Dodaj do ulubionych

Po stu latach archeologii i antropologii wciąż...

04.01.23, 10:07
Po stu latach archeologii i antropologii wciąż jako obiektywne prawdy przedstawiamy spekulacje Rousseau i Hobbesa.


wyborcza.pl/magazyn/7,124059,29301776,po-stu-latach-archeologii-i-antropologii-wciaz-jako-obiektywne.html
Obserwuj wątek
    • walmart.ca Re: Po stu latach archeologii i antropologii wcią 04.01.23, 16:34
      Wreszcie! Graeber i Wengrow zostali zauważeni przez nasz ojczyźniany mainstream. No cóż, lepiej późno niż nigdy.
    • diabollo Re: Po stu latach archeologii i antropologii wcią 05.01.23, 07:31
      Po stu latach archeologii i antropologii wciąż jako obiektywne prawdy przedstawiamy spekulacje Rousseau i Hobbesa
      WOLNA SOBOTA
      29.12.2022, 06:00
      Agnieszka Lichnerowicz

      Mnóstwo dowodów wskazuje, że łowcy-zbieracze opracowali wiele pomysłowych strategii, by powstrzymywać ludzi z zadatkami na charyzmatycznych przywódców
      "Co, jeśli wszystko, czego się nauczyłeś się o historii ludzkości, jest błędne?" – pytał "New York Times", recenzując książkę profesorów Davidów. Bo Graeber i Wengrow "Nową historią ludzkości" burzą wyobrażenia tych, którzy nie śledzą najnowszych badań archeologicznych i antropologicznych, a rozumienie przeszłości opierają na wiedzy ze szkoły, popularnych książek i mediów – czyli w zasadzie niemal nas wszystkich. Autorzy na podstawie ostatnich ustaleń naukowców analizują początki społeczeństw, miast, państw, własności prywatnej, rolnictwa, nierówności i wolności.

      David Wengrow jest profesorem archeologii na University College London. Sławniejszy był drugi David, antropolog Graeber, autor m.in. "Długu. Pierwsze pięć tysięcy lat" i "Pracy bez sensu" oraz jeden z liderów ruchu Occupy Wall Street. Graeber zmarł nagle, miesiąc po ukończeniu książki, nad którą pracowali 10 lat.

      Z archeologiem Davidem Wengrowem, współautorem "Nowej historii ludzkości", jednej z najgłośniejszych książek popularnonaukowych roku, rozmawia Agnieszka Lichnerowicz, TOK FM

      Agnieszka Lichnerowicz: Napisaliście książkę o "narodzinach wszystkiego", czyli o prehistorii. Dlaczego zaczynacie od Oświecenia?
      David Wengrow: Gdy zaczynaliśmy pracę, gdzieś na przełomie 2008 i 2009 r., trwał potężny kryzys finansowy i pojawiło się wiele książek o nierównościach. Uderzyło nas, jak wiele z tych analiz odwoływało się bezpośrednio do myślicieli z XVII i XVIII w., np. Hobbesa i Rousseau. Oświecenie ukształtowało bowiem kluczowe pytania, które zadajemy sobie do dziś: jak powstało państwo, skąd się wzięły własność prywatna, hierarchie i nierówności. Chcieliśmy zbadać korzenie tych pytań i zastanowić się, czy obecnie są wciąż istotne i pomocne.

      Są dwa archetypy natury ludzkości. Według pierwszego pod sztafażem cywilizacji i systemów ekonomicznych kryją się istoty "z natury" dobre. Drugi jest oczywiście przeciwny: tylko cywilizacja powstrzymuje złych "z natury" ludzi przed przemocą. Za ojca pierwszego przekonania uznaje się Rousseau.
      – Ten podział jest nieco bardziej skomplikowany. Gdy francuski filozof spekulował, jacy byliby ludzie w stanie natury, czyli co by zostało, gdyby zerwać z nich cywilizację i historię, wcale nie rysował aż tak dobrego świata. To był raczej dziwny obraz prymitywnych istot ludzkich, które żyją w izolacji od siebie i niemal boją się do siebie zbliżyć. Są w stanie niewinności – takiej szczęśliwej głupoty. Nic nie wskazuje, że Rousseau uważał ich za w pełni ludzi. W jego opowieści w zasadzie nie mieli wyobraźni.

