mytoya
07.05.15, 14:08
Od czego zacząć.. w zeszłym roku przeprowadziłam się wraz z mężem do mojego rodzinnego domu ( mamy własne piętro , siostrę spłaciłam dawno temu) w czerwcu 2014 ponieważ byłam w ciąży, potrzebowaliśmy więcej miejsca a przede wszzytkim pomocy mojej mamy, która wielokrotnie deklarowała wielką chcę pomocy przy małym. Zresztą ustaliłyśmy to wcześniej - ponieważ mam bardzo dobrze płatną pracę ale wymaga ona dużego zaangażowania i wiedziałam, że będę musiała szybko do niej wrócić. Po narodzinach małego już po 2 tygodniach zaczełam prace- same niezbędne rzeczy, praca w domu. Gdy zaczeły mnie gonić terminy mama przejeła dzidzię na ok 6, 7 godzin dziennie ( mały miał twedy ok 2 miesięcy) z tym, że co dwie godziny gokarmiłam, przewijałam. Niestety taka pomoc trwała jedynie 2 miesiące, moja mama źle się czuła z tym, że musi przeorganizować swoje zycie. niestey mój tata nie żyje a mama mieszka ze swoim partnerem. Dla nich bardzo ważne są codzinne zakupy, obied ( który gotuje się i planuje pół dnia) . Wtedy bardzo nam pomagała bo i zajmowała się małym a i czesto gotowała między innymi dla nas. Myślę, że dlatego bo byłoby jej głupio bo od lat zjamowała się starszym wnukiem ( odrabianie lekcji, jedzenie). Ale zaczełyśmy się kłocić - bo się nie uśmiechałam, bo byłam niemiła, podrażniona, bo ciągle coś od niej chciałam, bo rozkazuję. Pewnie tak było, był to dla mnie bardzo trudny czas - nieprzespane noce, dziecko, praca. Od listopada przestała mi pomagać - przychodziła do małego na górę w gości - nie dała jeść, pieluchy ie zmieniła - bawiła się i oczekiwała że będę jej wdzięczna. Często zdarzało się , ze miałam pilny telefon ona siedziała z małym i nie daa mu jeść chioć juz zasypiał ( nawet nie powiedzia że jest śpiący) z nała dobrze jego rozkłąd dnia. Wkurzało mnie to strasznie. Prosiłam ją wielokrotnie aby zajmowała się nim od 10-12 bo ja musze być wtedy dostępna w pracy - telefony, sprawdzeine maili, wypchnicie najważniejszych spraw. No to przychodziła na pól godziny, siedziała przy nim, po czym zaczynała sie wiercić i znikała. Teraz wiem, ze powinnam być bardziej stanowcza i nie pytać a zostawiać młodego.
Kilka miesięcy wyglądało tak, że sama zjamowałam się małym, czasem coś popracowała, ale faktycznie mogłam coś zrobić gdy on spał - wówczas ryczłam z bezsilności bo i w domu trzeba ogarnąć jakiś obiad, i praca się pali a ja nie miałam już siły. Konczyło się tym, ze pracowałam często wieczorami, w nocy czasem. I płakałam z bezsilności bo moja mama siedziała całe dnie bezczynnie w fotelu u siebie, zajmowała się drugim wnukiem - odrabiali lekcje po trzy godziny..a ja czułam się oszukana. Nieraz gdy zanosiłam jej dziecko gdy był większy ok. 4 miesięcy to jeszcze mi coś potraliła skomentować, żebym się lepiej ogarenła. Ael jak dziecko płakało bo został w łożeczku to oczywiście pretensje do mnie, czasem przychodziła wtedy ale na ogół to miała gdzieś.
Historia dalej wygląda tak, że mama w styczniu zachorowała, poważnie. Sama wymaga pomocy. Więc zajmowałam się dzieckiem, pracą i po części też nią. Na szczęście mam cudownego męza w zasadzie dzielimy się robotą w domu po połowie, dzieckiem też się zajmuje i to ie tylko tymi miłymi srawami - ale mąż daleko dojeżdza i studiuje zaocznie ( naprawdę go podziwiam) i po prostu nie ma go dużo w domu.
dodam, ze muszę pracować - zarabiam o wiele więcej niż mąż, utzrymuję dom ( wszelkie rachunki, remonty, nieplanowane wydatki). Finansowo pomagam mamie i nie tylko finansowo. Moja siostra jest wredną ku... i łaskę zrobi jak przyjedzie raz na miesiąc na godzinę ( mieszka 2 km od nas) i nigdy w niczym mi nie pomogła , choć ja jej dzieciaka brałam na wakacje, prezenty , wyjazdy - świat mu pokazałam. Ael trudno, od trzech lat się tym nie przejmuję ( musiałam po nocy wracać ze wspólnego wyjazdu bo taką zrobiła awanturę).
Tylko mam takę refleksję - mam koleżanki , które mają dzieci i rodzice im bardzo pomagają. Opiekują się tymi dziećmi, nie mają o to pretensji, dziewczyny za to nie płacą, to dla nich naturalne, że jak matka pracuje to oni się zajmują wnukami. ja nie płaciłam - ale wszelkie koszty domusą na mnie, ubrania, chemia też.
Więc moje pytanie - czy ja jestem nienormalna? Czy miałam zbyt wygórowane oczekiwania?
Bo tak od dziecka jest, że jestem samodzielna, odpowiedzilna, pracuję oo 18roku życia. Mam wrażenie, ze wszyscy dookoła się przyzwycaili, że ja zawsze sobię radzę, że jeszcze im pomoge i ręcz się tego domagają ale nigdy nie usłuszałam dziękuję. Bo ja dobrze zarabiam - ale były też bardzo chude lata.
Teraz wróciłam do biura, mamy nianię. Mama się czuje ciut lepiej ..no ale we mie jest jakiś żal..że mnie nigdy nikt nie pomógł, do wszystkiego doszłam sama, nigdy nic nie dostałam za free a jeszcze często czuję się jak śmieć.. od kilku tygodni postanowiłam mieć wszsytkich w du... najważniejszy jest dla synuś i maż..a reszta niech sobie radzi sama..
Napiszcie prosze jak sobie poradzić z tym żalem.. Bo ja oczywiśceie sobie poradziłam..
Ael czuję się b. oszukana i zwyczjnie jest mi przykro