Dodaj do ulubionych

Prawda i kłamstwo - dar życia

26.07.12, 13:14
Kiedy chcę trochę "dokuczyć" polskim feministkom, na czele z panią Wandą Nowicką, to mówię: Pani Prezes, jednej rzeczy nie mogę zrozumieć, skoro... - rozmowa z dr. inż. Antonim Ziębą, współzałożycielem Krucjaty Modlitwy w Obronie Poczętych Dzieci, prezesem Polskiego Stowarzyszenia Obrony Życia Człowieka.

Panie Inżynierze, w jaki sposób technik zostaje obrońcą życia?

Jest rok 1979, wyjeżdżam na praktykę inżynierską do Wiednia. W tamtejszym kościele Chrystusa Króla dostrzegam w gablocie ogromne czarno-białe zdjęcia ciał dzieci abortowanych w szóstym miesiącu ciąży, leżących w workach na odpady. Wstrząs jest niesamowity.

Zaraz potem wraca Pan na Politechnikę Krakowską.


I dostaję drugi sygnał. Otóż ktoś podrzucił mi wydaną w drugim obiegu broszurę śp. ks. Tadeusza Dzięgiela, wielkiego obrońcy życia, w której podał on rzetelny szacunek skali aborcji w ówczesnej Polsce: 800 tys. rocznie. To był dla mnie nawet większy wstrząs niż ten wizualny. Jestem człowiekiem praktycznym, inżynierem, a inżynierowie komunikują się za pomocą dwóch rzeczy: rysunku i liczb. Wyciągnąłem więc kalkulator, podzieliłem tę liczbę przez 365 dni w roku i wyszła z tego rzeka krwi: ponad 2 tys. dzieci każdego dnia. Wtedy już wiedziałem, że muszę się zająć tą sprawą.

W środku komuny? Tak po prostu?


- A kto powiedział, że będzie prosto? Na szczęście Pan Bóg od razu postawił na mojej drodze przyjaciela pracującego na tej samej Politechnice Krakowskiej, dr. inż. Adama Kisiela, który także czuł powołanie do obrony życia. Mieliśmy dużo zapału, ale żadnego dobrego pomysłu. Wypiliśmy wspólnie chyba beczkę kawy i nic. Wszystko zmieniło się za sprawą pierwszej pielgrzymki Jana Pawła II do Polski. Najpierw 7 czerwca 1979 r. Ojciec Święty w Kalwarii Zebrzydowskiej zaapelował o modlitwę, mówiąc, że "jest to wezwanie najważniejsze, najistotniejsze orędzie". Dzień później, przemawiając w Nowym Targu, papież wypowiedział zdanie, które zmieniło całe moje życie: "I życzę, i modlę się o to stale, żeby rodzina polska dawała życie, żeby była wierna świętemu prawu życia".


Tak zrodził się pomysł Krucjaty Modlitwy w Obronie Dzieci Poczętych - najpierw wśród pracowników naszej politechniki, a potem zaczęło się to rozszerzać coraz dalej i dalej.


Inżynierski umysł nie podpowiadał, że szanse na sukces są, delikatnie mówiąc, mizerne?


Oczywiście, podpowiadał. Od początku mieliśmy świadomość, że będziemy prosić Pana Boga o dwa wielkie cuda. Postawiliśmy sobie dwa cele: po pierwsze, obudzić sumienie narodu i uwrażliwić na wielką i nienaruszalną wartość i godność życia człowieka. Pytanie tylko, jak to zrobić w warunkach całkowitej cenzury? Każda wzmianka na temat życia poczętego była wówczas ucinana i to do tego stopnia, że nie mogłem nawet opublikować zwykłego zdjęcia dziecka w trzecim miesiącu od poczęcia.



Bardzo to komunistów raziło.


Tak, to było zupełnie niepojęte. Cały aparat propagandy skupił się na powtarzaniu kłamstwa, że aborcja jest postępowa i demokratyczna, a dziecko w brzuchu to bezkształtna, galaretowata masa.



A drugi cud?


Nasza druga prośba do Wszechmocnego Boga dotyczyła anulowania i zniesienia ustawy aborcyjnej z 27 kwietnia 1956 r. To już w ogóle wydawało się niewykonalne. Pomógł nam jednak dar wiary połączonej z dawkę logicznego myślenia inżynierskiego.



To ci dopiero połączenie!


Za to jakie skuteczne! Mój ulubiony apostoł, św. Paweł, mówił: "Gdzie wzmógł się grzech, tam jeszcze obficiej rozlała się łaska". A zatem logiczne myślenie na bazie wiary podpowiada, że jeśli codziennie ginie 2,5 tys. dzieci nienarodzonych, to jest to ogromny, straszliwy grzech. Logicznym więc jest, że jeżeli Pan Bóg dopuścił do tak wielkiego grzechu, to przygotował także potencjalnie ogromną łaskę do eliminacji tego zła.



Faktycznie, logiczne.


No i teraz sprawa jest już bardzo prosta. Wystarczy tylko podjąć współpracę z tą łaską, a będą się działy cuda. I tak się rzeczywiście stało. 12 lat później, w nowych warunkach politycznych, Sejm anulował zbrodniczą ustawę i przyjął prawo chroniące życie, niedoskonałe, ale jednak stanowiące przełom cywilizacyjny w skali świata. I to nie jest żadna przesada. Dzisiaj Polska jest uznawana za jednego z liderów budowy cywilizacji życia.



O czym świadczą dobitnie Pańskie ulubione liczby.


W ustawie z 1993 r. strona komunistyczna wymogła zapis zobowiązujący rząd do corocznego przygotowania raportu o działaniu ustawy. Oni myśleli, że w ten sposób będą mieli argument na to, jak nieskuteczne jest ustawodawstwo antyaborcyjne. Tymczasem ten zapis okazał się błogosławieństwem. Co roku rządowe agendy przygotowują taki raport i co roku okazuje się, że liczba aborcji maleje albo utrzymuje się na podobnym, niskim poziomie. Przy czym generalnie, w sensie faktograficznym, te raporty są naszym zdaniem rzetelne.



A dane podawane przez zwolenników aborcji? Są wielokrotnie wyższe…


Tak, to ich stara "bajka" - jak się wprowadzi zakaz aborcji, to zaraz pojawi się wielkie podziemie aborcyjne i masowe zgony kobiet. Co za bzdura.


Teraz środowiska lewicowo-feministyczne trochę wyhamowały, ale jeszcze 10 lat temu podawały zupełnie absurdalne dane o 100-, 200-tysięcznym podziemiu aborcyjnym w Polsce. Pytam zawsze polskie feministki: szanowne Panie, skąd wy bierzecie te liczby? Znacie przecież chyba dane za okres, kiedy po trzech latach działania ustawy antyaborcyjnej lewica przejęła pełnię władzy i przywróciła dopuszczalność aborcji? I w tym okresie - przy pełnej swobodzie, za darmo, w szpitalach, w higienicznych warunkach, przy poparciu mediów - ile mieliśmy zarejestrowanych aborcji? Trzy tysiące…



I co one na to?


Nic oczywiście. Jak zwykle żadnej odpowiedzi…



A jaka jest faktyczna skala podziemia?


Mój raport, w którym opierałem się na publikacjach Polskiej Akademii Nauk i Światowej Organizacji Zdrowia WHO, szacuje wielkość podziemia aborcyjnego w Polsce na 7-14 tys. Zwolennicy aborcji oczywiście wyolbrzymiają skalę tego zjawiska i kłamią w żywe oczy. To ich stara taktyka na całym świecie. Wie Pan, ile kobiet zmarło wskutek nielegalnej aborcji w Polsce, w 40-milionowym narodzie od roku 1993?



…?


Jedna.


Weźmy Stany Zjednoczone, kraj osiem razy większy od Polski. W wyniku komplikacji podczas legalnych aborcji zmarły tam w ciągu 10 lat 92 kobiety. Załóżmy, że za 20 lat takich zgonów jest 180. Zaokrąglijmy tę liczbę jeszcze do 200 i podzielmy ją przez osiem, uwzględniając dysproporcje w liczebności mieszkańców USA i Polski. A zatem takich zgonów powinniśmy notować u nas 25. A my za 20 lat mamy jeden zgon. I to łącznie!


Ja podchodzę do obrony życia po inżyniersku: na wszystko mam twarde dowody w postaci liczb.



Co jednak z aborcjami ukrytymi, pod przykrywką poronień samoistnych?


- To była jedyna rzecz, której się bałem przed wprowadzeniem ustawy antyaborcyjnej. Liczyłem się z tym, że kobieta z położną mogą wywołać jakimiś prostymi środkami sztuczne poronienie, które zostanie później w szpitalu zakwalifikowane jako poronienie naturalne. Jeden z lekarzy ostrzegał mnie: "I żebyś nie był zaskoczony, jak nagle skoczy statystyka poronień naturalnych". Tymczasem ta liczba nie tylko nie wzrosła, ale wręcz spadła! Liczba poronień w 1991 r. wyniosła 55 992, a np. w roku 2009 już tylko 47 323.



I cóż na to druga strona? A tak, wiem, oni nie muszą być wiarygodni. Wystarczy, że są w mediach.


Niestety, to prawda. Media są proaborcyjne, mimo że polskie społeczeństwo jest wyraźnie pro-life. W takiej sytuacji tym bardziej trzeba brać sobie do serca słowa byłego aborcjonisty, dr. Bernarda Nathansona, który drobiazgowo opisywał cały proceder fałszowania danych. "Sfałszowaliśmy dane na temat nielegalnych zabiegów przerywania ciąży wykonywanych każdego roku w USA. Mediom i opinii publicznej przekazaliśmy informację, że rocznie przeprowadza się w Stanach ok. miliona aborcji, chociaż wiedzieliśmy, że jest ich tak naprawdę ok. 100 ty
Obserwuj wątek
    • andrzej585858 Re: Prawda i kłamstwo - dar życia 26.07.12, 13:17
      pisał. Mnożnik dziesięć. Co więcej, aborcjoniści nie wahają się fałszować również twardych danych.



      Nawet liczby zgonów kobiet?


      Nawet. Nathanson opisuje, że w USA przed legalizacją aborcji w wyniku podziemnych zabiegów przerywania ciąży umierało rocznie 250 kobiet, ale mediom podawano liczbę 10 tys. Z kolei śp. kard. J. Höffner, komentując doniesienia na temat rzekomej bardzo wysokiej śmiertelności kobiet podczas nielegalnych aborcji w Niemczech Zachodnich, mówił: "Jakże kłamią. Całkowita liczba zgonów kobiet w wieku rozrodczym jest mniejsza niż podawana przez nich liczba ofiar podziemnych aborcji". Dla mnie pozostaje nieodgadnioną tajemnicą, w jaki sposób niewielka grupa ludzi opętanych ideą aborcji potrafi narzucać takie bzdury całemu społeczeństwu… To jest jakieś szatańskie.



      Podobnie jak nadzwyczajna łatwość w podważaniu początku życia człowieka.


      Nie ma dzisiaj żadnej wątpliwości, że życie ludzkie zaczyna się w momencie poczęcia i żaden poważny naukowiec nie podważa tego faktu. Mimo to druga strona z uporem brnie w fałszerstwo, że nie da się zdefiniować początku życia człowieka. A ja mam dwie szafy pełne encyklopedii dla dzieci - polskich, francuskich, angielskich i w każdej z nich jest wyraźnie napisane, że życie zaczyna się od momentu poczęcia. Ja wysyłam te encyklopedie parlamentarzystom i różnym osobom publicznym.


      Tamta strona wie, że kłamie, ale chce z nas robić idiotów. To jest czysta dyskryminacja, ocierająca się o rasizm prenatalny.


      Mocne, ale celne.


      - Kiedy chcę trochę "dokuczyć" polskim feministkom, na czele z panią Wandą Nowicką, to mówię: Pani Prezes, jednej rzeczy nie mogę zrozumieć, skoro w momencie poczęcia zaczyna się życie dziecka i decyduje się płeć dziecka, to dlaczego Pani jako kobieta narodzona domaga się z taką determinacją «prawa» do swobodnego zabijania kobiet nienarodzonych?



      Już Ronald Reagan powtarzał: "Zauważyłem, że wszyscy, którzy popierają aborcję, zdążyli się już urodzić"…


      I z tego rodzaju argumentem druga strona nie potrafi polemizować. Próbuje jedynie cały czas narzucać ten swój absurdalny pogląd o tym, że nie wiadomo, kiedy powstaje człowiek. A my musimy do znudzenia powtarzać, że się mylą. To się po prostu musi wdrukować w świadomość społeczną. Niektórzy już się nawet śmieją: idzie Zięba, znowu będzie mówił o życiu od poczęcia. Tak, będę mówił. Ja jestem z górniczej rodziny, ze mną nie ma tak łatwo. Pan Bóg wiedział, kogo sobie bierze do roboty.



      Gdyby jeszcze nie ta cała medialna papka…


      To jest wręcz katastrofa medialna. W których mediach, innych niż katolickie, podaje się prawdziwe informacje na temat początków życia? Zamiast tego mamy 20 lat pseudodyskusji i rozmywania sprawy na podstawie jakichś wydumanych kryteriów socjologicznych i filozoficznych. A ja mówię: proszę Państwa, kiedy umrze babcia Kunegunda, to my nie idziemy do socjologa czy do filozofa, żeby stwierdził zgon, tylko do lekarza. Tak samo jest z początkiem życia ludzkiego. Od 1989 r. w mediach publicznych i komercyjnych trwa karykatura dyskusji; przez ponad 20 lat "nie zdążono" nawet podać definicji aborcji! Przypomnijmy: aborcja to przerwanie życia człowieka w okresie od poczęcia do urodzenia główki 9-miesięcznego dziecka...


      Żyjemy w totalnym kłamstwie od 1989 r. Tamta strona ma wszystko: pieniądze, telewizję i wpływy. Za to my walczymy po stronie Chrystusa, Dawcy życia i Zwycięzcy śmierci.



      A Bóg chroni obrońców życia…


      Obrońcy życia wychodzili cało nawet z piekła Auschwitz. Dr Irena Konieczna sprzeciwiła się stanowczo poleceniu wykonywania aborcji w obozie, podobnie Stanisława Leszczyńska, słynna "położna Auschwitz". Obie ocalały. Tak samo dr Wanda Półtawska czy znakomity ginekolog Włodzimierz Fijałkowski.


      Żona mi opowiadała, że któregoś wieczoru, kiedy wyjątkowo długo nie wracałem do domu, nasz syn, wówczas przedszkolak, powiedział do niej: "Mamo, czym ty się martwisz, tacie nie mogło stać się nic złego. Bo tata broni życia".



      Pan też zdaje się jest wyjątkowym optymistą.


      Wręcz niepoprawnym optymistą. Ale jedna rzecz nie daje mi wciąż spokoju. My jako naród nigdy nie rozliczyliśmy się z tych 25 mln dzieci zabitych w czasach, kiedy aborcja była legalna. Ta sprawa obciąża nasze narodowe sumienie, to jest wielki grzech społeczny. I trzeba w końcu powiedzieć głosem całego narodu: Panie, zgrzeszyliśmy przeciwko Tobie.


      Dlatego też od paru lat propagujemy Narodowy Dzień Pokuty za Grzechy przeciwko Życiu Człowieka, obchodzony 27 kwietnia, w rocznicę uchwalenia zbrodniczej ustawy aborcyjnej. Tego dnia w sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Łagiewnikach odprawiana jest Msza św. ekspiacyjna. Potrzebna jest ekspiacja wszystkich Polaków.


      Tak jak obchodzimy Dzień Świętości Życia?



      Oczywiście! Przecież my składaliśmy Jasnogórskie Śluby Narodu Polskiego, przysięgając, że będziemy bronić życia tak, jak ojcowe nasi bronili niepodległości. A tymczasem złamaliśmy te śluby 25 milionów razy. Trzeba prosić o przebaczenie, o Miłosierdzie Boże!



      Zaraz pewnie usłyszymy, że katolicy znowu coś komuś narzucają.


      O tak, na pewno, zwłaszcza znając zakłamanie i obłudę polityków lewicy, aktywistów feministycznych i "salonowych dziennikarzy". Tysiące razy słyszałem, że obrońcy życia usiłują narzucić całemu społeczeństwu drogą ustaw państwowych swój katolicki światopogląd. Tylko że życie ludzkie naprawdę zaczyna się od poczęcia. To nie jest kwestia światopoglądu, tylko fakt naukowy. Pytanie więc, kto co komu narzuca?



      No właśnie, kto…


      Opowiem panu pewną historię. Otóż kilka lat temu brałem udział jako ekspert w posiedzeniu sejmowej komisji zajmującej się raportem z działania ustawy antyaborcyjnej. Zabrałem głos w jakiejś sprawie, po czym pani poseł Senyszyn oświadczyła, że takich osób jak ja nie można zapraszać na poważne posiedzenie komisji i tracić czasu na ideologiczne wypowiedzi.



      I co Pan odpowiedział?


      Zapytałem: "Czy Pani wie, że pierwszym krajem w Europie, który zalegalizował aborcję, był Związek Radziecki w listopadzie 1920 r., a uczynił to ludobójca komunistyczny Lenin? A teraz bardzo Panią proszę o uwagę, cytuję słowa Lenina: «Domagać się bezwarunkowego zniesienia wszystkich ustaw ścigających sztuczne poronienie». Koniec cytatu. Dzieła Lenina, Książka i Wiedza, Warszawa 1950. Tom XIX, s. 321".


