maranta_variegata
11.05.23, 15:19
nie wiem, co myśleć o swojej depresji i zastanawiam się, jak to wygląda z perspektywy osób, które mają takie doświadczenie. Czy ja serio mam depresję?
Od roku leczę się u psychiatry, zmieniamy leki, ale jest duża lekooporność. Chodzę na terapię (już drugą).
Dostałam skierowanie do szpitala (drugie już), miałam termin, ale jednak nie poszłam, bo wydaje mi się, że jednak nie potrzebuję takiego zamknięcia.
Generalnie żyję "normalnie": pracuję, spotykam się z ludźmi, jem, sprzątam, czytam itd. Tylko ciągle towarzyszy mi poczucie beznadziei, smutku, własnej bezwartościowości, bez sensu. Nie mam energii, siły i chęci, do wszystkiego się zmuszam (b. skutecznie). Jak ktoś mnie słabiej zna, to myśli, że jest wszystko ekstra. Zadowolona, z poukładanym życiem itd. (jest robota, związek, wyglądam jak człowiek, jeżdżę na wakacje...).
Mam myśli samobójcze (ale nic z tym nie robię, bo jestem za pierdołowata): wiem jak bym chciała, mam wszystko gotowe, ale na razie sobie leży. W różnych sytuacjach to się pojawia (np siedzę i myślę, że mogłabym iść się zabić, ale też np siedzę ze znajomymi na balkonie zastanawiam się, czy jakbym spadła, to śmierć gwarantowana, czy jednak mogłabym przeżyć tylko się połamać bez sensu). Kilka razy dziennie. Myślałam o testamencie, o tym jak zarządzić kredytem, o outficie do trumny itd. Nie robię tego, ze względu na bliskich. I też trochę dlatego, że "co ludzie powiedzą". No i podejmowanie decyzji to moja słaba strona.
Z drugiej strony - mimo, że niby mam depresję, to jednak robię, żyję itd. to może wcale nie mam depresji, tylko się nad sobą użalam. Nic mi złego w życiu się nie dzieje, jest wręcz dobrze, a jestem nieszczęśliwa i nie chce mi się żyć. Dla lekarza myśli samobójcze (choć nie wie ze szczegółami) to jakaś straszna red flag, a dla mnie to nic wielkiego, jakoś nie traktuję zachowania mnie przy życiu jako priorytetu. Jak terapeutka mówi, że moje bezpieczeństwo jest najważniejsze, to czuję duży bunt wobec tego. Umrę to umrę, na ch*j drążyć temat?
Nie wiem co myśleć - czy faktycznie jest źle, czy ja się użalam, choć nie mam nad czym, i sobie wymyślam depresję? bo robię wszystko, nie widać po mnie. Się w końcu nie zabijam... Czy jednak lekarze mają rację i powinnam bardziej się leczyć?
Jak to porównujecie do swoich doświadczeń, to jak to widzicie?