diabollo 26.01.23, 10:57 wyborcza.pl/ksiazki/7,154165,29176547,zli-chrzescijanie.html Odpowiedz Link Obserwuj wątek Podgląd Opublikuj
diabollo Re: Chrześcijańskie bestialstwo u źródeł. 27.01.23, 07:14 Orbitowski: prawda o wczesnych chrześcijanach jest inna niż znamy z "Quo Vadis". Nie byli pokorni, brutalnie niszczyli dziedzictwo antyku Pergamin był cenny, lecz za to wielokrotnego użytku. Dzieła filozofów, komedie i tragedie po prostu zacierano pumeksem W marcu 415 roku ulicą Aleksandrii jechała w lektyce Hypatia, matematyczka i filozofka, przypuszczalnie najwybitniejszy umysł tamtej epoki. Wracała do domu. Chrześcijanie, zawiadywani przez Piotra Lektora, wywlekli ją na bruk i zaciągnęli do pobliskiego kościoła. Tam dopełnił się jej los. Szczegóły pozostają tajemnicą. Najprawdopodobniej tę mądrą kobietę zabito kamieniami i skorupami naczyń, a rozszarpane ciało ciśnięto w ogień. Legenda mówi, że jeszcze za życia wyłupiono jej oczy. Przyczyny tego mordu łączą w sobie nienawiść do kobiet (zwłaszcza tych, które mają odwagę zająć się nauką), do pogańskiej religii i filozofii, a także względy polityczne. Dopowiadam sobie, że Piotrowi Lektorowi mogło chodzić o coś więcej. Mordując doskonale wykształconą, zakorzenioną w pogaństwie Hypatię, zabijał pewien symbol dawnego świata, który chrześcijaństwo – w niecałe stulecie po dojściu do władzy – próbowało zniszczyć. Udało się, i to podwójnie. Hypatia umarła śmiercią męczennicy, a jej pisma zaginęły. Z pustyni na pustynię Brytyjska historyczka Catherine Nixey w „Ciemniejącym wieku" podejmuje próbę oceny skali zniszczeń wyrządzonych przez chrześcijaństwo. Opisuje bandy mnichów dewastujących świątynie, prześladowania Żydów i homoseksualistów, klęskę filozofii i nędzę jej przedstawicieli, śledzi zaginione księgi i przygląda się rozbitym posągom. Pisze rozwlekle, ale i ostrożnie. Podkreśla, że nie zamierza zwracać się przeciwko całemu chrześcijaństwu, że docenia choćby mnichów kopistów, którzy ocalili cząstkę antycznej kultury. Moim zdaniem brzmi nazbyt zachowawczo. Z jej książki wyłania się obraz niszczycielskiej religii, która zmiotła z powierzchni ziemi cały barwny, choć skomplikowany i okrutny świat. Chrześcijaństwo przyszło z pustyni i przyniosło tylko pustynię. Istnieją dwa rodzaje utraty. W rezultacie pierwszej opłakujemy przeszłość, ale jednak nadal możemy ją sobie wyobrazić za sprawą przekazów czy fragmentów. Możemy wyobrażać sobie, jak wyglądała świątynia boga Serapisa zburzona na rozkaz cesarza Teodozjusza niedługo przed śmiercią Hypatii. Wolno nam tęsknić za zaginioną księgą „Poetyki" Arystotelesa poświęconą komedii, o której w „Imieniu róży" pisał Umberto Eco. Możemy też bawić się myślą o zawartości tej książki albo fantazjować na temat samego Serapisa i natury jego kultu. Istnieje jednak strata, która nie pozostawiła śladów: spalone do cna książki, zagubione na zawsze idee, teatry, których tradycja nie przetrwała. Tak naprawdę nie wiemy, co straciliśmy za sprawą chrześcijaństwa. Z przebogatej literatury łacińskiej ocalał może jeden procent. Wrogowie publiczni Nixey konsekwentnie próbuje unikać terminu „pogaństwo", dostrzegając słusznie jego nieadekwatność względem rozległego i bogatego systemu wierzeń Rzymian. Ja przy nim jednak pozostanę. Postawię tezę, że niewielu mieszkańców imperium wierzyło w osobowego Jowisza, choć przecież składali mu ofiary. Istniały rozliczne kulty misteryjne o ezoterycznym charakterze, żeby wymienić tylko chwałę, jaką oddawano Attisowi podczas ekstatycznych i krwawych obrzędów. Inkorporowano wyznania z podbitych prowincji. CDN... Odpowiedz Link
