margaret_7575
12.11.19, 12:54
Potrzebuję żeby ktoś spojrzał na moją sytuację z boku, z pewnego dystansu, którego mi brakuje.
Mam drugiego męża z którym razem wychowujemy trójkę dzieci. Moje dziecko z poprzedniego małżeństwa oraz dwójkę dzieci mojego męża.
Nie mamy wspólnych dzieci, choć bardzo bym chciała ale jednak trójka dzieci w domu to wystarczająco dużo. Musiałam odpuścić moje marzenie o drugim dziecku, głównie z powodów finansowych, w końcu trójka dzieci to duże wyzwanie finansowe.
Mój mąż pracuje nieregularnie, na własnej działalności gospodarczej, raz ma pieniądze ale coraz częściej brakuje mu pod koniec miesiąca. Ja kupuję jedzenie oraz wszystkie inne niezbędne rzeczy typu szampony, pasty itp. On płaci rachunki oraz spłaca kredyt na swój dom, w którym mieszkamy.
Ja pracuję i otrzymuję również alimenty na moje dziecko. Mąż uniósł się honorem i nie pobiera żadnych alimentów od swojej byłej żony na dzieci. Nawet jeśli ona coś kupi dzieciom to on i tak później musi jej oddać pieniądze. Podobno tak się umówili, że ona nie będzie płacić i zajmować się będzie dziećmi w stopniu w jakim ona będzie chciała. Niestety angażuje się bardzo mało i większość obowiązków spoczywa na nas. Mąż nie powiedział mi o tych ustaleniach wcześniej. Od byłej żony nic nie oczekuje, ani pieniędzy, ani zajmowania się dziećmi, nic. Ode mnie za to oczekuje wszystkiego. Zajmowania się dziećmi, domem, śniadaniami, obiadami, kolacjami, zakupami, pilnowaniem dzieci itp. Nagle z matki jednego dziecka, które jest już w miarę samodzielne stałam się zobowiązana do finansowania i zajmowania się dodatkową dwójką. Matka dzieci ma z nimi kontakt i spotyka się z nimi kiedy ma czas i ochotę. Ma mnóstwo czasu na realizowanie swoich pasji, nie musi tracić czasu na obowiązki przy dzieciach i domu, ma też pieniądze by zadbać o siebie bo przecież nie musi płacić na dzieci i całą pensję ma na siebie. We mnie powoli rodzi się bunt i sprzeciw do tej całej sytuacji. Po pracy pędzę zrobić zakupy, szybko do domu, przypilnować lekcji, jedzenie, sprzątanie itp. Za dużo tego jak dla mnie, mimo, że mąż stara się pomagać jak tylko jest w domu. Wcześniej, będąc z jednym dzieckiem miałam dużo więcej czasu dla siebie i trzy razy mniej obowiązków. Mam wrażenie, że cały czas tracę czas tylko na obowiązki i dużo pieniędzy na utrzymania nie moich dzieci. Mam coraz częściej poczucie, że to matka tych dzieci powinna się nimi zajmować i łożyć na ich utrzymanie. Przez to coraz częściej kłócę się z mężem i coraz częściej myślę, żeby od nich odejść mimo, że kocham męża. Nie chcę być frajerką, która zmarnowała czas w życiu i pieniądze na cudze dzieci żeby ktoś mógł sobie żyć spokojnie moim kosztem. Czy da się to jakoś naprawić bez drastycznych rozwiązań? Czy powinnam to wszystko zostawić? Kocham męża ale nie chcę już tak dłużej żyć, w takim szybkim tempie, z taką ilością obowiązków. Co Wy byście zrobili na moim miejscu? Doradźcie proszę.