magdalenka121 16.10.06, 16:27 od kilku lat staram się leczyć ciężką depresję,Lekarz próbował ok 10 leków, nie pomogły, rozłożył ręce.Czy ktoS miał podobny przypadek. ??Może macie jakiś pomysł, bardzo się męczę, brak mi już sił. Odpowiedz Link Zgłoś Obserwuj wątek Podgląd Opublikuj
eizo1 Re: ciężka depresja, leczenie nie pomaga 16.10.06, 16:54 proponuje zmieanę lekarza sam zamierzam uskutecznić może po prostu potrzebujesz większych dawek 2-3*dawka maksymala brałeś tak jakiś lek czy tylko standardowevdawki? Odpowiedz Link Zgłoś
magdalenka121 Re: ciężka depresja, leczenie nie pomaga 16.10.06, 17:09 brałam zwykle maksymalne wg lekospisu dawki(choć przy niektórych,standardowe).SpObuje zmienić lekarza, mimo, że dotychczasowy to pracownik kliniki,uważany za b. dobrego fachowca. Odpowiedz Link Zgłoś
aga345 Re: ciężka depresja, leczenie nie pomaga 16.10.06, 17:17 wiem ze ciezkie depresje mozna leczyc malymi dawkami neuroleptykow. probowalas ?? skoro antydepresanty nie pomagaja... albo elektrowstrzasami ale nie wiem czy to dobra metoda, ja bym sie nie odwazyla chyba. Odpowiedz Link Zgłoś
szyderca_i_glupawiec Re: ciężka depresja, leczenie nie pomaga 16.10.06, 19:14 Ja też biorę różne leki od 2 lat i poprzedni psychiatra także rozłożył ręce. Musisz poszukac jakiegos lekarza, który nie boi się łączenia różnych leków. Wpisz do archiwum forum z 2005 jako autora - nemefitid , ciekawie pisał o połączeniach leków. Odpowiedz Link Zgłoś
mamusia1999 Re: ciężka depresja, leczenie nie pomaga 16.10.06, 21:53 wlasnie moja przyjaciolka ma kolejny epizod. tez brala juz wiele lekow, duzo polaczen - kazde kiedys przestaje dzialac. tym razem po prostu poszla do kliniki - zeby tych nowych mieszanek nie testowac w zaciszu domowym i modlic sie, zeby juz bylo rano i jej lekarz przyjmowal. mnie paroksetyna pomogla - ale nie byl to pierwszy lek. na poczatek dostalam trimipramine, potem dodatkowo na przetrwanie dnia opipramol, a potem jeszcze doxepine. przez kilka miesiecy bylam zombi. inny lekarz (przeprowadzka) - paroksetyna. ulga, ale jeszcze dlugo brak szczescia. cudow nie ma. medycyna naturalna nie jest lepsza (gorsza tez nie) tylko komplementarna. sama jestem fanem homeopatii, ale tobie nie polecam - jesli masz za soba magazyn sredniej apteki szanse sa znikome (UWAGA! o homeopatii wiem wiecej niz wszyscy uzytkownicy tego forum razem wzieci i to nie jako suma, lecz potega - prosze mi nie cytowac sceptykow, przeciwnikow etc, tez ich czytam) sama szukam alternatywy do psychotropow - z tego co czytalam, a czytalam publikacje medyczne a nie ulotki producentow - skutecznym srodkiem jest np. S- Adenyl-Methionina (aktywna forma methioniny, ktora jest aminokwasem uczestniczacym w 35 reakcjacj zwiazanych z dzialaniem neurotransmiterow, miedzy innymi dziala uspokajajaco jako donor methylu). ma taka sama skutecznosc jak trojpierscieniowce - porownan z SSRI nie ma, bo tymczasem wygasla ochrona praw do SAM i zaden koncern nie jest zainteresowany lozeniem na badania. dlaczego psychiatrzy malo o tym wiedza? - kurna nie wiem, nie doksztalcaja sie? np. pediatra mojej corki kazde zapalenie ucha leczylby antybiotykami - chociaz zalecenia oficjalnych gremiow medycznych dawno juz sie od tego odciely. i skierowal nas do usuniecia migdalkow - na szczescie znalazlam laryngologa homeo, ktory zrobil awanture (patrz wyzej: oficjalna