panizalewska
05.03.16, 15:14
Wątek tragikomiczny :P
W wątku Kropidła uzewnętrzniłam się z historii rodzinnej i że zerwałam kontakty z rodzicami z tego powodu. Byłam poniekąd ciekawa, czy na moje maile będzie jakaś reakcja matki przynajmniej, bo od ojca już nic nie chcę. Reakcja przeszła moje najśmielsze oczekiwania, chociaż brałam pod uwagę jako jedną z opcji. Nastąpił stupor na tydzień, ale w klimacie focha, a nie że tam jakiegoś zrozumienia, czy czegokolwiek.
Dziś usłyszałam, że:
- matka też bardzo ciężkie życie ma (nie neguję, współczuję),
- 13-letnia osoba płci żeńskiej to już dorosła kobieta jest,
- no jakoś nie wyglądałam na taką, co się przez 10 lat chciała zabić (no ja głupia, za dobrze się ukrywałam. Pewnie dlatego, że miałam się wziąć do roboty, zamiast się smutkować i filozofować),
- pozwie mnie za utrudnianie kontaktów z wnukami,
- czuję, uwaga, CZUJĘ się molestowana i ona współczuje, ale nic nie poradzi, a w ogóle o co się konkretnie rozchodzi, może to kwestia definicji jest (w sensie, że może coś jednak wyolbrzymiam),
- molestowanie przez ojca to NIE JEST wykorzystywanie seksualne (swojej definicji czym to jest nie podała)
- ona to przynajmniej miała usprawiedliwienie, że musiała wiele rzeczy zepchnąć do podświadomości, bo by żyć normalnie nie mogła (ja za to mogłam wybornie, jak nic)
- że mam teraz iść do ojca i mu to wszystko powiedzieć prosto w twarz (bo to takie konstruktywne będzie, no nie wiem po co. Już jedna taka konfrontacja była, jak miałam lat 14, przyparli mnie do muru, psychicznie i w zasadzie fizycznie, bo osaczyli mnie w moim własnym pokoju, a ojciec "nigdy nikogo nie skrzywdził", ale ja przecież już dorosła byłam, luz)
- że w ogóle nie kocham swojej starszej córki, tylko młodszego synka i ja TEŻ nie jestem idealną matką, no złą po prostu (akurat miewam z tym problem, nie ukrywam, zdaję sobie sprawę z różnic w zwracaniu się so dzieci i wiem, że muszę nad tym pracować, organizować więcej czasu sam na sam z córą, wtedy jest naprawdę cudownie. W kontekście całej rozmowy - tekst miszcz)
- a w ogóle czemu tak późno, bo jak mi było wygodnie, to dzwoniłam do ojca, żeby chodził na spacery z córką (tak, brzydzę się tego w stopniu nieziemskim, mam nadzieję, że nic jej nie zrobił. Moja odp - że lepiej późno, niż wcale)
- największą traumą dla dziecka może być brak dziadków (bo ona nie miała, ciekawe czemu, nie dowiedziałam się)
- macierz się nie domyślała, że ja JEDNAK potrzebuję tej terapii. W kontekście takim, że w sumie każdy by potrzebował, ale kto to udźwignie w ogóle i po co, że to JA potrzebuję, a nie ona, a nie ojciec (bo się przecież postarał i posprzątał, czy na koncert zabrał). Miszcz nad miszcze
- w zasadzie to dość już ma moich obelg, bo ja zła kobieta jestem
Także tak tylko nadmieniam, że jeżeli ktoś miałby jakieś wątpliwości, czy utrzymywać z własną toksyczną matką kontakty z jakiegoś powodu - oto co się dzieje, kiedy się zrywa z układem.
Ja tą rozmowę traktuję już bardziej w kategoriach rozrywkowych. Tzn rusza mnie to jakoś, oczywiście, pewnie będę to trawić parę ładnych dni, ale uśmiech głębokiego zażenowania nie schodzi z mojej twarzy. Tak gwoli wylania swojego zdziwienia, nawet nie zawiedzionych nadziei, bo już je straciłam jakiś czas temu.
Życzę wszystkim dużo odwagi i zdecydowania w podobnych sytuacjach. Nie warto moi drodzy przyjaźnić się z patologią, a tym bardziej podsyłać pod opiekę dzieci takim osobnikom. Brak dziadków, czy jednego z rodziców, jest zdecydowanie lepszy, niż rodzina patologiczna. Trzeba brać odpowiedzialność za swoją dorosłość, za swoje dzieci (które NIE są dorosłe do ukończenia 18 roku życia, przypominam jednak, a czasami nie są dojrzałe emocjonalnie i później), trzeba przepracować swoje traumy, niedociągnięcia emocjonalne, żeby żyć bardziej świadomie, żeby nie powielać patolstwa i nie zarażać swoją chorobą bliskich ludzi.
Pozdrawiam gorąco :)