      I mówię dalej: "W Polsce jako pierwsi wprowadzili aborcję hitlerowcy. Zaraz potem wasza formacja, 27 kwietnia 1956 r., w warunkach terroru komunistycznego, drogą ustawy państwowej, narzuciła realizację dyrektywy ludobójcy Lenina. I ja się dziwię, że wy dzisiaj chcecie w Polsce znowu narzucić tą samą drogą realizację dyrektywy ludobójcy Lenina, czyli «swobodę aborcji»". Zamurowało ją.



      Zamurowało? Senyszyn?!


      Niewiarygodne, prawda? Potem mówiono mi, że to był pierwszy przypadek w parlamencie, kiedy pani Senyszyn odjęło mowę.


      Wie pan, to wszystko jest w sumie dość proste. Historia uczy, że najpierw na śmierć idą dzieci nienarodzone, potem księża, a na końcu my, wierni katoliccy. Tak było podczas rewolucji francuskiej, tak było w czasie rewolucji bolszewickiej i tak było w Trzeciej Rzeszy. Wielka zbrodnia zaczyna się od legalizacji aborcji…
      • andrzej585858 Re: Prawda i kłamstwo - dar życia 26.07.12, 13:33
        Fascynująca rozmowa - negowanie niezbywalnego prawa do życia jest czymś tak nieludzkim, ze aż nie chce się wierzyć że sa ludzie którzy popierają takie działania. Uwazają przy tym prawo do aborcji za jedno z podstawowych zdobyczy nowoczesnego państwa.

        Podaję link źródłowy:
        www.deon.pl/religia/wiara-i-spoleczenstwo/art,523,idzie-zieba-bedzie-o-zyciu.html
        • andrzej585858 Re: Nagroda ża obronę daru życia 22.10.12, 17:56
          Ta nagroda cieszy i to bardzo. Parlament Europejski nagrodził Polską Federacę Ruchów Obrony Życia za:

          "promowanie w swojej działalności zasad zawartych w traktatach europejskich: szacunku i ochrony godności ludzkiej, prawa do życia, prawa do zawarcia małżeństwa i założenia rodziny, ochrony prawnej, ekonomicznej i społecznej rodziny.".

          W czasach gdy promuje się antywartości i neguje nadrzędna wartość rodziny oraz życia, cieszy fakt iż trud jaki jest udziałem ludzi zrzeszonych zarówno w tego typu organizacjach jak i wolontariuszy został doceniony. A nie jest to łatwe zadanie, zwłaszcza wobec zmasowanego ataku wszelkiego rodzaju lewackich i feministycznych organizacji
          Szkoda że powyższa wiadomośc nie zasłużyła na eksponowane miejsce w GW.

          ekai.pl/wydarzenia/temat_dnia/x59947/polska-federacja-ruchow-obrony-zycia-nagrodzona/
          • andrzej585858 Re: Jan Paweł II w Olsztynie 07.11.12, 13:04
            Fragment homilii wygłoszonej przez papieża Jana Pawła II w Olsztynie 6 czerwca 1991 r.

            5. Moje pielgrzymowanie po ziemi ojczystej związane jest w tym roku z katechezą dziesięciu przykazań. Ósme przykazanie Dekalogu w szczególny sposób wiąże się z prawdą, która obowiązuje człowieka w obcowaniu z innymi ludźmi i w całym życiu społecznym: "Nie mów fałszywego świadectwa".

            Tym przykazaniem Bóg Przymierza szczególnie daje poznać, że człowiek jest stworzony na Jego obraz i podobieństwo. Dlatego właśnie całe ludzkie postępowanie poddane jest wymogom prawdy. Prawda jest dobrem, a kłamstwo, fałsz, zakłamanie jest złem. Doświadczamy tego w różnych wymiarach i w różnych układach.

            Przypatrzmy się znaczeniu prawdy w naszym życiu publicznym. W odnowionej Polsce nie ma już urzędu cenzury, różne stanowiska i poglądy mogą być przedstawiane publicznie. Została przywrócona - jakby powiedział Cyprian Norwid - "wolność mowy" (Rzecz o wolności słowa).

            Wolność publicznego wyrażenia swoich poglądów jest wielkim dobrem społecznym, ale nie zapewnia ona wolności słowa.


            Niewiele daje wolność mówienia, jeśli słowo wypowiadane nie jest wolne. Jeśli jest spętane egocentryzmem, kłamstwem, podstępem, może nawet nienawiścią lub pogardą dla innych - dla tych na przykład, którzy różnią się narodowością, religią albo poglądami. Niewielki będzie pożytek z mówienia i pisania, jeśli słowo będzie używane nie po to, aby szukać prawdy, wyrażać prawdę i dzielić się nią, ale tylko po to, by zwyciężać w dyskusji i obronić swoje - może właśnie błędne - stanowisko.

            Słowa mogą czasem wyrażać prawdę w sposób dla niej samej poniżający. Może się zdarzyć, że człowiek mówi jakąś prawdę po to, żeby uzasadnić swoje kłamstwo. Wielki zamęt wprowadza człowiek w nasz ludzki świat, jeśli prawdę próbuje oddać na służbę kłamstwa. Wielu ludziom trudniej wtedy rozpoznać, że ten świat jest Boży.

            Prawda zostaje poniżona także wówczas, gdy nie ma w niej miłości do niej samej i do człowieka.
            W ogóle nie da się zachować ósmego przykazania - przynajmniej w wymiarze społecznym - jeśli brakować będzie życzliwości, wzajemnego zaufania i szacunku wobec tych wszystkich odmienności, które ubogacają nasze życie społeczne.

            Każdy podstęp wobec drugiego człowieka, każda skłonność do używania osoby ludzkiej w charakterze narzędzia, każde używanie słów po to, aby wpływać na innych swoim zagubieniem moralnym, swoim wewnętrznym nieporządkiem - wprowadza w życie społeczne atmosferę kłamstwa. Przez wiele lat doświadczaliśmy w wymiarze społecznym, że publicznie nie mówiono prawdy - i nie dopuszczano do jej mówienia. Istnieje przeto wielka potrzeba odkłamania naszego życia w różnych zakresach. Trzeba przywrócić niezastąpione niczym miejsce cnocie prawdomówności. Trzeba, by ona kształtowała życie rodzin, środowisk, społeczeństwa, środków przekazu, kultury, polityki i ekonomii.

            Jeszcze raz wróćmy do tego przykazania w jego brzmieniu synajskim, w jego brzmieniu ewangelicznym. "Nie będziesz mówił fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu twemu". Wydaje się, że jest to pewna sytuacja ściśle określona. Na przykład taka, w jakiej znalazł się Chrystus wobec sądu, gdzie powiedział: "Daj świadectwo o złym. Jeżeli źle powiedziałem, daj świadectwo o złym. A jeżeli nie, dlaczego Mnie bijesz?" Człowiek, świadek, sądzi. "Nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu twemu".

            Nie mów fałszywego świadectwa przeciw temu bliźniemu twemu, którym jest Jezus z Nazaretu. Nie mów fałszywego świadectwa przeciw żadnemu twemu bliźniemu, żadnemu człowiekowi. Zarazem to przykazanie stwierdza, że prawda jest dobrem dla człowieka, jest dobrem dla człowieka w odniesieniach międzyludzkich, jest dobrem dla człowieka w odniesieniach szerszych, społecznych. Jest dobrem. Drugi człowiek ma prawo do prawdy. Człowiek ma prawo do prawdy. Czasem człowiek nie ma prawa do pewnej prawdy, dlatego my patrzymy z podziwem na ludzi, którzy wobec przemocy - na przykład w czasie okupacji - potrafili nie wydać, nie powiedzieć prawdy, ponieważ do tej prawdy nie miał prawa ten, który jej żądał, który ją wymuszał przemocą.

            Jednakże to przykazanie w takim brzmieniu ma zasięg szerszy. Nie chodzi tylko o sytuację oskarżonego wobec trybunału, nie chodzi tylko o sytuację świadka, który mówi nieprawdę. Chodzi o sytuacje wielorakie, w których słowo ludzkie daje złe świadectwo. "Nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu twemu". Wciąż się w różnych wymiarach odbywa ten sąd nad słowem człowieka, nad słowem, które on mówi. Jeżeli nie jest słowem prawdy, jeżeli daje fałszywe świadectwo, odbywa się ten sąd. Bo ludzie słyszą, niekoniecznie tylko w sądzie.

            Całe ludzkie bytowanie jest jakimś wielkim trybunałem. Ludzie słuchają, ludzie słyszą i albo dociera do nich prawda, albo też nie. Zwłaszcza w naszym społeczeństwie nowożytnym, gdzie tak bardzo spotęgowały się sposoby mówienia, metody mówienia, wszystkie tak zwane środki przekazu myśli. To przecież spotęgowana ludzka mowa. Spotęgowana mowa, która albo daje świadectwo prawdzie, albo też przeciwnie. My zresztą znamy to z naszego doświadczenia i przez wiele lat byliśmy wobec tego dość dobrze zabezpieczeni.

            Więc jest szczególna odpowiedzialność za słowa, które się wypowiada, bo one mają moc świadectwa: albo świadczą o prawdzie, albo są dla człowieka dobrem, albo też nie świadczą o prawdzie, są jej zaprzeczeniem i wtedy są dla człowieka złem, chociaż mogą być tak podawane, tak preparowane, ażeby robić wrażenie, że są dobrem. To się nazywa manipulacja. Więc również i to zwięzłe przykazanie Dekalogu otwiera człowieka, otwiera ludzkie społeczeństwa na cały szereg różnych wymiarów egzystencjalnych.

            Bo człowiek bytuje w pewien sposób w związku ze świadectwem, jakie otrzymuje i jakie przyjmuje. Chrystus był bardzo na to wrażliwy. Chrystus bardzo nas przestrzegał przed tym. "Nie sądźcie, ażebyście nie byli sądzeni". To są właśnie takie wymowne słowa, które wskazują, jak delikatny, jak odpowiedzialny jest ten rejon prawdy i nieprawdy w życiu ludzkim, jak on wiele może kosztować.

            Przecież wiemy, że istnieje chociażby taka zwyczajna, potoczna obmowa. Niby mówi się prawdę, ale się szkodzi drugiemu człowiekowi. A więc przykazanie jest precyzyjne, kiedy mówi o świadectwie przeciw bliźniemu twemu. Istnieją różne formy zniesławiania człowieka, czasem typu propagandy szeptanej, a czasem bardzo jawne.

            Istnieje wreszcie oszczerstwo, to znaczy: mówi się o człowieku drugim źle i nieprawdę. To jest szczególna postać niszczenia prawdy, szczególna postać przekraczania tego przykazania, które zobowiązuje nas do dawania świadectwa. Chrystus zobowiązał uczniów do dawania świadectwa: "Będziecie moimi świadkami". Będziecie świadkami prawdy. To świadectwo będzie was kosztować, tak jak kosztowało mnie. Przecież pamiętamy, że na tym ostatecznym, dramatycznym także i po ludzku trybunale, Chrystus przed Piłatem zapytany, czy jest królem, odpowiedział: "Jam się po to narodził i po to przyszedłem na świat, ażeby dać świadectwo prawdzie".

            A jeżeli czytamy Ewangelię, jeżeli ją wciąż czytamy i wciąż nad nią myślimy, to uświadamiamy sobie, że ta sprawa między prawdą a kłamstwem, między świadectwem prawdy, świadkami prawdy a ojcem kłamstwa, jest jakąś sprawą pierworodną i podstawową. Człowiek jest wolny, człowiek jest wolny także, ażeby mówić nieprawdę. Ale nie jest naprawdę wolny, jeżeli nie mówi prawdy.
            • andrzej585858 Re: Jan Paweł II w Olsztynie 07.11.12, 13:08
              Chrystus daje na to jasną odpowiedź: "Prawda was wyzwoli". Życie ludzkie jest więc także dążeniem do wolności przez prawdę. To jest bardzo ważne w epoce, którą przeżywamy. Bo zachłystujemy się wolnością, wolnością słowa i różnymi innymi wolnościami, które z tym się wiążą. Zachłystujemy się tą wolnością, której przedtem nam odmawiano, tak jak zresztą i wolności religijnej, choć w Polsce nie było pod tym względem najgorzej. Ale równocześnie zapominamy o tym wymiarze podstawowym, że nie ma prawdziwej wolności bez prawdy. Tylko prawda czyni wolnymi.

              Przed czterema laty mówiłem, że czeka nas praca nad pracą. Dziś czeka nas wielka praca nad mową, jaką się posługujemy. Ogromna praca. Nasze słowo musi być wolne, musi wyrażać naszą wewnętrzną wolność. Nie można stosować środków przemocy, ażeby człowiekowi narzucać jakieś tezy. Te środki przemocy mogą być takie, jakie znamy z przeszłości, ale w dzisiejszym świecie także i środki przekazu mogą stać się środkami przemocy, jeżeli stoi za nimi jakaś inna przemoc, niekoniecznie ta przemoc fizyczna. Jakaś inna przemoc, jakaś inna potęga. Słowo ludzkie jest i powinno być narzędziem prawdy. "Prawda was wyzwoli" - powiedział Chrystus (J 8,32). Tak - "prawda was wyzwoli". To jest dopowiedzenie ósmego przykazania.

              Starajmy się odnaleźć pełne znaczenie i wartość prawdy: prawda, która wyzwala - wolność przez prawdę. Nigdy poza prawdą. Poza prawdą wolność nie jest wolnością. Jest pozorem. Jest nawet zniewoleniem. 6. A od tej prawdy, jaką czyni człowiek, jaką stara się kształtować swe życie i współżycie z innymi, prowadzi droga do Prawdy, którą jest Chrystus. Prowadzi ta droga do wolności, do której Chrystus nas wyswobodził.

              To jest perspektywa naszych czasów. Pomiędzy wolnością, do której Chrystus nas wyzwolił i stale wyzwala, a odejściem od Chrystusa w imię tak często bardzo głośno propagowanej wolności.

              Wolność, do której Chrystus nas wyzwolił, to jedna droga. Druga droga to wolność od Chrystusa. Bo często się tutaj stosuje takie słowa pozorne, mówi się: "klerykalizm", "antyklerykalizm", a na dnie chodzi o to jedno: wolność, do której Chrystus nas wyzwolił, czy też wolność od Chrystusa?

              To są te dwie drogi, którymi idzie i pójdzie na pewno Europa. Europa ma szczególne związki z Chrystusem, tu się zaczęła ewangelizacja, ale tu także zrodziły się i stale się rodzą różne postaci odchodzenia od Chrystusa, programy odchodzenia od Chrystusa. I przed nami również otwiera się ta dwoistość, ten rozstaj. Wolność, do której Chrystus nas wyzwala, wolność przez prawdę. Prawda was wyzwala. Albo też wolność od Chrystusa. Droga Ewangelii i Eucharystii.
              • andrzej585858 Re: Tym razem "dziecko" a nie "płód"? 10.12.12, 15:08
                Dlaczego o nienarodzonym dziecku księcia Williama i księżnej Kate, będącym trzecim w kolejce do brytyjskiego tronu, w odróżnieniu od innych dzieci czekających na urodzenie, nie mówi się „płód” a określa się go „królewskim dzieckiem”? – zastanawia się na swoim blogu internetowym, Danny Burke, biblista z Boyce College, uczelni należącej do Seminarium Teologicznego Południowych Baptystów w Louisville w stanie Kentucky w USA.

                Prof. Burke zwraca uwagę, że nawet takie tytuły medialne jak "NY Times", "Washington Post", "ABC News", "CNN", które na codzień pilnują, by o dziecku nienarodzonym mówić "płód", w przypadku książęcej pary odchodzą od tej reguły, mimo że dziecko Kate jest dopiero w 12. tygodniu życia. Według naukowca, jedyną różnicą między dzieckiem, o którym obecnie mówią media na całej planecie, a dzieckiem nienarodzonym z poczekalni kliniki aborcyjnej jest to, że to pierwsze jest chciane, a to drugie nie. Dlatego to pierwsze otrzymuje status dziecka drugie zaś jest zaledwie płodem, blastocystą czy zlepkiem komórek.

                Większość ludzi nie zastanawia się nad faktem, że na język, jakiego używają wobec nienarodzonych wpływa nie tyle człowieczeństwo tych dzieci, lecz to, czy są one chciane czy też nie. Czy jest jeszcze jakaś inna klasa ludzi, których człowieczeństwo zależy wyłącznie od tego, czy są chciani?

                – pisze biblista. Podkreśla przy tym, że język często odsłania podstawowe prawdy o sposobie, w jaki postrzegamy świat. W tym przypadku to jak mówimy o nienarodzonych ujawnia, czy widzimy ich czy też nie jako część ludzkiej społeczności z niezbywalnym prawem do życia.

                Widać jasno, że świat zgodził się nazywać nienarodzone dziecko Kate Middleton ‘dzieckiem’. Dlaczego mielibyśmy tego samego nie zrobić w stosunku do innych nienarodzonych dzieci? Czy to możliwe, że taki termin sugerowałby moralną potworność, której nie mamy ochoty stawiać czoła?

                – pyta retorycznie publicysta.
                • andrzej585858 Re: Kto broni Boga, ten broni człowieka 21.12.12, 15:37


                  Na konieczność poszanowania planu Boga wobec człowieka w obliczu ataków ze strony zwolenników tzw. filozofii gender, wskazał papież w podczas przedświątecznego spotkania z przedstawicielami Kurii Rzymskiej.

                  Benedykt XVI wskazał na groźne dla człowieka konsekwencje odrzucania płciowości jako faktu danego w akcie stwórczym, a traktujących ją jako rolę społeczną, o której decyduje się autonomicznie. Dochodzi wówczas do zanegowania Boga co prowadzi z kolei do zniszczenia godności człowieka. Benedykt XVI podkreślił też znaczenie dialogu Kościoła ze światem.