      Obraz egalitarnych grup żyjących we względnym spokoju i tak brzmi kusząco. W narracji Rousseau koniec tego raju przyniosło wynalezienie własności prywatnej, czyli podziału na to, co moje i twoje, a także rolnictwa i państw, a co za tym idzie – hierarchii, władzy i zniewolenia.
      – Rousseau dużo pisze o tym, że dawni ludzie mają uczucia, ale nie za bardzo mają świadomość. Wyobraża sobie stworzenia niby takie jak my, ale na wiele fundamentalnych sposobów jednak inne. To prymitywi, którzy potykają się o własny ogon i ciągle wpadają w zastawione przez samych siebie pułapki. Wynajdują rolnictwo, ale nie przewidują konsekwencji, więc wpadają w pułapkę własności prywatnej. Budują większe i bardziej złożone społeczeństwa, ale nie potrafią dostrzec, że konstruując rządy, tworzą kajdany dla własnej egzystencji. Przekonanie, że ówcześni ludzie nie potrafili przewidzieć przyszłości oraz konsekwencji, jest głównym motywem przypowieści o źródłach nierówności.

      W tej opowieści można rozpoznać wątki z analizy Marksa, który głosił, że świadomość klasowa nie jest uniwersalna. Ale Polce nie muszę tego tłumaczyć…

      Musi pan, bo edukację pobierałam już w demokratycznym, ale neoliberalnym kraju, w którym główny nurt uczynił z Marksa chłopca do bicia. W nowej Polsce nie było trzeba czytać jego filozoficznych tekstów i krytyki kapitalizmu, bo powszechnie uznawano, że ponosi moralną odpowiedzialność za stalinowskie zbrodnie, a nawet jest ich inspiratorem.
      – Marks przekonywał, że społeczeństwo musi przejść od tego, co nazywał prymitywnym komunizmem, przez serię transformacji i rewolucji oraz kapitalizm, by ostatecznie stać się samoświadomym proletariatem. Tę narrację również przenika przekonanie, że dawnym ludziom brakuje grupowej świadomości.

      CDN...
      • diabollo Re: Po stu latach archeologii i antropologii wcią 05.01.23, 07:32
        W ogóle to jestem bardzo ciekaw, jak nasza książka zostanie przyjęta w byłych krajach socjalistycznych i komunistycznych. Choć te różnice filozoficzne i percepcyjne wcale nie muszą być tak duże, bo przecież po II wojnie Wielka Brytania była w zasadzie państwem socjalistycznym.

        Ojcem drugiego archetypu o naturze ludzkiej jest angielski filozof Thomas Hobbes.
        – Również w jego wyobrażeniach prehistoryczni ludzie to nieposiadające wiele proste istoty. Trzeba pamiętać, że Hobbes "Lewiatana" opublikował w 1651 r., w środku angielskiej wojny domowej, w czasie naznaczonym straszną przemocą. Hobbes rysuje mroczny obraz istot z natury brutalnych, przemocowych i egoistycznych, które potrzebują rządu, żeby krępował ich destrukcyjne instynkty.

        Rousseau napisał "Rozprawę o pochodzeniu i podstawach nierówności" ponad 100 lat później, czyli zaledwie kilka dekad przed rewolucją francuską. Obaj mierzyli się więc z politycznymi wyzwaniami swoich czasów w bardzo radykalny oraz spekulacyjny sposób. To były jednak problemy tamtych lat, a nie te, z którymi zmagamy się dzisiaj. I to nas zafascynowało – że utknęliśmy z pytaniami, które powstały setki lat temu, powtarzamy je i często dochodzimy do tych samych odpowiedzi.

        Te archetypy są głęboko zakorzenione w naszej wyobraźni. Perspektywę Rousseau rozwija dziś popularny historyk Yuval Noah Harari, natomiast współczesnym Hobbesem jest inny autorów bestsellerów, psycholog Steven Pinker. Z perspektywy podziałów politycznych można zaś powiedzieć, że opowieść Francuza o naturze ludzkiej jest bliższa lewicy, Anglika – prawicy.
        – Setki lat temu myśliciele nie mieli żadnych materiałów dowodowych na temat wczesnych społeczeństw ludzkich. Źródłem opowieści Hobbesa i Rousseau była wyłącznie ich wyobraźnia. Zresztą jasno to mówili. Rousseau powtarzał, że przedstawia nie rekonstrukcję tego, co się zdarzyło, ale wynik swojego eksperymentu myślowego, który miał na celu refleksję nad jego współczesnością i konsekwencjami własności prywatnej dla ludzkiej psychologii i społeczeństw.

        Osobliwe jest to, że po prawie 100 latach badań empirycznych w archeologii i antropologii te spekulacje są wciąż przedstawiane jako obiektywne prawdy. A nawet prawa historii.

