Czy zdarzało Wam się w najgorszej fazie depresji przeżywać "stupor" (tu w
sensie nieprofesjonalnym) - odrętwienie, stan na pograniczu katatonii? Kiedy
każda najbardziej błaha czynność urasta do skali wielkiego przedsięwzięcia?
Kiedy nawet nie chce się - nie ma się siły - otworzyć ust nawet do
najbliższej osoby? Kiedy człowiek się zapada w nicość i "plays dead", jak
przerażone na śmierć zwierzątko?