diabollo
16.04.23, 10:04
Nie ma znaku równości między polską i izraelską polityką historyczną [POLEMIKA Z KONSTANTYM GEBERTEM]
POLITYKA HISTORYCZNA
Jan Grabowski
Na liście instytucji rekomendowanych przez polską stronę do zwiedzania przez młodzież izraelską znalazły się muzea poświęcone "żołnierzom wyklętym", takim jak Józef Kuraś, morderca Żydów. Dla Geberta to interesujące wyzwanie, pedagogiczny challenge. Przykro mi, ale nie jestem w stanie pisać na ten temat w sposób tak wyważony.
Z troską przeczytałem artykuł Konstantego Geberta dotyczący polsko-izraelskiej umowy o warunkach przyjazdu wycieczek izraelskiej młodzieży do Polski, zamieszczony w czwartkowej "Gazecie Wyborczej". To, co budzi mój sprzeciw, to równoważne podejście autora, który izraelskie i polskie traktowanie historii Holokaustu ocenia równie krytycznie, stawiając je na jednym i tym samym poziomie. Według Geberta historię Zagłady fałszują tak Izraelczycy, jak i Polacy, krótko mówiąc: wart Pac pałaca, a pałac Paca.
Bajki i mity polskich nacjonalistów
Istotą izraelskiej polityki historycznej z Zagładą w tle jest przekonanie, że jedynie silne, własne państwo jest gwarantem przeżycia narodu żydowskiego czy też – patrząc na rzecz z innej strony – Holokaust był możliwy dlatego, że Żydzi byli zdani na łaskę i niełaskę (głównie na niełaskę) nie-Żydów, wśród których przyszło im żyć. Gebert jest tego świadom i w tym punkcie z jego wnioskami nie można się nie zgodzić. Natomiast inaczej wygląda sprawa z opisem polskiej polityki historycznej. Czytamy u Geberta: „Polska sama zaczęła forsować własną politykę historyczną, czyniąc z II wojny światowej i jej bezpośrednich następstw definiujący moment polskich dziejów. Obie próby [izraelska i polska] są równie niemądre, bo budując tożsamość wokół cierpienia, zachęca się do niej głównie tych, którzy cierpieć pragną". Zaczynając od końca tego wywodu: narracje oparte na gloryfikacji cierpienia zezwalają na budowanie tożsamości na znacznie większą skalę niż tylko wśród tych, którzy cierpieć pragną – jak chciałby Gebert. Żeby się o tym przekonać, wystarczy przyjrzeć się choćby tłumom zwiedzającym Muzeum Powstania Warszawskiego.
To, o czym Gebert zapomina lub woli nie pisać, to, co w sposób zasadniczy różni polską i izraelską politykę historyczną dotyczącą Zagłady, to fakt, że o ile narracja żydowska oparta jest na założeniu, z którym można się zgadzać lub nie, ale które daje się bronić, to u podstaw polskiej polityki historycznej znajduje się zwykłe kłamstwo. Czy silne państwo Izrael jest gwarantem przeżycia narodu żydowskiego? Czy to, że Żydzi prześladowani w świecie mają dokąd uciekać przed jakimś przyszłym ludobójstwem, to fałsz? Można się spierać, ale jest to zagadnienie otwarte, z całą pewnością godne dyskusji. Natomiast twierdzenie, że polskie społeczeństwo przebrnęło przez okupację bez skazy, że nasi nie wzięli udziału niemieckim planie ludobójstwa Żydów, że dominującą postawą w polskim społeczeństwie była chęć niesienia pomocy ginącym – to wszystko są bajki i mity, którymi dziś karmią chętnie słuchających Polaków rządzący krajem nacjonaliści.
Wystarczy zacytować w tym miejscu stanowczo za rzadko przywoływane słowa Jana Karskiego, kuriera podziemia, który zimą 1940 r. informował rząd polski na uchodźstwie: „Naród nienawidzi swego śmiertelnego wroga – ale ta kwestia [rozwiązanie »kwestii żydowskiej«] stwarza jednak coś w rodzaju wąskiej kładki, na której przecież spotykają się zgodnie Niemcy i duża część polskiego społeczeństwa". W dobie narodowego samouwielbienia słowa Karskiego powinny znaleźć się, niczym odtrutka, na planszach informacyjnych przy wejściu na każdą wystawę poświęconą okupacji.
Przeinaczanie historii Zagłady
Nie można więc postawić znaku równości – jak proponuje Konstanty Gebert – między dwoma narracjami, gdyż jedna z nich oparta jest na niewyrafinowanym kłamstwie. Warto też pamiętać, że choć Adolf Hitler przegrał wojnę z aliantami, to odniósł zwycięstwo w walce z narodem polskich Żydów. Naród ten, mający własne tradycje, własny język, własną literaturę i własnych bohaterów, przestał istnieć. To, co dziś z niego zostało, to kilka tysięcy osób z wysiłkiem poszukujących własnej tożsamości, które bazują na mniej czy bardziej wyraźnie zarysowujących się korzeniach. Czy można tu ważyć się na jakiekolwiek porównania z narodem polskim? Problem ten Gebert załatwia jednym zdaniem: „W przypadku Izraela pewnym usprawiedliwieniem jest jedynie radykalna podwójna nieciągłość, jaką spowodowała wojna. Ludobójstwo przerwało biologiczną ciągłość trwania narodu, który do dziś nie odzyskał swej przedwojennej liczebności". Nie brzmi to najlepiej.
CDN...