kontraindykacja dla antybiotykow przy otitis). i to bylo ostatnie zapalenie ucha. moj dermatolog zamierzal chyba do konca zycia co tydzien zamrazac mi zgrupowanie brodawek na stopie, choc po 5 razie odrosly meznie wszystkie - a dermatolog w wypalil je laserem w 15 minut i slad po nich zniknal. ten sam dermatolog perrorowal dlugo przeciwko przemywaniu twarzy rumiankiem (bo w rumianku nie ma nic szczegolnego), za to ten sam pediatra co wyzej "pocietego" (golarka taty) siusiaka znajomego kawalera kazal wlasnie moczyc w rumianku. dentysta na dwoch dlugich i krwawych posiedzeniach obrabial moja parodontoze - na urlopie zrobil mi sie po tym wysiek ropny. calosc przyzebia zostala potraktowana laserem - jeden jedyny raz a to bylo 5 lat temu. kiretaz reczny mozna z powodzeniem uskuteczniac raz w roku itd itd itd powtarzam, cudow nie ma. ale niejeden z nas tu doswiadczyl, ze po wyprobowaniu kilku lekarstw, kolejne zadzialalo - choc teoretycznie nie bylo ani lepsze ani gorsze. wiec mozna sprobowac i SAM. a i poczciwy (acz tajemniczy, bo nikt nie wie, ktory skladnik dziala) dziurawiec dziala czasem nawet na schizofrenie - tylko w dobrym wydaniu, skuteczne sa dwa preparaty : Jarsin i X, ktorego nie pamietam. moze ja jednak zaczne pisac tego obiecanego bloga o moim odstawianiu paroksetyny, juz go zalozylam. Odpowiedz Link Zgłoś
mintaj3 Re: ciężka depresja, leczenie nie pomaga 16.10.06, 23:19 Czesc kochani,znalazlem wiec przesylam " Od znajomej dowiedziałam się, że w tym kościele odbywają się Msze o uzdrowienie i uwolnienie. Przyszłam tu pierwszy raz w czerwcu zeszłego roku, bo bardzo cierpiałam psychicznie. Byłam w głębokiej depresji, ponieważ mąż mnie opuścił. Chodziłam przez wiele miesięcy do psychoterapeuty, ale bezskutecznie. Stosowałam hipnozę, relaksację i inne środki, ale one nie pomagały – chciałam popełnić samobójstwo. W końcu pierwszy raz przyszłam tu na Mszę św. i po niej poczułam nagle wielką ulgę. Dała mi ona więcej niż wszystkie środki uspokajające, które do tej pory brałam. Poczułam się rozluźniona, chciało mi się spać – wreszcie mogłam normalnie spać. Następny dzień był pierwszym, kiedy przestałam płakać. Przedtem na okrągło płakałam, a od tej pory przestałam. Poczułam wielką ulgę na duszy. Wszystko tak nagle się zmieniło, z dnia na dzień. Później z każdym dniem było coraz lepiej. Po pewnym czasie przyprowadziłam tutaj mojego syna, którego rzuciła dziewczyna. W zeszłym miesiącu on też chciał popełnić samobójstwo. Nie wierzył mi, gdy mu mówiłam, że tutaj może tak samo doznać uzdrowienia, jak ja doznałam. Po Mszy św. w styczniu tego roku syn z dnia na dzień zaczął czuć się coraz lepiej. I dzisiaj idąc tu ze mną, by podziękować za łaskę tego, co się stało, powiedział do mnie: „Miesiąc temu nie pomyślałbym, że dzisiaj będę czuł się zupełnie inaczej”. Ja wiem, że te Msze leczą ciało, ale przede wszystkim leczą duszę. I każdemu, kto cierpi na duszy (a uważam, że jest to najgorsze cierpienie), poleciłabym uczestnictwo w tej Mszy św. Bo nie da się opisać, jak Pan Bóg potrafi pomóc, jak potrafi uleczyć cierpiącą duszę." Odpowiedz Link Zgłoś
eizo1 Re: ciężka depresja, leczenie nie pomaga 16.10.06, 23:52 katolikom już dziękujemy Odpowiedz Link Zgłoś