        Co zatem w historii ludzkości zmieniło przejście ze zbieractwa i łowiectwa do uprawy roślin i hodowli zwierząt?
        – Przekonanie, że przejście do rolnictwa było nagłą zmianą, która spowodowała narodziny zupełnie nowych instytucji oraz w nieodwracalny sposób zmieniła tkankę społeczeństw, nie pokrywa się z obecną wiedzą. Gdy rozmawiamy, siedzę w największym instytucie archeologii w Wielkiej Brytanii, kilka pięter poniżej pracują archeobotanicy, którzy przez mikroskopy mierzą malutkie nasiona z różnych neolitycznych – a więc sprzed tysięcy lat – stanowisk archeologicznych na świecie. Naukowcy potrafią już z dosyć dużą dokładnością odtworzyć naturę procesu udomowienia roślin i zwierząt przez ludzi.

        Wciąż jednak powszechnie mówimy i uczymy, że była to rewolucja – neolityczna rewolucja agrarna.
        – Ta fraza wciąż pojawia się w popularnych książkach, jak choćby w "Sapiens" Harariego. Stworzył ją w latach 30. poprzedniego wieku Gordon Childe, jeden z najbardziej wpływowych i nowatorskich wówczas archeologów. Głosił, że przed rewolucją przemysłową ludzie przeszli przez jeszcze dwie inne: neolityczną, czyli agrarną, oraz urbanistyczną, która zrodziła miasta. Jednak minęło prawie 100 lat i dziś już widzimy, że udomowienie roślin i zwierząt wcale nie miało charakteru rewolucyjnego.

        Początek rolnictwa datuje się na jakieś 10 tys. lat temu.
        – Kończyła się epoka lodowcowa, planeta zaczęła się ogrzewać. Materiały dowodowe z przeszłości rysują stopniową, trwającą tysiące lat zmianę. Ludzie zostawali rolnikami, ale też się z tego wycofywali. Albo łączyli rolnictwo z innego rodzaju zajęciami, polowaniami, zbieraniem roślin. Modele były różne i złożone. Decyzje podejmowane były bardzo świadome, nikt przecież przez przypadek nie rezygnuje z nowo wypracowanego sposobu produkcji żywności. Proces zmian zachodził względnie niezależnie w Chinach, na Bliskim Wschodzie, w Ameryce Południowej, Mezoameryce, Afryce.

        Zatem nie niewinne "Adamy i Ewy", ale też nie brutalny homo oeconomicus. Może zatem lepiej zdefiniował naszą naturę Arystoteles, który twierdził, że jesteśmy "zwierzętami politycznymi"?
        – W książce "Hierarchy in the Forest" ("Hierarchia w lesie") taką tezę stawia prymatolog prof. Christopher Boehm. Przekonuje, że choć tak jak inne naczelne też tworzymy hierarchie, tym, co odróżnia istoty ludzkie od goryli czy bonobo, jest coś, co Boehm nazywa w naukowym żargonie "actuarial intelligence", "inteligencją aktuarialną". Ludzie mają bowiem zdolność tworzenia społeczeństw, posiłkując się wyobraźnią. Możemy sobie narysować w głowie choćby konsekwencje przejęcia władzy absolutnej przez najbardziej utalentowanego łowcę w grupie. Mnóstwo dowodów antropologicznych wskazuje, że łowcy-zbieracze opracowali wiele różnych pomysłowych strategii, by powstrzymywać ludzi, którzy dążą do panowania, i zapobiegać rozpowszechnianiu się modelu charyzmatycznych przywódców. Do kruszenia ego i zawstydzania używali na przykład ironii czy humoru. Albo budowali koalicje przeciw takim jednostkom, robiły to choćby kobiety przeciwko dominującym mężczyznom. Fundamentem tych wszystkich strategii jest świadome działanie. Dla Boehma to esencja ludzkiej polityki.

        CDN...
        • diabollo Re: Po stu latach archeologii i antropologii wcią 05.01.23, 07:34
          Łowcy-zbieracze uprawiali politykę?
          – Naukowy konsensus głosi, że od prawdopodobnie ponad 200 tys. lat nie doszło do żadnej fundamentalnej zmiany w ludzkim mózgu czy kognicji. Powinniśmy więc myśleć o ludziach żyjących na przestrzeni tego czasu jako o w pełni zdolnych do prowadzenia rozmów, które nie różnią się jakoś bardzo od naszych. Trudno to przyjąć, bo przywykliśmy myśleć o naszych przodkach jako często bardziej podobnych do innych gatunków naczelnych niż do nas. Nazywamy to "mitem głupiego dzikusa", nawiązując do mitu o "szlachetnym dzikusie" Rousseau.

