kaszub-ska
15.02.15, 16:00
Nie wiem właściwie, jak zatytułować wątek. Chodzi mi o sytuacje, kiedy przez pewien okres czasu z uwagi na doszkalanie zawodowe czy też skupienie się na rozwoju zawodowym jednego z małżonków drugie musi w większym wymiarze zająć się dziećmi i domem, jest częściej zdane samo na siebie. Już tłumaczę o co chodzi.
Jestem na kursie zawodowym, który trwa 10 miesięcy (5,5 już mam za sobą) i zakończy się trudnym egzaminem, zajęcia odbywają się w każdą sobotę przez kilka godzin, uczę się również w domu codziennie. Chcę zmienić pracę na wyższe stanowisko. Pracuję, mąż pracuje, mamy dwoje dzieci w wieku szkolnym. Nauka to dodatkowy dla mnie obowiązek, jestem zmęczona, potrzebuję odciążenia od spraw domowych. I tu zaczyna się problem. Niby oficjalnie wszystko jest w porządku, mąż zgodził się, obiecał, że będzie mi pomagał. Początkowo było okej, ale z biegiem czasu coraz częściej słyszę wyrzuty, że nie zajmuje się dziećmi, nie dbam o niego, nie gotuję, olewam dom. Kiedy proszę, by zajął się czymś, stawia opór, rzuca wredne komentarze, złośliwie namawia dzieci, by mnie angażowały, kiedy uczę się. Proszę, by tego nie robił, żeby wytrzymał jeszcze trochę, ale nic to nie daje. Wychodzi z domu częściej niż przed moim kursem, twierdząc że, mu się należy, bo wszystko na jego głowie, co jest wyolbrzymieniem totalnym. Kiedy umówiłam się z przyjaciółkami, wkurzył się i wyszedł, co oczywiście zburzyło moje plany. Później miał focha przez tydzień, bo przyjaciółki są dla mnie ważniejsze niż mąż, a sam wychodzi, kiedy tylko może. Ma do mnie pretensje, że nie pozwalam mu zapraszać znajomych, a nie chce zrozumieć, że uczę się i potrzebuję spokoju. Ma pretensje, że nie chcę z nimi jechać do jego rodziców, a ja nie mam siły na rodzinne weekendy i marzę o dwóch dniach w samotności.
Jestem zła i przykro mi, że nie mogę liczyć na wsparcie męża, podczas gdy kilka lat temu, kiedy on zmieniał pracę i doszkalał się miał w domu pełen luksus, a trwało to 3 lata. Praca, która wtedy dostał była jego marzeniem, pracodawca finansował mu studia podyplomowe (2 weekendy w miesiącu od rana do wieczora poza domem), raz w tygodniu kurs językowy, do tego zrobił 2 kursy zawodowe, co tydzień latał na basen/siłownie, rzadko wracał do domu przed 20. Byłam wtedy na urlopie wychowawczym, dwoje malutkich dzieci w domu, nie narzekałam, nie wymagałam, by mi pomagał ponad to, co chciał. Cieszyłam się, że dostał szansę i może w pełni się wykazać, a teraz kiedy chcę inwestować w siebie, on stawia opór. To niesprawiedliwe. Potrzebuję skupić się na nauce, a nie odpierać zarzuty męża i walczyć z wyrzutami sumienia. Chcę rozwinąć się zawodowo, czy to takie straszne? Nie wiem, jak się zachowywać, jak rozmawiać? Po skończeniu tego kursu, za jakiś czas planowałam rozpocząć następny 7-miesięczny, ale powoli przechodzi mi ochota.