                  Ojciec Święty przypomniał najważniejsze wydarzenia kończącego się roku, w tym swoje podróże apostolskie do Meksyku i na Kubę, oraz do Libanu, na Bliski Wschód. Za ważne uznał także Światowe Spotkanie Rodzin w Mediolanie na początku czerwca, październikowy Synod o nowej ewangelizacji połączony z inauguracją Roku Wiary.

                  Swoją uwagę skoncentrował na kwestii rodziny oraz naturze prowadzonego przez Kościół dialogu ze światem, w tym z innymi religiami.

                  Mówiąc o współczesnym kryzysie rodziny Benedykt XVI wskazał, że nie chodzi tylko o określoną formę społeczną, ale o samego człowieka – o pytanie, kim jest człowiek i co należy czynić, aby być człowiekiem we właściwy sposób. Zaznaczył, że jawi się w tym kontekście pytanie o wolność człowieka, o jego zdolność do podejmowania zobowiązań na całe życie, pokusy ucieczki od cierpienia. „Ale tylko w darze z samego siebie człowiek siebie zdobywa i tylko otwierając się na drugiego, na innych, na dzieci, na rodzinę, tylko pozwalając się kształtować w cierpieniu, odkrywa pełnię bycia osobą ludzką. Wraz z odrzuceniem tego powiązania zanikają również postaci ludzkiej egzystencji: ojciec, matka, syn; upadają istotne wymiary doświadczenia bycia osobą ludzką” – stwierdził papież.

                  Powołując się na opinię wielkiego rabina Francji, Gillesa Bernheima Ojciec Święty zauważył, że atak na rodzinę, którego jesteśmy świadkami przejawia się także w nowej filozofii seksualności znanej pod hasłem „gender”. Zgodnie z nią płeć nie jest już pierwotnym faktem natury, który człowiek musi przyjąć i osobiście wypełnić sensem, ale rolą społeczną, o której decyduje się autonomicznie, podczas gdy dotychczas decydowało o tym społeczeństwo. Benedykt XVI wskazał, że pogląd ten, jak i podporządkowana jemu rewolucja antropologiczna jest głęboko błędna. „Człowiek kwestionuje, że ma uprzednio ukonstytuowaną naturę swojej cielesności, charakteryzującą istotę ludzką. Zaprzecza swojej własnej naturze i postanawia, że nie została ona jemu dana jako fakt uprzedni, ale to on sam ma ją sobie stworzyć” – zauważył papież. Przypomniał, że w wizji biblijnej człowiek stworzony jest jako mężczyzna i jako kobieta, a dualizm ten jest dla niego istotny. Kiedy natomiast człowiek kwestionuje swoją naturę, dopuszcza się manipulacji – postawy krytykowanej, kiedy mamy do czynienia z przyrodą.

                  Nowa filozofia seksualności wymierzona jest przeciw zamysłowi Boga-Stwórcy ale także przeciw rodzinie, jako czegoś określonego na początku w akcie stworzenia. Ale w takim przypadku również potomstwo utraciło miejsce, jakie do tej pory jemu się należało i szczególną, właściwą sobie godność. Cytując Bernheima Ojciec Święty pokazał, jak obecnie musi się ono stać w miejsce samoistnego podmiotu prawnego, przedmiotem, do którego ma się prawo i o który, jako przedmiot, do którego ma się prawo, można sobie sprokurować. „Tam, gdzie wolność czynienia staje się wolnością czynienia siebie samego, nieuchronnie dochodzi się do zanegowania samego Stwórcy, a wraz z tym ostatecznie, dochodzi także do poniżenia człowieka w samej istocie jego bytu, jako stworzonego przez Boga, jako obrazu Boga. W walce o rodzinę stawką jest sam człowiek. I staje się oczywiste, że tam, gdzie dochodzi do zanegowania Boga, zniszczeniu ulega także godność człowieka. Kto broni Boga, ten broni człowieka” – powiedział Benedykt XVI.

                  Drugą część swego przemówienia Ojciec Święty poświęcił kwestii dialogu Kościoła z państwami, ze społeczeństwem obywatelskim, w tym z kulturami i nauką a także z innymi religiami. Zaznaczył, że chodzi w nim o walkę o człowieka i o to, co znaczy być człowiekiem. Choć Kościół nie ma gotowych rozwiązań poszczególnych zagadnień, to pragnie on walczyć o odpowiedzi, które najlepiej odpowiadają właściwej mierze istoty ludzkiej. „To, co określa on jako wartości podstawowe, konstytutywne, nienegocjowalne ludzkiego życia musi bronić z wielką wyrazistością. Musi zrobić wszystko, co możliwe, aby stworzyć przekonanie, które może się później przełożyć na działania polityczne”- stwierdził papież.

                  Mówiąc z kolei o dialogu z innymi religiami Benedykt XVI podkreślił konieczność otwartości na prawdę i wierności prawdzie. Tym bardziej, że chrześcijanin jest wewnętrznie wspierany przez Chrystusa, który czyni nas wolnymi i jednocześnie bezpiecznymi.

                  Ostatnią uwagę papież poświęcił przepowiadaniu, wskazując, że jego skuteczność przejawia się tam, gdzie istnieje w człowieku posłuszna gotowość na bliskość Boga, pragnienie bliższego poznania Chrystusa prowadzące do Kościoła - komunii pogłębienia a zarazem życia, w której podążanie z Jezusem sprawia, że widzimy.
                  • andrzej585858 Re: Eutanazja 02.01.13, 18:19
                    Wstrząsający artykuł:

                    a Zachodzie Europy odbywa się powolny marsz ku akceptacji prawnej eutanazji. Na jego sztandarach, czy raczej banerach reklamowych przeczytamy, że jest to wyraz miłosierdzia wobec beznadziejnie cierpiących, danie ulgi chorym z demencją i ich rodzinom, zapobieżenie długotrwałej opiece nad osobami w stanie wegetatywnym lub trwale nieprzytomnym, która i tak skończy się ich śmiercią.


                    W Polsce także ten temat co jakiś czas pojawia się w mediach i nagłaśnianie są kolejne przypadki, które mają stać się wytrychami, dzięki którym uda się powoli zmienić mentalność społeczną i przygotować ją na zmiany legislacyjne dotyczące eutanazji.



                    W ten nurt wpisał się niestety także swoim stwierdzeniem we "Wprost" prezes fundacji WOŚP, Jurek Owsiak. Stwierdził on, że boi się starczej demencji, szczególnie tej związanej z chorobami typu choroba Alzheimera i uważa, że w takim wypadku eutanazja jest przejawem pomocy udzielonej osobie cierpiącej na takie schorzenie oraz jej rodzinie. W zestawieniu z hasłem tegorocznego wielkiego finału WOŚP ("Dla ratowania życia dzieci i godnej opieki medycznej seniorów") jego stwierdzenie brzmi dla mojego ucha zdecydowanie fałszywie. Z pewnością wrzucając do puszki wolontariusza z czerwonym serduszkiem nie dorzucimy się do eutanazji, gdyż w Polsce jest ona zakazana, ale stwierdzenie Jurka Owsiaka sprawia, że "godna opieka medyczna" staje się pojęciem niebezpiecznie pojemnym.


                    I tu moje skojarzenia poszły w dwóch kierunkach. Otóż pierwszym krajem, który zalegalizował eutanazję, była Holandia. Stało się to w 2002 roku, a już kilka lat później nastąpiła gwałtowna migracja osób starszych do Niemiec, gdzie mogły liczyć na godziwą opiekę. Co więcej, od 2011 roku wiele osób w Holandii będących w podeszłym wieku zaczęło nosić przy sobie kartonik z deklaracją: "Proszę NIE dokonywać na mnie eutanazji" (zobacz). Wynika to z faktu, że często jedyną przesłanką do dokonania tego "zabiegu" jest fakt, że dana osoba jest w podeszłym wieku i chora.



                    Co roku w samej tylko Holandii raportowanych jest (zaznaczam: raportowanych, więc statystyka ta nie uwzględnia wszystkich danych) kilkaset przypadków, kiedy pacjent jest uśmiercany mimo braku jego bezpośredniego żądania (był nieprzytomny) lub prośby jego rodziny. Ze względu na stan chorego uznaje się, że wybrałby śmierć. Obostrzenia dotyczące procedur podejmowania takiej decyzji są ignorowane, zaś o jej słuszności decyduje komisja lekarska. Legalizacja eutanazji sprawia, że praktyka staje na równi pochyłej i to, co jeszcze kilka lat wcześniej wydawało się społecznie nieakceptowane, nagle jest przyjmowane jako norma.


                    W Polsce co roku w okresie przedświątecznym szpitale odnotowują gwałtowny wzrost przyjęć osób starszych. Czy rodziny, które w ten sposób pozbywają się z domu na czas świąteczny starców (a często też później "zapominają" ich odebrać) będą się wahali, jeśli będą mieli zdecydowanie bardziej "humanitarne" wyjście? W końcu babcia/dziadek i tak się męczą, a konieczność opieki nad nimi wpływa destrukcyjnie na życie rodziny…


                    Co więcej, legalizacja eutanazji przekłada się też na wyraźne pogorszenie jakości opieki nad osobami starszymi. Są głodzone, nie podaje im się leków, nie rehabilituje. Mówił o tym amerykański aktor, Mickey Rooney, tutaj można posłuchać jego wypowiedzi.


                    A drugie moje skojarzenie dotyczy Petera Singera. To znany ze swoich kontrowersyjnych poglądów etyk, popierający aktywnie eutanazję. Rzecz dziwna - kiedy na starczą demencję zapadła jego matka, wynajął dla niej dom, zatrudnił cały sztab opiekujących się nią ludzi i nie było mowy o jej zabiciu. Czyżby ludzie dzielili się na równych i równiejszych, przy czym tylko ci drudzy mieliby prawo do godziwego odejścia?


                    Doceniam zaangażowanie i efekty działalności Jurka Owsiaka, jednak jego publiczne stwierdzenie, że eutanazja jest formą "pomocy starszym w cierpieniach" zdecydowanie zniechęciło mnie do wspomagania WOŚP. Wolę przelać te pieniądze na konto którejkolwiek z fundacji wspierających hospicja.
                    www.deon.pl/wiadomosci/komentarze-opinie/art,521,eutanazja-i-wosp.html
                    • andrzej585858 Re: Z orędzia Benedykta XVI 03.01.13, 10:53


                      "Pokój czynią ci, którzy kochają życie, bronią go i je promują na każdym jego etapie



                      4. Drogą do osiągnięcia wspólnego dobra i pokoju jest przede wszystkim poszanowanie ludzkiego życia, pojmowanego w jego różnorodnych aspektach, od poczęcia, poprzez rozwój, aż do naturalnego kresu. Tak więc prawdziwie czynią pokój ci, którzy kochają życie, bronią go i je promują we wszystkich jego wymiarach: osobistym, wspólnotowym i transcendentnym. Życie w pełni jest szczytem pokoju. Ten, kto pragnie pokoju nie może tolerować zamachów na życie i zbrodni przeciwko życiu.



                      Ci, którzy nie doceniają w wystarczającym stopniu wartości ludzkiego życia i w konsekwencji popierają na przykład liberalizację aborcji, być może nie zdają sobie sprawy, że w ten sposób opowiadają się za dążeniem do pokoju iluzorycznego. Ucieczka od odpowiedzialności, która uwłacza osobie ludzkiej, a tym bardziej zabijanie bezbronnych i niewinnych istot ludzkich, nigdy nie zaprowadzi do szczęścia czy pokoju. Czyż można myśleć o osiągnięciu pokoju, integralnego rozwoju ludów czy o ochronie środowiska naturalnego, bez ochrony prawa do życia najsłabszych, poczynając od tych, którzy mają się urodzić? Wszelkie naruszenie życia, zwłaszcza u jego początków, nieuchronnie powoduje nieodwracalne straty dla rozwoju, pokoju i ochrony środowiska. Nie jest też słuszne formułowanie w podstępny sposób fałszywych praw lub osądów, opartych na redukcjonistycznej lub relatywistycznej wizji istoty ludzkiej oraz zręcznym posługiwaniu się dwuznacznymi wyrażeniami, faworyzującymi rzekome prawo do aborcji i eutanazji, które zagrażają podstawowemu prawu do życia.



                      Trzeba także uznać i promować naturalną strukturę małżeństwa, jako związku między mężczyzną a kobietą, wobec prób zrównania jej w obliczu prawa z radykalnie innymi formami związków, które w rzeczywistości szkodzą jej i przyczyniają się do jej destabilizacji, przesłaniając jej szczególny charakter i niezastąpioną rolę społeczną.



                      Zasady te nie są prawdami wiary ani jedynie pochodną prawa do wolności religijnej. Są one wpisane w samą naturę człowieka, możliwe do rozpoznania rozumem, a zatem wspólne dla całej ludzkości. Działalność Kościoła na rzecz ich promowania nie ma więc charakteru wyznaniowego, ale jest skierowana do wszystkich ludzi, niezależnie od ich przynależności religijnej. Działalność ta jest tym bardziej konieczna, im bardziej owe zasady są negowane lub błędnie rozumiane, ponieważ znieważa to prawdę o osobie ludzkiej, w poważny sposób rani sprawiedliwość i pokój.



                      Z tego względu ważnym wkładem na rzecz pokoju jest także respektowanie przez normy prawne i wymiar sprawiedliwości prawa do korzystania z zasady sprzeciwu sumienia w odniesieniu do ustaw i decyzji rządowych, które zagrażają godności człowieka, takich jak aborcja i eutanazja.



                      Jednym z praw człowieka o znaczeniu podstawowym, także dla pokojowego życia ludów, jest prawo jednostek i wspólnot do wolności religijnej. W tym momencie dziejowym staje się coraz ważniejsze, aby prawo to było promowane nie tylko z negatywnego punktu widzenia, jako wolność od – na przykład, zobowiązań i przymusu w zakresie wolności wyboru własnej religii – ale także z pozytywnego punktu widzenia, w jego różnorodnych aspektach, jako wolność do: na przykład do dawania świadectwa o swojej religii, do głoszenia i przekazywania jej nauczania; do prowadzenia działalności edukacyjnej, charytatywnej i opiekuńczej, pozwalającej wprowadzać w życie nakazy religijne; do istnienia i działania jako organizacje społeczne, tworzone zgodnie z właściwymi im zasadami doktrynalnymi i celami instytucjonalnymi. Niestety, także w krajach o dawnej tradycji chrześcijańskiej coraz liczniejsze są przypadki nietolerancji religijnej, zwłaszcza w odniesieniu do chrześcijaństwa i tych, którzy po prostu noszą stroje wskazujące na przynależność religijną.



                      Ten, kto czyni pokój, musi też pamiętać, że w coraz większej części opinii publicznej ideologie radykalnego liberalizmu i technokracji budzą przekonanie, że wzrost gospodarczy może być osiągnięty nawet kosztem erozji społecznej roli państwa i społeczeństwa obywatelskiego jako sieci relacji opartych na solidarności, a także praw i obowiązków społecznych. Otóż trzeba zauważyć, że te prawa i obowiązki mają podstawowe znaczenie dla pełnej realizacji innych, poczynając od praw obywatelskich i politycznych.



                      Jednym z najbardziej dziś zagrożonych praw i obowiązków społecznych jest prawo do pracy. Wynika to z faktu, że coraz bardziej praca i właściwe uznanie statusu prawnego pracowników nie są właściwie wartościowane, ponieważ rozwój gospodarczy rzekomo zależy głównie od pełnej wolności rynków. Tym samym praca jest uważana za zmienną, zależną od mechanizmów ekonomicznych i finansowych. W związku z tym potwierdzam, że godność człowieka, a także racje gospodarcze, społeczne i polityczne wymagają, aby nadal «dążyć do osiągnięcia – uznanego za priorytetowy – celu, jakim jest dostęp wszystkich do pracy i jej utrzymanie».[4] Wstępnym warunkiem osiągnięcia tego ambitnego celu jest przywrócenie poszanowania pracy, oparte na zasadach etycznych i wartościach duchowych, które umocnią jej pojmowanie jako podstawowego dobra dla osoby, rodziny, społeczeństwa. Z dobrem tym wiążą się obowiązek i prawo, wymagające odważnej i nowej polityki pracy dla wszystkich"

                      www.tezeusz.pl/cms/tz/index.php?id=8137
                      • andrzej585858 Re: Koniec milości, koniec świata 09.03.13, 07:54
                        Cywilizacja gejów i lesbijek, cywilizacja samotnych kobiet i samotnych mężczyzn, cywilizacja małżeństw typu 2+0 czy nawet typu 2+1 skazana jest na wymarcie.



                        Arab płodzi kilkanaścioro, albo i więcej, dzieci. Odurzony konsumpcją Europejczyk - jedno. Nie ma ono żadnych szans w konfrontacji ze swymi arabskimi rówieśnikami czy w ogóle rówieśnikami z cywilizacji biologicznie żywotniejszych.

                        Pragnienie dziecka, pragnienie potomstwa przynależy do istoty życia. Coraz powszechniejsze "nie-chcieć" dzieci jest objawem śmiertelnej choroby cywilizacji. Strach przed dzieckiem w miejsce naturalnej radości z powodu dziecka jest triumfem śmierci nad życiem.

                        Jeśli kobieta nie potrafi już kochać mężczyzny, robi się ciemno. Jeśli mężczyzna nie potrafi już kochać kobiety, następuje koniec świata, ludzkiego świata. To może trwać kilkaset lat, ale jest już tylko zamieraniem, tylko pławieniem się w odmętach schyłku. Kiedy kobieta nie potrafi kochać mężczyzny, choć kocha, na przykład, zwierzęta albo inną kobietę, niczego już nie rodzi. Kiedy mężczyzna nie potrafi już kochać kobiety, lecz "kocha" co najwyżej techniczne urządzenia albo innego mężczyznę, niczego już nie płodzi.