diabollo Re: Chrześcijańskie bestialstwo u źródeł. 27.01.23, 07:16 Wreszcie poważną konkurencję dla Chrystusa stanowił wywodzący się z mitologii indyjskiej i perskiej bóg Mitra, popularny w kręgach wojskowych. Sercem wiary Rzymian były natomiast bóstwa domowe i kult przodków. Ich kapliczki można było spotkać na rogach ulic, tak jak dziś w Polsce natykamy się na przydrożne krzyże, posągi Marii, Jezusa i świętych. Starożytni Rzymianie do chrześcijaństwa odnosili się niechętnie z różnych powodów. Ci, którzy zajmowali się historią, jak Tacyt, Swetoniusz czy Pliniusz Młodszy, piszą o nim z ledwie ukrywaną niechęcią. Pierwsi chrześcijanie rekrutowali się spośród niewolników, pospólstwa oraz kobiet – grup, które cieszyły się, delikatnie rzecz ujmując, umiarkowanym szacunkiem. Odmowa złożenia ofiary bogom stawiała ich w pozycji wrogów porządku publicznego. Chrześcijanin, odwracając się od Jowisza Kapitolińskiego, mówił: Nie jestem jednym z was. Istniały też inne, bardziej przyziemne przyczyny tej niechęci. Wzrost popularności chrześcijaństwa doprowadził do spadku popytu na zwierzęta ofiarne. Interes skupiony wokół pogańskich świątyń teraz szedł gorzej. Ubożejący handlarze z łatwością wskazali winnych. Bestia 666 Nixey nie podważa prześladowań pierwszych chrześcijan, próbuje natomiast dowieść, że opowieści o masowych mordach i cyrkach, w których lwy codziennie rozszarpywały wyznawców Chrystusa, należy włożyć między bajki. Chrześcijanie, owszem, ginęli, ale wcale nie tak licznie i często na własne życzenie. Okrucieństwo Nerona pozostaje bezsporne. Za czasów tego ostatniego chrześcijanie płonęli na krzyżach w cesarskich ogrodach, aby oświetlić jego ucztę, co szokowało samych Rzymian, nawykłych przecież do okrucieństwa. Same prześladowania trwały jednak krótko i ograniczyły się tylko do Rzymu. Być może Neron zrozumiał, że przeholował. A wkrótce później stracił życie. Określenie Bestia 666 z „Apokalipsy" wg interpretacji numerologicznej odnosi się właśnie do niego. Chrześcijan prześladowali też inni cesarze: Dioklecjan, Walerian i wyjątkowo nieprzejednany w tej kwestii Decjusz. Burzono kościoły. Ewangelie płonęły. Wyznawców torturowano i mordowano. Zachowane źródła pozwalają jednak sądzić, że łączny czas tych prześladowań wyniósł trzynaście lat na trzysta – licząc od narodzin Chrystusa do ustanowienia chrześcijaństwa religią państwową. Większość opowieści o męczennikach należy więc do legend, nie faktów historycznych. Orygenes, chrześcijanin, heretyk, wytrawny polemista i człowiek, który sam się wykastrował, przyznaje, że wyznawcy Chrystusa umierali za wiarę nieczęsto i w niewielkiej liczbie. Mówimy raczej o setkach niż tysiącach. Sami chrześcijanie odnosili się do męczeństwa z życzliwością i nadzieją. Męczeńska śmierć oferowała im natychmiastowe zmycie wszystkich grzechów, czyli bilet do raju, gdzie na delikwenta czekał specjalny wieniec wyróżniający go od innych pobożnych ludzi, którzy umarli w mniej widowiskowy sposób. Zasadniczo w zaświatach mieli lepiej od innych, a wczesnochrześcijańska wizja raju nasuwa skojarzenia z naiwną baśnią na temat islamskiego nieba pełnego hurys. Mowa w niej była o stukrotnym pomnożeniu domów, gruntów, bogactwa, a nawet członków rodzin. Zastanawiam się, czy naprawdę mowa tutaj o niebie, bo nie wyobrażam sobie życia z setką dzieci, skoro dwójka dostarcza nadmiaru radości, trosk i kłopotów. A skoro