brat1234
13.04.21, 12:00
Hej witam wszystkich. Jestem facetem i staram się ratować swoje małżeństwo, dlatego poszukuję różnych porad, być może bardziej życiowych niż te na youtube. Być może któreś z Was przeżyło coś podobnego i może coś podpowiedzieć..
W naszym związku to ja od zawsze starałem się o nią, nie odwrotnie. Było fajnie - chodziliśmy na imprezki, koncerty, piliśmy razem alkochol, itp. Ja chciałem nie być tylko kolegą i jakoś wygrało w Jej sercu to, żeby ze mną być. Mieszkaliśmy ze sobą razem to tu, to tam, oboje pracowaliśmy, mieliśmy też kryzysy, kłótnie itp ale zawsze z tego wychodziliśmy. Potem pojawiły się dzieci, żona zrezygnowała z pracy i ja wziąłem na siebie zarabianie + część obowiązków domowych. Dzieci podrosły (7 i 5 lat), żona na pół etatu zajmuje się pracą w organizacji pozarządowej (robota bez umowy, nie ma z tego wielkich pieniędzy). Wydawało mi się, że ona żyje jak pączek w maśle, ale nie...
Ambicji zawsze miała tyle, ile trzeba na minimum z plusem. Dzieci okazały się dość dużym ciężarem dla nas (oczywiście są kochane ale kosztują nas sporo zdowia psychicznego i wyrzeczeń) i żonie nie za bardzo zależy na ich "wychowywaniu". Wyprać ubrania, nakarmić i niech robią swoje. Praca - też raczej minimum, tyle żeby zrobić coś często na ostatnią chwilę. Dom? kurze wytarte, w kuchni w miarę czysto. Czasem zdaży się, że rzecz położona na stole leży tam miesiąc zanim trafi na swoje miejsce. A w lodówce jogurt czeka 2 miesiące po terminie aż zostanie wyrzucony. Co do mnie - sex 9/10 inicjowany przeze mnie i to dobrze jak po lampce wina, zainteresuje się mną od czasu do czasu, np. zapyta co u mnie raz na tydzień. Pochwalić, przytulić, zaproponować coś od siebie - rzadko.
Co więc ją pochłania? ostanio (ze dwa lata) głownie facebook, szczepionki, konstytucja. Imprezki ze znajomymi. Sport ze znajomymi. Wypady na długie spacery ze znajomymi. Siedzenie w telefonie i w internecie ogólnie. Dyskusje o rzeczach na które ona nie ma wpływu. Bulwersowanie się polityką, pedofilią itp. Generalnie wszstko co jest fajne jest poza domem (to jest jej "wolność i niezależność"). To co jest w domu, rodzina i dzieci to są przykre, nudne obowiązki które zrobić trzeba więc odkłada się je na ostatnią chwilę. Ostatnio też poznała jakiegoś kolesia i przyznała, że się w nim lekko zakochała.
Co do mnie - ja jestem w miarę spokojnym, wyważonym gościem. Ani za ładny ani za brzydki, wysoki. Lekko zapuszczony i z przerzedzającymi się włosami, ale też chodzę na siłownię, lubię spacery i rower, więc nie schodzę poniżej pewnego poziomu. Lubię piwko, lubię książki, jestem informatykiem więc głupi tez nie jestem raczej. Zarabiam lepiej niż dobrze. Lubię z żoną chodzić na randki, kolacje (chociaż to ja wtedy ją "zabawiam" i gdy znikam w toalecie w jej ręku pojawia się telefon i facebook). Lubię szaleć na koncertach. Lubię przyrodę, las..
W tym momencie naszego życia jesteśmy na ostatniej prostej do rozwodu. Ja nie mogłem znieść jej lenistwa i olewczego stosunku do domu i rodziny. Dużo ją krytykowałem co jeszcze bardziej zniechęcało ją do pracy nad sobą i starania się. Ale sam też się starałem i próbowałem podejścia "coś za coś". Że tak powiem ani kij ani marchewka nie pomaga. Na pomysł żeby pojechała beze mnie ze swoimi znajomymi (ale też tą swoją miłością) w Bieszczady na kilka dni zagoziłem, że się wyprowadzę - no i wyprowadziłem się. Nie mogłem znieść jej powrotów o 3 nad ranem z "imprezek" i potem leżenia w wyrze do 14 w piękną sobotę, gdzie moglibyśmy coś fajnego razem zrobić, a zamiast tego dzieci siedzą przy bajkach a ja robię obowiązki domowe. Jak mówie jej, że coś ma zrobić konkretnego w domu to "ja ją krytykuję". Jak za dużo siedzi w telefonie to "ja ją ograniczam". Jak ma wrócić przed północą to "ja ją kontroluję". Jak coś odwali to muszę wyciągać z niej przeprosiny siłą.
Moze spróbujemy terapii. Ale na dodatek tego wszystkiego ona mówi że "nie czuje tego w sercu". Ja ją jeszcze chyba kocham. Lubię z nią sex bo czasem się stara. Lubię czasem jej spontaniczność i to że mnie potrafi pozytywnie zaskoczyć. Ale to wygląda tak, że ja się staram w 90%. Czy jest o co walczyć? Czy da się zrobić tak, żeby ona nie była ze mną na siłę, dla wygody? Jej hobby: wino, ścianki wspinaczkowe, joga, psycholog z którym rozmawia o dzieciństwie, sterty ciuchów i kosmetyków sporo kosztują i jej samej raczej nie byłoby na to stać. Może to ja jestem ten głupi? Może nie warto?