodzie i opieka nad dziećmi poddana zostanie całkowitemu przedefiniowaniu w nowym układzie.
            • pade Re: Rozwód, dzieci, "szkodliwa" terapia 08.11.13, 23:15
              ja oceniłam Twoją wypowiedź, nie Ciebie
              Ty oceniłaś mnie
              nie życzę sobie, żebys pisała o mnie w ten sposób
              • paris-texas-warsaw Re: Rozwód, dzieci, "szkodliwa" terapia 08.11.13, 23:32
                Jak przestaniesz bredzisz, to przestanę tak oceniać:)
                • pade Re: Rozwód, dzieci, "szkodliwa" terapia 08.11.13, 23:38
                  współczuję Ci

                  "Jeśli nie obarczasz winą, nie masz w sobie złości."
                • cyn-ta Re: Rozwód, dzieci, "szkodliwa" terapia 08.11.13, 23:39
                  Twoje dzieci paris dopiero mają przerąbane! Ygląda na to, że przerosłaś swoją szanowną mamusię :)
            • pade Re: Rozwód, dzieci, "szkodliwa" terapia 08.11.13, 23:34
              i jeszcze jedno
              rozumiem, że wg Ciebie ludzie obciążeni genetycznie, z rodzin dysfunkcyjnych, z zaburzeniami psychicznymi, itd, w ogóle nie powinni mieć dzieci

              albo przed prokreacją powinni iść do wróżki

              jesli ktoś ma depresję i dzieci, to co ma ze sobą zrobić? powiesić się?

              dda też nie powinny się rozmnażać?

              autorka nie leży w łózku, robi coś ze sobą, dba o siebie i o dzieci, chodzi na terapię, ma jakiś cel w życiu...
              nie rozumiem jak można w tak okrutny sposób wypowiadac się na temat jej sytuacji
              • paris-texas-warsaw Re: Rozwód, dzieci, "szkodliwa" terapia 09.11.13, 09:43
                Dzięki za współczucie i inne takie:)

                Jak sobie Pade zadałabyś troche trudu i przeanalizowała wypowiedzi tylko w tym wątku deprecjonujące moje wypowiedzi, nie zawierające żadnej jednak argumentacji, a jedynie negatywną ocenę i przedstawiajace pozycję wyższościową, zakonczone zaś jakimiś oczekiwaniami co do mnie, to może zrozumiesz, czemu własne dzieci nie wykunuja najprostszych "próśb", mimo, że dysponujesz środkami represji jak zabieranie komórek i kieszonkowego. Nad innymi osobami nie masz jednak tak mizernej przewagi i raczej nikt nie będzie tanczył, jak mu zagrasz.

                Rozumiem, że współczujecie Autorce wątku, mi też żal jej dzieci. Rozumiem, że działa tabu dotyczące "matki" i "choroby", ale takie jest życie. Miłe slowa miłymi słowami, a pewne siły są i tak ponad to i dla własnego dobra sobie lepiej sobie z nich zdawać sprawę.
              • paris-texas-warsaw Re: Rozwód, dzieci, "szkodliwa" terapia 09.11.13, 10:03
                Pisałam o dwóch negatywnych czynnikach w życiu dzieci - depresji matki i konflikcie rodziców. Myślę, że Autorka lecząc się pewnie wcale nie uważa moich słów za okrutne, tylko rozumie, że o ile wyeliminowanie pierwszego czynnika jest trudne/bardzo trudne, to można zrobić wszystko by spróbować dogadać się z mężem, nawet jesli to oznacza rozwód.
            • danaide Re: Rozwód, dzieci, "szkodliwa" terapia 09.11.13, 10:47
              Propozycja ojca, by dzieci objąć opieką naprzemienną nie jest zła
              > w przypadku depresyjnej matki. Zresztą nawet w linku powyżej podkreślone jest,
              > by ojciec spędzał z dziećmi jak najwięcej czasu w przypadku matki depresyjnej.

              W takim razie albo ja nie zrozumiałam tego artykułu albo Ty Paris go nie zrozumiałaś. Jakkolwiek depresja matki wpływa na zachowanie dzieci to ojciec, z tego co piszą w artykule, może mieć lub nie mieć wpływu. Są ważne elementy, takie jak ciepło, kontrola, opieka, ochrona - to są elementy, które są niezbędne nie tylko dziecku, ale i matce, która jest w depresji. Jeżeli JEDYNĄ propozycją jaką mamy dla depresyjnej matki jest ograniczanie jej kontaktu z dziećmi przez powierzenie ojcu jakiemukolwiek bądź to...