już przy dzieciach: hagiografia przytaczana przez Nixey zawiera przerażające obrazy matek uszczęśliwionych męczeńską śmiercią swoich synów. Legion dobrodusznych Piłatów Nixey postrzega rzymskich sędziów, namiestników i prokuratorów jako legion dobrodusznych Piłatów, którzy bronią się rękami i nogami przed wydaniem wyroku śmierci, a zatwierdzają karę główną niemal na osobistą prośbę oskarżonego. Przyszły cesarz Antoninus Pius jako namiestnik Azji nie miał żadnych problemów z wydawaniem krwawych wyroków, ale chrześcijańska potrzeba śmierci za wiarę wpędziła tego wykształconego człowieka w konfuzję. W gruncie rzeczy umywał od tych spraw ręce i wolał, aby chrześcijanie wykonali krwawą robotę sami, bez wykorzystania powagi jego urzędu. W tym celu wskazywał im skały, z których mogliby skoczyć, i sugerował, aby sami poszukali sobie stryczków. Chrześcijanie nie przejęli tej łagodności. Wręcz przeciwnie. Prześladowania pogan, w tym filozofów i ich dzieł, pisarzy, a także aktorów i cyrkowców, ruszyły wkrótce po roku 312, kiedy cesarz Konstantyn uczynił chrześcijaństwo religią państwową. Stało się to zresztą w podejrzanych okolicznościach. Legenda chce, że przed decydującą bitwą w toczącej się wojnie domowej Konstantyn ujrzał na niebie krzyż i usłyszał głos, że pod tym znakiem zwycięży. Udało się! Rzymski historyk Zosimos twierdzi jednak, że ten pragmatyczny i wyjątkowo okrutny człowiek nawrócił się, bo… zamordował własną żonę. Gdy pogańscy kapłani odmówili mu przebaczenia, ochrzcił się, co zmywało wszystkie winy, z morderstwem włącznie. Świeżo nawrócony Konstantyn zwrócił się przeciwko dawnym wierzeniom, wśród których wyrastał. Zabronił stawiania wizerunków bogów i nowych świątyń, zachował jednak te istniejące. Pół wieku później za złożenie ofiary bóstwom groziła kara śmierci. Wiek po Konstantynie ta sama kara groziła każdemu, kto nie przyjął chrześcijaństwa. W kolejnym stuleciu dekret cesarski odebrał prawo nauczania niechrześcijańskiej filozofii, nazywając ją „szaleńczym błędem pogaństwa". Filozofów postawiono przed wyborem: chrzest lub wygnanie. Powrót ochrzczonego do starej wiary karano śmiercią. Piąte stulecie cesarz Teodozjusz przywitał nakazem niszczenia wszystkich pogańskich świątyń, które jeszcze ocalały. Bóg-pająk Rewolucja, jaką spowodowało chrześcijaństwo, opierała się, jak sądzę, na dwóch filarach. Wprowadzało perspektywę życia wiecznego, i to w szczęściu, w zamian za spełnienie określonych warunków. Najpewniejsza droga do tego celu wiodła przez męczeństwo – stąd rozpacz Świętego Antoniego, który prowokował urzędnika rzymskiego, aby ten posłał go na męki, a potem do nieba. Urzędnik zignorował świętego, a ten, niepocieszony, wrócił na pustynię, gdzie toczył walkę z diabłem jeszcze przez wiele lat. CDN... Odpowiedz Link
diabollo Re: Chrześcijańskie bestialstwo u źródeł. 27.01.23, 07:18 Antoni i wielu innych nie mieli wątpliwości. Byli pewni istnienia nieba i piekła, tak jak ja jestem pewien, że w Warszawie istnieje redakcja „Książek", dla których piszę ten tekst. Z ich punktu widzenia odrzucenie doczesnych przyjemności, umartwianie się i męczeństwo były najbardziej racjonalnym wyborem. Idea zmartwychwstania ciał intelektualistom pogańskim nie mieściła się w głowach. Celsus, znawca i krytyk chrześcijaństwa, śmiał się, że to idea godna robaków, mimowolnie przepowiadając modę na opowieści o zombi. Jaka dusza – pytał – zechce wrócić do gnijącego ciała? Pisma Celsusa również przepadły. Znamy je wyłącznie z cytatów jego