melmire
07.12.10, 18:54
Mysle ze to dobre miejsce na watek, bo mamy pelna reprezentacje pogladow :)
Otoz rozpetala sie nam w pracy dyskusja o wierze ogolnie i o katolicyzmie w w szczegolnosci.
Po raz pierwszy w ciagu dziesieciu lat spotkalam we Francji prawdziwych katolikow, czego nie omieszkalam im oznajmic. Prawdziwych, czyli chodzacych do kosciola , uczestniczacych we wspolnotach, wiedzacych co w trawie piszczy.
No i zeszlo nam w dyskusji na ludzi (tutaj bardzo licznych) ktorzy w kosciele pojawiaja sie kilka razy w zyciu, na wlasny chrzest, slub i pogrzeb i na uroczystosci swoich bliskich (przy czym tutaj zdarza sie ze mozna za jednym zamachem odwalic chrzest, komunie i slub jednego dnia).
I zostalam uswiadomiona ze oczywiscie mozna byc wierzacym niepraktykujacym, nie znajacym przykazan, swiat koscielnych ani prawd wiary, bo to jest niewazne, wazne to co w sercu. Trudno sie nie zgodzic ze wazne to co w sercu, ale dla mnie osoba wierzaca w taki sposob, nie jest katolikiem, tylko, nie bardzo wiem jakiego terminu uzyc, deista, wierzy w istnienie istoty nadprzyrodzonej ktora zarzadza swiatem i oceni jego zycie, ale nie katolikiem, bo to jednak wymaga pewnej, ze tak powiem,specjalizacji. Moga sie uznawac za katolikow niejako z rozpedu, w ramach dziedziczenia wiary po przodkach, ale wedlug mnie nimi nie sa.
A wy jak myslicie? Pytam bo dyskusja bedzie miala ciag dalszy :)
Pomijam tu kwestie sakramentu chrztu ktory mialby przypisywac ludzi do katolicyzmy raz na zawsze.