          Z jakimi modelami społecznymi eksperymentowali nasi odlegli przodkowie?
          – Pod koniec epoki lodowcowej, ponad 20 tys. lat temu, Europa była tak różna od naszej, jak tylko można sobie wyobrazić, łowcy-zbieracze żyli na skraju lodowców, w tundrze, lesie i na stepie – przestrzeń dzielili m.in. z mamutami włochatymi. Rolnictwo zostanie wynalezione dopiero za kilkanaście tysięcy lat. Tradycyjna narracja każe nam sobie wyobrażać, że po tym świecie wędrowały małe, egalitarne grupy łowców-zbieraczy z niewielkim dobytkiem. Tymczasem archeologia pokazuje nam coś zupełnie innego.

          Elity i bogactwo?
          – W całej Europie znajdujemy pozostałości po pochówkach, które wyglądają jak królewskie. Archeolodzy lubią nazywać ich książętami, bo ciała pokryte są bogactwem i ornamentami, są przy nich piękne przedmioty, ozdobna broń, symbole władzy. Mamy też ślady niezwykłych, wielkich budowli z tamtego czasu, również w Polsce, w Krakowie, gdzie jest stanowisko Spadzista. Na obszarze ciągnącym się do Kijowa znajdujemy pozostałości konstrukcji z kości i kłów mamutów. Ludzie z epoki lodowcowej upolowali zwierzęta, oskórowali, wykorzystali mięso i na koniec budowali z ich kości pomniki. Z drugiej strony na razie nie mamy żadnych dowodów na to, że ludzie w tamtym czasie rzeczywiście żyli w królestwach lub księstwach. Poza ceremoniałem nic nie sugeruje istnienia społeczeństwa opartego na klasach.

          Jeśli nie były to małe, nieposiadające dobytku grupy, ale też nie hierarchiczne królestwa, to co to były za społeczeństwa?
          – Zależnie od pory roku ludzie albo z trudem zdobywali żywność, albo cieszyli się jej obfitością, np. podczas okresowych migracji stadnych zwierząt mieli dostęp do nadwyżek mięsa. A więc zależnie od pory roku żyli w dwóch kompletnie różnych światach społecznych. Tak się działo w bardzo zmiennych środowiskach, od regionu okołobiegunowego przez wielkie niziny Ameryki Północnej po Amazonię.

          W czasach dostatku zbierali się w duże grupy. Na przykład Inuici tworzyli na takich sezonowych zgromadzeniach bardzo egalitarne społeczeństwa, w których nie istniała własność prywatna. Podczas długich, wypełnionych ceremoniami i ucztami zim dzielili się wszystkim, nawet partnerami seksualnymi. Gdy nadchodziło lato, dzielili się na mniejsze grupy i ruszali na wybrzeże polować na foki, morsy i ryby. Te mniejsze grupy były bardzo hierarchiczne, patriarchalne i oparte na zasadach własności prywatnej. Po prostu w ciągu roku te społeczeństwa przeskakiwały między systemami hierarchicznym a egalitarnym, przechodziły więc przez doroczną rewolucję.

          Podobne modele społeczne funkcjonowały w naszej części Europy?
          – Z Europy Środkowej i Wschodniej mamy być może jedne z najlepszych dowody. W czasie zimnej wojny prowadzono bardzo zaawansowane badania archeologiczne na stanowisku Dolní Vestonice na Morawach w Czechosłowacji. Można zrekonstruować gromadzenie się tam w okresach migracji zwierząt ogromnej grupy ludzi, którzy organizowali spektakularne festiwale i rytuały. Gdy kończył się sezon łowiecki, ludzie rozpierzchali się w mniejszych grupach.

          Współczesna archeologia wspierana przez archeogenetykę czy badania izotopowe oraz łącząca siły z analizą antropologiczną daje całkowicie nowy obraz wczesnych społeczeństw. To historia świadomego eksperymentowania i elastyczności. Konstruowanie instytucji, które z natury były tymczasowe, dawało ludziom wolność. Można sobie wyobrażać, w co by wyewoluowały te społeczności, gdyby nie rozbijały kształtujących się za każdym razem struktur hierarchicznych.

          A wojny?
          – Jest bardzo niewiele dowodów na temat prehistorycznych działań wojennych. Wydaje się, że były okresy wojen, ale też długie czasy pokoju. W nieco nowszej historii rdzennych społeczeństw Ameryki Północnej dobrze udokumentowany jest trwający kilka stuleci okres wielkiego pokoju narodu Haudenosaunee, czyli Irokezów. Mamy tendencję do skupiania się na przemocy i działaniach zbrojnych, a być może za mało poważnie traktujemy pokój.