adwersarzy. Jowisz, Mars, Atena umiarkowanie interesowali się ludźmi, a już na pewno nie darzyli ich miłością. Bóg chrześcijan przeciwnie, tak pokochał człowieka, że za niego umarł. Posiadał też wgląd w jego duszę. Z punktu widzenia pogan była to przerażająca wizja boga-szpiega albo boga-pająka (określenie Nietzschego), przed którym nie sposób się ukryć. Dotąd człowiek miał myśli, lęki i pragnienia, które należały tylko do niego. Koncepcja chrześcijańskiego Boga była rewolucją psychologiczną: człowiek przestał należeć wyłącznie do siebie. Jak podkreślał Jan Chryzostom, wyjątkowy potwór nawet wśród wczesnochrześcijańskich świętych, kto tylko pożądliwie spojrzał na kobietę, już popełnił cudzołóstwo. Wgląd Boga w każdą duszę jednak nie wystarczał, więc Chryzostom wprost zachęcał do szpiegowania i donosicielstwa. Chrześcijanie mieli wchodzić do cudzych domów w poszukiwaniu śladów dawnych kultów i niechrześcijańskiej myśli: książek, obrazów i posążków, a wszystko to w celu złapania zbłąkanej rybki do „sieci zbawienia". Donoszono na tych, którzy ośmielili się pójść do domu diabła, czyli teatru. Za samą pomoc w nawiązaniu romansu wlewano roztopiony ołów do gardła. Augustyn z Hippony, człowiek skądinąd o doskonałym wykształceniu i wielkiej wrażliwości, przeszedł samego siebie, nazywając nawracanie siłą „miłosierną srogością". Zagubione atomy To, że w wyniku działań wczesnych chrześcijan przepadły wszystkie dzieła przedsokratejskiego filozofa Demokryta, współczesny fizyk Carlo Rovelli uznał za „największą tragedię intelektualną wynikającą z upadku starej cywilizacji klasycznej". Skala zainteresowań Demokryta była szeroka, a piśmiennictwo – ogromne. Zajmował się historią, biologią, medycyną, astronomią, a nawet naturą luster. Zasłynął jednak jako twórca teorii atomów, odrzucając teorie stworzenia świata przez boga lub bogów (o chrześcijańskim nie mógł jeszcze usłyszeć). Kontynuatorzy jego myśli wyśmiewali składanie ofiar w celu przebłagania bóstw wiatru albo burzy. Kwestionował transcendencję, antycypując to, co dziś twierdzą sprzyjający nauce ateiści. Jesteśmy zbudowani z atomów, uważał, i to one, a nie my, cieszą się wiecznością. Atomizm przekreślał wszystko, o co walczyli chrześcijanie z Janem Chryzostomem i Augustynem na czele: nadzieję na niebo i strach przed piekłem. Sam idea atomizmu ocalała cudem, przekazana przez innego autora. Niestety, nigdy nie dowiemy się już, co Demokryt sądził o obliczaniu tangensu kąta. Ani o lustrach. Gdy myślimy o niszczeniu książek, w głowach pojawia się obraz hitlerowców rzucających dzieła Freuda i braci Mannów na gorejące stosy. Wcześni chrześcijanie również palili książki, i nie tylko oni. Ten zwyczaj przejęli od Rzymian, żeby wskazać tylko cesarza Augusta, moralnego rygorystę i przyjaciela cenzury (lubił też własnoręcznie wydłubywać wrogom oczy). Istniały także subtelniejsze sposoby walki z niechcianą literaturą. Przestano ją kopiować, więc wiele tekstów po prostu zostało zapomnianych. Pergamin był cenny, lecz za to wielokrotnego użytku. Dzieła filozofów, komedie i tragedie po prostu zacierano pumeksem, robiąc w ten sposób miejsce choćby na komentarze do psalmów. Tak uczynił Augustyn z Hippony, niszcząc ostatnią kopię „O państwie" Cycerona. Nie wątpię, że miał z tego powodu satysfakcję, zresztą sam głośno domagał się zniszczenia wszystkich „pogańskich przesądów". Z kolei Zachariasz Retor, biskup Mityleny, natknął się na człowieka w stanie wskazującym na załamanie nerwowe. Zgodnie z ówczesną wiedzą rozpoznał w nim opętanego, sprawdził bibliotekę nieszczęśnika, znalazł niestosowne księgi i kazał je spalić. Facetowi błyskawicznie wrócił rozum. CDN... Odpowiedz Link
