diabollo
11.04.10, 11:24
Mariusz Janicki, Wiesław Władyka
8 kwietnia 2010
Strach przed UE wciąż żywy
W oblężeniu
Eurosceptycy w Polsce przestali już wojować z Unią. Niemniej strach przed jej
zgnilizną obyczajową i liberalnymi eksperymentami nie minął.
Aborcja na życzenie, odbieranie dzieci rodzicom przez urzędników, więzienie za
klapsa, eutanazja, sztuczne zapłodnienie, związki homoseksualne i prawo do
adop-cji, walka z krzyżami i religią, utrata tożsamości narodowej i
kulturowej, prawa dzieci przeciw opiekunom, prawa zwierząt przeciw hodowcom
(rozważa się możliwość ustanawiania prawnych pełnomocników dla maltretowanych
zwierząt)... Teraz właśnie na tych frontach rodzimi obrońcy tradycji toczą
ideologiczne boje, w których ustawiają przeciwnika według własnych wyobrażeń.
Często bez związku z rzeczywistością.
Jeszcze przed kilku laty w głównym nurcie walki politycznej dominowały
zawołania, by do Europy nie wchodzić bo upadnie przemysł i rolnictwo, rynek
zaleją importowane towary, staniemy się niemiecką kolonią. Po naszym wejściu
do Unii, z czego ogromna większość Polaków wydaje się bardzo zadowolona,
antyeuropejskość przejawia się w inny sposób: z gospodarki przeniosła się w
obszar kwestii bardziej miękkich, trudniej wyliczalnych, a więc
światopoglądowych i ideologicznych.
Eurosceptycyzm w polskiej polityce ma tę cechę, że nijak nie może być
wyposażeniem jakiejkolwiek ekipy, która przystępuje do rządzenia. Takie są
polityczne realia i czysty interes Polski.
Dość przypomnieć jak z tą sytuacją zmagał się po 2005 r. tandem braci
Kaczyńskich, zakleszczony z dwóch stron. Prezydent nie anonsował jakichkolwiek
rewolucji w relacjach z Unią, przeciwnie, walczył o miejsce przy europejskich
stołach. Potem wpadł jednak w pewną sprzeczność sam ze sobą, gdy zwlekał z
podpisaniem traktatu lizbońskiego i ścigał się w opieszałości z prezydentem
Czech. To rozdygotanie pana prezydenta było wynikiem, jak się zdaje, ścierania
się w nim dwóch rodzajów myśli i uczuć. Tych nakazujących być w zgodzie z
dążeniami obywateli; i tych bliższych retoryce PiS, umizgującej się do ojca
Rydzyka, fobii jego fanów.
Z kolei Jarosław Kaczyński może nawet nie prezentował się jako zdeklarowany i
wyrazisty eurosceptyk, ale jako polityk i ideolog, który chciał zbudować
„prawdziwą Polskę”, prawdziwie niepodległą, prowadzącą na swoją rękę wielką
politykę patriotyczną. Wspólna Europa nie była tu przeszkodą pod warunkiem, że
Polska istniałaby w niej na swoich prawach, nie wyrzekłaby się żadnych cech
narodowych i religijnych, nie dałaby sobie narzucić żadnych praw i regulacji,
które by się jej nie podobały. I już.
Wspólnota wspólnotą, ale najważniejsze żeby racja była po naszej stronie,
zwłaszcza w stosunkach z najbliższymi sąsiadami, z Rosją i Niemcami przede
wszystkim. Jarosław Kaczyński czuł się spadkobiercą myśli i działań takich
bohaterów polskiej historii jak Józef Piłsudski i Roman Dmowski (łącznie!) i
na dobrą sprawę nie potrafił i nie chciał wyjść z tamtych doświadczeń. Uważał
– i uważa nadal – że Polska znajduje się między młotem a kowadłem i nikt w jej
interesie nie będzie nadstawiał głowy. Pod tymi sztandarami mogli się zmieścić
różnej barwy i różnego natężenia eurosceptycy.