              Ja jestem depresyjną matką, którą ojciec dziecka zostawił z dnia na dzień z dzieckiem, które jakoby kochał i kocha. Która nie dostała niezbędnego wsparcia ze strony ludzi, którzy mogli pomóc - jej i dziecku. Która obserwuje zmiany zachodzące we własnym dziecku i robi to co może, terapie, leki, która daje swojemu dziecku tyle ciepła, opieki i ochrony na ile ją stać. Choć trudno dawać jeśli się samemu nie dostało.
              I kiedy ponad rok temu zaczęłam pisać na tym forum głosy były identyczne: oddaj dziecko potrzebującym / lepszym rodzicom, bo Ty się nie nadajesz.

              A schemat się powiela: kobieta widzi, że coś jest nie tak, próbuje się zmieniać, facet nie wyraża woli zmian, z nim wszystko jest ok, to matka ma problem. Potem rozstanie i różne kombinacje. I niby wszyscy wiedzą, że szczęśliwa matka to szczęśliwe dziecko, ale pomóc matce wyjść z zaklętego kręgu mało kto ma chęć, lepiej optować za separowaniem dzieci.
        • danaide Re: Rozwód, dzieci, "szkodliwa" terapia 08.11.13, 21:13
          - matka z depresją to jedna z najgorszych opcji w jakich może się
          > znaleźć małe dziecko,

          A matka z depresją dobijana przez osoby trzecie - dopiero jazda bez trzymanki!

          Parę rzeczy z tej całej dyskusji nie daje mi spokoju.

          Po pierwsze - pieniądze! Co Wy ciągle tak o tych pieniądzach? To nie ma znaczenia ile ktoś zarabia, ile ktoś wydaje i czy ten co nie zarabia odrabia w naturze (dzieci jak cię mogę, ale pan niedopieszczony i sfrustrowany) czy jednak pasożytuje - w normalnym, kochającym się związku nawet problemy finansowe mogą być, ale problemy finansowe są od tego, by je rozwiązywać, a tu kwestie finansowe (nie ma przecież mowy o żadnych problemach, to nie jest tak, że pan haruje i spłaca kredyty, by rodzinie coś do gęby wsadzić, a żona puszcza forsę na prawo i lewo) traktowane są jako narzędzia władzy nad drugą osobą. Znaczenie ma to, czy i w jakiej formie wsparcie jest okazywane. A tu nie jest. Biznes zły, taśma droga, fryzura zła, ubiór zły (ciekawe za ile ten ubiór i fryzura, może coś trzeba dorzucić albo jednak obciąć?=), pomysł na czas wspólny zły, sposób chowania dzieci zły... tylko rozwód dobry.

          Po drugie - depresja. Tak najogólniej to chyba są endogenne i egzogenne. Styl życia kobiety, jej próba (nieudana) wejścia w gorset małżeństwa, w którym i tak się nie sprawdza, też może być powodem. Odnalezienie siebie w pasji - to nie jest nieodpowiedzialność, wiele osób rzuca dobrze płatne prace dla pasji próbując z nich wyżyć. Człowiek ma prawo do samorealizacji.

          Po trzecie - zmęczenie pana. To nie ma znaczenia ile pracuje i czym dojeżdża. Pan może być zmęczony samym faktem przekraczania progu swojego mieszkania tudzież budzenia się w nim. Niewykluczone, że nie tylko żona jest w depresji, ale i mąż z jakimiś stanami depresyjnymi. I w końcu o czym my tu mówimy - o jednym (słownie: JEDNYM) wieczorze w tygodniu, gdy pani się wymyka na zajęcia? Śmiać się czy płakać?
    • filetta Re: Rozwód, dzieci, "szkodliwa" terapia 09.11.13, 08:28
      Po przeczytaniu wszystkich postów w tym wątku nasunęła mi taka myśl, że mąż i żona są zarówno winni, jak i pokrzywdzeni w tym małżeństwie.

      Twierdzi, że jestem kompletnie nieodpowiedzialna i czu
      > je się jakby miał w domu nastoletnią córkę, a nie żonę.