mintaj3 Re: ciężka depresja, leczenie nie pomaga 17.10.06, 00:01 Jeszcze jedno piekne swiadectwo i spadam,trzymajcie sie,dobranoc." Zawsze lubiłem spędzać czas pod blokiem, nie bardzo chciałem się uczyć. Rodzice nie byli dla mnie autorytetem, często się kłócili. Wybrałem inny styl życia. Zacząłem słuchać ciężkiej muzyki metalowej. Ubierałem się na czarno i utożsamiałem się z symboliką satanistyczną. Tak zaczął się najtrudniejszy okres w moim życiu. Nie uczyłem się, pisałem farbą po murach, byłem agresywny w stosunku do kolegów i nauczycieli, niektórzy z nich bali się mnie. Moja mama była często wzywana do szkoły. Każdego roku miałem naganne zachowanie. W tym czasie poznałem lokalną grupę punków i ludzi z różnych subkultur. Lubiłem z nimi spędzać cały mój wolny czas i przesiadywać na ławkach, czy w klatkach schodowych. Paliliśmy papierosy i trawę, był alkohol. Koncerty i czadowe imprezy pozwalały się wyszumieć i rozładować złości. Takie beztroskie życie małolata. Zero odpowiedzialności, żadnych obowiązków – pełny luz. Ale, kiedy powiesił się mój najlepszy kolega, który miał 17 lat wszystko się zatrzymało. Towarzystwo, z którym do tej pory spędzałem każdy dzień, gdzieś się wykruszyło. Musiałem szukać sobie innego miejsca. Znajomy zaprosił mnie na wyjazdowy mecz piłki nożnej Była walka z kibicami drużyny przeciwnej. Spodobało mi się i tak trafiłem do kibiców. Od tamtej pory, przez kilka lat, jeździłem na prawie wszystkie mecze. Imprezy w pociągach, awantury i mecze wyjazdowe były dla mnie wielką atrakcją. W tej grupie mogłem wreszcie zaistnieć, wybić się ponad przeciętność. Takim eskapadom towarzyszyły liczne napady na ludzi, kradzieże i inne złe czyny. Dwie sprawy karne za pobicie sprawiły, że przyszło chwilowe zastanowienie. Głównie dlatego, że te grzywny kosztowały moich rodziców dużo pieniędzy. Wtedy jeszcze nie pracowałem, więc nie miałem swoich dochodów. Jakiś czas stałem na bramce w lokalu. Pobiłem tam ciężko człowieka. I kolejna, trzecia sprawa za pobicie. Teraz to już się naprawdę bałem, że pójdę do więzienia. Postanowiłem skończyć z meczami, ale nie było łatwo. Zrobiłem przerwę i chciałem się uspokoić. Po ukończeniu szkoły zawodowej podjąłem pracę w kopalni. Poznałem dziewczynę i myślałem o jakimś spokojniejszym życiu, marzyłem o normalności. Minęło kilka miesięcy, a ja nie umiałem być grzeczny, po jakimś czasie znowu chciałem być lepszy niż inni. Zacząłem trenować w siłowni, chciałem być duży i silny Sięgałem po sterydy anaboliczne, nie zważając na skutki uboczne tych środków. Wzrost masy mięśniowej był szybki, byłem coraz bardziej agresywny. Poznałem ludzi z siłowni, tak zwanych bramkarzy, pojawiły się narkotyki. Sprzyjały temu długie nocne imprezy. Myślałem, że to jest to czego szukam. Czułem się mocny, dumny i wielki. Nie poznawałem już dawnych kolegów. Byłem zwyczajnym bandziorem, który dla pieniędzy i chęci pokazania się był gotowy zrobić wiele. Kiedyś na pogrzebie jednego z bramkarzy, który zginął w wypadku samochodowym, ksiądz mówił o czuwaniu i o tym, że śmierć przychodzi niepostrzeżenie, a ja zastanawiałem się wtedy, jaki to wszystko ma sens. Czasami nocą płakałem w poduszkę i czułem, że wchodzę w coś złego. O takich refleksjach starałem się zapominać bardzo szybko, puszczałem je w niepamięć przy kolejnej imprezie, coraz bardziej pogarszał się mój stan fizyczny i psychiczny. To był początek depresji i lęków w moim życiu. Stałem na bramce w dyskotece, ochranialiśmy różne imprezy. Ktoś