                        Jeżeli kobieta nie potrafi kochać mężczyzny, jeżeli mężczyzna nie potrafi kochać kobiety, cóż na to poradzę? Czy niezdolny do miłości może ją postanowić? Czy może postanowić, że od poniedziałku zacznie kochać i pożądać? Nie, tego postanowić nie może. Cóż więc ma zrobić? Modlić się o przywrócenie na Ziemi zdolności do kochania?



                        Homoseksualizm to nie święto życia

                        Jeżeli chłopak pokocha dziewczynę czy dziewczyna pokocha chłopaka, a nade wszystko jeżeli pokochają się wzajemnie, mogą biec przez rynek i krzyczeć z radości. Jeżeli jednak chłopak pokocha innego chłopaka bądź dziewczyna pokocha inną dziewczynę, jeżeli pokochają się wzajemnie, czy mogą biec przez agorę i krzyczeć o swojej miłości? Niezależnie od tego, czy mogą, czy nie mogą, niejednokrotnie by chcieli, bo dla nich to też święto. Tymczasem trochę jakby wstyd albo trochę jakby strach. Koniec ze wstydem, koniec ze strachem, uczą nauczyciele wolności. Przestań się wstydzić siebie, przestań się bać z powodu siebie! Hurra! Demonstrujmy swą odmienność, demonstrujmy radość ze swej odmienności.

                        Jeżeli mężczyzna nie potrafi kochać kobiety, ale kocha innego mężczyznę, jeżeli nie potrafi pożądać ciała kobiety, lecz pożąda ciało innego mężczyzny, to nie jest to święto życia. Jeżeli kobieta nie potrafi kochać mężczyzny, ale kocha inną kobietę, jeżeli nie potrafi pożądać ciała mężczyzny, lecz pożąda ciało innej kobiety, to nie jest to święto życia.

                        Jeżeli mężczyzna kocha i pożąda innego mężczyznę, jeżeli kobieta kocha i pożąda inną kobietę, czy jest to jakąś ich winą? Czy oni to świadomie wybrali i postanowili? Nie. To ich los. Oczywiście, po części stają się ofiarami dających się zidentyfikować procesów cywilizacyjnych. Być może też w jakiś sposób wychodzą im naprzeciw, ale zapewne w wielu przypadkach niesprawiedliwością byłoby mówić o ich winie. Co jednak wtedy, kiedy chcą ten swój los upublicznić, kiedy pragną publicznie go demonstrować, za krzywdę uznając chowanie się po kątach? Co wtedy, kiedy domagają się od państwa pewnych materialnych korzyści dla siebie, których nawet najgłębsza przyjaźń (a nie ma niczego bardziej wiążącego niż prawdziwa przyjaźń) nigdy się nie domagała, a które przysługują kobiecie i mężczyźnie stanowiącym rodzinę, czyli miejsce, gdzie rodzi się dziecko i gdzie przeto kobieta i mężczyzna stają się rodzicami? Wtedy działanie par homoseksualnych jest ich świadomym, wolnym wyborem i wtedy w pełni ponoszą one za nie odpowiedzialność.



                        Żądamy praw

                        Jedną jest rzeczą, kiedy kobieta kocha i pożąda inną kobietę czy kiedy mężczyzna kocha i pożąda innego mężczyznę, a inną jest, kiedy chcą to upubliczniać i kiedy domagają się dla siebie ulg przysługujących rodzinie. Żyjemy w epoce kultu upublicznienia. Dawniej trzeba było człowieka sowicie opłacić, by zechciał upublicznić intymne strony swego życia. Dzisiaj niejeden chętnie sam zapłaci, by móc je upublicznić. Jeżeli więc czymś innym jest miłość i pożądanie człowieka tej samej płci, a czymś innym dążenie do ich upublicznienia, to czymś innym będzie też potępienie tej miłości i tego pożądania, a czymś innym potępienie dążenia do ich upublicznienia i w konsekwencji propagowania.

                        Nie można potępiać człowieka za to, co niezależne od jego woli. Owa niewinność i wynikająca z niej niemożność potępiania nie oznaczają jednak, iż z tym, czego jestem mimowolnym narzędziem czy sprawcą, nie wiąże się żadne zło czy zagrożenie złem. Erotyczna skłonność do osobnika tej samej płci jako samo odczuwanie tej skłonności jest w dużym stopniu niezależna od woli, ale rozmaite zachowania, które zmierzają do zadośćuczynienia tej skłonności, a przede wszystkim do jej upublicznienia, są już w pełni od woli zależne i mogą być przedmiotem oceny i odpowiedzialności. Krótko mówiąc, o ile nie można oceniać i potępiać człowieka za skłonność, która nawiedza go niezależnie od jego woli, o tyle można oceniać i potępiać go za folgowanie tej skłonności, za jej demonstrowanie i jej propagowanie jako w pełni od woli zależne.

                        Dlaczego, a dokładniej, kiedy potępiam homoseksualistów za ich świadome i dobrowolne działania, mające na celu folgowanie immanentnej im skłonności oraz upublicznianie ich homoseksualnych zachowań? W świecie oglądactwa i konsumpcji wydaje się, iż każdy może oglądać i konsumować, co mu się żywnie podoba, byleby nie czynił drugiemu krzywdy (to, że krzywdzi siebie, miałoby już być jego sprawą, zaś to, że boli to tych, którym nie jest obojętny, miałoby już być ich sprawą). Jeżeli dziewczyna spotyka dziewczynę czy chłopak spotyka chłopaka i dziwnym zrządzeniem losu wydają się dla siebie stworzeni (choć przecież nie stworzeni dla swego dziecka), to wydaje się też, że kiedy są już razem ze sobą, kiedy obdarowują się wzajemnie czułością i pieszczotą, jedno nie tylko nie czyni krzywdy drugiemu, lecz je uszczęśliwia. Abstrahując jednak od owego idealnego przypadku "spotkania", skłonność erotyczna, w tym samym stopniu heteroseksualna, jak i homoseksualna, ściśle wiąże się ze zjawiskiem uwodzenia. Uwodziciel jest, oczywiście, w obu wypadkach niebezpieczny, i tu, i tam może zniszczyć życie drugiego człowieka. Jednakże uwodzicielstwo homoseksualne (niech mi wybaczą boleśnie skrzywdzeni przez heteroseksualnych uwodzicieli i uwodzicielki) niesie ze sobą szczególne zagrożenie. Wiedzą o nim najlepiej rodzice uwiedzionych chłopców, którzy nie potrafili potem założyć rodzin. Uwodzicielstwo homoseksualne jest formą indywidualnego szerzenia homoseksualizmu. Być w może w każdym z nas drzemie, czy kiedyś drzemał, zalążek skłonności homoseksualnej. Sprawny uwodziciel, napotkawszy sprzyjające okoliczności zewnętrzne i wewnętrzne, może, szczególnie w młodym, niedojrzałym jeszcze, a cierpiącym osamotnienie człowieku, rozbudzić ów zalążek. Jednakże logiką takiego indywidualnego szerzenia homoseksualizmu, jak i tym bardziej logiką jego upubliczniania i popularyzowania jest rośnięcie w siłę. W tym jednak wypadku rośnięcie w siłę jest wymieraniem. Kiedy owi homoseksariusze wszystkich krajów połączą swe siły, kiedy przystaną do nich nasze dzieci, przyjdzie czas witania nowych barbarzyńców.
                        • andrzej585858 Re: Koniec milości, koniec świata -cz. 2 09.03.13, 07:56


                          "Nie" dla niepłodnych zachowań

                          Słuchaj, jestem w pełni wobec Ciebie tolerancyjny, daleki od potępiania z powodu nawiedzającej Cię przemożnej fali, ale nie jestem tolerancyjny wobec wszelkich Twoich świadomych poczynań, mających na celu albo mających za skutek rozszerzanie się skłonności homoseksualnej. Rozumiem, że byłoby Ci raźniej, gdyby was było dużo. Lepiej jednak rozumiałem tych, którzy chętnie godzili się z tym, iż należą do nader nielicznych.

                          Homoseksualizm może być w indywidualnym przypadku rozpaczą życia, jednakże w wymiarze społecznego upowszechnienia nie jest już jedynie jej możliwością, lecz jest jej rzeczywistością. Zrozpaczone życie cywilizacji skazuje ją na śmierć. I to nie tylko biologicznie, ale i moralnie. Kto bowiem nie chce mieć dzieci czy kto nie potrafi mieć dzieci, dla tego czymś innym musi być przyszłość, niż jest ona dla tych, którzy wysyłają w nią swe potomstwo. Kto nie zostawia po sobie dziecka, będzie z mniejszą determinacją troszczył się o kształt przyszłego świata, będzie w mniejszym stopniu poczuwał się do odpowiedzialności za przyszłość. Skłonność homoseksualna może być przypadłym komuś losem, natomiast świadome jej upublicznianie, które nie jest jedynie ekshibicjonizmem, lecz upowszechnianiem i propagowaniem tej skłonności, ma charakter zdrady.

                          Nie inaczej ma się sprawa z owymi samotnymi z wyboru, z owymi singlami, co uznały, iż dla ich tak zwanych karier rodzina stanowić by mogła przeszkodę. Zarówno oni, jak i ci inni, co samotnymi zostali w konsekwencji wyboru dokonanego przez tych pierwszych, to często ludzie szczególnie dobrze wyposażeni przez los, tymczasem umrą bezpotomnie. I nie inaczej ma się też sprawa z owymi parami małżeńskimi, które choć heteroseksualne, to jednak impotentne z wyboru, bowiem ważniejsza profitura niż progenitura, ważniejsze konsumować niż kontynuować. Żądza kariery i konsumpcji przybrała już tak patologiczne kształty, że siłą swą przewyższa instynkt zachowania gatunku. Ludzie wolą umierać bezpotomnie, ale na wyższych szczeblach społecznych drabin, niż gdyby z powodu dziecka mieli utknąć na szczeblu nieco niższym. Szerząca się i budząca powszechne oburzenie pedofilia jest tylko drugą stroną rozpowszechniającej się pedofobii, lęku przed dzieckiem. Wyparta naturalna potrzeba posiadania dziecka powraca jako erotyczne pożądanie dziecka. Sądzę, iż owa pedofobia pozostaje również w ścisłym związku z obserwowaną ofensywą homoseksualizmu.

                          Stosunek do dziecka jest kwintesencją stosunku do świata i jego trwania. Wszystko, co zagraża naturalnemu pojawianiu się dziecka w świecie, co zagraża jego naturalnemu miejscu, czyli rodzinie, zagraża istnieniu świata ludzkiego.



                          Miłość stygnie

                          Bynajmniej nie idzie mi tu głównie o homoseksualizm. Idzie mi o słabnięcie miłości, miłości wiążącej kobietę i mężczyznę, oraz o konsekwencję tego faktu, jaką - moim zdaniem - jest owo "nie-chcieć-dziecka". Idzie o coś, co ma charakter dającej się zaobserwować tendencji, a nie o potępianie konkretnych osób, na przykład osób, które nie mogą mieć dzieci czy też mogąc, rezygnują jednak z tego dla wyższych racji (intensyfikowanie konsumpcji taką racją nie jest). Nie idzie też o pochwałę witalizmu czy rozrodczości jako wartości biologicznej. Dziecko i jego sprowadzenie na świat nie są dla mnie kategoriami biologicznymi, lecz ontologicznymi.

                          Miłość kobiety i mężczyzny, z całym jej nie dającym się niczym zastąpić metafizycznym wymiarem, uważam za konstytutywną dla europejskiej duchowości, jaka ukształtowała się w II tysiącleciu n.e. Od razu też przyznaję się do grzechu: z tą duchowością się identyfikuję, tej duchowości chciałbym bronić. Nie zamierzam jednak żadnego podboju, nie chcę jej narzucać innym. Jestem pełen podziwu dla wysokich kultur Indii czy Chin, ale nie pragnę azjatyzacji Europy, tak samo jak nie pragnę jej amerykanizacji czy islamizacji. Nie zamyślam też budowy jakiegoś izolującego kordonu, nie dopuszczającego żadnych obcych ingrediencji. To nie jest ksenofobia, to jest niepokój związany z obserwowanym słabnięciem źródeł.

                          Mężczyzna żyjący bez kobiety i kobieta żyjąca bez mężczyzny, nie jako konkretny, pojedynczy przypadek, który daje się wyjaśnić i usprawiedliwić, ale jako tendencja, oznacza, moim zdaniem, zmierzch Europy. Kiedy Levinas przypomina starą mądrość, iż "mężczyzna bez kobiety pomniejsza obraz Boga", wcale nie chce deprecjonować samotnych mężczyzn, ale jedynie ukazać transcendencję, jaka możliwa jest tylko w miłości erotycznej mężczyzny i kobiety, w pieszczocie i rozkoszy, w akcie płodzenia, w relacji rodzicielstwa. Już w latach czterdziestych ubiegłego stulecia postulował on, iż "powinno się doceniać właściwą rangę ontologiczną płodzenia - czego nigdy dotąd jeszcze nie zrobiono".



                          Radykalna inność

                          Dla mężczyzny podstawową relacją Ja-Ty jest "relacja z innością kobiety" (Levinas, "Całość i nieskończoność"). Miłość wiążąca mężczyznę i kobietę nie jest tedy jakąś "orientacją seksualną", obok której postawić można na równych prawach inne "orientacje seksualne". Miłość erotyczna w swej istocie jest heteroseksualna, zakłada radykalną inność osoby ukochanej. "Miłość - dalej cytuję Levinasa - to relacja z innością, z tajemnicą, to znaczy z przyszłością", zaś "patetyzm relacji erotycznej to fakt bycia we dwoje oraz to, że inny jest tu zupełnie inny". Pełnia miłości wymaga radykalnej inności. Homoseksualizm nie zna radykalnej inności i nie nawiązuje istotnej relacji z przyszłością. Życzę osobom nieodwracalnie zatrzaśniętym we własnej płci szczęścia w ich miłości, życzę im, by nie czuli się we współczesnym społeczeństwie zaszczuci, by znaleźli uznanie dla swych zalet. Nie mogę jednak przymykać oczu na fakt, iż miłość homoseksualna jest pewnego rodzaju narcyzmem płci, że rodzi się często w zalęknieniu innością. Miłość kobiety i mężczyzny jest otwieraniem się na inność, odkrywaniem inności, uczeniem się inności. Owoc tej miłości, dziecko, jest szansą na wykroczenie poza egoizm we dwoje.

                          Mężczyzna, który kocha kobietę, a nie jedynie pożąda, pragnie mieć z nią dziecko. Kobieta, która kocha mężczyznę, a nie jedynie się z nim bawi, pragnie mieć z nim dziecko. "Miłość szuka czegoś, co nie ma struktury jestestwa, lecz jest nieskończenie przyszłe, co ma się dopiero narodzić". W pełnię miłości wstępuję, kiedy kocham Innego i kiedy Inny kocha mnie, i kiedy "w tej transsubstancjacji, Toż-Samy i Inny nie zlewają się ze sobą, ale - poza wszelkim możliwym projektem, poza wszelką świadomą władzą - płodzą dziecko. /.../. W rozkoszy zarysowuje się już relacja z dzieckiem - pragnienie dziecka, będącego jednocześnie kimś innym i mną samym, pragnienie, które spełnia się w samym dziecku" (tamże). Miłość umożliwia nadejście przyszłości pod postacią dziecka. Relacją z tą przyszłością jest właśnie płodzenie. Polegająca na płodzeniu relacja z dzieckiem "ustanawia - wedle Levinasa - stosunek z absolutną przyszłością lub z nieskończonym czasem". Przyszłość "wymaga inności Ukochanej".

                          Kiedy kobieta i mężczyzna zostają matką i ojcem, jest w tym jakaś ostateczność. Kochanek może zawsze przestać być kochankiem, zawsze może tą rolę opuścić, ojciec i matka - nie. Owa nieodwołalność nie ma charakteru konwencjonalnego, społecznego, jest ontologiczna. Kiedy zatem szerzyć się zaczyna ów model życia w pojedynkę, czy kiedy kobieta i mężczyzna żyjąc razem nie chcą mieć dzieci, bowiem wartości hedonistyczne i utylitarne są dla nich ważniejsze, słabnie świat, do którego należą, słabnie Europa, a wraz z nią wartości, jakie ją ukonstytuowały, w tym również wartość tolerancji.
                          • andrzej585858 Re: Koniec milości, koniec świata -cz. 3 09.03.13, 07:57
                            Po rozum do głowy

                            W czasach zamętu aksjologicznego i ogólnej dezorientacji w kwestiach stanowiących interes rozmaitych grup nacisku należy unikać wszelkiego mętniactwa, mowa nasza winna być jednoznaczna. Tak więc: za świat człowieka, za jego przyszłość odpowiedzialny jest tylko człowiek. Człowiek nie ma wolności wyrzeczenia się tego odpowiadania, tak jak ojciec nie może wyrzec się swego odpowiadania za dziecko. To, że człowiek tej odpowiedzialności nie podejmuje, niczego nie zmienia w tym, że to on jest odpowiedzialny. Dlatego odpowiedzialność jest dopiero tą podstawą, na której pojawić może się wolność, wolność, której nie myli się już ze samowolą (uleganie zachceniu nie jest wolnością). Możesz żyć jak chcesz, ale nie każde "jak" podtrzymuje istnienie świata człowieka. Jeżeli zatem przyszłość świata człowieka nie jest ci obojętna, musisz rozstrzygnąć, czy twój sposób życia nie wpisuje się w jakąś tendencję, która nasiliwszy się może zagrozić akceptowanemu przez ciebie światu. Trzeba nie mieć dobrze w głowie, żeby potępiać, na przykład, Wittgensteina za jego homoseksualizm. Jeżeli jednak ktoś taki jak ja, sam pełen win, rozumie, że homoseksualizm nie jest wyłącznie sprawą genetyki, lecz że wyzwoleniu się i utrwaleniu zachowań homoseksualnych sprzyjać mogą pewne warunki zewnętrzne, to nie będzie sprzyjał umacnianiu się tych warunków. Jeżeli ktoś taki, sam rozpustnik i abnegat, rozumie jednak, że zwiedziony i odurzony urokami konsumpcji człowiek gotów jest rezygnować z miłości, z transcendowania siebie i fundowania przyszłości, to nie będzie w imię fałszywie pojętej i zabsolutyzowanej wartości tolerancji akceptująco się temu przyglądał.