diabollo Re: Chrześcijańskie bestialstwo u źródeł. 27.01.23, 07:19 Niszczenie książek, a także pomników bóstw i świątyń wynikało z biblijnego nakazu zawartego w Księdze Powtórzonego Prawa, gdzie czytamy o wywracaniu ołtarzy, paleniu świętych gajów i rozwalaniu posągów. Czyniono to gorliwie i z radością, jaka często towarzyszy dewastacji. Relacje o zburzeniu świątyni Serapisa i obaleniu gigantycznego posągu bóstwa nasuwają skojarzenia z opisami tłumów radośnie demolujących sklepy. Do religijnego fanatyzmu i frajdy z demolki należy jeszcze dorzucić aspekt pragmatyczny. Świątynię Serapisa – jak wiele innych – wypełniały bogactwa, a ściany zostały pokryte złotem i srebrem. Chrześcijanie rozkradli wszystko z wyjątkiem podłogi. Płyty składające się na posadzkę były zbyt ciężkie, aby je ruszyć z miejsca. Inne posągi, zamiast roztrzaskać, oszpecono. Dawnym bogom wyłupywano oczy i odrywano nosy. Przepadły posągi hermafrodytów powszechnie obecne na ulicach. Na czołach ryto krzyże. Szczególna przykrość spotkała Apolla z Salaminy, któremu odjęto przyrodzenie. Zabawny dziś dla nas listek figowy był wcześniejszym zabiegiem cenzorskim. Dewastacjom tym towarzyszą osobliwe historie, jak choćby przygoda biskupa Gazy, który zbliżył się z krzyżem do pogańskiego posągu. Wówczas demon zamieszkujący wnętrze rzeźby miał wydostać się na zewnątrz, krusząc przy okazji marmur. Tym były dawne bóstwa dla chrześcijan – demonami. Lista zniszczonych, niekompletnych dzieł sztuki jest długa, rozmiaru strat nie sposób oszacować. Większość posągów roztrzaskano, wiele spalono (taki los spotkał nieszczęsnego Serapisa, wykonanego w dużej części z drewna). Nie zostały żadne świadectwa tych zniszczeń, nawet chrześcijańskie. Z posągu od czasu do czasu mogła ocaleć dłoń albo korpus. Czasem kartka z książki uniknęła ognia. Ale po świętych gajach nie pozostał najmniejszy ślad – przepadły jak księgi Demokryta. Nie wiemy, gdzie dokładnie się znajdowały, kto do nich przychodził, jak wyglądały obrzędy przeprowadzane wśród drzew. Bojówki pod znakiem krzyża Dzisiejsi zakonnicy, w najlepszym razie, mają dobrotliwe oczy ojca Knabita. Mnisi, zdarza się, prowadzą kuchnię dla bezdomnych, warzą piwo, modlą się i żyją poza zgiełkiem tego świata. W średniowieczu, nie bez racji, klasztory uważano za strażnice nauki i kultury, a Umberto Eco miał w jakimś sensie słuszność, tworząc postać Wilhelma z Baskerville, franciszkanina-intelektualisty, który wierzy w rozum i kocha książki. Jednak w pierwszych wiekach panowania chrześcijaństwa mnich był raczej przerażającym połączeniem dewoty i wędrownego rzezimieszka. Libanios, pogański filozof, który dziwnym trafem nauczał zarówno Jana Chryzostoma, jak i Juliana Apostatę, zauważył, że mnisi jedli więcej od słoni, a obsługa w oberżach nie nadążała z donoszeniem im trunków. „Wybawieni" przyjmowali postawę pokutną, a nawet „kładli sztuczną bladość" na czerwone od pijaństwa twarze. Zapewne męczył ich raczej kac niż wyrzuty sumienia. Osobliwą grupą byli parabalnowie („nieustraszeni"), młodzi, krzepcy chrześcijanie żyjący w Aleksandrii, ważnym centrum handlowym starożytnego świata. Nominalnie zajmowali się opieką nad chorymi i grzebaniem zmarłych. Niewykształceni, pozbawieni majątku, znajdowali się na dole drabiny społecznej; szybko zrozumieli jednak, że w liczebności