      Moim zdaniem tu tkwi sedno całego tego związku, a zarazem konfliktu. Mąż jest dominujący, ma silna osobowość, wie, czego chce, więc za partnerkę wybrał sobie osobę zależną i bardzo wpływową. Ale nie do końca jest z tego powodu zadowolony, ponieważ m.in. system wychowania dzieci takiej osoby nie pokrywa się z jego własnym. Przykładów jego niezadowolenia z własnego wyboru można mnożyć, ale nie o to tu chodzi. Dla żony jako osoby zależnej i przewlekle chorej oddanie się pod opiekę takiego męża było bardzo wygodne, ale z czasem stało się źródłem frustracji. Jest to najbardziej zrozumiałe, bo mało komu odpowiada zawłaszczenie własnej osoby i brak jakichkolwiek praw.
      Jest to moim zdaniem jak najbardziej przykład koluzji: przyciąganie-odpychanie.
      Motorem zmian w małżeństwie i jego układzie sił stała się terapia żony i jej stopniowe wyzwalanie się spod wpływu męża. Ponieważ mąż jest nieelastyczny i nie dostosowuje się do zmian wprowadzanych przez żonę, jego niezadowolenie tylko się pogłębia. Natomiast żona nadal pracuje nad własną autonomią, ale pewnie nie spodziewała się takich efektów własnych działań. Trudno określić, na jakim etapie terapii czy usamodzielniania się znajduje, ale na pewno nie jest u kresu tego, co zamierzała zrealizować. Podejrzewam, że rozwód jej nie na rękę, ale będzie musiała ponieść konsekwencje swoich wyborów. Czy aby na pewno jest na nie przygotowana? Naprawdę dobrze by jej zrobiło, gdyby zaczęła myśleć realistycznie, leczyć tę depresję i liczyć tylko na siebie.
      To co tutaj napisałam nie jest ani oskarżeniem ani tłumaczeniem, jest jedynie moim opisem sytuacji tego małżeństwa.
      • paris-texas-warsaw Re: Rozwód, dzieci, "szkodliwa" terapia 09.11.13, 10:05
        Dobrali się na innych warunkach i teraz po ich jednostronnej zmianie się to sypie. Życie... Ładnie piszesz, ale w sumie to nie wiem, czy nie OKRUTNIE;)
        • pade Re: Rozwód, dzieci, "szkodliwa" terapia 09.11.13, 11:01
          Nie jest okrutne.
          To jest opinia bez oceniania.
          Aż dziw mnie bierze, że takiej teoretyczce i weterance, trzeba tłumaczyć jaka jest różnica między oceną a opinią. Że nie powinno sie oceniać osoby tylko zachowanie. Że złośliwa krytyka, albo po prostu bezduszna nie jest konstruktywna, wzmacniająca, tylko dobijająca.

          Zobacz, powyciągałaś moje problemy, żeby je użyć przeciwko mnie, jako argument. Tylko argument na co? Że racja jest po Twojej stronie?
          "Nie lubię odnoszenia się do osób wypowiadajacych się na forum poprzez analizę ich fragmentów z życia, bo to nie są żadne argumenty."
          Czy to nie są Twoje słowa?
          • paris-texas-warsaw Re: Rozwód, dzieci, "szkodliwa" terapia 09.11.13, 11:17
            Nie, tylko mi się przypomniało, że kiedys pisałaś o komunikacji i widziałam w Ciebie speca od tego:)

            I tak Cię Pade lubię, bo pamietam, że jako pierwsza użyłaś terminu o zawrotnej karierze - koluzja:)

            Nie wypowiadam się więcej w temacie, jako osoba z matką leczącą się psychicznie jestem stronnicza, i być może negatywnie nastawiona. Aczkolwiek temat dla mnie ciekawy z dwóch stron, że tak powiem.

            Miłej soboty, niech moc bedzie z Wami:)))
            • pade Re: Rozwód, dzieci, "szkodliwa" terapia 09.11.13, 11:25
              Cały czas się uczę. Próbuję, czasem mi się nie udaje, a czasem odnoszę sukcesy. Życie to nauka. Im jestem starsza tym trudniej przychodzi mi ocenianie ludzi, bo wiem, że nic nie jest takie jak nam się wydaje. Nic w życiu nie jest czarno-białe.
              Pozbądź się bólu ze swego życia. Zaspokój swoje potrzeby. Będzie Ci lżej.
              Ja wiem, że łatwo się pisze, ale da się to zrobić.
              I tego Ci życzę:)
        • danaide Re: Rozwód, dzieci, "szkodliwa" terapia 09.11.13, 11:03
          Gdyby mi ktoś udzielił takiej odpowiedzi byłabym więcej niż zadowolona. Proces wyjścia jest w toku, a już istnieje ryzyko jego zaburzenia - to nie jest okrutne, to jest zwrócenie uwagi na bardzo istotne zagrożenie. Nie wyczuwam tu okrucieństwa, co więcej, nie znajduję tu przeniesienia niechęci do własnej depresyjnej matki na wszystkie depresyjne matki tego świata.
          • danaide Re: Rozwód, dzieci, "szkodliwa" terapia 09.11.13, 12:45
            Spotkałam się również z teorią, że matki w ogóle kiepsko nadają się do swojej roli, bo z uwagi na cykl menstruacyjny mają wahania nastrojów.

Nie pamiętasz hasła

lub ?

 

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się

Nakarm Pajacyka