          Politycy i obywatele często odwołują się do argumentów o "naturze ludzkiej". Przekonanie, że jesteśmy hierarchiczni lub egalitarni, altruistyczni albo homo oeconomicus, wywodzi z tego, jacy byli pierwsi łowcy-zbieracze.
          – Antropolodzy zrezygnowali już z próby wskazania jakiegoś punktu w przeszłości, w którym wyłonił się gatunek ludzki. Kiedyś snuto teorie o mitochondrialnej Ewie i jakimś pierwotnym społeczeństwie, które wyłoniło się w jednym konkretnym środowisku, prawdopodobnie na sawannie we wschodniej Afryce.

          CDN...
          • diabollo Re: Po stu latach archeologii i antropologii wcią 05.01.23, 07:36
            Ten obraz radykalnie się zmienił pod wpływem ostatnich kilku dekad badań. Skamieliny i materiał genetyczny sugerują, że gatunek ludzki jest połączeniem różnych wczesnych odmian, które istniały równolegle w bardzo różnych środowiskach, regionach przybrzeżnych, lasach tropikalnych i na sawannach. Przez dziesiątki tysięcy lat dochodziło między nimi do interakcji, ale też do długich separacji, podczas których te istoty podlegały zmianom fizycznym. Z naszej perspektywy wyglądaliby pewnie jak postaci z zamieszkanego przez elfy, hobbity, krasnoludy świata Tolkiena.

            Jeśli takie procesy zachodziły w biologii i fizjologii, to wyobraźmy sobie, co się działo w sferze kultury, społeczeństwa, języka, praktyk rodzicielstwa, płci kulturowej czy religii. Nie mamy jak tego zrekonstruować, ale możemy pożegnać się z przekonaniem, że istniało jakieś jedno pierwotne społeczeństwo.

            Ale dziś planetę zamieszkuje 8 mld ludzi. Trudno sobie wyobrazić nasz złożony świat bez hierarchii, władzy i policji.
            – Ale czy to naprawdę główna przyczyna tego, że jesteśmy zmuszeni żyć w obecnych systemach politycznych? Czy istnieje związek przyczynowo-skutkowy między skalą społeczeństw a hierarchicznymi organizacjami politycznymi? Hierarchia i dominacja równie często funkcjonowały w małych wspólnotach, co w dużych. W małych może nawet częściej.

            Czy istnieje egalitarna rodzina? Egalitarne gospodarstwo domowe? Trudno mi podać przykład. Przekonanie, że egalitaryzm jest jakoś naturalny dla małych grup, a nienaturalny dla dużych, nie brzmi zbyt sensownie. Rdzenne społeczności zamieszkujące północno-zachodnie wybrzeże Pacyfiku dzisiejszej Kanady i Stanów Zjednoczonych tworzyły nieduże, a bardzo hierarchiczne oraz rozwarstwione gospodarstwa domowe. Te małe społeczeństwa dzieliły się na arystokratów, plebejuszy i niewolników, którzy byli nawet dziedziczeni. Musimy przyjąć, że hierarchia i dominacja istniały i będą istnieć. Wczesne społeczeństwa po prostu wymyślały przeróżne strategie, by powstrzymać najgorsze autorytaryzmy.

            Istniały egalitarne miasta?
            – Mamy przykłady większych i bardziej zagęszczonych populacji, których struktura przybrała hierarchiczny i często brutalny kształt. Jednak mamy też miasta, gdzie nie było korelacji między skalą a hierarchią – najbardziej uderzające przykłady pochodzą z Ukrainy. Są dowody, że na niezwykle urodzajnych czarnoziemach między Dnieprem a Bugiem ogromne populacje istniały już 6 tys. lat temu, czyli gdy na Bliskim Wschodzie powstawały uznawane za najstarsze na świecie miasta.

            W starożytnej Mezopotamii miasta tworzyły się wokół świątyń i centrów administracyjnych. Te na terenie obecnej Ukrainy mają zupełnie inny kształt. Wiemy to m.in. dzięki pionierskim pracom ukraińskich i sowieckich archeologów, którzy w latach 70. korzystali z metody magnetycznej, by ustalić usytuowanie obiektów. Stworzyli niesamowite obrazy rozchodzących się pierścieni domów, które miały mniej więcej tę samą wielkość. Wygląda na to, że nie było to wcale bardzo homogeniczne społeczeństwo. Każdy dom ma własny styl. Znaleziono tam jedne z najpiękniejszych ceramik dawnego świata. Nie ma natomiast dowodów wskazujących, że istniały tam świątynie, pałace czy bogate pochówki.

