onnanoko
22.06.05, 11:25
Sobota, 18 czerwca, godzina 10.57
Już pora. Starannie podpinam włosy, naciągam rękawiczki, pewnym chwytem
ujmuję ulubioną broń. Biorę kilka głębokich, uspokajających wdechów i –
ruszam. Zadanie jest jasne – dziś muszą zginąć. Nie mają szans. Znam tu każdy
zakamarek, każdą szparę, każdy ciemny, zapomniany przez świat zakątek i teraz
powoli obchodzę je wszystkie, eliminując kolejne cele. Zaglądam w najbardziej
niedostępne miejsca. Jestem bezwzględna; ręka nie drży mi nawet na widok
ledwo odrośniętego od ziemi maleństwa. Schodzę z terenu dopiero gdy upewniam
się, że nie ocalała żadna z NICH.
Wtorek, 21 czerwca, godzina 19.33
Zgodnie z tradycją, wracam na miejsce zbrodni. Jestem rozluźniona i
spokojna. Rozkoszuję się widokami, od niechcenia przesuwam wzrokiem po
strefie mojej sobotniej akcji. Nagle dostrzegam coś niepokojącego. Przybliżam
się ostrożnie. A jednak. Siedzi tam, przycupnięta za wystającym korzeniem,
niemal niewidoczna na brunatnoszarym tle. Eliminuję ją oczywiście jednym
wprawnym ruchem, ale dobry nastrój pryska. Zaczynam wątpić, czy kiedyś uda mi
się JE pokonać.
Środa, 22 czerwca.
Gdyby ktoś z Was cierpiał na brak wyzwań i też chciał zmierzyć się z
ŻYWORÓDKĄ, to z przyjemnością służę – jeszcze nie wyniosłam zwłok na
śmietnik. Z pewnością przetrwa podróż w kopercie, nawet jeśli nasza ulubiona
poczta o konieczności jej dostarczenia przypomni sobie dopiero po wakacjach.
To nic, że roślinka będzie wyglądała na zasuszoną, rozprasowaną jak do
zielnika, uśmierconą na amen. Spróbujcie tylko rzucić ją gdzieś do doniczki,
a przekonacie się, że przeżyła wszystkie niewygody. A jeśli ulegniecie jej
urokowi i pozwolicie szczęśliwie rosnąć i się rozmnażać – nie opuści Was już
nigdy! :)