dzwonił, gdzieś się jechało, kogoś biło, ktoś wypłacał pieniądze, wszystko anonimowo bez cienia refleksji. Nie było tygodnia bez narkotyków i alkoholu. Wyniszczałem się, miałem problemy ze snem i lęki. Straszyło mnie. Zdawało mi się, że wszyscy są przeciwko mnie i że ktoś chce mnie zabić. Po pewnym czasie uświadomiłem sobie, że jest źle. Osobą, która po cichu wierzyła, że kiedyś się zmienię była moja mama To ona ciągle powtarzała mi, żebym szedł do spowiedzi i zmienił swoje postępowanie, ale ja udawałem, że nie słyszę. Choć tak naprawdę wiedziałem, że ma rację. Kiedy pod blok podjeżdżał policyjny samochód, bałem się, że jadą po mnie. Po kolejnej imprezie, kompletnie pijany wsiadłem do samochodu. Goniła mnie wtedy policja. Przy zatrzymaniu jeszcze grałem bohatera i… ocknąłem się w policyjnej izbie zatrzymań. Straciłem prawo jazdy. Moje stany lekowe pogłębiały się i wszystko widziałem w czarnych kolorach. Przestałem ćwiczyć w siłowni. To był początek końca. Piłem coraz więcej i coraz częściej. Pojawiły się myśli samobójcze. Sprzedawałem swoje rzeczy i przepijałem wszystkie pieniądze. Znajomi mieli dość moich wygłupów. Powoli zatracałem się, już nic mnie nie bawiło. Moja mama modliła się za mnie cały czas i powierzała mnie Matce Bożej i chyba całemu Niebu! Być może dzięki Jej modlitwie zacząłem częściej myśleć o Bogu i nawróceniu, nie widziałem dla siebie żadnego wyjścia. I choć z jednej strony blokował mnie jakiś wstyd, strach i zastanawiałem się, co na to powiedzą kumple, to z drugiej strony wiedziałem, że sam sobie nie jestem w stanie pomóc. Wszystko było dla mnie puste i bezsensowne.Chciałem umrzeć, ale nie umiałem się zabić i bałem się śmierci. Żyć mi się nie chciało, totalna pustka. Wracałem z imprezy i padałem na kolana, płakałem i błagałem Boga, żeby mi pomógł, albo coś ze mną zrobił, bo nie miałem już chęci do niczego Po takich modlitwach pełnych skruchy i żalu czułem ogarniający mnie spokój, miałem pragnienie iść do kościoła. Byłem po uszy w grzechach i nałogach. Wreszcie się pozbierałem i po raz pierwszy od wielu lat świadomie i dobrowolnie poszedłem na mszę św. Nie interesowało mnie to, co powiedzą inni i jak na mnie będą patrzeć, dla wielu mogłem być zgorszeniem. Były dni, że nawet po intensywnych imprezach wstawałem i szedłem do kościoła, słuchałem Ewangelii i coś pomału we mnie pękało. Ze Mszy wychodziłem spokojny, ale wciąż bałem się spowiedzi. Mama dawała mi do czytania ewangelię Św. Łukasza i książkę o niebie i piekle. Czytanie tych pism robiło na mnie ogromne wrażenie. To było jak przebłysk i poważniej myślałem o sensie istnienia człowieka, o życiu i śmierci. Zastanawiałem się gdzie pójdę jak umrę, bałem się wieczności i potępienia. Więcej czasu spędzałem w domu, kupiłem sobie komputer i zacząłem się nim interesować. Zamiast pić w lokalach siedziałem całymi dniami i nocami przed monitorem. To jednak nie zaspokoiło moich pragnień, wchodziłem w kolejne, wirtualne ciemności. Spotykałem się już mniej z towarzystwem i mniej piłem, ale pozostawał niedosyt wszystkiego. Nie umiałem panować nad swoimi zachowaniami, czasami robiłem coś, jakby nie ja. Na jednej z imprez (7 października 2001) spotkałem kolegę, z którym zazwyczaj spotykałem się w różnych momentach mojego życia. Powiedziałem mu, że już nie bawią mnie libacje i chciałbym zmienić swoje życie, zacząć od nowa, jak