krezzzz100
13.03.11, 14:26
Przeczytałam i twierdzę: bardzo dobra książka. Wyjątkowo potrzebna. Interpretatywna, nie źródłowa. Po dane szczegółowe trzeba się udać do książek B. Elgenlking-Boni czy J. Grabowskiego.
Książkę tę można porównać z książką Didi-Hubermanna „Obrazy mimo wszystko”- operującej na czterech fotografiach z Auschwitz, uruchamiającej dyskurs dotyczący tego, czy wolno mówić o zagładzie interpretatywnie, i czy istnieją świadectwa, które mogą być podstawa takiego dyskursu. Awantura, jaką wywołały prace Didi-Hubenrmanna przypominają w strukturze – bo nie w treści- awanturę, którą wywołują ksiązki Grossa, czy wcześniej Lanzmanna: "Shoah".
Warto tę książkę czytać z inną prekursorską pracą J. Tokarskiej- Bakir: „Legendy krwi. Antropologia przesądu”, w którym bada ona fantazmaty odnoszące się do Żydów (Żydzi zabijający dzieci polskie na macę), skrywane i jednocześnie kultywowane przez społeczeństwo polskie, oraz skutki działania tych fantazmatów.
Ta książka (Grossa) to rzeczywiste oskarżenie części społeczeństwa polskiego. Zarzut nie tylko szmalcownictwa, ale także ukrywania i przekłamywania historii. To próba obnażenia sieci powiązań temu służących. Dekonstrukcja „gęstego opisu”, czyli siatki działań psycho-społecznych zależności, o wysokiej skuteczności i trudnych do rozebrania.
To propozycja sensu stricte metodologiczna, mająca na celu przybliżenie zjawiska- jego opis, zrozumienie interpretację, czyli próbę ujęcia ZNACZENIA tych spraw. Oczywiście, nazwanie tego znaczenia jest tym, co budzi furię tych, którzy za wszelką cenę chcą tkwić w dotychczasowym fantazmacie Polaków jako wyłącznie ofiary faszyzmu.
To także ogromny krok ku refleksji szerszej- właśnie systemowej, dotykającej funkcyjności mitów/ideologii kulturowych i ich podstawy dla rozmaitej maści opresji, w tym: najgorszego: ludobójstwa. To jest ta brama, której się boją rezydenci tych procederów. Być może trzeba się będzie pożegnać z dotychczasowym humanistycznym paradygmatem patrzenia na człowieka i kulturę…
Od dawna mówię, że faszyzm/nazim był cezurą, która obnaża rzeczywisty status człowieczeństwa i jego rozmaite „zakrywki”. Warto też przeczytać poruszające się w tej materii
(a wspominane chyba tu już przez mnie) wybitne książki P. Friztsche "Życie i śmierć w Trzeciej Rzeszy" oraz A. Laignel- Lavastine: "Cioran, Eliade, Ionesco. O zapominaniu faszyzmu".
Daję fragment prezentujący zarys metodologii tej dekodacji. Podkreślenie moje dotyczy sedna tej metodologii.
„Większość informacji na temat mordów i denuncjacji Żydów dokonanych przez miejscową ludność pochodzi od rodzin zamordowanych, od osób, które mimo wszystko przeżyły, albo od ich znajomych. Zazwyczaj są to suche wzmianki, niezawierające wielu szczegółów. Często docierają do nas tylko wiadomości z drugiej ręki, przekazane za pośrednictwem krewnych, którzy po wojnie usiłowali ustalić okoliczności śmierci bliskich. W sumie nie jest to wiedza w żaden sposób usystematyzowana. Toteż ściśle rzecz biorąc, nie można generalizować li tylko w oparciu o dane ilustrujące częstotliwość i rozrzut terytorialny tych zbrodni. Ale, z drugiej strony, z powodu ich częstotliwości i rozsiania na obszarze całego :raju nie da się ich zbyć uwagą, że są zdarzeniami wyjątkowymi o ograniczonym zasięgu. Ponieważ jednak nie potrafimy uzyskać solidnych danych numerycznych, ogólną wiedzę zdobędziemy dopiero, pytając: w jaki sposób dokonywano tych mordów? Bo jeśli szczegółowe opowieści o tym, jak mordowano Żydów – na które udaje nam się od czasu do natrafić – ujawniają istotne cechy wspólne, to uzyskamy stawę do zrozumienia, co się w ogóle wydarzyło między Żydami a ludnością miejscową.
Zrozumienie to jest możliwe, ponieważ społeczeństwo posiadające wspólną historię, obyczaje i instytucje ma również, ipso facto, pewien stopień wewnętrznej spójności. Używając analogi, można powiedzieć, że należy o nim myśleć raczej jak o tekście albo o czymś na kształt systemu posiadającego wewnętrzny porządek niż jako o całkiem dowolnej zbieraninie przypadkowych części składowych. W związku z tym postawy i praktyki zbiorowe dotyczące podstawowych wartości – takich jak kwestie życia i śmierci, na przykład – muszą być zrozumiałe i przejrzyste poza obrębem społeczności lokalnej.
Oto dlaczego, badając uważnie ograniczoną liczbę konkretnych zdarzeń – pomimo że nie dysponujemy dokładnymi danymi o dystrybucji i częstotliwości chłopskich mordów i Żydach – będziemy mogli stwierdzić, czy były one uznaną praktyką społeczną na wsi, czy nie. Zważywszy na charakter tych zbrodni: że były dokonywane zupełnie otwarcie, publicznie, w obecności wielu osób i później szeroko dyskutowane; jak również biorąc pod uwagę osoby w te zbrodnie uwikłane: że zabójcami byli zwykli ludzie, często członkowie lokalnych elit, których status w grupie pozostawał później nienaruszony „gęsty opis” konkretnych, ściśle zlokalizowanych wydarzeń pozwala nam uzyskać wiedzę ogólną na temat zachowań i postaw społeczności wiejskiej”. (s. 95-97).
Gdyby ktoś był zainteresowany, służę zeskanowanymi drobnymi fragmentami pamiętników Calela Perechodnika: "Czy ja jestem mordercą", który zadaje sobie tytułowe pytanie, ale którego zapisy są oskarżeniem pod kierunkiem szmalcownictwa na terenie Polski wiadomego czasu.