miracle999
06.05.20, 12:17
Witajcie,
Mieszkamy we wspólnym gospodarstwie z rodzicami męża. Maz ogarnia gospodarstwo, które od kilku lat należy do niego - tata pomaga. Dom jeden, ale mieszkania i budżet osobny. Jednak problem w tym, ze zauważyłam, ze jego rodzice chcą mieć nad nim, nad nami 100% kontrolę. Jak za często gdzieś wyjeżdżaliśmy to mówili, ze za czesto, ze po co i przede wszystkim wypytywali dokąd jedziemy. Teściu otwarcie mezowi komunikowal, ze nie podoba mu się, ze ja gdzieś wyjeżdżam np. sama (gdy wyjezdzalam do koleżanki, na zakupy, do rodziny). Dlaczego on mnie tak puszczą, ze on by swojej żonie poprzebijał opony gdyby tak ciągle gdzieś wyjezdzala (pół żartem). Gdy wychodzę biegać na godzinkę i zostawiam mezowi dzieci on zaraz słyszy od ojca "Ja bym tak nie puszczał, ale ty się dajesz uwiązac z dziecmi". Raz była sytuacja, ze mąż wyjeżdżał na weekend autem, a drugie było zepsute więc chcielismy pozyczyc od tescia zebym mogla w ten czas pojechać do swojej rodziny z dziećmi. Mieliśmy nadzieję, ze nam pożyczy ponieważ maz opłaca opłaty za auto, czesto tez pozycza swoje itp. Jednak tesciu stwierdził, że nie muszę tak czesto wyjeżdżać i nie pożyczy. Tego wieczoru sami jednak wyjechali do siostry męża, a w tym czasie maz zawiózł mnie do przyjaciółki. Na drugi dzień tesciowa miała czelność obdzwonic pol mojej rodziny i znaleźć przyjaciolke na fb żeby pod byle pretekstem dowiedziec się gdzie wyjechalam...
Czesto też gdy mąż że mną gdzieś jest (np. W niedziele u mojej rodziny/znajomych) o dosłownie 10 min za długo od obrządku to on manifestuje to w ten sposób, że nie idzie z mężem i mu nie pomaga. Wówczas maz jest spięty na wyjazdach, zawsze bardzo się spieszy i ma wyrzuty sumienia. Sami jednak rzadko mówią dokąd jadą np. do męża rodzeństwa. Zdarzało się że tesciu mowil w prost "A po co ty będziesz jechał, tam już wszyscy są, zaraz trzeba obrzadzac/pilnować gospodarstwa". Jednak sam jedzie i świetnie się bawi. Nigdy nie zaproponowali bysmy jechali np. Wspolnie - jakby chcieli mieć resztę rodziny na wyłączność. Zdarzało się, że bez słowa wyjeżdżali, a potem spotykaliśmy ich na urodzinach u np. Brata A oni wielkie zaskoczenie bo nie wiedzieli, ze my też bedziemy, ale nie pisneli słowem że jadą właśnie tam. Ostatnio też wyjeżdżali, pytamy dokąd, bo przecież panuje wirus. Tata odpowoada "aa jeszcze nie wiemy gdzie pojedziemy" po 2 godzinach widzimy na fb zdjecia z grilla z połową rodziny męza...Jak gdzieś wyjeżdżamy to dzwonią do rodzeństwa i pytają czy tam jesteśmy. Ostatnio tesciowa mowi do mnie bym ubralam córkę, bo oni za 15 min. Wyjeżdżają i ja chcą zabrać. To w takiej sytuacji pytam, ale dokąd, a ona oczywiście zdawkowo "na wycieczkę" A ja na to, ze nie, bo ona wyjeżdża zaraz z nami. Więc tesciowa oczywiscie dopytuje dokąd.. na co odpowiedziałam jej to samo co ona mi - obraza majestatu. Zawsze, ale to zawsze muszą wiedzieć gdzie jedziemy, do kogo i po co. Pytają perfidnie - sami robiąc ze swoich wyjazdów swoje sprawy i tajemnice. Jak tu postępować?