Odkąd bracia Kaczyńscy stali się politycznie bezradni, obóz
narodowo-patriotyczny skupił się na froncie obyczajowym. Co prawda, Unia w
kwestiach obyczajowo-prawnych z reguły wydaje rezolucje – będące jedynie
stanowiskiem – które nie mają bezpośredniego przełożenia na krajowe
prawodawstwo, ale i one są od razu kontestowane, choćby przez polskich
europosłów. I to – co intrygujące – na ogół ręka w rękę z PiS i Platformy,
choć PO demonstruje werbalnie swój euroentuzjazm. Tam PO-PiS naprawdę istnieje.
Grupa szykująca przewrót
W lutym 2010 r. Parlament Europejski uchwalił rezolucję „w sprawie równości
kobiet i mężczyzn w UE”: przeciw byli deputowani z Platformy, PiS i PSL.
Joanna Skrzydlewska, europosłanka PO, tłumaczy, że dokument jest bardzo ważny
i porusza wiele istotnych problemów, jednak: – Musieliśmy głosować przeciwko
niemu, bo zawierał zapis o ułatwieniu dostępu do aborcji.
Kiedy we wrześniu 2009 r. PE przyjął rezolucję, w której kwestionował litewską
ustawę zakazującą „propagowania relacji homoseksualnych”, to wśród
wstrzymujących się byli nawet brytyjscy torysi, sprzymierzeni z PiS, ale sam
PiS oraz Platforma były przeciwko tej rezolucji. Tam gdzie pada słowo
„homoseksualista” czy „aborcja”, można być pewnym sprzeciwu zdecydowanej
większości polskich deputowanych.
Nasi europrzedstawiciele nie dostrzegają wielkiej przemiany, jaka dziś
dokonuje się w koncepcji moralności, etyki, biologii, w filozoficznym konturze
ludzkiej jednostki. Te zmiany lansują co prawda realne organizacje i
środowiska, ale sam proces postępuje w istocie niezależnie od woli zarówno
propagatorów, jak i przeciwników.
Absurdem byłoby przecież przypisywać sufrażystkom, że dzisiaj kobiety mają
prawo do głosowania. To nie Abraham Lincoln sam zniósł niewolnictwo i nie
tylko rewolucja francuska przyniosła koncepcję równych praw obywateli.
Podobnie dzisiaj to nie wyłącznie „agresywne organizacje gejowskie” chcą
formalizacji związków homoseksualnych i nie tylko zagorzali ateiści protestują
przeciwko symbolom religijnym w gmachach publicznych.
Nawet jeśli tradycjonaliści odnoszą wrażenie, że istnieje zwarty projekt ataku
na ich wartości, sterowany z Brukseli przez globalnych iberałów, to jest to
złudzenie na zasadzie projekcji: my jesteśmy grupą obrońców tożsamości, to po
drugiej stronie też musi być jakaś zwarta grupa szykująca cywilizacyjny
przewrót. A trwa po prostu wciąż ten sam proces uwalniania się człowieka od
wszelkich determinacji, najpierw ekonomicznej, społecznej, potem kulturowej,
wreszcie biologicznej, seksualnej, związanej z wiekiem.
Kolejne obszary ludzkiej kondycji przechodzą w sferę możliwie nieskrępowanego
wyboru, a nie konieczności. Kiedyś problemem było umożliwienie ludziom wyboru
małżonka, pracy, religii, miejsca zamieszkania, teraz dochodzi wybór stylu
życia, modelu rodziny, samej chęci dalszego życia, wreszcie płci lub nawet jej
odrzucenia (niedawno obywatel Szkocji otrzymał urzędowe potwierdzenie, że nie
ma określonej płci). Tradycjonalistom może się to wydawać drastycznym dowodem
ostatecznego upadku, ale im zawsze tak się wydawało. Końców świata było już
bez liku: likwidacja monarchii, odebranie władcom boskich atrybutów,
laicyzacja, szkolna koedukacja, likwidacja kary śmierci, środki
antykoncepcyjne, rozwody, bezwyznaniowość, feminizm.
CDN...