                            Człowiek albo świadomie wybiera to, jak żyje, albo bezwiednie przyjmuje jakiś sposób życia, który zostaje mu narzucony. W obu jednak przypadkach jego sposób życia podlega zasadzie odpowiedzialności. Jeśli więc odpowiadam za to, jak żyję, i jeśli to, jak żyję, nie pozostaje bez związku z tym, co dzieje się ze światem, to moja odpowiedzialność za swój sposób bycia i moja odpowiedzialność za świat, w którym żyję i w którym żyć mają następne pokolenia, stanowią jedno.

                            www.deon.pl/inteligentne-zycie/ona-i-on/art,342,koniec-milosci-koniec-swiata.html
                            • andrzej585858 Re: Dziecko to nie produkt przemyslowy 09.03.13, 14:40
                              - Dziecko nie jest produktem przemysłowym, a kobieta nie jest zwierzęciem, a tak jest traktowana, decydując się na in vitro. W imię kaprysu posiadania dziecka ludzie chcą sami decydować o życiu - stwierdziła Wanda Półtawska, wieloletnia bliska współpracowniczka i przyjaciółka Karola Wojtyły.
                              Dr Wanda Półtawska podkreślała w swoim wystąpieniu "Bezinteresowny dar z siebie", że człowiek jest najcenniejszym stworzeniem Boga, a celem ludzkiego życia jest dojście do nieba. I na tej drodze - jak mówiła prelegentka - Bóg zawierza jedną osobę drugiej: rodzicom dziecko, księdzu penitenta, koleżance kolegę, brata siostrze. Nie wolno nam tego, kogo Bóg nam zawierzył, przywłaszczać sobie- przestrzegała. Prawdziwa, autentyczna miłość jest zawsze bezinteresowna, to dar - mówiła Półtawska. Była ona gościem Duszpasterstwa Akademickiego "Arka". Spotkanie odbyło się w podziemiach kościoła pw. Nawrócenia św. Pawła Apostoła w Warszawie.

                              "Ojcem do kwadratu"

                              Prelegentka uważa, że miłość małżeńska ma być integralna. - Nie można podzielić siebie i dać komuś jedynie kawałek siebie. Dar osoby dla osoby jest całkowity i wyłączny - podkreślała. Jej zdaniem, wiele zdrad małżeństwa dzieje się zanim jeszcze obie strony przysięgały sobie miłość.

                              Dr Półtawska apelowała także o odpowiedzialne rodzicielstwo. - Zadaniem matki jest nie tylko pozwolić się urodzić dziecku, ale także je wykarmić. A związku z tym, że życie wymaga także środków materialnych, więc zadaniem mężczyzny jest ochrona potomstwa i jego matki. On ma być ojcem do kwadratu - zaznaczyła.

                              Prelegentka przestrzegała także młodzież przed aborcją, która - jak podkreśliła - jest "zniszczeniem dzieła Bożego". - To grzech przeciwko piątemu przykazaniu, który Kościół objął ekskomuniką - przypomniała, powołując się na encyklikę "Evangelium Vitae" Jana Pawła II.

                              "In vitro nie może być dyskutowane przez katolików"

                              Dr Półtawska poruszyła także kwestie zapłodnienia in vitro. - W imię kaprysu posiadania dziecka, ludzie chcą sami decydować o życiu. Tymczasem dziecko nie jest produktem przemysłowym, a kobieta nie jest zwierzęciem, a tak jest traktowana, decydując się na in vitro - stwierdziła prelegentka, opisując metodę zapłodnienia pozaustrojowego.

                              Jej zdaniem, "in vitro nie może być dyskutowane przez katolików, którzy wierzą w Boga, ponieważ jest to odrzucenie Stwórcy, grzech Lucyfera". Przestrzegała także przed antykoncepcją, która - jak zaznaczyła - wynika z odrzucenia daru rodzicielstwa i odrzucenia Boga, tymczasem - jak mówiła - w poczęciu nowego życia uczestniczą trzy osoby, obok małżonków także Stwórca.
                              • andrzej585858 O in vitro 20.04.13, 08:40
                                Portal gazeta.pl opublikował list Agnieszki Ziółkowskiej, w którym krytykuje ona stanowisko Kościoła w kwestii zapłodnienia in vitro.



                                Znajdujemy tam następujący fragment:

                                "Nie, in vitro nie jest wyrafinowaną aborcją (oraz nie, w Polsce nie prowadzi się aborcji selektywnej), nie, dzieci z in vitro nie są upośledzone ani nie mają wad rozwojowych z powodu sposobu poczęcia, i nie, nie mają specjalnych bruzd dotykowych na czołach... I nie, dzieci z in vitro nie są poczęte w sposób niegodny, nie, in vitro nie jest "procedurą znaną w hodowli roślin i zwierząt", a dzieci w ten sposób poczęte nie są "wyprodukowywane" i nie są dziećmi Frankensteina. Po takich nadużyciach i stosowaniu degradującego, piętnującego języka późniejsze tłumaczenie rzecznika KEP, że Kościół kocha wszystkie dzieci, w żaden sposób nie załatwia sprawy." (pisownia oryginalna)



                                Chciałabym teraz na spokojnie odnieść się do podanych tu argumentów.



                                "Nie, in vitro nie jest wyrafinowaną aborcją"



                                To prawda, od aborcji, czyli wymuszonego poronienia różni się tym, że sama procedura in vitro obejmuje jedynie stymulację hormonalną, pobranie gamet od obojga dawców, poczęcie poza organizmem przyszłej matki, a następnie podanie zarodków do macicy. O powodzeniu zabiegu mówimy wtedy, kiedy dojdzie do zagnieżdżenia zarodka/zarodków. Skoro przebieg procedury zakłada implantację, a nie usunięcie zagnieżdżonego zarodka, nie ma poronienia.



                                Z tym, że istnieje pewne podobieństwo do procedury aborcyjnej: i tu, i tu giną ludzkie istnienia. Specjalnie piszę: ludzkie, ponieważ żaden biolog nie zaneguje faktu, że zarodek jest już człowiekiem. W początkowej fazie rozwoju, ale człowiekiem. Toczy się spór o jego status osobowy, ale człowieczeństwa negować się nie da. Wyraz temu podejściu dał dwa lata temu Trybunał Europejski w wyroku w sprawie Brustle vs Greenpeace, kiedy zabronił patentowania wynalazków, które bazowałyby na wykorzystaniu ludzkich embrionów, określając je wyraźnie jako "ciało ludzkie".



                                "Nie, w Polsce nie prowadzi się aborcji selektywnej"



                                To mocna teza i budzi ona we mnie dwa pytania: skąd ta pewność (bo oficjalnych danych na ten temat brak w literaturze, a kliniki in vitro nie są zobowiązane do składania tego typu raportów) oraz: czy fakt, że w Polsce nie dokonuje się (podobno) aborcji selektywnej, zmienia jakoś to, że selekcja zarodków, które już "przyjęły się" w łonie matki, jest przyjęta w ramach procedury in vitro? Ponieważ zmniejsza ryzyko powikłań związanych z ciążą mnogą, która częściej występuje w przypadku poczęć za pomocą ART? I to dochodzimy do tematu zagrożeń zdrowotnych powiązanych z tą procedurą.



                                "Dzieci z in vitro nie są upośledzone ani nie mają wad rozwojowych z powodu sposobu poczęcia (…) nie mają specjalnych bruzd dotykowych na czołach…"



                                To prawda, dzieci z in vitro nie mają, a MIEWAJĄ wady rozwojowe związane ze sposobem poczęcia i MIEWAJĄ wspomniane bruzdy. Klasycznym już przykładem wady typowej dla dzieci poczętych in vitro jest nowotwór oka - siatkówczak, który jest uwarunkowany genetycznie, a w przypadku in vitro pojawia się on również u dzieci pochodzących od par, w których żaden z rodziców nie jest nosicielem genu tego nowotworu. Występuje on ok. 10 razy częściej u dzieci poczętych w laboratorium niż poczętych naturalnie.


                                Ponadto genetycy wskazują na zmiany epigenetyczne w genomie dzieci z ART, które mogą się ujawnić dopiero w 2 - 3 pokoleniu. Ryzyko to uznano za na tyle istotne zdrowotnie dla całego społeczeństwa, że w USA zastanawiano się nad wprowadzeniem obowiązku wpisywania do książeczki dziecka odpowiedniej adnotacji, jeśli było poczęte w in vitro. Postulat ten wysunęli lekarze, nie księża.



                                Szerzej na ten temat można przeczytać w wywiadzie z prof. Stanisławem Cebratem, genetykiem z Uniwersytetu Wrocławskiego.



                                "Dzieci z in vitro nie są poczęte w sposób niegodny"



                                Rodzice są traktowani jako dawcy gamet, dziecko przez pierwsze dni jest hodowane jak preparat biologiczny w środowisku, które nie do końca pokrywa się pod względem warunków ze środowiskiem naturalnym, jeśli nie odpowiada wzorcowi, który laborant uznaje za właściwy, trafia do zlewu.



                                Ciąży nie musi nosić matka biologiczna, a jeśli się okaże, że dziecko nie spełnia oczekiwań rodziców, może zostać zabite (w Polsce jest to niemożliwe ze względu na obwarowania prawne, ale zawsze można wyjechać za którąś z granic i tam to załatwić). W USA ostatnio głośna była sprawa surogatki, która uznała, że jednak urodzi upośledzone dziecko obcej pary i w tym celu musiała uciekać do innego stanu, gdzie biologiczni rodzice dziecka nie mogli jej zmusić do aborcji.



                                Zarodki są selekcjonowane, coraz częściej także pod względem nie tyle zdrowotnym, co np. płci (Indie, rodziny muzułmańskich imigrantów w USA i Europie). Rozwój in vitro doprowadził do rozwoju "farm surogatek" w takich krajach jak Indie, w których kobiety są traktowane jak brzuchy do wynajęcia.



                                To wszystko nie odbiera dzieciom poczętym w ten sposób ich ludzkiej godności, ale jej uwłacza. Właśnie przez to, że w ART poczęcie to biotechnologiczny proces produkcyjny i to, że dziecko zaczyna być traktowane jak produkt.



                                "In vitro nie jest ‘procedurą znaną w hodowli roślin i zwierząt’"



                                W tym przypadku pani Ziółkowska wykazuje sporą nieznajomość zarówno historii procedury in vitro, jak i współczesnego jej oblicza.
                                Pierwszy udany zabieg in vitro wykonano w połowie lat 50-tych u królika. Zarówno Robert G. Edwards (noblista, dzięki niemu urodziło się pierwsze dziecko z IVF, Louise Brown), jak i Jaques Testart (dzięki niemu urodziło się pierwsze dziecko z IVF we Francji) byli z wykształcenia specjalistami od rozrodu zwierząt. Pionierskość ich dokonań polegała na tym, że przenieśli metodę stosowaną (obecnie coraz rzadziej) w specjalistycznej hodowli bydła do medycyny ludzkiego rozrodu. Co do stosowania IVF w hodowli roślin, polecam wrzucenie w wyszukiwarkę hasła: "IVF plants".

                                ART trafiły do medycyny z zootechniki i do tej pory w wielu polskich klinikach IVF pracują specjaliści z tej dziedziny, ponieważ mają większe doświadczenie w zakresie hodowli embrionów niż lekarze (w tym przypadku też polecam wrzucenie odpowiedniego hasła do wyszukiwarki).

                                Ciekawe za to jest, że w haśle Wikipedii dotyczącym historii ART nie ma ani słowa o tym etapie rozwoju metody. Widocznie ta wiedza jest z jakichś powodów niewygodna.

                                "Dzieci w ten sposób poczęte nie są "wyprodukowywane" i nie są dziećmi Frankensteina"

                                Tu potrzebne byłoby zdefiniowanie przymiotnika mówiącego o produkcji - dla mnie to, jak wygląda procedura IVF, jest formą produkowania zarodków: w dużej liczbie, odpowiedniej jakości, tak, by odnieść sukces w postaci uzyskanej ciąży. Liczy się efekt, a to, co przy poczęciu naturalnym jest naturalnie zachodzącym procesem fizjologicznym, tutaj staje się ciągiem działań biotechnologicznych.

                                Co do ostatniego zdania zgadzam się w pełni - dzieci poczęte dzięki ART nie są dziećmi Frankensteina. I nawet jeśli zdanie takie padło z ust osoby duchownej/katolickiego publicysty/katolickiego komentatora, nie jest zgodne ze stanowiskiem Kościoła.

                                Parę słów o refundacji

                                Na koniec chcę się jeszcze odnieść do postulatu refundacji in vitro z budżetu państwa. Pomijając fakt, że brak pieniędzy na o wiele bardziej naglące przypadki (jak chemioterapia dla chorych na raka czy rehabilitacja dla osób chorych na SM), to warto zwrócić uwagę na co innego.
                                Większość ciąż z ART należy do grupy tzw. ciąż podwyższonego ryzyka, a także często kończy się cesarskim cięciem. Dofinansowanie in vitro może wywołać odpływ pieniędzy z takich instytucji jak chociażby wciąż niedoinwestowane Centrum Zdrowia Matki i Dziecka. A to między innymi tam trafiają kobiety po IVF zagrożone poronieniem. Dofinansowanie IVF może oznaczać także znaczne ograniczenie refundacji cesarskich cięć.
                                Tym samym, dopłacając do procedury sztucznego zapłodnienia, możemy doprowadzić
                                • andrzej585858 Re: Nadinterpretacja cz. 1 29.05.13, 16:37
                                  Wbrew niektórym komentarzom stanowisko wyrażone przez abp Józefa Michalika na łamach "Rzeczpospolitej" nie jest "przełomem w stanowisku polskiego Kościoła", lecz naturalną konsekwencją jego dotychczasowego nauczania.

                                  W opublikowanym przez "Rzeczpospolitą" wywiadzie abp Michalik stwierdza m. in., że "w sprawie in vitro trzeba szukać jakiegoś porozumienia w obecnej sytuacji politycznej. Ten stan obecny jest nieuczciwy. Dzisiaj mamy przecież najgorszy stan prawny, bo nie mamy żadnego. Wszystko w tej dziedzinie wolno. Mamy bezprawie, które jest zalegalizowane. I wydaje mi się, że musimy zrobić wszystko, żeby to uchwalone prawo dało jakieś ramy - ograniczało pewne eksperymenty, nie potęgowało tego, co będzie problemem nie do rozwiązania - np. pomnażanie zarodków".

                                  Przypominamy, że Kościół w swym nauczaniu nie godzi się na żaden kompromis moralny w sprawie ochrony życia czy procedury in vitro, lecz dopuszcza udział polityków katolików w kompromisie politycznym dotyczącym ochrony życia, jednakże pod bardzo jasno określonymi warunkami.

                                  Te warunki zostały jasno zdefiniowane przez Jana Pawła II w 73. artykule encykliki "Evangelium vitae", którego fragmenty przytaczamy:

                                  "Przerywanie ciąży i eutanazja są zatem zbrodniami, których żadna ludzka ustawa nie może uznać za dopuszczalne. Ustawy, które to czynią, nie tylko nie są w żaden sposób wiążące dla sumienia, ale stawiają wręcz człowieka wobec poważnej i konkretnej powinności przeciwstawienia się im poprzez sprzeciw sumienia. (...)

                                  Tak więc w przypadku prawa wewnętrznie niesprawiedliwego, jakim jest prawo dopuszczające przerywanie ciąży i eutanazję, nie wolno się nigdy do niego stosować „ani uczestniczyć w kształtowaniu opinii publicznej przychylnej takiemu prawu, ani też okazywać mu poparcia w głosowaniu”98.

                                  Szczególny problem sumienia mógłby powstać w przypadku, w którym głosowanie w parlamencie miałoby zdecydować o wprowadzeniu prawa bardziej restryktywnego, to znaczy zmierzającego do ograniczenia liczby legalnych aborcji, a stanowiącego alternatywę dla prawa bardziej permisywnego, już obowiązującego lub poddanego głosowaniu. Takie przypadki nie są rzadkie. Można bowiem zauważyć, że podczas gdy w niektórych częściach świata nadal prowadzi się kampanie na rzecz wprowadzenia ustaw dopuszczających przerywanie ciąży, popierane nierzadko przez potężne organizacje międzynarodowe, w innych natomiast krajach — zwłaszcza tych, które doświadczyły już gorzkich konsekwencji takiego permisywnego ustawodawstwa — pojawia się coraz więcej oznak ponownego przemyślenia sprawy.

