teodora4
04.01.14, 04:53
Dawno, dawno temu miałam ukochana córkę. Córka była jedyna, ukochana, śliczna. Mogłam się nią cieszyć, kochać i być kochaną, spełniać jej życzenia. Jej dobro było najważniejsze. Od jej ojca wywalczyłam alimenty i dbałam, żeby dziecko miało kontakty z ojcem i teściami. Pokochałyśmy się z teściową, łączyło nas ukochane dziecko, które rosło, dojrzewało, mądrzało. Dziecko wyrosło i wyjechało na studia zagranicę... A tam wstąpiło do sekty religijnej i przestało znajdować radość w utrzymywaniu stosunków rodzinnych. Walczyłam jak lwica, żeby córkę z tego wyciągnąć. Ona - opędzała się ode mnie i trwała wśród nowych współwyznawców. Po 4 latach odeszła wreszcie z sekty z poznanym tam ukochanym mężczyzną i jego matką alkoholiczką. Młodzi wzięli ślub i stosunki rodzinne wróciły prawie do normy. Mogłam znowu spełniać wszystkie życzenia córki, a ona - mogła dalej opędzać się ode mnie... Miała moje zrozumienie, bo była już dorosła, wykształcona, miała swoją rodzinę. Po kilku latach przyszły na świat dzieci. Zaczęłam częściej odwiedzać dzieci i wnuki. Patrzyłam i przecierałam oczy jak moja córka "dba i wychowuje". Wnuczka coraz częściej chorowała. Gdy zapadła na chroniczne zapalenie oskrzeli grożące astmą, mogłam przyjechać i zaopiekować się wnuczką, ale nie za długo, bo różniłam się poglądami z córką co służy dzieciom. Córka miała swoje poglądy i czerpała radość z poczucia władzy absolutnej nad dziećmi. Nie mogłam tego zrozumieć i jej braku empatii, też. Próbowałam perswazji, daremnie. Moje starania o zdrowie dzieci, doceniały tylko dzieci, pokochały mnie. Ich matka była niezadowolona, ale na wyraźne prośby wnuków pozwalała na nasze kontakty. Dzieci przestały poważniej chorować, zaokrągliły się w czasie pobytów ze mną, odpoczywały od nielubianego przedszkola. Najfajniej było gdy przyjeżdżały do mnie, bo bez konfliktów z ich rodzicami. Niestety rok 2013 zaowocował radykalną zmianą stanowiska. Córka i zięć postanowili pozbyć się mnie z ich życia. Wywoływali awantury, jak byłam u nich, zabraniali mi zabrać dzieci do siebie. Moje błagania nie przyniosły rezultatów. Im bardziej dzieci prosiły i płakały o przyjazd do mnie, tym większy był opór ich rodziców. Podejrzewałam, że znowu wplątali się w sektę religijną. Tym razem jednak córka i zięć odsunęli się tylko ode mnie. Zięć opiekuje się swoją matką. Córka manifestuje swoje przywiązanie do ojca - mojego antagonisty i jego nowej rodziny - fanatycznie religijnej. Ja zostałam sama w Święta, nie widziałam wnuków od kilku miesięcy. Dzieci źle śpią i znowu chorują. Od dwóch miesięcy mają zapalenie oskrzeli, wnuczka bierze znowu leki antyastmatyczne, cały czas moczy się w nocy i ma okresowe bóle brzucha. Ja cierpię i nie wiem co robić.......