ratamatahatta
29.03.21, 17:09
Cześć, dawno mnie tu nie było, witam wszystkich forumowiczów ponownie:D
Ostatnio chodzi za mną jeden temat, tak czysto teoretycznie (nie dotyczy już mnie, na szczęście;). Mianowicie: zastanawiam się czy są takie osoby, może znacie takie lub słyszeliście historie, kiedy ktoś zostaje w domu rodzinnym, w ścisłej symbiozie z rodzicem/rodzicami i nie chce nic zmieniać. Nie mam tu na myśli tych, którzy, się męczą, szukają ucieczki, ale z jakiegoś powodu nadal w tym tkwią. Myślę raczej o tych przypadkach, kiedy np córka/syn jest tak mocno związana/y z matką, że nie w głowie jej/mu wyprowadzka I ta relacja jest podtrzymywana bardziej ze strony potomka niż matki. Myślę, że nikt z nas, tych którzy udzielają się na tym forum nie zalicza się do tej kategorii, chociaż z racji tego, że szukamy rady, zadajemy pytania. Chodzi mi o takie przypadki, kiedy człowiek nie zadaje pytań bo relację w której żyje uważa za sprzyjającą. Przykład ode mnie: moja mama. Lgnie do swojej matki z własnej woli, nigdy nie odeszła zbyt daleko, tylko krótkie małżeństwo z moim ojcem (z którego powstałam ja, hehe), z czego I tak pamiętam większość czasu spędzonego z babcią zamiast z mamą i tatą razem, po odejściu ojca mama nawet palcem nie ruszyła, żeby wyjść z domu do świata, całe jej życie kręciło się wokół jej matki. Zrozumialabym, gdyby babcia ja szantazowala emocjonalnie, zatrzymywala, podupadała na zdrowiu, manipulowała itd. Ale tak nie było. Wygląda na to, że to ten przypadek, dziecko z własnej woli nie przerywa pępowiny, z radością i ochotą poświęca życie pod tę jedną osobe- rodzica. No i gdzieś własne dziecko jako dopełnienie tej głównej relacji. Niezwykle mnie ciekawi jak to się dzieje, dlaczego, skąd to się bierze... znacie takie przypadki?