                                  W omawianej tu sytuacji, jeśli nie byłoby możliwe odrzucenie lub całkowite zniesienie ustawy o przerywaniu ciąży, parlamentarzysta, którego osobisty absolutny sprzeciw wobec przerywania ciąży byłby jasny i znany wszystkim, postąpiłby słusznie, udzielając swego poparcia propozycjom, których celem jest ograniczenie szkodliwości takiej ustawy i zmierzających w ten sposób do zmniejszenia jej negatywnych skutków na płaszczyźnie kultury i moralności publicznej. Tak postępując bowiem, nie współdziała się w sposób niedozwolony w uchwalaniu niesprawiedliwego prawa, ale raczej podejmuje się słuszną i godziwą próbę ograniczenia jego szkodliwych aspektów" - stwierdza encyklika.

                                  Tak więc polityk chrześcijanin ma przede wszystkim dać świadectwo swego "absolutnego sprzeciwu" wobec niegodnych rozwiązań. Jednakże, jeśli propozycje prawa zgodnego z nauczaniem Kościoła zostałyby odrzucone, a uchwalane prawo miałoby poprawić istniejący stan i zapewnić życiu człowieka (także na etapie embrionalnym) większą ochronę niż dotychczas, polityk katolik może takie prawo poprzeć.

                                  Stanowisko Jana Pawła II przytacza kard. Joseph Ratzinger w opracowanej w 2002 r. specjalnej nocie doktrynalnej Kongregacji Nauki Wiary nt. udziału katolików w polityce. Stwierdza w niej m. in.:

                                  "Jesteśmy świadkami takich prób formułowania prawa, które nie licząc się z konsekwencjami dla istnienia i przyszłości narodów w dziedzinie kultury oraz dla postaw społecznych, stają się zamachem na nietykalność ludzkiego życia. W obliczu tego zagrożenia katolicy mają prawo i obowiązek podnosić głos, aby przypominać najgłębszy sens życia i budzić odpowiedzialność spoczywającą na wszystkich ludziach. Jan Paweł II, kontynuując niezmienne nauczanie Kościoła, wiele razy stwierdzał, że wszyscy, którzy na mocy wyboru zasiadają w gremiach prawodawczych, maj ą "konkretną powinność przeciwstawienia się" wszelkiemu prawu, które okazywałoby się zamachem na ludzkie życie. Parlamentarzystom, podobnie jak żadnemu katolikowi, nie wolno uczestniczyć w kształtowaniu opinii publicznej przychylnej takiemu prawu, ani też okazywać mu poparcia w głosowaniu. Nie przeszkadza to, jak uczy Jan Paweł II w encyklice Evangelium vitae w związku z sytuacją, w której nie byłoby możliwe odrzucenie lub całkowite zniesienie ustawy o przerywaniu ciąży, gdyby już weszła w życie lub została poddana pod głosowanie, że "parlamentarzysta, którego osobisty absolutny sprzeciw wobec przerywania ciąży byłby jasny i znany wszystkim ludziom, postąpiłby słusznie, udzielając swego poparcia propozycjom, których celem jest ograniczenie szkodliwości takiej ustawy i zmierzających w ten sposób do zmniejszenia jej negatywnych skutków na płaszczyźnie kultury i moralności publicznej"

                                  W tym kontekście należy dodać, że prawidłowo ukształtowane sumienie chrześcijańskie nie pozwala nikomu popierać w głosowaniu programu politycznego czy też pojedynczej ustawy, w których podstawowe treści wiary i moralności byłyby obalane przez sformułowania alternatywne albo przeciwne tymże treściom. Wiara stanowi niepodzielną jedność, dlatego nielogiczne jest izolowanie choćby jednego z jej elementów, gdyż w ten sposób wyrządza się szkodę całości katolickiej nauki. Jeśli zaangażowanie polityczne choćby w jednym aspekcie zostaje oderwane od społecznej nauki Kościoła, przestaje ono być wyrazem pełnej odpowiedzialności za wspólne dobro. Nie jest do pomyślenia, aby katolik na innych ludzi zrzucał płynący z Ewangelii Jezusa Chrystusa obowiązek chrześcijan głoszenia i realizacji prawdy o człowieku i o świecie" - pisze kard. Ratzinger.

                                  W analogicznym duchu wypowiadał się na ten temat w wywiadzie dla KAI z 19 listopada ub. r. abp Henryk Hoser, przewodniczący Zespołu Ekspertów ds. Bioetycznych KEP:

                                  KAI: A jak ta sprawa wygląda w odniesieniu do polityków, do tych, którzy stanowią prawo? Ich działania np. w sprawie in vitro są z pewnością stopniowalne od strony moralnej? Czym innym jest zezwalanie na tę metodę z wszelkimi jej konsekwencjami, czym innym zaś jej dopuszczenie poprzedzone staraniami na rzecz maksymalnej ochrony dobra i minimalizowania zła.

                                  – Są dwa, wspominane już, dokumenty, które mówią o tym wprost: encyklika "Evangelium vitae" i „Vademecum dla polityków” – nota doktrynalna Kongregacji Nauki Wiary z 2002 r. W tej materii trzeba rozróżnić dwie sprawy (mówiłem o tym zresztą w zmanipulowanym przez media wywiadzie dla PAP). Otóż polityk, który głosuje za prawem powodującym wszystkie złe skutki in vitro, włącznie ze skutkami śmiertelnymi, jeśli chce takiego prawa, walcząc o nie i głosując za jego wprowadzeniem – znajduje się poza wspólnotą moralną Kościoła. Nie mówię o karze kanonicznej, bo trudno przypisać danemu politykowi odpowiedzialność za śmierć konkretnego embrionu. Te śmierci następują masowo i nie wiadomo w którym momencie, kiedy. To jest różnica pomiędzy śmiertelnymi następstwami in vitro a typową aborcją.

                                  • andrzej585858 Re: Nadinterpretacja cz. 2 29.05.13, 16:38
                                    Natomiast jeśli ktoś mając do wyboru różne głosowane projekty chce przynajmniej uzyskać większe dobro, jakie jest w projekcie zawierającym najmniej skutków negatywnych a przy tym jego stanowisko moralne jest znane, tzn. otwarcie deklaruje, iż nie zgadza się na szereg elementów w tej propozycji zawartych – ma obowiązek walczyć o nią w imię dążenia do większego dobra. Ważny jest element świadectwa, bowiem ono usprawiedliwia opowiedzenie się za takim rozwiązaniem – niedoskonałym z moralnego punktu widzenia ale w danym momencie jedynie możliwym i najlepszym z możliwych.

                                    Trzeba odróżnić kompromis polityczny od moralnego. Polityka żyje kompromisami, walka polityczna jest walką, której skutkiem jest konfrontacja sił politycznych. To samo jest w dyplomacji, w polityce międzynarodowej: wszystkie układy się negocjuje i dochodzi do jakiegoś kompromisowego rozwiązania.

                                    Tymczasem w debacie publicznej wciąż myli się to, co jest kompromisem moralnym i politycznym, który jest w danych warunkach szansą uchronienia dobra. Oczywiście, jeśli mamy do czynienia z prawem zdecydowanie złym, wręcz antyludzkim, to na takie prawo głosować nie można. Trzeba powiedzieć non possumus, nie możemy.

                                    Przytoczyć też warto fragment dokumentu bioetycznego Konferencji Episkopatu Polski (przyjętego 5 marca 2012):

                                    ... Jan Paweł II w związku z sytuacją, w której nie byłoby możliwe odrzucenie lub całkowite zniesienie prawa o przerywaniu ciąży – skoro już weszło w życie lub zostało poddane głosowaniu – wskazał, że „parlamentarzysta, którego osobisty absolutny sprzeciw wobec przerywania ciąży byłby jasny i znany wszystkim ludziom, postąpiłby słusznie, udzielając swego poparcia propozycjom, których celem jest ograniczenie szkodliwości takiej ustawy i zmierzających w ten sposób do zmniejszenia jej negatywnych skutków na płaszczyźnie kultury i moralności publicznej” (EV 73). Dlatego też możliwy jest udział w kompromisie politycznym, ale tylko wówczas, gdy służy to osiąganiu większego dobra, a nie jako metodą rozwiązywania problemów etycznych lub wyznaczania kryteriów dobra. W przypadku aborcji rozwiązaniem docelowym jest m.in. prawo nieakceptujące wskazanie eugeniczne do zabicia dziecka, a w przypadku in vitro – odrzucające tę procedurę jako zagrażającą godności oraz życiu lub zdrowiu dziecka we wczesnym stadium jego rozwoju.

                                    ekai.pl/wydarzenia/temat_dnia/x67365/nadinterpretacje-wypowiedzi-przewodniczacego-episkopatu/
                                    • andrzej585858 Re: Nauczanie KK - homoseksualizm 07.09.13, 08:22

                                      W dyskusjach nad stosunkiem Kościoła Katolickiego do homoseksualizmu przytaczanych jest wiele mitów i tzw. "faktów medialnych", co dobrze obrazuje mem autorstwa "The catholic memes".

                                      W memie tym widać papieża Franciszka, mówiącego: "Musimy kochać wszystkich mężczyzn". Na drugim obrazku dziennikarz telewizyjny relacjonuje: "Dziś papież Franciszek ogłosił, że homoseksualizm jest obowiązkowy dla wszystkich katolików płci męskiej".

                                      www.catholicmemes.com/pope/media-you-so-crazy/
                                      Dlatego warto przypomnieć, co w dokumentach Kościoła jest rzeczywiście napisane na ten temat."

                                      Jak Kościół rozumie płciowość?

                                      Aby zrozumieć stanowisko Kościoła w tej sprawie konieczne jest przypomnienie nauczania na temat płciowości jako takiej.

                                      "Miłość jest... podstawowym i wrodzonym powołaniem każdej istoty ludzkiej"

                                      (Familiaris consortio, 11, KKK 2392)

                                      "Płciowość wywiera wpływ na wszystkie sfery osoby ludzkiej w jedności jej ciała i duszy. Dotyczy ona szczególnie uczuciowości, zdolności do miłości oraz prokreacji i - w sposób ogólniejszy - umiejętności nawiązywania więzów komunii z drugim człowiekiem. Każdy człowiek, mężczyzna i kobieta, powinien uznać i przyjąć swoją tożsamość płciową. Zróżnicowanie i komplementarność fizyczna, moralna i duchowa są ukierunkowane na dobro małżeństwa i rozwój życia rodzinnego. Harmonia małżeństwa i społeczeństwa zależy częściowo od sposobu, w jaki mężczyzna i kobieta przeżywają swoją komplementarność oraz wzajemną potrzebę i pomoc.

                                      (KKK 2332-2333)

                                      "Jesteśmy wszyscy wezwani do miłości służebnej – caritas."

                                      (KKK 1889)

                                      "Jesteśmy wszyscy wezwani do czystości."

                                      (KKK 1978, 2348)

                                      "Czystość oznacza osiągniętą integrację płciowości w osobie, a w konsekwencji wewnętrzną jedność człowieka w jego bycie cielesnym i duchowym."

                                      (KKK 2337)

                                      Komentarz: A zatem płciowość to coś więcej niż orientacja seksualna czy zachowania seksualne. Jest nieodłącznie związana z naszą zdolnością do miłości, prokreacji i przyjaźni. Dojrzałość człowieka objawia się między innymi w zdolności do zachowania czystości seksualnej (rozumianej jako powstrzymywanie się od pozamałżeńskich stosunków seksualnych), a ukoronowaniem płciowości jest owocny w dzieci monogamiczny związek małżeński. Dojrzałość przejawia się też zdolnością do miłości służebnej wobec innych ludzi (np. żony, męża, dzieci), zamiast nastawienia głównie na zaspokajanie potrzeb własnych.

                                      Jak Kościół podchodzi do kwestii homoseksualizmu?

                                      Przede wszystkim odrzuca próbę definiowania istoty, najgłębszej tożsamości człowieka w kategoriach orientacji seksualnej:

                                      "Każdy człowiek ma tę samą podstawową tożsamość: bycia stworzeniem, a przez łaskę dzieckiem Bożym i dziedzicem życia wiecznego. Osoba ludzka... nie może być określona w sposób adekwatny przez redukcyjne odniesienie tylko do wymiaru płciowego... Kościół... odrzuca pojmowanie osoby ludzkiej jako istoty heteroseksualnej czy homoseksualnej."

                                      KNW "Deklaracja o niektórych zagadnieniach etyki seksualnej" pkt. 16

                                      "W służbie zarówno miłosierdzia, jak i prawdy, Kościół Katolicki dokonuje jasnego, fundamentalnego rozróżnienia między skłonnością homoseksualną a aktami homoseksualnymi."

                                      Kongregacja Nauki Wiary, "Deklaracja o niektórych zagadnieniach etyki seksualnej", pkt. 3.

                                      Komentarz: Kościół zwraca uwagę, że zarówno akty homoseksualizmu, jak i same homoseksualne skłonności są wewnętrznie nieuporządkowane, z tego powodu rzutują na całość funkcjonowania człowieka. Rozróżnia jednak obie sytuacje - tzn. czy ktoś uprawia homoseksualny seks , czy odczuwając pociąg seksualny do osób tej samej płci nie podejmuje aktywności seksualnej.

                                      "(Akty homoseksualne) są sprzeczne z prawem naturalnym; wykluczają z aktu płciowego dar życia. Nie wynikają z prawdziwej komplementarności uczuciowej i płciowej. W żadnym wypadku nie będą mogły zostać zaaprobowane."

                                      KNW, "Deklaracja o niektórych zagadnieniach etyki seksualnej" pkt 8; KKK 2357

                                      "Pewna liczba mężczyzn i kobiet przejawia głęboko osadzone skłonności homoseksualne. Skłonność taka, obiektywnie nieuporządkowana, dla większości z nich stanowi ona trudne doświadczenie."

                                      KKK 2358

                                      "Skłonności homoseksualne same w sobie nie są grzechem, stanowią jednak słabszą bądź silniejszą skłonność do postępowania złego z moralnego punktu widzenia. Z tego powodu sama skłonność musi być uważana za obiektywnie nieuporządkowaną."

                                      KNW "Duszpasterstwo osób homoseksualnych", pkt. 3

                                      Komentarz: Biorąc to nauczanie pod uwagę Kościół nigdy nie zaakceptuje homoseksualizmu jako równoważnej, alternatywnej orientacji seksualnej.

                                      Jakie jest zatem miejsce homoseksualistów w Kościele?

                                      "Powinno się traktować je te osoby z szacunkiem, współczuciem i delikatnością. Powinno się unikać wobec nich jakichkolwiek oznak niesłusznej dyskryminacji. Osoby te są wezwane do wypełniania woli Bożej w swoim życiu i - jeśli są chrześcijanami - do złączenia z ofiarą krzyża Pana trudności, jakie mogą napotykać z powodu swojej kondycji."

                                      KKK 2358

                                      "Osoby homoseksualne są wezwane do czystości. Dzięki cnotom panowania nad sobą, które uczą wolności wewnętrznej, niekiedy dzięki wsparciu bezinteresownej przyjaźni, przez modlitwę i łaskę sakramentalną, mogą i powinny przybliżać się one - stopniowo i zdecydowanie - do doskonałości chrześcijańskiej."

                                      KKK 2359

                                      "Osoba homoseksualna, jak zresztą każdy człowiek, potrzebuje pomocy jednocześnie na różnych poziomach... Jakakolwiek osoba żyjąca na ziemi ma osobiste problemy i trudności, ale także możliwości rozwoju, środki, talenty i własne dary."
                                      List do biskupów Kościoła Katolickiego "O duszpasterstwie osób homoseksualnych"

                                      Osoby z inklinacjami homoseksualnymi "muszą być przyjęte z szacunkiem, godnością i w sposób delikatny, z uniknięciem wszelkich form niesprawiedliwej dyskryminacji. Wiele przypadków, zwłaszcza gdy praktyka aktów homoseksualnych jeszcze się nie ustaliła, może być poddanych skutecznie właściwej terapii."

                                      Papieska rada ds Rodziny "Ludzka płciowość, prawda i znaczenie," pkt 104


                                      "Rodzice ze swojej strony, gdyby zauważyli u dzieci w wieku dziecięcym albo w wieku dojrzewania pojawienie się tego rodzaju tendencji, czy też takiego zachowania, niech pozwolą sobie pomóc przez osoby doświadczone i wykwalifikowane, by udzielić dzieciom wszelkiej możliwej pomocy."

                                      Papieska rada ds Rodziny "Ludzka płciowość, prawda i znaczenie," pkt104
                                      • andrzej585858 Re: Gender - opium dla ludu 26.09.13, 22:23
                                        Gender jest ładniej opakowane. I podobnie jak klasyczny marksizm, posługuje się bardzo szczytnymi hasłami. Z ks. prof. Pawłem Bortkiewiczem TChr, etykiem, kierownikiem Zakładu Katolickiej Nauki Społecznej WT UAM rozmawia Łukasz Kaźmierczak.


                                        Łukasz Kaźmierczak: Musi mnie Ksiądz Profesor tak straszyć?


                                        Ks. prof. Paweł Bortkiewicz TChr: Ja straszyć? Ale czym?



                                        Zdaniem: "gender jest gorsze i groźniejsze niż marksizm"…


                                        Niestety, zmartwię pana, ponieważ podtrzymuję to zdanie w całej rozciągłości. Ono wymaga oczywiście szerszego komentarza. Zacznijmy od tego, że istnieją pewne problemy ze zdefiniowaniem samego pojęcia "gender" dlatego, że dla niektórych jest ono filozofią, kierunkiem studiów, dla innych pewnym prądem kulturalnym albo prądem naukowym, a moim zdaniem, i nie tylko moim, jest to przede wszystkim ideologia. Ideologia, która wyrasta w sposób bardzo prosty i bardzo klarowny z marksizmu.



                                        A marksizm jak wiadomo to walka klas.



