the_dzidka
11.02.11, 12:48
Wczoraj o mały włos wzięłabym udział w małym flejmie...
Poniżej przytaczam dwie wypowiedzi pewnego pana, o nazwisko mniejsza, nie bedziemy go linczować (bo to zabronione, ale, och!!! jaka szkoda!!!). Pan ten jest gorliwym, wojującym katolikiem. Tu uwaga konieczna dla tych, co lubią strzelac z armat do wróbli - ja własnie NIE uważam, że facet reprezentuje typowe poglądy katolickie w kwestii traktowania zwierząt. Zaszokował mnie podwójnie - że podobne poglądy może mieć ktoś nazywający siebie katolikiem, no i za same te poglądy.
Proszę się zapoznać z cytatami - i tak się zastanawiam: on naprawdę sądzi, że "pójdzie do nieba"?...
Rozmowa dotyczyła męczenia zwierząt. Cytat:
"Widzisz, a ja nie widzę istotnej różnicy w aktach uśmiercania zwierzęcia, w zależności od intencji uśmiercającego. I jestem zwolennikiem karania zwyrodnialców, którzy męczą zwierzęta TYLKO z tego prewencyjnego powodu, że gdybyśmy ich nie karali, to prędzej czy później zaczną to samo robić z ludźmi. A cierpienie pieska, kotka, krowy, karpia, raka, krewetki, komara, mszycy czy pantofelka jest mi absolutnie obojętne. Bo te stworzenia nie mają duszy nieśmiertelnej i poza doczesnym bytowaniem nie mają żadnego, wyższego celu istnienia."
Oraz:
"Przede wszystkim moje dzieci zauważają istotne różnice miedzy człowiekiem i zwierzęciem, wiedzą że człowiek NIE JEST zwierzęciem, wiedzą, że bezrozumne zwierzę wolno zabić, a niewinnego człowieka nie wolno, itp. itd. Cierpienie zwierząt to naprawdę sprawa drugo- a nawet trzeciorzędna dla ludzkiego życia doczesnego. No, ale jeśli ktoś nie wierzy w życie wieczne, to jak widać musi sobie sztucznie kreować jakieś problemy egzystencjalne..."