            Co to mówi nam o tamtym społeczeństwie?
            – Przed rosyjską inwazją na Ukrainę prowadzono tam sporo międzynarodowych badań, naukowcy zdobywali bardzo szczegółową wiedzę na temat organizacji tych miejsc. Bez spisanych świadectw trudno sobie wyobrazić, jak funkcjonowało to miasto, ale niektórzy archeolodzy przekonują, że potrafią zrekonstruować dzielnice, w których centrum były miejsca spotkań – domy zgromadzeń. Najpewniej to było duże społeczeństwo, które zdołało na wiele stuleci zorganizować się w nieautorytarne struktury bez elit władzy.

            Dlaczego niektóre miasta były egalitarne, a inne hierarchiczne?
            – Porównujemy społeczeństwa łowców-zbieraczy na zachodnim wybrzeżu Ameryki Północnej. Zasadniczo żyły w takich samych środowiskach, a jednak niektóre praktykowały niewolnictwo, a inne – żyjące tuż obok – je odrzuciły. Szukając odpowiedzi na to pytanie, doszliśmy do wniosku, że konieczne jest uwzględnienie również innych niż ekologiczne czynników, czyli polityki, etyki czy nawet kulturowego postrzeganie płci.

            Jakie wnioski z prehistorii mogą być dziś dla nas inspirujące?
            – William Blake pisał o "wykutych w umyśle kajdanach", czyli łańcuchach w głowie, które trzymają nas w potrzasku. Dlaczego nasza dzisiejsza wyobraźnia jest tak bardzo ograniczona? Proponujemy, by pytanie o nierówności zastąpić refleksją o wolności i z niej uczynić wektor porównawczy dla różnych społeczeństw. Jak wynika z naszych analiz, wolne społeczeństwo to takie, które może kolektywnie zdecydować, że chce się przeorganizować. Wydaje się, że ludzie budowali takie nowe społeczne światy przez dziesiątki tysięcy lat. Oczywiście z różnym rezultatem, wiemy przecież, czym było imperium Azteków, niemniej to dobry moment na refleksję o tej szczególnej zdolności gatunku ludzkiego i o tym, dlaczego gdy obecnie ktoś zaczyna mówić o alternatywach dla ustroju społecznego, bywa nazywany wariatem.

            Europejczycy są niezwykle dumni ze swojego oświeceniowego dziedzictwa i "europejskich wartości", jak demokracja, wolność i równość. Czy rzeczywiście zostały one zainspirowane przez "barbarzyńskie plemiona"?
            – Sposób, w jaki zadała pani pytanie, już wskazuje odpowiedź. Ze względu na to, jak jesteśmy uczeni o nie-Europejczykach, trudno komuś, kto przeszedł przez taką edukację, potraktować poważnie myśl, że ogromny wkład intelektualny wnieśli ludzie, którzy mogli być niepiśmienni, nie wiedzieli nic o starożytnej Grecji i Rzymianach i nie czytali Platona.

            We wspaniałej książce "Kryzys świadomości europejskiej 1680-1715" francuski historyk Paul Hazard opisuje XVIII w. jako epokę kosmopolityzmu. Europejczycy kolonizowali, handlowali i podróżowali, spotykali się z rdzennymi mieszkańcami Ameryki, Dalekiego Wschodu, Indii, Północnej Afryki, imperium osmańskiego. Hazard przekonuje, że to, co nazywamy Oświeceniem, było rezultatem wszystkich tych spotkań.

            Zupełnie inaczej jednak o tym nauczamy. Francuski filozof Bruno Latour nazywał to puryfikacją – filtrowaniem historycznej mieszanki tak, by pozbyć się elementów, które nie pasują do uproszczonego obrazu. Na tym obrazie Oświecenie jest choćby zdominowane przez mężczyzn, gdy w rzeczywistości pionierkami tego intelektualnego ruchu były kobiety, które nazywano salonistkami, jak Madame de Graffigny.

            W 1747 r. de Graffigny opublikowała powieść "Listy Peruwianki", której główną bohaterką jest wymyślona przez autorkę Zilia, porwana przez Hiszpanów księżniczka imperium Inków.
            – Jej książka bywa uważana za feministyczny przełom, bo Zilia może być pierwszą protagonistką europejskiej powieści, która nie wychodzi za mąż i nie umiera. Pisze natomiast listy, w których ze swojej perspektywy krytykuje europejską cywilizację: okrucieństwo, bestialstwo, bezduszność i brutalne nierówności. Jezuici z Ameryki Północnej też opisywali, że rdzenni mieszkańcy byli często zszokowani na przykład bezdomnością i żebractwem w europejskich miastach kolonialnych – jakie społeczeństwo robi to własnym ludziom?

