radca
26.07.03, 21:23
" Afera korupcyjna w inowrocławskim szpitalu -wyłudzali lekarze i pacjenci
Choroba od ręki
Orzecznik brał tysiąc, pośrednik kilkaset złotych. Pacjentowi zostawała
połowa lub jeszcze mniej. Policja wykryła zakrojoną na dużą skalę aferę
korupcyjną w Szpitalu Powiatowym w Inowrocławiu. Lekarze i personel średniego
szczebla pomagali pacjentom w wyłudzaniu odszkodowań z towarzystw
ubezpieczeniowych.
Proceder trwał ponad dwa lata. Zatrzymano dotąd 6 osób - troje lekarzy,
pielęgniarkę i dwóch sanitariuszy. Sprawa będzie miała dalszy bieg -
dowiedzieliśmy się od policji. Podejrzanym grozi kara więzienia do lat 8.
- Tacy doświadczeni lekarze. Wszyscy ze stażem powyżej 20 lat. Mieli opinię
bardzo uczciwych - ubolewa lekarz naczelny Szpitala Powiatowego im. Ludwika
Błażka w Inowrocławiu Andrzej Nowakowski. - Przecież nie zarabiali mało.
Jak to robiono?
Cała trójka lekarzy to chirurdzy kontraktowi - dwaj mężczyźni i kobieta.
Legalnie dostawali po 7,5-8 tys. zł pensji miesięcznie w szpitalu. Oprócz
tego kasowali za wystawianie fałszywych zaświadczeń o chorobach, których nie
było. Naganianiem klientów zajmowali się dwaj sanitariusze i pielęgniarka.
Znajdowali chętnego, brali jego dane, przekazywali lekarzowi, ten wystawiał
zaświadczenie - najczęściej o zwichnięciu jakiegoś narządu. Na tej podstawie
można było złożyć w towarzystwie ubezpieczeniowym wniosek o wypłatę
odszkodowania.
Dokumentacja o fikcyjnym leczeniu, niekompletna, często bez zdjęć
rentgenowskich, trafiała do podstawionego orzecznika, który przyznawał wysoki
procent uszczerbku na zdrowiu. Za zwykłe zwichnięcie obojczyka lub nogi - do
18 procent. Uszczerbek był tak mocno zawyżany, żeby było z czego dzielić.
Jeszcze tego samego dnia pacjent szedł do kasy, po czym wyłudzoną z
ubezpieczalni kwotę (od 1,5 do 4 tys. zł) oddawał jednemu z sanitariuszy lub
pielęgniarce, którzy po uszczknięciu swojej doli przekazywali pieniądze
dalej. Pacjentowi zostawała połowa lub jedna trzecia. Orzecznik brał
najwięcej - od tysiąca złotych w górę. Pośrednicy po kilkaset złotych.
Najmniej - 100 złotych - dostawała dwójka lekarzy wypisujących zaświadczenia.
Ich robota była najprostsza. Wypisywali tylko kwit, najczęściej nie widząc
pacjenta na oczy.
Jak dowiedzieliśmy się nieoficjalnie, wśród poszkodowanych towarzystw jest
PZU Życie. Anna Nyka, zastępca dyrektora bydgoskiego inspektoratu firmy nie
chciała tego skomentować.
- Sprawa jest w toku, dopóki się nie wyjaśni, nie udzielimy żadnych
informacji - przekazała za pośrednictwem swojej sekretarki.
Całej szóstce podejrzanych Prokuratura Okręgowa w Bydgoszczy postawiła
zarzuty przyjęcia korzyści majątkowej oraz wyłudzenia. Pierwszy z tych czynów
zagrożony jest karą więzienia do lat 8. Wyłudzenie odszkodowań zarzucono
także kilkudziesięciu pacjentom.
Wiedziało pół miasta
- O tym, że w Inowrocławiu bez problemów można załatwić sobie lewe
odszkodowanie wiedziało pół miasta. Pośrednicy nie zachowywali żadnych
środków ostrożności. Proponowali dokonanie oszustwa zupełnie obcym osobom. I
większość podobno się godziła.
Aferę wykrył wydział do zwalczania przestępczości gospodarczej KWP w
Bydgoszczy. Śledztwo zaczęło się pół roku temu i jeszcze nie zostało
ukończone. Prawdopodobnie do kręgu podejrzanych dołączą kolejni lekarze.
- Jeśli zapadną wyroki skazujące, stracą pracę - nie ma wątpliwości Andrzej
Nowakowski.
Piotr Schutta " Nowosci "