normalny człowiek. Mówiłem mu o tym, że chodzę do kościoła. To była poważna rozmowa, on miał podobny problem i myślał, tak jak ja. Mimo, że obaj byliśmy pod wpływem różnych środków odurzających rozmawialiśmy o Bogu i o naszym życiu bardzo poważnie. Łukasz, bo tak miał na imię ten kolega, zaproponował, żebyśmy poszli do spowiedzi, takiej z całego życia - GENERALNEJ. Umówiliśmy się za tydzień, był to 13 październik. Po tej spowiedzi czułem się jakbym ważył kilkadziesiąt kilo mniej, a po przyjęciu Komunii Św. dostałem wysokiej gorączki! Byłem tak osłabiony, że do domu musieli odwieźć mnie samochodem, bo nie miałem siły. Od tamtej pory spowiadam się regularnie, nawet co tydzień. 16 czerwca 2002 byliśmy już razem z Łukaszem na kanonizacji Ojca Pio w Watykanie. Wiele zawdzięczam Ojcu Pio. Niektórzy z moich kolegów śmiali się ze mnie, że jeżdżę na pielgrzymki i chodzę do kościoła. A ja staram trzymać się blisko Boga i tylko z Nim czuję się bezpieczny. Zainicjowaliśmy w jednej z parafii grupę modli Odpowiedz Link Zgłoś
eizo1 Re: ciężka depresja, leczenie nie pomaga 17.10.06, 00:03 wiare można odnaleźć w sobie nie na forum internetowym albo spotkaniu wspólnoty Odpowiedz Link Zgłoś
luki_s4 Re: ciężka depresja, leczenie nie pomaga 17.10.06, 00:07 eizo1 napisał: > katolikom już dziękujemy > to są depresje reaktywne w endogennej trudno o bezpośrednie cuda, bo klucz jest chemiczny ale zawsze można pomodlić się o "ścieżkę" ,i to też może być cud Odpowiedz Link Zgłoś
mintaj3 Re: ciężka depresja, leczenie nie pomaga 16.10.06, 23:46 I jeszcze taka historie znalazlem." Wychowałam się w rodzinie ateistycznej. Rodzice mówili, że nie wierzą w Boga i dlatego nie chodzę na lekcje religii jak inne dzieci. Gdy w podstawówce moja klasa przeżywała I Komunię, ja także dostałam zegarek jak inne dzieci – na imieniny. Rodzice ubierali choinkę w czasie świąt Bożego Narodzenia i malowaliśmy jajka na Wielkanoc. W moim odczuciu nie różniłam się od innych dzieci. Ale poglądy rodziców na sprawy wiary nie pozostały bez śladu. Uważałam wierzących za nieszkodliwych dziwaków lub prostych ludzi bez wykształcenia. Zwłaszcza że jedyną znaną mi osobą, która regularnie się modliła, była Babcia, która ledwie umiała się podpisać. Dopiero później zaczęło się poszukiwanie sensu życia i uzasadnienia, dlaczego trzeba być dobrym. Od szóstego roku życia działałam w ZHP. Było to środowisko sprzyjające pracy nad sobą i kształtowaniu charakteru. Bardzo się zaangażowałam i pełniłam rozmaite funkcje. Ludzie, których szanowałam i chciałam naśladować, byli moimi przełożonymi. Ale… pierwszy raz alkohol dostałam na obozie harcerskim, na wieczornym ognisku dla instruktorów, choć po południu tłumaczyliśmy harcerzom punkt Prawa Harcerskiego o niespożywaniu alkoholu. Wstrząsnęła mną taka obłuda. Gdy zobaczyłam jedną z podziwianych przeze mnie osób pijaną – czar prysł. Sama przestrzegałam zasad, ale widocznie nie wszyscy. Bardzo trudno było mi zrozumieć śmierć – zwłaszcza znanych mi osób. Gdy byłam w liceum, zmarł ojciec mojej przyjaciółki. Rok później zginęła tragicznie koleżanka z mojej klasy. Wobec śmierci byłam zupełnie bezradna i nie pomagały mi żadne techniki radzenia sobie z problemami. Jednocześnie w moim bezpośrednim otoczeniu coś się działo. Dwoje moich przyjaciół należało do oazy młodzieżowej. Oboje – niezależnie od siebie – stopniowo