dlasiebiesamych
05.01.20, 10:44
Po krótce przedstawię sytuację a potem pytanie.
Jestem samotnym mężczyzna po 40 tce,. Pochodze z dysfunkcyjnej rodziny: dominującą matka, nieobecny ojciec, dwoje dzieci- ja i siostra.
Ja bylem zawsze' ten zły'- leniwy, trudny( nie fakty, tylko oceny) itd- i siostra 'ta dobra;- ucząca sie, porządną, i w efekcie- zawsze uprzywilejowana- bo młodsza, bo nie lepiej zachowuje, bo kobieta, bo trzeba ustąpić, bo słabsza itd.
Siostra wg mojej oceny wyrobiła sobie w efekcie tego dosc roszczeniowe podejście do życia i ludzi. W tym do rodziców.
Ale to moja ocena- dalej przedstawia fakty, które proszę ocenić i stwierdzić, czy może ja przesadzam, czy może interesuje nie nie swoimi sprawami, czy moje rozterki sa uzasadnione.
Teraz rodzice mają po 70 lat, ja żyję w innym mieście sam, a siostra założyła rodzinę, ma córkę niecały rok i właśnie zaszła w drugą ciążę.
Matka pomagała i pomaga ciagle przy pierwszym dziecku, 2 lub 3 razy w tygodniu jeździ 30 kilometrów w dwie strony by z dzieckiem siedzieć. Siostra nie pracuje, teraz do tego, wiedząc, ze ma juz dziecko- zaszła w druga ciąże i dodatkowo- zapisala nie na studia, i to prawnicze, gdzie wiadomo, ze trzeba nie dużo uczyc- ale uznała, ze musi 'spełnić marzenie życia'. Maz jest bogaty, ale z dzieckiem nie chce siedzieć.
I o co chodzi- siostra ma matke na zawołanie, która mimo 70 na karku jeździ, jak napisałem, 2 -3 razy w tygodniu zajmować nie dzieckiem, wcześniej jeździła, bo 'trzeba pomoc corce'. Teraz- bo siostra musi uczyć sie na studia. A wkrotce- bo bedzie dwoje dzieci, będzie, ze studiuje i potrzebuje pomocy.
Oczywiste jest, ze babcia może pomoc przy wnukach. Natomiast co mnie zastanawia, to postawa siostry. Skoro matka ma 70 lat, w takim wieku to wg mnie nie jest czas na intensywny wysilek- jedzenie pociągami kilka razy w tygodniu, przewijanie dzieci, noszenie dzieci na rekach itd.
Ja, mimo, ze bylem przez matkę dyskryminowany, cały czas czuje sie winny, ze moja matka na starość musi harować- chociaż to nie moja wina. Czuje, ze to nie fair i boje nie o jej zdrowie. Choć to wszystko decyzje jaj i siostry. Boje nie, ze umrze z przemęczenia albo ze jej to odbierze kilka lat życia.
Siostra z kolei uważa, ze wszystko jest w porządku, a nawet narzeka, ze 'nikt jej ni pomaga'. Teraz, jak urodzi drugie dziecko, matka bedzie obciążana dwojgiem małych dzieci, bo siostra 'musi nie uczyć.'
Nie chce przypisywać siostrze najgorszych intencji- ale uważam, ze jest skrajnie egoistyczna i egocentryczna. Dodam, ze ja odwiedzam rodziców co kilka tygodni, a oni mnie w ogole- bo nie maja czasu albo 'bo trzeba pomoc siostrze przy dziecku'. Ale to dygresja.
Moj problem jest taki, ze choć racjonalnie wiem, ze nie ma wpływu na nic, i że to się odbywa poza moja kontrola, to sie tym stresuje. Po pierwsze- jak wspomnialem- zamartwiam nie o stan matki. Złości mnie tez niesprawiedliwość losu, a kolejna rzecz- złości mnie, ze siostra jest tak bardzo egocentryczna, ze jej w ogóle to nie obchodzi.