Dodaj do ulubionych

Lubię od czasu do czasu zajrzeć do Biblii

13.03.23, 07:21
Orliński: Chociaż jestem ateistą, lubię od czasu do czasu zajrzeć do Biblii
DUŻY FORMAT

Wojciech Orliński

Katolicy, którzy bronią świętości Jana Pawła II, mówiąc, że "o niczym nie wiedział", zarzucają mu de facto właśnie grzech zaniedbania. Miał oczy? Miał uszy?
Chociaż jestem ateistą, lubię od czasu do czasu zajrzeć do Biblii. Nie trzeba wierzyć w piekło, niebo i Świętego Piotra występującego w roli klubowego selekcjonera, co to jednych wpuszcza do raju, a innych odsyła z kwitkiem, żeby zadawać sobie pytania o dobro i zło, szukając inspiracji w najważniejszych literackich dziełach ludzkości.

Jako publicysta staram się na przykład działać w duchu słów Jezusa Chrystusa: „niech wasza mowa będzie: Tak, tak; nie, nie. A co nadto jest, od Złego pochodzi" (Mt 5,17). Czyli: celowo staram się wypowiadać klarownie, jednoznacznie, bez uników, bez przeładowania zbędnymi środkami stylistycznymi, zostawiając jak najmniej pola do wątpliwości typu „co poeta chciał przez to powiedzieć".

Tak się składa, że w polskiej tradycji filozoficznej do tej zasady stosują się wyłącznie filozofowie otwarcie ateistyczni – ze szkoły Tadeusza Kotarbińskiego. Różne rzeczy można im zarzucić, ale nie skłonność do mętniactwa.

Polscy filozofowie katoliccy, ci wszyscy „uczniowie Levinasa" w rodzaju Tischnera czy Jędraszewskiego, tymczasem celowo przeładowują swoje wypowiedzi nadmiarem metafor, wprowadzają nowe pojęcia bez definiowania ich albo robiąc błąd „ignotum per ignotum" (definiowanie nieznanego przez nieznane).

Nazywają to „filozofią dialogu", ale dialog jest niemożliwy, jeśli jedna strona używa niejasnych obelg typu „homo sovieticus", „cywilizacja śmierci" albo „ideologia gender". Gdy czytamy polskiego katolickiego filozofa, natrafimy na któreś z tych określeń najdalej po paru stronach, ale nigdy nie spotkamy klarownej definicji.

Czy „ideologia gender" to jest na przykład to samo co „marksizm kulturalny"? Czy „homo sovieticus" wiąże się jakoś z „cywilizacją śmierci"?

Tak wiele pytań, tak mało odpowiedzi. Kazania polskich księży i teksty katolickich publicystów są przeładowane nieczytelnymi metaforami i nieokreśloną krytyką nie wiadomo kogo i nie wiadomo czego, a przez to mętne jako ta zbłąkana owieczka, co to wpadła do sody kaustycznej.

Myślę, że obecny moralny kryzys Kościoła jest skutkiem kryzysu językowego. Tak się zaplątali w pokrętne konstrukcje pojęciowe, że zatracili umiejętność odróżniania dobra od zła.

Odeszli od „tak, tak – nie, nie" i wpadli w to, co ode Złego pochodzi. Tak jak ostrzega Biblia.

Coraz bardziej nieliczni obrońcy autorytetu Kościoła próbują go teraz bronić, twierdząc, że papież i kardynałowie nie dostrzegali zła, o niczym nie wiedzieli, wprowadzono ich w błąd. Jak to ujmuje internetowy żart – „Jan Paweł II został cynicznie oszukany przez Karola Wojtyłę".

Biblia potępia taką postawę wielokrotnie, od Księgi Psalmów aż po Nowy Testament. Jak refren wraca wzmianka o tych, co mieli oczy, a nie widzieli; mieli uszy, a nie słyszeli; mieli usta, a nie mówili.

A to dlatego, że ich pogańskie bożki są „ze srebra i złota", natomiast prawdziwy Bóg w niebiesiech jest niewidzialny. Prorocy Starego Testamentu (np. Izajasz) cytowali psalmy, by skrytykować Żydów za uleganie pokusom bałwochwalstwa. Ewangeliści z kolei cytowali tych proroków, zarzucając Żydom, że nie chcieli dostrzec znaków świadczących o boskości Jezusa.

CDN...
Obserwuj wątek
    • diabollo Re: Lubię od czasu do czasu zajrzeć do Biblii 13.03.23, 07:22
      Moralne przesłanie Biblii jest w tej kwestii jednoznaczne jak „tak, tak – nie, nie". Kto ma oczy, ma moralny obowiązek dostrzegać zło. Kto ma usta, ma moralny obowiązek o nim mówić.

      Linia obrony „ja o niczym nie wiedziałem" nie przynosi rozgrzeszenia. Zmienia tylko kategorię grzechu – jak wiadomo, zgrzeszyć można „myślą, mową, uczynkiem i zaniedbaniem" („nimis cogitatione, verbo, opere et omissione").

      Katolicy, którzy bronią świętości Jana Pawła II, mówiąc, że „o niczym nie wiedział", zarzucają mu de facto właśnie grzech zaniedbania. Miał oczy? Miał uszy? Zatem miał moralny obowiązek zobaczyć i usłyszeć. I kropka, a nawet amen.

      Oczywiście, w świetle książki Ekkego Overbeeka „Maxima Culpa" ta linia obrony już upadła. Pojawia się więc nowa: Wojtyła o wszystkim wiedział, ale wybrał obronę Kościoła jako instytucji.

      To znowu tylko zmienia kategorię grzechu – na jeszcze gorszą. To jest właśnie postawa jednoznacznie potępiona przez psalmy i proroków jako pogaństwo i bałwochwalstwo.

      Biblia nakazuje wierność Bogu rozumianemu jako niewidzialny ideał. Wierność wobec widzialnej instytucji – świątyni, budynków, posągów, marmurów, złota, srebra, mitry, pastorału i służbowego mercedesa – jest wtórna.

      W razie konfliktu między wiernością wobec niewidzialnych zasad a wiernością wobec widzialnej hierarchii, chrześcijanin powinien wybrać to pierwsze. Odwrotny wybór jest z definicji bałwochwalstwem.

      Jestem tylko prostym cywilizacjośmierciowym homo sovieticus i marksistą genderowym (choć kulturalnym). Ale skoro mam klawiaturę, to napiszę, co uważam za sprawiedliwe. Choć wiem, że będzie to felieton wołającego na puszczy (Iz 40,1; Mk 1,3).

      wyborcza.pl/duzyformat/7,127290,29545967,orlinski-chociaz-jestem-ateista-lubie-od-czasu-do-czasu-zajrzec.html

Nie pamiętasz hasła

lub ?

 

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się

Nakarm Pajacyka