coraz częściej w sposób naturalny wtrącali do rozmowy słowa: Bóg, Kościół, modlitwa, rekolekcje. Jednocześnie dostrzegałam zmiany w ich zachowaniu. Widziałam, że mój przyjaciel naprawdę stara się żyć według tego, w co wierzy. Chrześcijaństwo wydawało mi się zbiorem całkiem sensownych zasad postępowania, ale jak pogodzić Dekalog z wolnością? Obrzędy w Kościele, procesje, litanie wyglądało w moim oczach trochę folklorystyczne. Zimą – byłam wtedy w III klasie liceum – przeżyłam bolesny zawód. Porzucił mnie chłopak, w którym byłam bardzo zakochana. Samotność bardzo mi doskwierała. Żyłam na pozór zwyczajnie, ale jednocześnie walczyłam z myślami samobójczymi, przygnębieniem, poczuciem odrzucenia i samotności. W takiej atmosferze zostałam wprost zapytana o wiarę. Ktoś dał mi katechizm – miałam go na drugi dzień odnieść przyjaciółce. Przeglądałam książkę W co wierzę? Jak żyć?, śmiejąc się szyderczo pod nosem z ludzkiej naiwności. Gdyby ludzie żyli tak, jak tu jest napisane, to mielibyśmy raj na ziemi. Ale nie mogłam się od niej oderwać, aż napotkałam urywek wiersza: Ta jedna licha drzewina – nie trzeba dębów tysięcy! Z szeptem się ku mnie przegina: „Jest Bóg i czegóż ci więcej?!” To był impuls, który zmusił mnie do natychmiastowej odpowiedzi: No dobrze, niech Ci będzie – jesteś. I daj mi spokój! W odpowiedzi na tę modlitwę (przecież to była modlitwa!?) otrzymałam taki pokój w sercu, jakiego nawet nie potrafiłabym sobie wyobrazić. Zrozumiałam, że nie chodzi o zasady i przepisy ani o rytuały, ale o miłość. Poczułam się kochana, akceptowana, przytulona… Jakby mnie, stojącą na jakiejś ciemnej scenie, zalało światło. To miłość jest tym światłem. To Jezus. Nie miałam żadnej wizji, nikt mi się nie ukazał, ale realność tego spotkania była i jest nadal czymś, co pozwala mi się podnieść po każdym kryzysie. Po prostu spotkałam Jezusa i to zmieniło moje życie. Naturalną konsekwencją był katechumenat. Siostra zakonna przygotowała mnie do przyjęcia chrztu. Jednocześnie wstąpiłam do oazy młodzieżowej. Chrzest przyjęłam w wieku 18 lat w kościele św. Michała Archanioła we Wrocławiu. Od tego czasu jestem w Kościele i jestem szczęśliwa. Wciąż na nowo odkrywam miłość Boga do mnie i uczę się nawracać co dnia. Dzisiaj jestem mężatką (już prawie 19 lat), mam dwoje dzieci, pracuję jako nauczycielka matematyki. Wraz z mężem należymy do Domowego Kościoła Ruchu Światło-Życie." Odpowiedz Link Zgłoś
jaka.to.melodia Re: ciężka depresja, leczenie nie pomaga 17.10.06, 03:32 boze moj boze czemus mnie k...a opuscil ja juz nie mam depresji, poprostu doszedlem do wniosku ze to naprawde nie ma sensu... ale czekam bo nie mam odwagi sie krapnac Odpowiedz Link Zgłoś
malgosia963 Re: ciężka depresja, leczenie nie pomaga 17.10.06, 16:50 Mintaj, określ jednoznacznie swoją płeć (vide Twoje posty). Odpowiedz Link Zgłoś
carlabruni Re: ciężka depresja, leczenie nie pomaga 17.10.06, 16:17 to faktycznie cięszko masz. moze jakaś psychoterapia pomoze?pozdrawiam. Odpowiedz Link Zgłoś