            Takie literackie "dialogi" był wówczas bardzo popularne w Europie.
            – Wielu myślicieli oświeceniowych, choćby Diderot, Monteskiusz czy Voltaire, stworzyło jakąś wersję tego rodzaju rozmów z fikcyjnym "barbarzyńcą" z jakiejś egzotycznej cywilizacji, który obserwuje europejskie społeczeństwa i krytykuje je za brak wolności, równości oraz obsesję na punkcie pieniędzy, monarchii oraz Kościoła. Te krytyki miały ogromny wpływ na ówczesne europejskie myślenie, za kilka dekad wybuchnie przecież rewolucja francuska. Większość głównych bohaterów była co prawda fikcyjna, ale gatunek literacki zapoczątkowali autorzy, którzy spędzili długie lata w europejskich koloniach w Amerykach.

            Jak francuski baron Lahontan.
            – Który w wieku 17 lat pojechał do kolonii nazywanej wówczas Nową Francją, na terenach, które był domem między innymi Haudenosaunee oraz Wyandotów, czyli Huronów. E
            • diabollo Re: Po stu latach archeologii i antropologii wcią 05.01.23, 07:37
              – Który w wieku 17 lat pojechał do kolonii nazywanej wówczas Nową Francją, na terenach, które był domem między innymi Haudenosaunee oraz Wyandotów, czyli Huronów. Europejczycy handlowali z nimi, tworzyli sojusze wojenne, wchodzili w związki małżeńskie i uczyli się języków. Lahontan niezbyt dogadywał się z misjonarzami jezuickimi, zaprzyjaźnił się natomiast z kilkoma znaczącymi postaciami życia politycznego rdzennych narodów. Jedną z nich był Kandiaronk. Różne świadectwa z XVII w. opisują go jako wyjątkową osobę, wojownika, handlarza i dyplomatę, ale też genialnego myśliciela oraz utalentowanego mówcę. Gubernator Nowej Francji zapraszał go do stołu i do debatowania dla rozrywki.

              Kandiaronk był utalentowany, ale nie był odosobniony, był po prostu częścią świata Wyandotów. Rdzenne społeczeństwa w tym regionie nie korzystały zbyt dużo z pisma, ale za to miały niezwykle rozwinięte systemy debat i potyczek oratorskich. Były też stosunkowo wolne od przymusu. Wodzowie mogli wydawać rozkazy, ale nikt nie miał obowiązku się do nich stosować. Innymi słowy, jeśli chciałeś przekonać ludzi, by zaangażowali się w jakiś wspólny projekt, choćby wojnę, jedynym sposobem była perswazja. Misjonarze i inni Europejczycy odnotowywali wyraźny związek między brakiem przymusu a rozwojem zwyczajów i instytucji, które my uznalibyśmy za demokratyczne.

              W 1703 r. Lahonton wydał "Ciekawe dialogi z dzikusem obdarzonym zdrowym rozsądkiem, który dużo podróżował".
              – Autor dyskutuje z postacią o imieniu Adario, wszyscy uznają, że został on oparty na Kandiaronku. Protagonista niezwykle dowcipnie krytykuje europejską cywilizację. Sporo mówi o tym, jak straszny wpływ na relacje międzyludzkie mają własność prywatna i pieniądze. Dyskutuje o wolności i równości. Rozprawiając zaś o seksualności i małżeństwie, Adario pokazuje, jak dużo łatwiej rozwieść się kobietom w rdzennych społeczeństwach Ameryki niż w Europie.

              Książka stała się wielkim bestsellerem, została przetłumaczona na wiele języków, a na scenach teatrów przez dekady grano oparte na niej sztuki. Stała się inspiracją dla kolejnych "dialogów".

              Społeczeństwo, którego częścią był Kandiaronk, naprawdę było idealne?
              – Nie chodzi o to, żeby romantyzować rdzenne narody, są oczywiście również nieprzyjemne aspekty społeczeństwa Wyandotów, jak tortury jeńców i więźniów. Nie chodzi o stworzenie jakiejś idealistycznej fantazji o szlachetnym barbarzyńcy, tylko o dostrzeżenie, że wiele przekonań o demokracji i wolności pochodziło od północnoamerykańskich rdzennych mieszkańców. Wprost mówiło o tym wielu europejskich oświeceniowych filozofów.