                                        Tymczasem gender postuluje walkę płci, idąc za zdaniem Engelsa, który mówił, że pierwszą, prapierwotną formą ucisku jest forma ucisku kobiety przez mężczyznę. Dlatego też postulował odrzucenie klasycznego modelu rodziny. I to zapomniane przez lata zdanie Engelsa zostało dzisiaj odkurzone i wraca właśnie w formie gender. Przy czym gender działa w sposób bardziej wyrafinowany, z większym - bo globalnym - przełożeniem politycznym. I dlatego też jest o wiele bardziej niebezpieczne.



                                        I nie przychodzi do nas na bagnetach cuchnących samogonem czerwonoarmistów, tylko jest takie ładne, europejskie i postępowe.


                                        Tak, gender jest ładniej opakowane. I podobnie jak klasyczny marksizm, posługuje się bardzo szczytnymi hasłami. Marksizm odwoływał się przecież do sprawiedliwości społecznej, równości, wyzwolenia człowieka uciskanego, natomiast gender ma na sztandarach wypisaną walkę z dyskryminacją, nietolerancją, ksenofobią, postuluje równość i pełną realizację praw człowieka. Tylko że to są hasła, które - tak jak w przypadku klasycznego marksizmu - są hasłami zupełnie wypaczonymi, mają kompletnie odwrotny sens. I tak jak marksizm wbrew swoim założeniom stał się w swoim czasie najbardziej radykalnym opium dla ludu, tak dzisiaj taką nową formą marihuany dla ludu jest właśnie gender.



                                        Na dodatek "gender" to bardzo rozciągliwe pojęcie.


                                        Owa absurdalna ideologia wychodzi z bardzo specyficznego określenia płci. Samo słowo "gender" oznacza w języku angielskim teoretycznie płeć, ale płeć w znaczeniu kulturowym i społecznym, które przeciwstawiane jest innemu angielskiemu słowu "sex", definiującemu płeć w sensie biologicznym. Ideologia gender twierdzi, że nie ma znaku równości między tymi dwoma wymiarami płci.



                                        Przecież to absurd.


                                        Tymczasem genderyści uważają, że bardziej istotna jest właśnie płeć kulturowa, która jest kształtowana przez kulturę, historię i społeczeństwo. A na skutek tego kształtowania, zdaniem zwolenników gender, wytworzyły się pewne formy dyskryminacji, które trzeba dzisiaj instytucjonalnie po prostu znieść. To wszystko brzmi z pozoru dość niewinnie, tylko że za tymi zdaniami kryją się bardziej konkretne "diagnozy" gender.



                                        "Diagnozy" gender? Już się boję.


                                        Genderyści przekonują, że winę za istniejące dzisiaj przypadki dyskryminacji, nietolerancji, przemocy w rodzinie ponosi przede wszystkim tradycyjnie i zarazem religijnie ukształtowany model rodziny. Wniosek z tego jest bardzo prosty: mianowicie współczesne instytucje, współczesne mechanizmy polityczne powinny dążyć do zmiany tego modelu, powinny go przynajmniej zdegradować, wprowadzając inne, alternatywne modele, które będą modelami bardziej nowoczesnymi, bardziej równościowymi.



                                        Aha, na przykład dwóch uśmiechniętych "tatusiów" opiekujących się uroczym bobasem.


                                        To właśnie jeden z takich nowych, proponowanych modeli. Głównym obiektem walki gender stała się bowiem tradycyjna rodzina, oparta na związku małżeńskim kobiety i mężczyzny. I w ślad za tym dochodzi do rzeczy horrendalnych, tradycyjnie rozumiane małżeństwo zostaje poddane radykalnej krytyce. Podam przykład: w najnowszych wydaniach słownika oksfordzkiego albo Encyklopedii Larousse’a - a więc renomowanych dotąd wydawnictw światowych - małżeństwo ma być zredefiniowane. Już nie jako związek kobiety i mężczyzny, ale dowolny związek partnerski.



                                        Zatem gender to takie biologiczno-społeczne "róbta, co chceta"?


                                        Rzeczywiście, gender promuje specyficznie rozumianą wolność w duchu "róbta, co chceta", a więc w istocie odbiera człowiekowi wolność i niszczy go. To jest nurt na wskroś destrukcyjny, choć z pozoru może się niektórym osobom wydawać bardzo atrakcyjny, o czym świadczy duże zainteresowanie tym ruchem w postaci choćby studenckich kół naukowych czy studiów gender, które wyrastają jak grzyby po deszczu na wszystkich wyższych uczelniach w Polsce.



                                        Do czego to wszystko prowadzi?


                                        Wprost do ideologicznego totalitaryzmu. Cały katalog takich przykładów zawarty jest w znakomitej książce Gabriele Kuby Globalna rewolucja seksualna. To jest książka, której drugie wydanie ukazało się niedawno i polecam ją wszystkim jako lekturę bezwzględnie konieczną. Chciałbym przytoczyć jeden z takich przykładów, który mnie osobiście ogromnie poruszył. Otóż w 2009 r. na międzynarodowy kongres Akademii Psychoterapii i Duszpasterstwa w niemieckim Marburgu zaproszono dwoje prelegentów - lekarkę, doktor Christl Vonholdt oraz Marcusa Hofmanna, szefa jednej z organizacji społecznych pomagającej osobom cierpiącym z powodu swojego homoseksualizmu. Ich wystąpienia były zwalczane wszelkimi sposobami przez związek lesbijek i gejów w Niemczech. Żeby kongres mógł się odbyć, trzeba było zaangażować tysiąc policjantów, którzy musieli ochraniać uczestników spotkania przed tysiącem demonstrantów. I wśród tych demonstrantów były transparenty, na których można było przeczytać takie słowa: "Jesteśmy tu, aby ranić wasze uczucia religijne", "Bóg jest lesbijką", "Wolność dla wszystkich perwersyjnych" czy - przepraszam za określenie, ale cytuję dosłownie - "Pieprz swego bliźniego jak siebie samego".



                                        Porażające.


                                        To jest właśnie przykład działań genderowych - jeden z naprawdę bardzo wielu. My musimy mieć świadomość, że ta walka jest naprawdę bezpardonowa, że jest to walka, w którą zaangażowany jest ogromny potencjał nienawiści ze strony genderystów czy ludzi spod znaku "tęczowej flagi". To są bardzo często działania, które mają znamiona przestępcze według normalnych zasad i które godzą w elementarne normy życia społecznego, a jednak są tolerowane i chronione w naszym chorym, schizofrenicznym świecie.



                                        Kiedy powinna nam się zacząć zapalać w głowie ostrzegawcza lampka?


                                        Nasza wrażliwość musi być ukierunkowana przede wszystkim na dwie sprawy: po pierwsze, nie możemy się absolutnie godzić na degradację pojęcia małżeństwa. A więc tam, gdzie słyszymy o tzw. małżeństwach homoseksualnych, o małżeństwach partnerskich i projektach ustaw dotyczących tego rodzaju działań, musimy mieć wyczuloną świadomość, że jest to działanie ideologiczne, działanie niezgodne z prawdą i niezgodne z racjonalnością oraz biologicznością człowieka. Drugą rzeczą natomiast jest kwestia edukacji seksualnej w szkole.


                                        No właśnie, zwolennicy gender nawet nie ukrywają, że chcą zdobyć umysły naszych dzieci.


                                        Bój rzeczywiście nie toczy się o moje czy pańskie poglądy, ale przede wszystkim o najmłodsze pokolenie, poczynając już od wieku przedszkolnego. Współczesne państwa próbują narzucić absurdalny, niszczący, wrogi człowiekowi model edukacji seksualnej i wychowania. Przejmując kompetencje rodziców, naruszają podstawową zasadę życia społecznego - zasadę pomocniczości.



                                        W Niemczech dzieci nawet już w okresie przedszkolnym czy wczesnoszkolnym edukowane są na temat organów płciowych, prezerwatyw, niechcianej ciąży itp. A wszystko po to, aby zmienić właśnie ów kulturowy, tradycyjny model płciowości i małżeństwa. Na te sprawy musimy być niezwykle czujni i ws
                                        • andrzej585858 Re: Gender - opium dla ludu cz. 2 26.09.13, 22:26


                                          W Niemczech dzieci nawet już w okresie przedszkolnym czy wczesnoszkolnym edukowane są na temat organów płciowych, prezerwatyw, niechcianej ciąży itp. A wszystko po to, aby zmienić właśnie ów kulturowy, tradycyjny model płciowości i małżeństwa. Na te sprawy musimy być niezwykle czujni i wszelkie tego typu inicjatywy rządowe czy pozarządowe, ale wspierane przez rząd, powinny spotykać się z naszym radykalnym protestem. Rodzice nie mogą zapominać o tym, że to na nich ciąży pierwszy, podstawowy obowiązek wychowania swojego dziecka.



                                          A genderyści oferują wygodę, mówiąc: "zajmiemy się twoim dzieckiem"…


                                          I dlatego musimy mieć do zaoferowania konkretne modele wychowawcze, podjąć na nowo ogromną batalię o edukację seksualną w kościele, na katechezie, na uczelniach, w przestrzeni publicznej - po prostu robić to, co robią nasi przeciwnicy ideologiczni, ukazując jednak prawdziwą wizję płciowości człowieka, jego seksualności i promując jednocześnie godność kobiety i mężczyzny zawartą w nauce katolickiej.



                                          Czyli udowadniać, że nie jesteśmy wielbłądem.


                                          Niestety, to jest konieczne, ponieważ stajemy się dziś społeczeństwem "ludzi płaskiej Ziemi" i coraz trudniej nam jest naprawdę uwierzyć, że ona jest okrągła i że faktycznie się kręci.


                                          To jest wyzwanie dla nas wszystkich, abyśmy myśleli, w jaki sposób zorganizować w sposób instytucjonalny i strukturalny promocję prawdy, bo niestety dzisiaj prawda nie jest w cenie. Naszym zadaniem jest przywrócić wartość prawdy i uczynić ją na powrót wartością chcianą.

                                          www.deon.pl/inteligentne-zycie/obiektyw/art,543,nowe-opium-dla-ludu.html
                                          • andrzej585858 W obronie cywilizacji 16.11.13, 14:03
                                            " Nie tak dawno eurodeputowani, na wniosek frakcji Europejskich Konserwatystów i Reformatorów, odesłali do dalszych prac w komisji projekt rezolucji Parlamentu Europejskiego, wzywający między innymi do tego, by aborcji nadać status prawa podstawowego, tak by mogła być legalna i finansowana przez państwo we wszystkich krajach UE.



                                            To oczywiście nie jedyny postulat czterdziestostronicowej uchwały, przygotowanej przez Komisję Praw Kobiet i Równouprawnienia PE, a opartej na tzw. raporcie Estreli (od nazwiska jego autorki, portugalskiej socjaldemokratki Edite Estreli).



                                            W projekcie rezolucji jest też mowa o obowiązkowej, wolnej od tematów tabu edukacji seksualnej począwszy już od szkół podstawowych, w której m.in. ma być zawarty pozytywny przekaz na temat homoseksualizmu i transseksualizmu, o dostępności dla nieletnich środków antykoncepcyjnych oraz aborcji bez wiedzy i zgody rodziców, a także o ograniczeniu wolności sumienia przez m.in. wyłączenie klauzuli sumienia dla lekarzy odmawiających dokonania aborcji.



                                            Zagrożenie dla gwarancji wolności sumienia, religii i wolności słowa widać także w wezwaniu do stworzenia w państwach UE "kultury akceptacji, szacunku, niedyskryminacji i niestosowania przemocy" wobec aborcji i promujących ją środowisk.



                                            Dr Joanna Banasiuk, członek Komitetu Narodowego Europejskiej Inicjatywy Obywatelskiej "Jeden z Nas", działającej na rzecz zaprzestania finansowania z unijnych pieniędzy projektów związanych z niszczeniem ludzkich embrionów, słusznie zauważa, że "taki zapis prowadzić musi do uznania treści krytykujących aborcję i broniących życia dzieci w prenatalnej fazie ich rozwoju, za tzw. mowę nienawiści". Joanna Banasiuk podkreśla także, że w rezolucji "wzywa się do tego, by procedury tzw. zmiany płci metrykalnej nie musiały się wiązać z nieodwracalnymi interwencjami chirurgicznymi tak, aby kobieta, której wydano nowe dokumenty męskiej tożsamości, mogła (uchodząc za mężczyznę) zajść w ciążę i urodzić dziecko".

                                            Papież Benedykt XVI mówił, że legalizacja związków homoseksualnych oznaczałaby, że znaleźliśmy się już poza granicami moralnej historii ludzkości. Zawarte w rezolucji postulaty o mężczyznach rodzących dzieci oznaczają, że oddalamy się od tych granic na kosmiczne odległości.



                                            Rezolucja na szczęście nie została uchwalona, przynajmniej na razie. Nie znaczy to jednak, że ten obłęd nie wróci. Polska eurodeputowana prof. Joanna Senyszyn zapewnia, że rezolucja w niezmienionej formie wróci pod głosowanie jeszcze w tej kadencji. Nie można też uspokajać się faktem, że rezolucja, nawet gdyby została przyjęta, nie będzie miała mocy wiążącej dla państw członkowskich. Faktycznie, w tej sferze każde państwo Unii prowadzi własną politykę, ale presja, jaką wywiera stanowisko Parlamentu Europejskiego na stanowienie prawa w poszczególnych państwa nie może być lekceważona.



                                            Projekt rezolucji i trwające nad nim prace w Parlamencie Europejskim pozwalają wyprowadzić m.in. następujące trzy wnioski: Po pierwsze, nie można lekceważyć wyborów do Parlamentu Europejskiego; trzeba zrobić, co od nas zależy, by promotorzy cywilizacji śmierci, niszczenia rodziny i tradycyjnych wartości nie mieli w nim większości.



                                            Po drugie, stanowczo trzeba mobilizować siły, zwłaszcza ze strony rodziców i pedagogów, by pomysły podobne do zawartych w rezolucji, związane z ideologią gender, demoralizującą edukacją seksualną, osłabianiem wartości rodziny, nie były stopniowo wprowadzane do naszych szkół i modeli wychowania. Paradoksalnie, treść rezolucji może w tej mobilizacji pomóc, bo otwiera oczy na skalę zagrożenia i pozwala odpowiedzieć choćby na pytanie stawiane w zamieszczonym w "Tygodniku Powszechnym" tekście Zuzanny Radzik o "nagonce na gender": "co jest złego w edukacji do równości, świadomości własnej tożsamości i stereotypów dotyczących płci?"



                                            Po trzecie, wspomniany projekt rezolucji pokazuje wyraźnie, że nie było najmniejszej przesady w bardzo widocznej w nauczaniu Jana Pawła II tezie, że zasadnicza walka o przyszłość naszej cywilizacji, o to, czy czeka ją rozwój, czy dekadencja i upadek, rozstrzyga się na polu zmagań między cywilizacją życia i miłości a cywilizacją śmierci.



                                            Papież Franciszek w głośnym wywiadzie dla jezuickiego czasopisma słusznie powiedział, że "nie możemy zatrzymywać się tylko nad kwestiami związanymi z aborcją, małżeństwami homoseksualnymi i używaniem środków antykoncepcyjnych. … nie ma potrzeby mówić o tym bez przerwy". Nie wolno jednak o tym milczeć, także dlatego, że w tej przestrzeni, w kwestiach dotyczących życia i rodziny rozstrzygają się losy naszej chrześcijańskiej cywilizacji."

                                            www.deon.pl/religia/kosciol-i-swiat/komentarze/art,1406,nagonka-na-gender-czy-obrona-cywilizacji.html
                                            • andrzej585858 Re: W obronie cywilizacji 12.03.14, 10:55


                                              "Raport, postulujący „prawo do aborcji”, odrzucony

                                              Zaledwie dziewięcioma głosami Parlament Europejski odrzucił projekt rezolucji będący rocznym sprawozdaniem na temat równości pomiędzy kobietami i mężczyznami w Unii Europejskiej, autorstwa Inês Zuber.

                                              Za odrzuceniem było 298 europosłów. Nie przyjęli oni również alternatywnej rezolucji, przedstawionej przez Europejską Partię Ludową.

                                              Raport Zuber postulował „prawo do aborcji”, co pozwoliłoby osobom dążącym do zniesienia prawnej ochrony życia ludzkiego na prenatalnym etapie rozwoju, stygmatyzować kraje, takie jak Polska, które chronią życie najsłabszych. Dostęp do aborcji traktowany był w tym dokumencie jako jedno z praw reprodukcyjnych, co jest sprzeczne z oficjalnym stanowiskiem Polski, sprzeciwiającej się takiemu kategoryzowaniu aborcji. Rezolucja ta promowała również wdrażanie polityki genderowej od wczesnego dzieciństwa w szkołach publicznych. Sprawozdanie postulowało ponadto zrównanie homoseksualnych związków partnerskich z małżeństwem.

                                              Ten bardzo ideologiczny dokument był sprzeczny z prawem traktatowym UE, z Kartą Praw Podstawowych oraz z orzecznictwem Wielkiej Izby Trybunału Sprawiedliwości UE. Promotorzy raportu nie ukrywali nawet, że była to kolejna próba politycznej neutralizacji Europejskiej Inicjatywy Obywatelskiej „Jeden z nas”, która już wkrótce będzie przedmiotem publicznego wysłuchania na forum Komisji Europejskiej.

                                              Z kolei w środę 12 marca Parlament Europejski zagłosuje nad rezolucją w sprawie ułatwienia swobody przepływu pracowników (raport Edit Bauer). Efektem jej przyjęcia będzie powstanie wiążącej dla Polski dyrektywy UE.

