a-barbara
08.12.16, 17:42
Dzień dobry Wszystkim. Chcę podzielić się swoimi rozterkami i jednocześnie poprosić o opinię.
Chodzi o wigilię. Mamy z mężem to szczęście (a czasem i nieszczęście), że pochodzimy z jednego miasta, stąd możemy spędzać wigilię w obu domach (przy odpowiedniej logistyce wydarzeń). Sami zatrzymujemy się w domu moim i taty (mamy go "na spółkę"), bo jest duży i wygodny, teściowa, mieszkająca z córką ma 60 m. i 3 pokoje, więc, wszystkim taki układ odpowiada (nie zaniedbujemy jej czasowo :) ) . Od kilku, prawie już 10 lat (licząc od śmierci Taty męża) w zasadzie ja sama przygotowuję obie wigilie - zakupy, potrawy itp. (mama męża jest osobą już niezbyt sprawną ruchowo, poza tym nie chcemy, żeby rodzice ogałacali sie z emerytur). Moja szwagierka, od czasu rozwalenia swojego związku i powrotu do mamy weszła ponownie w fazę "małej dziewczynki" i jej jako tej 41 letniej dziewczynki przygotowania "dorosłe" nie interesują (poza prezentami, które lubi robić). Nie zrozumcie mnie źle - ja lubię tą młodzieńczość i drobiazgi popakowane finezyjnie pod choinką,,,, ale czasem czuję się totalnie zmęczona tym, że muszę lecieć z Wwy z toną zakupów, dziećmi, psem, mężem, kilkoma blachami ciasta, schabami itp. (piekę tu bo jestem do ostatniej chwili w pracy).Potem cyk cyk 23-24. XII gotowanie, 24 przygotowanie 2 stołów i 2 wiglii, wieczna nerwowość (tu siadamy o 17.00 a ja wracam w ostatniej chwili z przygotowania stołu i śledzi itp. u teściowej) - od 18,30 wydzwanianie teściowej, żebyśmy juz kończyli tu, bo ona jest głodna i chce zaczynać u siebie a nie zacznie jak się nie podzieli opłatkiem (itp.) Efekt - jestem padnięta na maksa. Kilka razy udało mi się zrobić wspólną wigilię w naszym domu -choć to trudne doświadczenie, bo nasi rodzice (choć kulturalni i grzeczni) nigdy nie byli ze sobą blisko. Ale to by było jeszcze do przetrwania, nawet fakt, że kiedyś do moich rodziców doszło "obgadywanie" po mieście faktu (że u nas "specjalnie" na pokaz czyta się Biblię przed opłatkiem, po to, by pokazać im WYŻSZOŚĆ!) Sprawa skomplikowała sie rok temu. Tuż przed świetami zmarła moja Mama - ani Teściowa, ani moja Szwagierka nie przyszły na pogrzeb. nawet nie zadzwoniły z kondolencjami. Mój tata (80 lat, bardzo przeżywa do dziś odejście Mamy), poczuł się tym dotknięty, zwłaszcza, że po śmierci teścia pomagał im wożąc teściową po lekarzach, robiąc jej czasem zakupy, czy załatwiając jakieś drobne domowe remonty. Rok temu powiedział mi wyraznie, że nie jest zainteresowany wspólnymi wigiliami, zniesie obiady czy spotkania w 1 lub 2 dzień swiąt. Tymczasem z tamtej strony jest nieustający nacisk na to, żeby Wigilia była u nas (skoro my tam mieszkamy to przecież możemy zaprosić do siebie.) Wyczuwam trochę, że równiez mojemu mężowi odpowiadałoby takie rozwiązanie... Co gorsza, na wigilie u teściowej zawsze zapraszaliśmy niezamężną ciocię (lubimy ją bardzo) i jej syna (Też lubimy) - ciocia wypytuje nas w kółko nas, czy robimy wigilię, bo jak tak, to jej syn spotyka się z dziewczyną z 4 letnim dzieckiem, które również należałoby zaprosić. I teraz clue: wypadałoby zaprosić teściową, szwagierkę, dziecko szwagierki (fajne!), ciocię, syna cioci, nieznaną dziewczynę syna cioci i jej dziecko - wszystko do domu mojego taty, który jeszcze nie dojrzał do takich imprez i szczerze mówiąc, nie wiem, jakby się czuł w taki wieczór i z taką ilością nieznanych przypadkowych osób (2 średnio lubianych). Pragnę donieść, że Tata, wiekowy pan - też ma już swój charakterek i fochy. Po drugiej stronie - mój mąż, który może miałby takie oczekiwania). Nie mam pojęcia, co robić ,,,,