              Pouczająca jest również różnica w pojmowaniu indywidualizmu.
              – Wystarczy wyjrzeć poza europejski kontekst, by zauważyć, że dla wielu społeczeństw nie było sprzeczności między osobistą autonomią czy indywidualizmem a odpowiedzialnością społeczną. To, jak bardzo różni się to podejście od naszego współczesnego, najlepiej widać w Stanach Zjednoczonych, gdzie cokolwiek choć trochę "komunistycznego" czy "socjalistycznego" postrzegane jest jako sprzeczne z wolnością jednostki. Dlatego tak wielu ludzi głosuje przeciwko ubezpieczeniu zdrowotnemu. I dlatego – choć w strzelaninach w szkołach giną dzieci – Amerykanie są gotowi do ostatniego tchnienia walczyć o prawo do broni, bo postrzegają to jako bezcenny aspekt ich osobistej autonomii.

              Europejskich obserwatorów intrygowało, że irokeskie społeczeństwa były bardziej egalitarne niż europejskie, a jednocześnie ludzie mieli tam znacznie więcej osobistej autonomii.
              – Fundamentem tej osobistej wolności były wzajemne wsparcie, brak przymusu oraz kar. Stworzyli mechanizmy, które zapobiegały wpadaniu jednostek w skrajną nędzę czy głód, bo w tak rozpaczliwej sytuacji człowiek nie ma wolności do zrobienia czegokolwiek, stara się jedynie przeżyć. Nie mieli prawa karnego – zamiast fizycznie kogoś ukarać albo wsadzić do więzienia zobowiązywano całą rodzinę, a nawet klan, do płacenia rekompensat, co miało motywować do wzajemnego kontrolowania się krewnych. Nawet jezuici przyznawali, że przestępczość była tam niższa niż w europejskich miastach kolonialnych.

              W toku historycznej analizy wypracowaliście trzy uniwersalne podstawowe wolności społeczne.
              – Podstawowe wolności społeczne to takie, które nie są realizowane kosztem innych, jak na przykład wtedy, gdy odmawiasz noszenia maseczki i narażasz jadące tym samym pociągiem starsze osoby.

              Pierwsza to wolność przemieszczania się.
              – Po prostu wolność do wstania i wyjścia. Oparta na idei schronienia, czyli na założeniu, że zostaniesz przyjęty, zaopiekowany i nakarmiony w innym miejscu. Aborygeni w Australii rozwinęli bardzo wyrafinowaną infrastrukturę w tym celu – gdy przemieszczali się na wielkie odległości, poza swoją grupą, a nawet poza zasięg swojego języka, mogli liczyć, że zostaną przywitani jak swoi.

              Niezbyt dobry czas na taki postulat.
              – Wasz kraj zademonstrował, że to wciąż jest możliwe na niezwykłą skalę. Pytanie, dlaczego nie budujemy więcej systemów opartych na tej zasadzie.

              Druga to wolność do nieposłuszeństwa.
              – Do powiedzenia "nie" arbitralnym rozkazom, bo te powinna zastąpić debata.

              Pierwsze dwie formy wolności są podstawą dla trzeciej, najbardziej fundamentalnej – wolności do reorganizowania porządków społecznych i budowania nowych społecznych światów.

              Planowaliśmy napisać jeszcze trzy kolejne książki, "Narodziny wszystkiego" miały być początkiem, lepszym zdefiniowaniem pytań. W kolejnych chcieliśmy poszukać bardziej szczegółowych odpowiedzi.

              Co dziś może oznaczać trzecia wolność?
              – Współczesne państwo nie ma jednego źródła, jest amalgamatem różnych instytucji, które znalazły się w jednym organizmie przez serię historycznych przypadków, a potem rozlały się po świecie za pośrednictwem imperiów i kolonializmu. Suwerenność, biurokracja i charyzmatyczne przywództwo – wszystkie te koncepty mają całkowicie różne korzenie. Powinniśmy więc korzystać z wolności, by wyobrazić sobie łączenie ich w jakiś inny sposób albo nawet rozdzielenie.

              CDN...
              • diabollo Re: Po stu latach archeologii i antropologii wcią 05.01.23, 07:38
                W obliczu kryzysu klimatycznego i erozji demokracji kluczowe wydaje się znalezienie sposobu na uwolnienie decyzji dotyczących odleglejszej przyszłości społeczeństw od krótkookresowych interesów partii politycznych i logiki wyborów.

                Całą rozmowę z Davidem Wengrowem znajdziecie Państwo w TOK FM

                "Narodziny wszystkiego. Nowa historia ludzkości", David Graeber i David Wengrow, tłum. Robert Filipowski, wyd. Zysk i S-ka

                wyborcza.pl/magazyn/7,124059,29301776,po-stu-latach-archeologii-i-antropologii-wciaz-jako-obiektywne.html

Nie pamiętasz hasła

lub ?

 

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się

Nakarm Pajacyka