kiks4
25.10.22, 20:31
Kolega niezbyt technicznie zaawansowany kupił pralkę ". Stara pralka po 20 latach pracy odmówiła dalszej współpracy.
Z racji braku technicznych zdolności ( jest muzykiem) zapłacił za wszystkie możliwe opcje: dodatkowa gwarancja, transport na miejsce instalacji, zainstalowanie i próbny rozruch przez serwisantów.
Pralka dojechała, panowie zainstalowali i puścili maszynę w ruch bez bielizny. Było OK.
Po wyjeździe koledze zachciało się coś wyprać. Miał taki kaprys, bo po awarii starej pralki trochę brudów się uskładało. Przy pierwszym wirowania pralka zaczęła skakać jak konik polny.
Oczywiście wizyta u sprzedawcy a tam został poinformowany, że procedury w takich razach są proste:
po zgłoszeniu problemu serwis ma trzy dni na ustalenie, czy rzeczywiście problem istnieje a jeśli tak to na czym polega. Następnie na 14 dni na znalezienie optymalnego sposobu na rozwiązanie problemu i następnie 30 dni na fizyczne rozwiązanie problemu.
Każdy z czytających już wie, że problem polegał na tym, że serwisant rozpakowujący pralkę nie usunął zabezpieczeń transportowych, co zajmuje około 1 minuty. Jednak zgodnie z procedurą firma, która ewidentnie spowodowała ten problem, zastrzega sobie półtora miesiąca na jego rozwiązanie.
To się po prostu nie mieści w głowie. Nawet za komuny tak nie było...
Na szczęście kolega jest elokwentny, ubłagał panią w serwisie i ta po dwóch dniach przysłała serwisanta. który zadał fundamentalne pytanie: czy wchodzimy na ścieżkę służbową wyznaczoną przez procedurę czy płaci pan do ręki parę dyszek a ja rozwiązuję problem.
Pytanie: czy kolega wybrał rozwiązanie 1 czy 2.
I drugie pytanie: czy kolega i koledzy kolegi kupią jeszcze coś w tej firmie ?