beata.beata999
16.07.15, 14:17
Niedługo przeprowadzam się do mojego faceta. On mieszka w domu z rodzicami, ale ma swoje piętro, swoją kuchnię, łazienkę. Słowem - tak jakby swoje mieszkanie, ale wejście do domu jest wspólne. Jego rodzice mnie znają, akceptują, bardzo chcą, abyśmy byli razem. I wszystko byłoby ok, gdyby nie... jego mama.
Lubię ją, jest fajna, ale strasznie męczy mnie jej nadopiekuńczość, nadmiar troski, wieczna pomoc, gdy o to nie proszę. Ja jestem typ mocno samodzielny, który uważa, że dorośli ludzie sami się obsługują. Natomiast on jest bez przerwy obsługiwany przez mamę, mimo iż na górze ma wszystko co do samodzielnego życia potrzebne. Mama mu gotuje, obiadki pod nos podtyka, pierze, prasuje, z pracy się zrywa, żeby on ciepłe ziemniaczki miał na obiad. Dopóki tam nie mieszkałam, to co prawda nie podobało mi się to, ale nie próbowałam wpłynąć na sytuację, wychodząc z założenia, że to ich cyrk i jak ona chce tak skakać koło starego konia, to proszę bardzo. Ale im bliżej wprowadzki, tym bardziej mi to przeszkadza.
Coraz częściej mówię mu o tym, że mi się nie podoba to oplecenie maminą pępowiną, że jest przez to niesamodzielny, strasznie wygodny i leniwy. Ale to tylko generuje kłótnie między nami.
A wczoraj wybuchła mega awantura, bo przyjechałam do niego po południu i patrzę, a w sypialni zmieniona pościel na nową. I się wściekłam, bo to nie po raz pierwszy się wydarzyło. Bo to nie on tę pościel zmienił, ale jego mama. A my w tej pościeli śpimy (spędzam u niego na razie weekendy), uprawiamy seks i dla mnie to trochę tak, jakby mi jego mama w majtkach grzebała. I ja wiem, że ona chciała dobrze, ta pościel to pewnie miała być prezentem, ale na Boga - prezenty się daje, a nie przychodzi pod nieobecność i narzuca swoją wolę!
Próbowałam na niego wpłynąć, aby porozmawiał z mamą i ustalił z nią nowe zasady, bo kiedyś mi obiecał, że to zrobi. Ale widzę, że nie robi, że ma ogromny problem z tym, aby własną matkę odsunąć od swojego życia. Cały czas powtarza mi, że jak się wprowadzę, to ona sama się odsunie. A ja się obawiam, że jednak nie. To oczywiście nie zniechęca mnie, aby spróbować tam pomieszkać i zobaczyć jak będzie, ale kompletnie nie wiem jak z nią rozmawiać. Skoro on nie potrafi, to może ja powinnam jej uświadomić, że nie powinna zmieniać nam pościeli, że nie powinna narzucać mi się z obiadami, a przede wszystkim nie powinna włazić do nas na górę, kiedy jej się podoba, że mamy prawo do intymności i prywatności, że to nasz przestrzeń i powinna to uszanować. Tylko kompletnie nie wiem jak to zrobić. Jak sobie pomyślę, że miałabym przeprowadzić z nią taką rozmowę, to mi się słabo robi i totalnie nie wiem czego się tak boję, bo generalnie jestem typem, który mówi czego chce. Uważam, że to jego dom, jego mama i jego rola, no ale on się nie garnie do tego i uważa, że ja wymyślam sobie problemy.
Jak mam się do tego zabrać, aby na naszej przestrzeni na górze ustanowić własne zasady?