                                              Swoboda przepływu pracowników jest jednym z filarów UE. Jednak lobby LGBT w Parlamencie Europejskim chce ją wykorzystać, by zmusić kraje chroniące naturalne małżeństwo do uznania związków partnerskich i małżeństw homoseksualnych poprzez nakazanie uznawania, i tym samym uznania skuteczności, dokumentów stanu cywilnego wydanych w innym kraju UE, czyli m.in. dokumentów stwierdzających małżeństwo, adopcję dziecka lub zmianę płci. Każde państwo, w tym Polska, niezależnie od treści prawa wewnętrznego zmuszona będzie uznać za małżeństwo parę homoseksualistów, którzy dokument taki uzyskają np. w Hiszpanii lub Anglii, zaś odmowa adopcji takiemu „małżeństwu” będzie aktem dyskryminacji.

                                              Jest to sprzeczne z porządkiem prawnym UE, który wyraźnie stwierdza, że polityka swobodnego przepływu pracowników nie ma wpływu na sposób rozumienia małżeństwa lub dopuszczalność instytucjonalizowania związków pozamałżeńskich.

                                              Co więcej, w raporcie Edit Bauer, mówiąc o unikaniu dyskryminacji ze względu na „osobiste wybory” pracowników, dąży się do legalizacji tzw. „dobrowolnej prostytucji” (w wielu krajach prostytutki są uznawane za „pracowników seksualnych”).

                                              Komitet ds. Zatrudnienia i Spraw Socjalnych złożył projekt alternatywnej rezolucji legislacyjnej. Jest to poprawka nr 64, która kompleksowo podchodzi do zagadnienia swobodnego przepływu pracowników bez przemycania ideologii LGBT. Ponadto poprawka nr 64 wzywa do przestrzegania dorobku prawnego UE i stania na straży już przyjętych zasad."

                                              ekai.pl/wydarzenia/temat_dnia/x76175/raport-postulujacy-prawo-do-aborcji-odrzucony/
                                              • andrzej585858 Re: W obronie człowieczeństwa" 28.03.14, 09:31
                                                "Wiem, wiem: temat trudny, dla niektórych oklepany, dylematy, „łatwo jest mówić”, lepiej nie zajmować stanowiska itd. Ja ten temat chciałbym jednak połączyć z zagadnieniem... okulistyki. Spokojnie, nie będzie o Pani Alicji T.- każde słowo może być użyte przeciw autorowi. O czym zatem będzie?

                                                Wyobraźmy sobie, iż na poziomie badań prenatalnych pojawia się możliwość dokładnego zbadania wzroku dziecka. Lekarz, obserwując USG, patrząc na liczby, wykresy na zamówienie i w ogóle, obraz płodu ma możliwość stwierdzić, jak funkcjonować będą poszczególne organy rozwijającego się organizmu. Nagle lekarz widzi, że ze wzrokiem będzie coś nie tak. Dostrzega, że układ neurologiczny w pewnym miejscu szwankuje. Okazuje się, że po porodzie dziecko prawdopodobnie będzie niewidome. Nie będzie miało żadnej możliwości dostrzegania barw i światła. Kształt nerwów wskazuje poza tym, że dojdzie do pojawienia się oczopląsu, który utrudniać może lub wręcz uniemożliwiać funkcjonowanie dziecka (nawet w chwili, gdyby jakimś cudem odzyskało wzrok). Wyobraźmy sobie także, iż dokładna diagnostyka poszła na tyle do przodu, iż potrafi oszacować, że człowiek ten maksymalnie osiągnie 10% sprawność widzenia. Wymagać będzie od dziecka dokładniejszej opieki. Z kolei kiepska ostrość oraz rozbiegane gałki oczne spowodują, że wielu rzeczy nie będzie w stanie zobaczyć, zwyczajnie umkną mu, co na przejściu dla pieszych może być dla niego niebezpieczne.



                                                Do tych refleksji dodajmy kolejną. Załóżmy, iż kampanie medialne zaczynają powoli wychowywać społeczeństwo, wskazując, że matka ma prawo do aborcji. Pojawiają się reklamy, w których zaznacza się, iż np. urodzenie prawdopodobnie trwale niewidomego dziecka jest czymś szczególnie trudnym, czego „mamy prawo uniknąć”, „matka ma prawo uniknąć” i nikt nie może jej tego zakazać.



                                                Pisze o tym, gdyż w dzieciństwie byłem niewidomy, mam oczopląs, nie widzę przecinków, dostrzegam 10% tego co przeciętny człowiek, być może z czasem nie będę mógł samodzielnie funkcjonować- czy gdybym był zarodkiem, płodem itd. można by poddać mnie w takim stanie aborcji?"

                                                www.fronda.pl/blogi/gdy-emocje-juz-opadna/moja-aborcja,38257.html
                                                • andrzej585858 Re: Wstyd 10.04.14, 22:03

                                                  "Joanna Senyszyn nadal przynosi wstyd Polsce. I odcina się od mądrych i mocnych wypowiedzi polskich eurodeputowanych, którzy bronią życia. Ona zaś uznaje, że to dowód fundamentalizmu.

                                                  Joanna Senyszyn podkreśliła, że występuje jako jedna z ostatnich Polek, żeby pokazać, że nie wszyscy Polacy są za życiem. - Zabieram głos, żeby zatrzeć złe wrażenie, że jesteśmy krajem katolickiego fundamentalizmu – mówiła Senyszyn.

                                                  A chwilę potem grzmiała, że obrońcy życia są hipokrytami, ponieważ nie bronią życia dzieci, które są wydalane przez organizm matki . - Nikt nie przejmuje się życiem wydalanym na tamponach i podpaskach – mówiła Senyszyn. I dodawała, że nie wolno przedkładać „godności zapłodnionych jajeczek nad uprawnione interesy mężczyzn i kobiet”. Jednym słowem – wedle niej – zadowolenie kobiet i mężczyzn uprawnia do zabijania innych ludzi. Lewicy gratulujemy autorytetów."

                                                  www.fronda.pl/a/polska-nie-jest-krajem-katolickiego-fundamentalizmu,36306.html
                                                  • andrzej585858 Re: Eutanazja wymknęła się spod kontroli 02.05.14, 09:32

                                                    "W ogniu krytyki znalazła się komisja ds. kontroli eutanazji w Belgii. Przeciwko przewodniczącemu komisji toczy się śledztwo. Eutanazja została zalegalizowana w tym kraju w 2002 r., a w lutym tego roku rozszerzono ją również na nieletnich. Kontrola nad stosowaniem eutanazyjnego prawa budzi jednak wiele kontrowersji.



                                                    W ostatnich dniach 20-letnia kobieta złożyła zażalenie w sprawie uśmiercenia jej matki, która nigdy nie sygnalizowała woli poddania się eutanazji, a kiedy popadła w depresję, nie otrzymała niezbędnej terapii. Nieco wcześniej do komisji wpłynęła podobna skarga, dotycząca tym razem kobiety cierpiącej na chroniczną depresję. Jej dzieci o eutanazji matki dowiedziały się już po fakcie. W tym kontekście pojawia się pytanie, czy i w innych przypadkach, eutanazji nie przeprowadza się niezgodnie z prawem.



                                                    Potwierdza to sam przewodniczący komisji Wim Distelmans, który podał, że w jego przekonaniu, co druga eutanazja dokonywana jest w Belgii potajemnie. Tymczasem spośród 7 tys. przypadków przebadanych przez komisję ani jeden nie trafił do wymiaru sprawiedliwości. Wątpliwości budzi obiektywność samej komisji. 4 z jej 16 członków należy do stowarzyszenia ADMD, głównego eutanazyjnego lobby w tym kraju."

                                                    www.deon.pl/religia/kosciol-i-swiat/z-zycia-kosciola/art,18484,belgia-eutanazja-wymknela-sie-spod-kontroli.html
                                                  • andrzej585858 Re: masz sumienie? - to nie będzie awansu 07.05.14, 20:19
                                                    Europejska "tolerancja":

                                                    "W Wielkiej Brytanii zamknięto drogę do kariery lekarzom, którzy odmawiają podania środków wczesnoporonnych, powołując się na sprzeciw sumienia. Królewskie Kolegium Położnictwa i Ginekologii ogłosiło, że nie będzie dopuszczać takich lekarzy do specjalizacji.

                                                    Teoretycznie można się jeszcze powoływać na sprzeciw sumienia w przypadku aborcji, bo jest to zagwarantowane przez aborcyjną ustawę z 1967 r. W praktyce jednak niemal każdy, kto jest przeciwnikiem aborcji, nie godzi się również na pigułki wczesnoporonne.

                                                    Sito zastosowane przez władze Kolegium jest zatem dość skuteczne. Lekarze szanujący życie nie będą się mogli specjalizować nie tylko w ginekologii i położnictwie, ale również w leczeniu niepłodności, aids, opiece nad kobietą w czasie menopauzy czy depresji poporodowej. Formalnie rzecz biorąc, specjalizacja w Królewskim Kolegium nie jest konieczna do wykonywania pracy lekarza. W rzeczywistości jednak jest przepustką do wszystkich liczących się klinik i szpitali."

                                                    ekai.pl/wydarzenia/x78282/londyn-poradzil-sobie-ze-sprzeciwem-sumienia-u-lekarzy/
                                                  • andrzej585858 Re:Prawo wolnosci sumienia 01.06.14, 14:50
                                                    Rezolucja nr 1763 Rady Europy z 7 października 2010 roku Prawo do sprzeciwu sumienia w ramach legalnej opieki medycznej [w rezolucji podkreślono prawo pracowników służby zdrowia i placówek służby zdrowia do odmowy wykonania lub udzielenia pomocy w przeprowadzeniu aborcji, poronienia, eutanazji lub jakichkolwiek działań, które mogłyby spowodować śmierć zarodka lub płodu ludzkiego] i art.10 Karty Praw Podstawowych Unii Europejskiej z 7 grudnia 2000 roku [Dz.Urz.UE C 83/389]
                                                  • andrzej585858 Re:Dlaczego przegłosowano "in vitro" 12.07.15, 20:15
                                                    "Lobbyści „podyktowali” ustawę o in vitro, parlament przyklasnął. Jeśli zostanie podpisana przez prezydenta, biznes zbije gigantyczny majątek na transferze z budżetu państwa. Do zmanipulowania opinii publicznej wykorzystano ludzkie dramaty. Resztę dopięto nieformalną dyscypliną partyjną. Jak to możliwe, że Polacy, którzy tak wysoko cenią ludzkie życie, będą mieć najbardziej liberalną ustawę w Europie dotyczącą sztucznego zapłodnienia? Zastosowano prosty mechanizm

                                                    W rok po medialnym linczu na prof. Bogdanie Chazanie, klinika „NOVUM”, w której począł się obciążony licznymi wadami genetycznymi „Jaś” odniosła triumf. Lekarz, który robił wszystko, by pomóc rodzicom uratować życie dziecka poczętego metodą in vitro, stracił pracę. Klinika, w której chłopiec został powołany do życia nie poniosła żadnych konsekwencji. Co więcej, współwłaścicielka kliniki NOVUM została uprzywilejowana do tego stopnia, że mianowano ją rządową konsultantką podczas przygotowywania ustawy o in vitro. Tak się pisze prawo w państwie Platformy. Mimo, że senacka komisja zdrowia zgłosiła ponad 70 poprawek do ustawy, żadna z nich nie zostanie rozpatrzona.

                                                    Przeciętny obywatel niewiele wie o ustawie i jej konsekwencjach. Media zaspokoiły jego ciekawość wyrwanymi z kontekstu opiniami parlamentarzystów i sprowadziły przeciwników sztucznego zapłodnienia do poziomu ciemnogrodu. Argumenty naukowe zostały zastąpione przez ideologię. Wiceminister zdrowia posunął się wręcz do zanegowania podstawowych faktów, twierdząc że kwestia poczęcia i statusu zarodka to kwestie uznaniowe.

                                                    Wszystko, co działo się w przestrzeni medialnej wokół in vitro, to realizacja starego scenariusza, przećwiczonego w USA cztery dekady temu przez National Abortion Rights Action League (NARAL). To właśnie ten scenariusz pozwolił na przeformatowanie myślenia Amerykanów o dzieciach nienarodzonych i doprowadzenie do legalizacji aborcji. W ciągu 5 lat intensywnej kampanii, lobbystom z NARAL udało się przekonać Sąd Najwyższy Stanów Zjednoczonych do wydania w 1973 r. decyzji legalizującej aborcję na żądanie aż do 9. miesiąca ciąży.

                                                    Taktyka opierała się na trzech elementach: 1. przekonaniu mediów, że poparcie aborcji jest stanięciem po stronie światłego liberalizmu, 2. zdyskredytowaniu Kościoła katolickiego, 3. blokowaniu informacji o naukowych dowodach przemawiających za ochroną życia. Dokładnie ten sam mechanizm zastosowano w przypadku lobbowania za ustawą o in vitro.

                                                    Jak to robiono w Stanach? Fabrykowano sondaże i informowano media, że 60 proc. Amerykanów chce legalizacji aborcji. Ogłaszano, że z powodu nielegalnych zabiegów rocznie umiera 10 tys. kobiet, podczas gdy w rzeczywistości stwierdzano zaledwie 200 takich przypadków. Straszono też podziemiem aborcyjnym. Oznajmiano, że w ciągu roku w USA nielegalnej aborcji dokonuje ponad milion kobiet, choć rzeczywiście było ich ok. 100 tys. Powtarzanie kłamstw w publicznych mediach przekonywało słuchaczy. Blokowano też informacje o naukowych dowodach przemawiających „za życiem”. **Podawano, że nauka nigdy nie będzie mogła określić, kiedy powstaje ludzkie życie, ponieważ nie leży to w jej kompetencjach. Zainteresowanych odsyłano do filozofii i teologii, ucinając dyskusję. Eksperci z NARAL doskonale wiedzieli, że kłamią. Już wtedy fitologia przedstawiała przecież niezaprzeczalne dowody, że życie człowieka zaczyna się w chwili poczęcia.

                                                    Jednocześnie ośmieszano poglądy hierarchów i szkalowano Kościół. Budowano przekonanie, że przeciwni aborcji są jedynie duchowni, nie świeccy. Antyklerykalne argumenty o mieszaniu się Kościoła we wszystkie sfery życia w celu ograniczenia wolności wyboru skutecznie odstręczały wiernych.

                                                    Ogromną rolę odgrywały organizacje pożytku publicznego, które same miały zbijać kapitał na legalizacji aborcji. Rozpoczynano od założenia organizacji non profit, która dzięki korzystała z przywilejów podatkowych. Tworzyła sieć ośrodków oferujących darmowe testy ciążowe i porady dotyczące zdrowia seksualnego. Bezpłatne usługi miały przyciągać kobiety. Po stwierdzeniu ciąży odsyłano je do klinik aborcyjnych kierowanych przez tę samą ekipę. Dzięki statusowi dobroczynności, organizacja miała szeroki dostęp do mediów, w których przedstawiała opracowywane przez siebie poradniki czy informacje prasowe.

                                                    W ciągu 5 lat większość Amerykanów uwierzyła, że należy jak najszybciej zalegalizować aborcję. Właśnie takiemu praniu mózgów zostaliśmy poddani w przypadku in vitro. Ekspertami są w mediach ludzie czerpiący zyski z biznesu żerującego na ludzkim dramacie. Od dwóch lat z budżetu państwa transferowane są miliony do prywatnych klik, których nikt nie kontroluje. Doskonale pokazała to sprawa „Jasia”, w której konsekwencje poniósł jedynie prof. Chazan, pragnący pomóc.
                                                    a co zostaliśmy skazani w nowym rozwiązaniu prawnym przegłosowanym przez parlament? Dzieci poczęte metoda in vitro zostają już na początku odarte z ludzkiej godności. W świetle prawa są jedynie zlepkiem komórek, pozbawionym należytej ochrony. Jeśli zostaną uznane za chore, bez konsekwencji zostaną zabite. Te, które się narodzą, nie będą mogły poznać swoich rodziców i rodzinnych korzeni, bo uniemożliwi im to zapis o „anonimowym dawstwie” i „dawstwie niepartnerskim”.

                                                    Procedura, o minimalnej skuteczności, będzie finansowana grubymi milionami z budżetu państwa. Opłacać ją będą także ci podatnicy, którzy nie chcą mieć nic wspólnego z praktykami eugenicznymi. Analiza raportu ministerstwa zdrowia, podsumowującego dwa lata programu dofinansowującego in vitro, pokazuje jak nikłe są skutki pseudoleczenia.

                                                    Do rządowego programu zakwalifikowano 20 tys. 462 pary. W trakcie „leczenia” jest 15 tys. 543. Przez dwa lata urodziło się zaledwie 2287 dzieci. Całość kosztowała państwo 150 mln zł. Co z pozostałymi? Ile z nich z ciężkimi wadami niedorozwojowymi nie przetrwało ciąży? Dlaczego ministerstwo zdrowia z równą troską nie pochyli się nad realną metodą przyczynowego leczenia niepłodności, jaką jest naprotechnologia? Z prostego powodu. Ta metoda nie ciągnie za sobą gigantycznego biznesu.

                                                    W państwie Platformy służba zdrowia stała się zakładnikiem wielkich interesów. Liczą się zyski z prywatyzacji, układy z koncernami i łatwy pieniądz. I pomyśleć, że jeszcze kilka lat temu, gdy trzeba było przechytrzyć wyborców, pani Kopacz potrafiła się zaopiekować pielęgniarkami z białego miasteczka i apelować o ochronę zarodków poczętych „na szkle”....."

                                                    wpolityce.pl/polityka/259036-dlaczego-przeglosowano-in-vitro-trzy-kroki-ktorymi-polacy-zostali-zmanipulowani-przez-lobbystow?strona=2
Inne wątki na temat:

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się

Nie pamiętasz hasła lub ?

Nakarm Pajacyka