tkwi ich siła. Stali się kimś w rodzaju prywatnej armii zawiadywanej – nie bez trudności – przez biskupów. Mówiąc wprost, z kilkoma setkami nawykłych do trudów facetów należało się liczyć. Ich działalność rozpinała się w osobliwy sposób pomiędzy niesieniem pomocy najsłabszym a rzezią. „Terror dobroczynności", który stosowali, był skierowany m.in. w stronę Żydów, których łupiono z kosztowności, wyrzucano na pustynię, a ich synagogi przerabiano na kościoły. Przeciwko Żydom żywiołowo występował Jan Chryzostom. Antysemityzm wybrzmiał wyraźnie już w początkach chrześcijaństwa i towarzyszył mu przez całą jego historię. Wczesne chrześcijaństwo przypomina momentami ligę zawiązaną do walki z radością. Klemens Aleksandryjski występował przeciwko ciastkom, figom i słodkim śliwkom, a także farbowaniu włosów i depilacji. Jan Chryzostom, ten sam, który cieszył się ze zniszczenia dzieł Platona i epikurejczyków, nie tylko występował przeciwko erotyce, lecz także zakazywał, mówiąc dzisiejszym językiem, nawet niewinnego flirtu. Niechęć do hazardu można jeszcze zrozumieć, gorzej z teatrem, który według chrześcijan wręcz zapraszał do „wszelkiego rodzaju nieczystości". Aktorów na długo przed Kazikiem przyrównano do prostytutek, a mówimy o czasach, kiedy szacunek do pracownic seksualnych nikomu nie mieścił się w głowie. To samo ze śmiechem – wydaje się, że Chryzostom piekielnie bał się świńskich żartów. Lubił natomiast pogrzeby. Emocją, która zamiast radości powinna towarzyszyć chrześcijanom, był strach: przed gniewem bożym i przed piekłem. Osobną kwestią pozostaje antypaństwowość chrześcijan, czy też, mówiąc bardziej precyzyjnie, ich niechęć do spraw publicznych. W czasach, gdy oczekiwano Paruzji, drugiego przyjścia Chrystusa, godziło się raczej zajmować życiem wiecznym niż sprawami doczesnymi, a tych w walącym się imperium rzymskim było aż za wiele. Nixey zadłuża się tutaj u słynnego historyka Edwarda Gibbona, który postrzegał chrześcijaństwo jako jedną z głównych przyczyn upadku cesarstwa. Wieczność przesłoniła ówczesnym ludziom doczesność, unikali służby wojskowej, pieniądze zamiast na armię kierowali na świątynie i klasztory, zaś Augustyn z Hippony niespecjalnie przejmował się hordami barbarzyńców pustoszącymi kolejne rzymskie prowincje (być może zmieniłby zdanie, gdyby spaliły mu dom?). Tymczasem majątki kościelne cieszyły się ulgami podatkowymi. Sam Gibbon, tworzący w drugiej połowie XVIII wieku, szybko pożałował swoich słów z uwagi na niechęć, jaka go spotkała od współczesnych. Dziś nie nabieram się na przyjazną twarz Kościoła i za papieskim uśmiechem widzę krzywdy kobiet i mniejszości seksualnych, a także poparcie dla Putina, który urządza krwawą jatkę w Ukrainie. Być może największą tragedią ludzkości jest to, że o większości tragedii z przeszłości po prostu nie wiemy. Hypatię pamiętają nieliczni, nie mówiąc o imionach setek innych, bezimiennych ofiar wczesnych chrześcijan. Przepadły na zawsze tak jak całe plemiona Indian wyrżniętych przez chrześcijańskich kolonizatorów. CDN... Odpowiedz Link
diabollo Re: Chrześcijańskie bestialstwo u źródeł. 27.01.23, 07:23 Być może świat to wieczny mord, a historia jest niczym więcej jak teatrem okrucieństwa. Chrześcijanie od samego początku lokowali się jako gorliwi uczestnicy, a nie widzowie w tym przedstawieniu. "Ciemniejący wiek", Catherine Nixey, przeł. Jakub Jedliński, Filtry, Warszawa, PREMIERA: 22 marca 2023 wyborcza.pl/ksiazki/7,154165,29176547,zli-chrzescijanie.html Odpowiedz Link