lily26 Re: ciężka depresja, leczenie nie pomaga 17.10.06, 18:37 Mintaj wiesz co spieprzaj stad i nie zasmiecaj tego forum. Zauwaz ze jest ono psychologiczne i neutralne religijnie wiec takie teksty mozesz sobie wsadzic.pelno jest katolickich stron i forow i na nich mozesz dzielic sie swymi swiadectwami. jak ktos ma taka potrzebe moze bez problemu na nie wejsc lub poradzic sie ksiedza, chyba nie sadzisz ze ktos moze nie wiedziec o takiej mozliwosci. nawet na egzorcyzmy mozna sie zdecydowac jak sie chce.zauwaz ze nie kazdy moze uwierzyc lub moze byc niechetnie nastawiony do religii i takie czepianie sie jej na sile bo juz nic nie skutkuje zamiast wzmocnic moze sfrustrowac.To tak jakbys poszedl do psychologa a on odeslalby cie do kosciola a jemu nie wolno nawet pytac pacjenta o kwestie wiary.postaraj sie wiec lepiej o psychologiczne a nie fanatyczne podejscie choc zdaje sobie sprawe ze twoim wypadku bedzie to niemozliwe. Natomiast wracajac do tematu mysle ze dobrze by bylo skorzystac z jakiejs formy psychologicznego wsparcia. moze skorzystasz z psychoterapii lub psychoanalizy? teraz jest stosowanych wiele roznych metod ktore ponoc moga byc skuteczniejsze od lekow, niestety trzeba na nie wywalic troche kasy,ale jak specjalista jest dobry to moze warto? Odpowiedz Link Zgłoś
luki_s4 Re: ciężka depresja, leczenie nie pomaga 17.10.06, 20:15 a na katolickich forach, mniej lub bardziej zaradnym adminom ukryci dywersnci i prowokatorzy urządzją smród ,dyskretny zamęcik, zalewają setkami wypocin celowo smażonych dla użycia na tych forach - życzę miłego powrotu do zdrowia Odpowiedz Link Zgłoś
mintaj3 Re: ciężka depresja, leczenie nie pomaga 17.10.06, 23:02 Lily czy napisalem tu kiedys jedno slowo przeciwko terapii?Absolutnie nie chce nikogo odciagac od leczenia ,przeciez jest bardzo wielu bardzo dobrych specjalistow ,ktorzy potrafia pomoc na pewno nie to bylo moim zamiarem.Glupota byloby raczej odrzucanie tak ogromnych zdobyczy na tym polu nauki.Nie mam wystarczajacej wiedzy ani w temacie religii ani psychologii,wiec nie zamierzam udzielac nikomu rad ,zreszta nawet nie wolno mi.Do fanatyka mi daleko,ale czy ludzie nie pytaja tutaj o skutecznosc roznych lekarstw ?Chcialem tylko podzielic sie z wami swiadectwem skutecznosci lekarstwa,ktore uleczylo mnie,to wszystko.Inaczej,czy moglbym sie nie podzielic? Odpowiedz Link Zgłoś
ollaboga77 Re: ciężka depresja, leczenie nie pomaga 17.10.06, 23:15 No wiesz mintaj ja mialam wiarę w Boga i w moja przyszłosc... ogromna ale Ona upadła. Bóg chciał widac pokazac kto tu rządzi. Bo niby jak ja mam to interpretowac no jak? MOże życie upadło, gdyż nie umiemm żyć bez miłosci, nie umiem być sama i nie chce wcale !! Świetnie się czuje w grupie gdzie jestem akceptowana itd. Chyba tylko w klasztorze tak by było;) ale ja sie tam nie nadaje... zresztą i tak jest juz za późno na cokolwiek. Odpowiedz Link Zgłoś
mintaj3 Re: ciężka depresja, leczenie nie pomaga 18.10.06, 01:19 Ja z kolei wiary nie mialem wcale,no moze odrobine ,ale bardziej w oparciu o siebie i swoja sile niz o Boga.Moja depresja byla rowniez spowodowana brakiem brakiem milosci,samotnoscia{choc przyjaciol wkolo bylo wielu},nie przypominam sobie jakichs szczegolnych okolicznosci zewnetrznych,nie pamietam zadnych przykrych wydarzen z tego okresu,po prostu poczucie beznadziejnosci i ten smutek,ktory pozniej zmienil sie w totalna rozpacz.Zawsze bylem dosc rozrywkowy chlopak to tez woda lala sie strumieniami,tylko jakos wesolo byc przestalo.Pamietam {jak mi pozniej przekazano},ze jeden z moich przyjaciol powiedzial do drugiego:"Zebysmy sie niedlugo nie spotkali na Radka pogrzebie".Tak wiec stan moj na ow czas moznaby rzec krytyczny,widoczny golym okiem.W tym okresie nikt nie byl w stanie mnie pocieszyc nawet w minimalnym stopniu,nie nazwalbym tego depresja,bardziej pasuje mi tu okreslenie konanie ducha.Pamietam jak ktoregos dnia po prostu zaczalem szlochac{placzem tego raczej nazwac nie mozna}. Odpowiedz Link Zgłoś
