Gość: byłam
IP: *.neoplus.adsl.tpnet.pl
12.07.07, 22:19
Oceniana byla dzisiaj- co juz w Gliwicach stalo sie normą, "bezzasadnosć
skargi- na prezydenta miasta, w osobie Zygmunta Frankiewqicza, który od 15
lat nieprzerwanie sprawuje tę funkcję.
Chodziło o to że mieszkańcy wnosili swoje zbiorowe protesty na ignorancję
(także nieudolność), a takze nie liczenie się z opinią lokatorów i instancji
nadrzędnych.
"Schody" zaczęły się w momencie, kiedy głos miała zająć jedna z mieszkanek, u
której żenujące pomiary dokonywano.
Podczas pomiarów, odklejał się od ściany (miejsca pomiarowqego) czujnik
pomiarów, i spadał na podłogę.
Nieobecną Panią miał zastapić inny jej sąsiad, ktory od samego początku
podnosił rękę, sygnalizując że chce głos zabrać.
Ale przegłosowano jakimś trybem procedurę, z której się później wycofano, i
Pan mający zastąpić nieobecną, w mysl głosowania, nie móglby zastąpić jej w
dyskusji.
Jednak zwycieżył zdrowy rozsądek, ale bynajmniej nie ze strony prowadzącego
obrady Kaźmierczaka, tytlko jakiś radny (nawet chyba z koalicji) zgłosił taki
wniosek.
Wniosek polegał na tym, że skoro nie bylo wiadomo że Pani Dzięgiewlewska nie
moze wziać udziału w obradach RM, PRM podstępnie, chciał do głosu nie dopuścić
jej sasiada.
A "sąsiad" Dzięgielewskiej, wygarnął Kaźmierczakowi, że on stara sie być
arbitrem w swej sprawie, do roli której nidgy nie powinien się poczuwać ze
szkoda dla demokracji.
W końcu zdenerwowanego gostka dopuscili do glosu, gdyż on juz powiadomił
wicewojewodę i Katowicką Policję.
Cos mi sie kojarzy z programem pt, "śmiechu warte".