mintaj3 Re: ciężka depresja, leczenie nie pomaga 18.10.06, 01:20 poczulem duza ulge,jakbym stal sie lzejszy o jakies 20 kilo.Zdarzylo sie to jeszcze kilka razy .Bylo mi jakos lzej, ale bylem bardzo slaby.Pamietam,ze wybralem sie ktoregos dnia na wieczorna msze ,odczuwalem silny opor,ale chec pojscia byla wieksza{nie pamietam kiedy wczesniej bylem w kosciele,a u spowiedzi okolo 10 lat temu}.Nie pamietam czy po mszy poczulem sie lepiej,nie pamietam rowniez czy to co sie stalo pozniej bylo tego samego dnia czy tez po kilku dniach,ale pamietam dobrze ten moment gdy siegnalem po Pismo Sw Nowego Testamentu.Czytalem,plakalem i sie smialem.Bylem najszczesliwszym czlowiekiem na swiecie nigdy wczesniej nie odczuwalem takiej radosci i milosci Odpowiedz Link Zgłoś
mintaj3 Re: ciężka depresja, leczenie nie pomaga 18.10.06, 01:20 nie potrafie tego opisac.Jesli mozna sobie wyobrazic jakos uczucie pelnii szczescia to bylo to wlasnie to uczucie.Zreszta nie chce uzywac zadnych okreslen bo to bedzie i tak za malo i zamarze obraz bowiem nie sposob porownac tego szczescia do niczego.Bog w jednej chwili wydobyl mnie z rozpaczy i w tym samym momencie wlal w moje serce ocean milosci.Nie zrobilem prawie nic w tym kierunku,chyba tylko zgodzilem sie.Dzieki lasce olsnilo mnie rowniez swoim pieknem Slowo Boze.Dopiero wtedy moglem przyjac je jako Prawde.Dzieki Ci Jezu. Odpowiedz Link Zgłoś
ollaboga77 Re: ciężka depresja, leczenie nie pomaga 18.10.06, 01:39 Rdaek sądzę że TY żyłes dokłądnie tak jak chciales!! mam racje? i bosko, bo ja do końca nie żyłam jak chciałam ... wymuszałam coś w życiu no i trach... sypnęło się na całej linii dla mnie nie widze wyjścia... ja nie umiem zaczynać od poczatku, bo nie widze wtym sensu zadnego I co po mszy świętej przestałeś płakać i miec depreche tak to trzeba rozumieć? Odpowiedz Link Zgłoś
mintaj3 Re: ciężka depresja, leczenie nie pomaga 18.10.06, 03:36 Nie,po mszy sw z tego co pamietam jeszcze troche poplakalem, to doswiadczenie,ktore opisalem mialo miejsce chyba kilka dni pozniej .Nastepnym krokiem byla spowiedz i Eucharystia.Bylo to naprawde cudowne wewnetrzne przezycie. Ta prawdziwie szczera spowiedz przyszla z ogromnym trudem,odczuwalem ogromny lek,nie rozumialem tego ,jednak czulem ze musze to zrobic.Po spowiedzi poczulem ogromna ulge i blogi pokoj w sercu ,a po przyjeciu komunii sw. moje serce autentycznie wypelnilo sie miloscia i radoscia .Pierwszy raz w zyciu poczulem,ze jest to naprawde spotkanie z Bogiem Zywym Odpowiedz Link Zgłoś
mintaj3 Re: ciężka depresja, leczenie nie pomaga 18.10.06, 03:35 prawdziwy cud.Ilez lat traktowalem to instrumentalnie,bardziej jako symbol,a teraz nie potrafie sie obejsc bez tego duchowego pokarmu jakim jest Jezus Chrystus w Eucharystii.Z ta pierwsza spowiedzia po latach bylo naprawde ciezko,ale uwierzcie mi ,ze bylo warto.Obecnie spowiadam sie regularnie,zaleznie od potrzeby serca jednak staram sie juz nie zwlekac.Pytasz czy zylem tak jak chcialem,chyba tak tylko moze nie do konca bylem swiadom stopnia omylkowosci moich wyborow,a raczej konsekwencji. Odpowiedz Link Zgłoś